Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2014, 23:38   #482
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Sztuczki! Sztuczki i podstęp!

Wielkie było niepocieszenie Galeba, że z każdą potyczką musiał na własnej skórze przekonywać się o kolejnych i kolejnych plugawych praktykach skavenów. Wiedział o nich coraz więcej, ale czy ta wiedza była tego wszystkiego warta?

Chyba wielka determinacja w przejrzeniu kolejnego fortelu szczuroludzi wyostrzyła wzrok runiarza. Zaczął dostrzegać przepływające w wodzie cienie. Szczury doskonale sobie radziły w jaskiniach i jak dało się zobaczyć też w wodzie. Ten nurt by obił krasnoluda i pewnie nie pozwolił mu na cokolwiek... a szczurze cienie przepływały jakby nigdy nic...

Runiarz chwycił kamień i cisnął go w wodę koło jednego z ciemnych kształtów.

Jak na zawołanie, niczym sprężyna z wody wychynął skaven dzierżący w dłoni kuszę z której wystrzelił. Chybił sromotnie, ale zaraz zanurkował i popłynął dalej z prądem. Poziom bezczelności szczura był niewyobrażalny. Ale najwyraźniej widząc, że nie uda się im podejść niezauważonym skaveny nie próbowały wychodzić na brzeg. W międzyczasie za plecami runiarza zabawa przy tunelu rozkręcała się na całego, bowiem słychać było wybuchy... Połatany przez Thorina Kyan podniósł się i wziął do ręki kuszę wzmacniając wartę, którą trzymał Galeb, ten jednak zdał sobie sprawę z czegoś - nie mieli światła.

Jedynym jego źródłem był teraz chemiczny płomień ze zdetonowanej przez Dirka bomby. Dlatego Galeb postanowił coś z tym zadziałać. Kyan rzekł, że w jego plecaku znajduje się lampa, tyle że pusta. Krzycząc runotwórca zapytał o olej. Od strony tunelu nadeszła odpowiedź, że Dirk takowy posiada. Bez dłuższego guzdrania się runiarz chwycił lampę i pokuśtykał w stronę gdzie Dirk rozłożył się ze swoimi materiałami wybuchowymi i szykował dla skavenów kolejną niemiłą niespodziankę. Nie było to łatwe. Szalejący przy wyjściu z tunelu pożar, plus wcześniej palący się górniczy wózek narobiły tyle dymu, że niektórzy zaczęli kaszleć i się krztusić. Na szczęście runiarz przezornie namoczył szal w wodzie i owinął go wokół twarzy.

Odebrawszy od alchemika oliwę Galeb zaczął napełniać lampę. Wtedy też Dirk widząc że towarzysze mają problemy w odpieraniu nacierających skavenów chwycił kuszę, a Runiarzowi wcisnął do ręki jedną ze swoich bomb instruując jak ma jej użyć.

Galeb spojrzał na bombę, potem na zniszczenia jakie spowodowała poprzednia i poczuł dreszcz. Nie obawy, ale dreszcz zemsty. Obsługa ładunku wydawała się bajecznie prosta. Zapalić, rzucić i patrzeć jak wroga pochłania ogień. I jakby zły los chciał, aby zaraz myśli te się spełniły. Oto szczury zaczęły wypełzać z tunelu większą ilością. Wyglądało na to że Detlef, Roran, Grundi i Thorgun na których głównie opierała się obrona nie zdołają odeprzeć nacierającego wroga. Galeb nie zastanawiał się dwa razy.

Przerwał majstrowanie przy lampie i skrzesał iskry. Nasączona szmatka wetknięta w kulę pełną łatwopalnej substancji zajęła się szybko. Dirk mówił że to specjalność jego klanu, ta mieszanka. Czas był najwyższy przekonać się jak to działa.

Pech prześladował Galeba. Strzelano do niego i rzucano w niego, a on nic nie mógł zdziałać. Podsumowaniem tego było, że bomba którą dostał do ciśnięcia wyślizgnęła się z jego dłoni, kiedy się nią zamachnął. Była cała śliska od substancji, którą była nasączona szmatka, a ta teraz paliła się w najlepsze. Runiarzowi oczy się rozszerzyły. Chwycił oburącz kulę próbował nią miotnąć do wody, aby tam sobie spokojnie wybuchła.

- Dirk! Wybuchy to twoja brożka! Mnie tego więcej nie dawaj...


Nie dokończył. Bomba eksplodowała posyłając Galeba wiele metrów do tyłu prosto na ścianę przy której walczyli jego kamraci. Ale tego co dalej było już nie widział

***

Otworzył oczy. Jakieś postacie migotały mu i wszystko zasnuwał dym. Gdzieś tam palił się ogień. Dużo ognia i to takiego dziwnego. Takiego alchemicznego. Takiego jakiemu Galeb nie ufał.
Był też ból. Straszliwy. Promieniujący z prawie całego ciała. Nie czuł twarzy. Nie czuł dłoni. Ktoś go wołał.
- Nic... nic mi... nie jest. - wycharczał do tego kogoś.
Szczęki broni. Krzyki, piski i kaszlnięcia. I przygasający ogień. Ach.. chyba jednak umierał. Robiło się ciemno i wszystko powoli cichło. Zaczął kaszleć. Miał problem z oddychaniem.
Najwyraźniej najwyższy był czas aby przywitać się z Gazulem.
Złożył więc Galeb zwęglone dłonie na piersi jakby do modlitwy i powoli zaczął odpływać. Nie zauważył nawet kiedy świadomość uciekła i przestał już cokolwiek odbierać z otoczenia.
 
Stalowy jest offline