Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2014, 13:29   #61
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Suki sięgnęła po następną bombę… tym razem kwasową i tę właśnie postanowiła posłać pod nogi fircyka, by zyskać czas potrzebny do ucieczki. Wiedziała już, że nie mają z nim żadnych szans, co też oznajmiła nader głośno swoim “podwładnym”, w niewybrednych słowach każąc im spierdalać jak najdalej stąd… sama zaś rzuciła się w pogoń za wozem, by ostrzec pozostałych.
Butelka z kwasem ciśnięta w okolice nóg fircyka oblała go swą zawartością, wywołując okrzyki bólu i zaskoczenia… ale bardziej zaskoczenia. Arystokrata odwzajemnił to, ciskając w “Opal” fiolkę z ognistą zawartością alchemicznego ognia, ale jego celność pozostawiała wiele do życzenia. Chybił. Wybuch ognia nastąpił pół metra za plecami Suki goniącej powóz. Przez niedomknięte drzwiczki wypadały skrzynie z trumnami, hukiem swego upadku wypełniając ulice. Ale zwinnej Yozuki nie mogły one zatrzymać. Przemykała pomiędzy nimi, a raniony kwasem arystokrata biegł za nią. Tak jak i Kansei…
Zaś bliźniacy wybrali rejteradę poprzez szmaciarzy… grzmocąc ich bezlitośnie w drodze powrotnej.

Opal zerknęła za siebie i praktycznie nie zwalniając biegu, strzeliła z kuszy. Fircyk był niebiezpiecznie blisko niej… jeśli udałoby jej się go spowolnić… osłabić… czy Kansei sobie z nim poradzi? Wątpiła w to. W nieznajomym było coś takiego… co zapalało wszystkie lampki ostrzegawcze w jej umyśle. Ale Wąż był uparty i dumny, jeśli zwęszy szansę zostania bohaterem, spróbuje ją wykorzystać. Suki miała nadzieję, że jednak wykaże więcej rozsądku i nie wejdzie w zwarcie.
Nie miała jednak na to wpływu.
Po oddaniu dwóch strzałów popędziła przed siebie, próbując choć dogonić pędzący wóz. Jeśli udałoby jej się na niego wdrapać, spróbuje zatrzymać konie. Jeśli nie… cóż, przynajmniej na czas ostrzeże przyjaciół.
Konie pędziły wyjątkowo szybko jak na zwierzęta obciążone wyładowanym do połowy wozem. Musiały być wyjątkowo silne. A na pewno były wyjątkowo głośne, co dawało nadzieję, że towarzysze je usłyszą.
Pociski wystrzelone w biegu nie mogły być zbyt celne, ale pierwszy jakoś dosięgnął arystokratę wbijając się między żebra i sprawiając, że zwolnił. W odpowiedzi szlachcic rzucił sztyletem w Suki i ostrze jego broni otarło się boleśnie o udo dziewczyny. Na szczęście było to tylko draśnięcie. Bolesne jednak i spowolniło ją na chwilę… tym bardziej oddalają szansę dogonienia wozu. A Kansei zaatakował od tyłu arystokratę. Jego kopnięcie najwyraźniej go oszołomiło na chwilę, a kolejne uderzenia pięścią powaliły szlachcica na ziemię.

Kiedy stało się jasne, że dziewczyna nie dogoni powozu, zwolniła i wreszcie zawróciła do fircyka. Wystrzeliła tylko racę ostrzegawczą mając nadzieję, że Huramu zrozumie przekaz. Mężczyzna leżał ogłuszony, ale to wcale nie czyniło go bardziej bezbronnym. Dlatego też pierwszym, co zrobiła, była próba rozbrojenie szlachcica, by go związać, zakneblować i zawiązać mu oczy. Nie było to łatwe… Owszem wybicie mu broni z dłoni okazało się proste. Ale sam szlachcic okazał się zaskakująco silny i odporny na ciosy.
Mimo umiejętności Kansei w zadawaniu bólu i ogłuszających ciosach, arystokrata zdołał się dźwignąć, a Suki dosłyszała odgłos broni palnej… wóz z końmi musiał dojechać do drugiej pułapki. Arystokrata zaś sięgnął do kieszeni, wyrzucając kilka patyczków dymnych.
W odpowiedzi na to Opal wyjęła z małej pochewki przy pasie maleńki nożyk, którego ostrze przez chwilę zalśniło złowrogo, a ona niczym kobra rzuciła się do przodu, by drasnąć dłoń mężczyzny, nim rozpłynie się w chmurze dymu.
Podobnie postąpił Kansei, rzucając się na arystokratę. Suki dosięgła celu. Jej nożyk zatruty toksyną wbił się w ciało, ale… to co stało się potem, zaskoczyło ich oboje. Bo przeciwnik chyba rzeczywiście rozpłynął się w chmurze dymu i to dosłownie. Poprzez ostrze przestała odczuwać opór, a i dym który powoli rozwiewał się, nie ukrywał w swych oparach żadnej sylwetki! Ale przecież to niemożliwe!
Jakim cudem on był odporny na jady jakimi go potraktowała i znosił ciosy Huramu, które powinny go ogłuszyć przynajmniej, jeśli nie zabić? Nawet jeśli był cherlawym magiem obłożonym zaklęciami, to i tak powinni go zdołać spacyfikować. I gdzie zniknął?!

Usłyszeli za sobą kroki. To “Słowik” zmierzała do nich, pewnie zaniepokojona racą.
- Znajdę go. Pewnie gdzieś się tu ukrywa. - “Wąż” źle znosił porażki, nawet jeśli nie były one całkowite. Wszak przepędzili tych szmuglerów i zdobylii część ich towarów. Ta droga przemytu była już dla tych przestępców spalona.
- On… on się rozpłynął w powietrzu. - Opal wyglądała na zszokowaną - Trafiłam go, a on zamiast paść… zniknął. - rozejrzała się wokół sceptycznie - Możemy przeszukać zaułki, ale nie sądzę, byśmy go znaleźli. Spróbuję coś wypatrzyć z góry… - w jej głosie wciąż czaiło się powątpiewanie. Bo czyż można zlokalizować… mgłę?
- Ja je przeszukam. On mi nie umknie. - odpowiedział posępnym tonem Kansei i ruszył na poszukiwanie, dodając przez ramię. - Może z tych jego pomocników da się wydusić coś.
Tymczasem Shirako podeszło do Yozuki i spytała cicho. - Wszystko w porządku?
- Ja…? Tak… - Suki spojrzała z roztargnieniem na zranione udo - To tylko draśnięcie, ostrze nie było zatrute. - rozejrzała się wokół - Widziałaś coś? Ten dym, który był między nami… nie poruszało się w nim nic?
- Niczego… a te konie, które gnały ciągnąc za sobą wóz. Nie przestraszyły się huku i nie powstrzymał ich ogień. Dziwne… zwierzęta powinny bać się ogniowej zapory. - zamyśliła się Urei.
- Ten ich lalusiowaty przywódca kazał im biec… to pobiegły. To było… dziwne. Zresztą reszta jego zbirów zachowywała się tak samo... jak zahipnotyzowani, bezwzględnie słuchali jego poleceń. Oberwali, ale jak kazał im wstać i walczyć to wstali… i walczyli. - Suki wyglądała na zamyśloną - To wszystko strasznie dziwne było. No i na koniec on po prostu rozpłynął się w tym dymie, który zrobił. Czułam go pod ostrzem, a potem… się… rozmył. Zniknął. Nie słyszałam jeszcze o żadnym magu, który by tak potrafił. - podeszła do najbliższego budynku i zaczęła się wdrapywać - Rozejrzę się chwilę i wracamy do reszty, okej? - uśmiechnęła się do Słowik.
- Mamy łupy… i przegoniliśmy przemytników, którzy byli na tyle głupi, by działać na naszym terenie bez pozwolenia. - zamyśliła się "Słowik" pocierając podbródek, po czym dodała radośnie, klepiąc pocieszająco “Opal” po ramieniu udzie/łydce bo się wspina. - Więc nie jest tak źle. Następnym razem, nie damy się tak zaskoczyć. Będziemy przygotowani.
- Ale jak się przygotować do złapania mgły..? - mruknęła Suki, wypinając się wyżej. Zamierzała znaleźć najwyższy dach w okolicy i stamtąd się rozejrzeć.

Wdrapanie się na ozdobne dachy pobliskich budynków zajęło “Opal” kilkach chwil. W tym czasie “Słowik” zapędziła bliźniaków do zbierania łupów a marynarze, którzy otrząsneli się z uroku, w panice zabrali się za ratowanie płonącego statku. Pojawili się strażnicy miejscy, których Huramu zaczął urabiać historyjkami o pożarze i spłoszonych zwierzętach. Niewątpliwie część skrzyń z trumnami należało porzucić. Choćby z tego powodu, że było ich zbyt wiele, by gang Tatsumo zdołał je wszystkie przejąć. Niemniej zdobycz była dość pokaźna i Suki powinna być zadowolona. Nie była.


Przeskakując z dachu na dach, dziewczyna szukała arystokraty, podobnie jak Kansei. Przebieg walki choć zwycięski dla niej, napawał ją niepokojem. I sprawdziły się przeczucia Suki, ich przeciwnik rozwiał się jak dym… nie było po nim śladu. Niemniej nie dawała za wygraną aż… zobaczyła Mistrza Yoh.
Leżącego na brzuchu… w dużej kałuży krwi. Przyczyną tego była dekapitacja. Jego głowa leżała kawałeczek dalej. Patrząc na to z góry, przerażona tym faktem Suki zauważyła coś jeszcze. Miecz jej mistrza… nie było go. Został zabrany przez jego mordercę.
Połykając niechciane łzy, szybko zeskoczyła na bruk i położyła głowę na odpowiednim miejscu, troskliwie przecierając twarz swego Mistrza jedwabną hustką. Tą, którą dostała kiedyś od jakiegoś przypadkowego adoratora “na szczęście” i którą z jakiegoś powodu zawsze nosiła przy sobie.
To… to nie mogła być prawda.
Opal przeszukała miejsce tej potwornej zbrodni z drobiazgowością, w której szukała ucieczki i zapomnienia. Aż w końcu nie było nic nowego do odkrycia…
- Odzyskam Twój miecz… - szepnęła, całując lekko zimne czoło zmarłego.

Zwierzęce niemal wycie, które pomknęło uśpionymi uliczkami wśród doków przeraziło zarówno marynarzy, jak i członków gangu.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline