Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2014, 02:30   #12
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ciepło karczmy stanowiło miłą odmianę po lodowatym piekle hulającym na zewnątrz. Sole z prawdziwą ulgą ściągnęła kaptur i strzepała śnieg, zalegający grubą warstwą na materiale płaszcza. Zgrabiałe dłonie z początku nie chciały współpracować, pieczeniem manifestując powracające w palcach krążenie. Dziewczyna przez moment zatęskniła za słonecznym południem, wraz z jego łagodnymi zimami, lecz szybko przywołała myśli do porządku. Nie było co roztkliwiać się nad przeszłością, skoro miała przed sobą przyszłość. Chłód nie należał do zjawisk stałych, jeszcze trochę i temperatura zacznie się zmieniać na bardziej znośną. Wszystko się zmienia, a każda zmiana jest dobra.

Wystrój, jak to w takich miejscach bywa, przysłowiowej dupy nie urywał. Właściciel stawiał na prostotę i funkcjonalność, nawet nie próbując nadać wnętrzu cieplejszego charakteru. Mimo całej tej surowości Werner nie narzekał na brak gości. W końcu nie przychodzili oni podziwiać piękna architektury, lecz spić się i zaspokoić najbardziej pierwotne z instynktów - nie potrzebowali do tego arrasów, ani kryształowych kielichów, choć subtelny dźwięk lutni, dobiegający gdzieś z cienia, nadałby odpowiedniejszej atmosfery. Z drugiej zaś strony...muzyka utonęłaby w ogólnym hałasie, więc była zbędna, a szkoda.

Wszędzie panował ścisk i harmider, a z każdego kąta łypały mordy, które strach byłoby spotkać nocą w ciemnej uliczce. Sole nie czekała, aż ktoś z obsługi zwróci na nią uwagę. Gdy cel zniknął za kotarą, od razu podeszła do podpierającego ścianę ochroniarza, który tępym wzrokiem wodził po zebranej tłuszczy, co jakiś czas ziewając dyskretnie w rękaw. Mężczyzna był młody i raczej dość drobno zbudowany, jak na standardy swojego fachu, a gładko ogolone policzki i zaczesane do tyłu długie, czarne włosy odsłaniały oblicze o dość harmonijnych rysach twarzy i niepokojących, ciemnobrązowych oczach. Wyróżniał się na tle reszty oprychów i dziewczyna zastanawiała się przez dłuższy moment czy aby przypadkiem nie jest on dziwką, tyle że męską. Wiadomo, ludzie mieli różne gusta i potrzeby.
- Jest jakieś imię w komplecie do tej gładkiej buźki? - zagadnęła, opierając się plecami o ścianę tuż obok młodzieńca.

Chłopak wzdrygnął się, lecz zaraz przybrał poważną minę. Obrzucił Estalijkę taksującym spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na biuście. Obserwacja musiała wypaść pomyślnie, bo wyszczerzył zęby i pochylając się w jej stronę mruknął:
- Może i jest. Zależy…

- Od czego? - wcięła się w jego wypowiedź, unosząc pytająco brew.

Mężczyzna wzruszył ramionami.
-Od pogody, nastroju i tego, co zyskam w zamian za odpowiedź.

Arellano uśmiechnęła się niewinnie, unosząc głowę do góry.
- Co powiesz na moją dozgonną wdzięczność? -spytała, trącając go ramieniem.

-Wolałbym jakiś bardziej namacalny dowód, ale niech będzie. Na początek wystarczy. - zaśmiał się, kręcąc z politowaniem czarną czupryną - Jestem Konrad. Konrad Wulge. Mów mała, czego ci potrzeba?

- Wiesz, jestem tu nowa. Niedawno przyjechałam do miasta i szukam miejsca, żeby się zaczepić, stanąć na własne nogi - Sole machnęła ręką, jakby próbowała chwycić coś niewidzialnego i tym potrząsnąć - Możesz mi wskazać osobę z którą muszę porozmawiać, by dostać tu jakąś fuchę? I nie mówię o byciu kelnerką. Jeśli ktoś ma mnie łapać za tyłek, to też chcę mieć z tego jakąś przyjemność

-Da się załatwić - Konrad zarechotał, zjeżdżając wzrokiem bezczelnie na odkryty dekolt - Jeśli szukasz towarzystwa, to niedługo kończę i z chęcią cię poklepię tu i ówdzie. Jak szukasz roboty to zagadaj z herr Wernerem. On zarządza tym bajzlem. Stoi tam o, przy barze. - wskazał dyskretnie na poznaczonego bliznami mężczyznę koło czterdziestki.
Sole rozpromieniła się, kiwnięciem podziękowała za informacje i obiecując że jeszcze porozmawiają, zostawiła młodzika za plecami. Dowiedziała się, czego chciała. Dalsza rozmowa z nim nie była konieczna.

Wskazany człowiek, opierający się nonszalancko o bar, wydawał się zatopiony we własnych myślach. Spoglądał na salę, co jakiś czas pociągając solidnie z kufla, a jego ruchy pozostawały oszczędne, zupełnie jak u czającego się do skoku drapieżnika. Arellano lubiła takich osobników, kontakty z nimi zawsze owocowały przyjemnym dreszczem, rozchodzącym się wzdłuż kręgosłupa. Mógł się na nią rzucić, lub porozmawiać - decyzja zależała teraz tylko od niej. Odgarnęła z czoła kosmyk ciemnych włosów i zatknęła go za ucho, odsłaniając w pełni szeroki, czarujący uśmiech, wytrenowany przez te wszystkie lata do perfekcji. Maestro zawsze powtarzał, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a człowiek wyrabia sobie zdanie o drugiej osobie w przeciągu kilku sekund. Jeśli chciała dostać to, po co tu przyszła, musiała zagrać odpowiednią rolę.
-Herr Wutend - odezwała się niskim głosem, gdy znalazła się tuż za nim - Czy byłby pan tak uprzejmy i poświęcił mi chwilę?

Mężczyzna do momentu, gdy Sole zagadnęła do niego, nie zwracał na nią uwagi. Poświęcał ją klientom którzy znajdowali się w lokalu. Widać było gołym okiem, że Werner nie był kimś skorym do głębszej rozmowy, czy dywagacji nad istotą życia. Był człowiekiem czynu, działania a jego domeną była przemoc. Proste środki, dzięki którym ugruntował sobie pozycję w tej części miasta, zdawały się idealnie pasować do tego typu osobnika.
Gdy tylko Sole odezwała się, skupił na niej swoją całą uwagę. Zaintrygowanie pojawiło się na jego twarzy.Odwrócił się całym ciałem w jej stronę.
-Tak..droga damo. Dobrze trafiłaś. W czym mogę ci pomóc? - zapytał, bacznie obserwując zachowanie kobiety.

Ta skinęła głową w podzięce i obdarzyła go powłóczystym spojrzeniem, rzuconym spod firany długich rzęs. Może i nie była silna, ani nie władała orężem w stopniu zaawansowanym, lecz miała swoje sposoby. Czego jak czego, ale urody i wdzięku bogowie jej nie poskąpili.
-Dziękuję - odparła jakby po chwili wahania - Wiem, że macie dużo na głowie, a ja jeszcze was niepokoję. Postaram się nie zawracać waszej uwagi dłużej, nż to konieczne, obiecuję - zamilkła, rozglądając się po sali i zaraz podjęła temat - Macie naprawdę porządny lokal. Odwiedziłam już kilka, a wasz sprawia najlepsze wrażenie. Widzę, że panują tu zasady i porządek, a nie czysta samowolka klienteli. Wszyscy są zadowoleni, nikt nie wszczyna bezpodstawnie burd...podoba mi się. Widzicie panie, szukam pracy. Czasy ciężkie nastały, los rzucił mnie akurat do tego miasta. Wypada więc przyjąć swoją rolę i dostosować się do nowych warunków. Pytanie, czy przyjmiecie mnie pod swoje...silne skrzydła? - zakończyła, spoglądając z uznaniem na szerokie ramiona rozmówcy i zdusiła w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem. Jakże żałowała, że jej były nauczyciel tego nie widzi.

Właściciel podrapał się po brodzie, jakby ważył każde teraz słowo, jednocześnie lustrując Estalijkę od góry do dołu. Twarz jego starała się być obojętna, tak samo jak słowa, które zaczął wypowiadać:
-Praca..No faktycznie, ciężkie czasy nastały. A jak Ci na imię ? - zapytał i gdy dostał odpowiedź kontynuował -Kelnerek widzisz obecnie nie potrzebuję. A coś innego potrafisz? - zapytał z lekkim błyskiem w oku, a słowa zawierały w sobie dziwną sugestię.

Sole potarła policzek, udając że się nad czymś zastanawia.
- Rita - odpowiedziała na zadane pytanie - Potrafię parę rzeczy, zresztą nie o kelnerstwo mi chodziło - pochyliła się do przodu, a na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech. Wyciągnęła dłoń i nakryła nią nadgarstek zbira - Może...zechcesz przeprowadzić kilka testów i sam ocenisz w jakiej roli sprawdzę się najlepiej?

Mężczyzna uśmiechnął się lubieżnie, gdy tylko Sole go dotknęła i sam wyciągnął swoją dłoń gładząc jej policzek. Jego skóra była szorstka, pełna blizn i zadrapań, lecz miał wyczucie w palcach.
-Z reguły przyjmowaniem nowych dziewczyn zajmuje się Lutz, ale dla ciebie chyba zrobię wyjątek..droga Rito - nachylił się tak, by móc wypowiedzieć te słowa na ucho dziewczynie, jednocześnie muskając je ustami.

Arellano westchnęła, nie mogąc przestać myśleć o tym, że w drodze powrotnej musi zajść na targ po maść dla Gerti. Panowała jednak nad emocjami, dawno przestała być nowicjuszką. Odsunęła się lekko i ujęła mężczyznę pod ramię.
- Nie traćmy więc czasu - wymruczała, patrząc mu prosto w oczy - Znajdźmy jakieś ustronne miejsce, aby nikt nam nie przeszkadzał.

Mężczyzna kiwnął głową, dając znać jednemu z ochroniarzy by ten stanął za barem. Sam ruszył, puszczając Ritę przodem, do małej kanciapy. Skromny pokoik, w którym stało tylko biurko i fotel, oraz dwie szafki. Na jednej z nich stało wino w karafce, oraz kilka kieliszków. Na drugim jakieś księgi, stosy papierów. Sam Werner usiadł na dużym, szerokim fotelu, mówiąc:
-Zamknij drzwi..proszę.. - jego ton był łagodny i spokojny
-Tak więc..czym chciałabyś mi zaimponować? - zapytał się, ukazując swoje zęby.

Mechanizm zamka jęknął, zazgrzytał i zapadła cisza, przerywana tylko regularnym oddechem znajdujących się w pomieszczeniu osób. Drzwi tłumiły harmider głównej sali, zmieniając słowa i krzyki w trudny do rozpoznania, jednostajny pomruk. Sole wzruszyła ramionami i podeszła szafeczki. Bez pytania nalała kieliszek wina, starając się nie uronić ani kropli.
- Odpręż się, już ja się tobą zajmę - powiedziała, wręczając Wernerowi pucharek.
Poczekała aż się napije i zaatakowała, wpijając się ustami w mokre od wina wargi. Ręce skierowała ku dołowi, rozpinając po kolei guziki koszuli. Mężczyzna cierpliwie oddał pocałunek, oddając się pod władanie Rity. Jej dłonie zaczęły delikatnie masować umięśnioną klatkę, a usta obdarzać usta, szyję i czoło pocałunkami. Gdy poczuła, że Werner zaczyna sięgać po nią łapczywie rękami, zsiadła z niego i stanęła za jego plecami. Dłonie, które wydawały się tak delikatne i kruche, oparły się mocno o barki Wernera i zaczęły swój taniec na nowo. Mężczyzna zamknął oczy, oddając się przyjemności, co jakiś czas mrucząc z zadowolenia. Masaż trwał jakiś czas, bowiem gdy barki zdawały się być zrelaksowane, dłonie skierowały się ku szyi. Z trudem i lekkim grymasem na twarzy, Sole powstrzymywała się od skręcenia mu karku .
W końcu poczuła, że trzeba przejść do rzeczy, więc bez zbędnych ceregieli zajęła się “nowym pracodawcą”.
Nie zamierzała się z nim pieprzyć, co najwyżej zrobić mu dobrze. Powoli, tak by jego przyjemność trwała jak najdłużej. Nie myślała o tym, po prostu wiedziała, że to co robi służy większej sprawie. Pod dotykiem jej dłoni, ust penis Wernera co chwila twardniał i wiotczał. Bawiła się z nim i nim. W końcu miała dość tej przedłużającej się zabawy, więc postanowiła to szybko zakończyć. Znaczna część penisa zniknęła w jej ustach, a jej dłonie idealnie zaczęły naciskać na jądra mężczyzny. Ten nie był stanie się kontrolować i wraz z głośnym jękiem wydobywającym się z jego gardła, doszedł.

Sole wstała, wytarła usta, i z wrednym uśmieszkiem zwróciła się do pracodawcy:
-Myślę, że ta mała demonstracja pomoże przekonać cię do zatrudnienia mnie - pochyliła się nad nim, całując go delikatnie w nos i dodała -Co do reszty moich umiejętności, chętnie je zademonstruję o ile nasza współpraca będzie się rozwijać dobrze.- mrugnęła konspiracyjnie.

Mężczyzna przez chwilę sprawiał wrażenie otępiałego. Zdawało się, że szuka słów, które gdzieś mu ugrzęzły. Potrząsnął głową tylko, chcąc dojść do siebie.
-Przyjdź jutro rano.. Ubierz się odpowiednio. Myślę, że znajdę znajdzie się tu paru chętnych, skorzystać z twoich umiejętności. Ci mężczyźni bywają nader hojni, więc oboje może będziemy zadowoleni - pogłaskał ją po policzku czule, a dziewczyna przytaknęła.

-Dobrze, że udało się nam dojść do porozumienia… - i obyło się bez trupów. Na razie. - dodała w myślach z wciąż tym samym niewinnym uśmiechem.

***


Załatwiwszy co miała do załatwienia, Arellano udała się w kierunku domu. Po drodze odwiedziła jeszcze medyka i po krótkich targach nabyła maść dla Gerti. Naprawdę lubiła staruszkę i znała ją już na tyle by wiedzieć, że pozbawiona swoich dolegliwości uśnie niczym kamień, umożliwiając dziewczynie swobodne poruszanie się po domu aż do samego rana.
Ostatnim na co Estalijka miała ochotę, było wymyślanie kłamstw na temat nocnych gości i konieczność tłumaczenia się gospodyni z niezapowiedzianych wizyt podejrzanych osobników...a Karl definitywnie do nich należał. Nigdy nie darzyli się zbytnią sympatią, tym bardziej, że zaraz po przyjeździe Sole pozbyła się jego celu w sposób dość brutalny, lecz niepozwalający jednoznacznie przypisać jej morderstwa. Może właśnie dlatego Neumann zwrócił na nią uwagę i zaczął traktować poważnie.
Któż mógł to wiedzieć?

Po kolacji pomogła starowince posprzątać i dopiero gdy zza lichych drzwi na parterze dobiegło głośne chrapanie, sama udałą się do swojego pokoju. Usiadła na łóżku i opierając plecy o ścianę, podciągnęła kolana pod brodę. Zawiesiła wzrok na pokrytym szronem oknie i czekała. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ze wszystkich kątów począł wypełzać mrok. W końcu niebo na zewnątrz przybrało barwę atramentu, a ruch na zaśnieżonych uliczkach jakby zamarł.
Nagle usłyszała ciche pukanie w szybę. Zobaczyła poznaczoną bliznami dłoń, która po chwili otworzyła drewniane okiennice. W dziurze pojawiła się paskudna morda Karla, który wyszczerzył zęby w uśmiechu.


Sole pokazała mu by zachowywał się ciszej, na co ten tylko skinął głową. W końcu wgramolił się jakoś do środka i zasiadł na przeciwko dziewczyny.
-Szef mówił, że masz sprawę do mnie? - rzucił bezpośrednio.

- Tak mam. Cieszę się, że znalazłeś chwilę. Napijesz się czegoś, nim zaczniemy rozmawiać na poważnie? - wskazała ręką butelkę wina, stojącą na stoliczku obok i dodała z uśmiechem - Częstuj się, nie jest zatrute.

Karl pokręcił głową. Jego twarz, naznaczona przez życie, idealnie pasowała do jego oczu. Takich smutnych, spokojnych jakby nie tliło się w nich żadne życie. Był profesjonalistą w swoim fachu, ale nie było w tym co robił pasji. Jakby pogodził się z losem.
-Nie, dzięki. Co tam potrzebujesz? - głos wyrażał, że chce przejść do konkretów.

Dziewczyna pokręciła głową, wzdychając przy tym boleśnie.
-Karl. Karl… - zacmokała, odklejając plecy od ściany. Oparła dłonie o siennik i jednym, szybkim susem podniosłą się do pozycji stojącej, lądując stopami miękko na zimnej podłodze - Zawsze taki poważny i opanowany...naprawdę, czas mógłbyś się rozerwać. Od tego się nie umiera, a wbrew pozorom każdy potrzebuje głębszego oddechu od czasu do czasu - leniwym krokiem podeszła do stolika i nalała wina do wyszczerbionych kubków. Jeden zatrzymała, drugi zaś wepchnęła szpiegowi, nie bacząc na sprzeciw.
- Potrzebuję przysługi, ot i cała tajemnica. Klient nazywa się Lucius Holtz, jest urzędnikiem. Chcę wszelkich informacji na jego temat: gdzie mieszka, co lubi, ilu ma ochroniarzy. Wiem, że zdobycie planów jego domu, tych prawdziwych, jest dla ciebie łatwiejsze niż splunięcie w kąt - pochyliła się na gościem, spoglądając mu głęboko w oczy - Pomóż mi z tym drobnym problemem, a nie pożałujesz. Potrafię okazać wdzięczność. - zakończyła, przejeżdżając opuszkami palców po zarośniętym policzku.

Karl chwycił jej nadgarstek w swoją rękę. To był mocny uścisk, władczy.
-Sole, gdybym zechciał taką nagrodę...pewnie nie dożył bym poranka. Wolę kasę albo przysługę. Co wolisz? - padło pytanie, a prawa brew delikatnie uniosła się do góry.

Dziewczyna miała ochotę się roześmiać, lecz jej twarz pozostała niewzruszona. Czyli wciąż pamiętał o drobnym incydencie sprzed kilku miesięcy, gdy jeden ze zbirów Neumanna pozwolił sobie na zbytnią bezpośredniość, a następnego ranka znaleziono go martwego w rynsztoku. Jacy ci ludzie w Imperium byli pamiętliwi...
-Łamiesz mi serce - powiedziała cicho, jakby z delikatnym wyrzutem - [i]Naprawdę uważasz, że zrobiłabym ci krzywdę, nim przekazałbyś informacje? Daj spokój, to nie działa w ten sposób. Zaprosiłam cię pod swój dach, zaoferowałam poczęstunek. Masz więc prawa gościa, jesteś nietykalny...a jeżeli się obawiasz o swoje życie, pozwolę ci związać mi ręce - dodała z uśmiechem, spoglądając wymownie na skrępowany nadgarstek i dodała - Nie jestem takim potworem, na jakiego mnie kreujecie.
Kłamanie zawsze przychodziło jej tak jakoś naturalnie.

Wzruszenie ramiona, skwitowane:
-A pewnego dnia, w ciemnej uliczce ktoś poderżnie mi gardło. Nie, ale podziękuję.. - rzucił twardo.

Tym razem Sole nie wytrzymała. Zaśmiała się szczerze, a gdzieś na dnie jej niebieskich oczu zabłysły i zgasły złośliwe błyski.
-Rozwaga godna pochwały - odparła lekko, gdy już się uspokoiła. Wyswobodziła dłoń z uścisku, patrząc z ciekawością na mężczyznę - Jeśli mi pomożesz, będę ci winna przysługę i na jakiś czas uwolnię cię od konieczności ciągłego oglądania się za ramię. Pasuje? Tylko informacje, które dostarczysz, muszą być zadowalające. W przeciwnym razie będzie mi bardzo smutno...a nie chcesz, żeby tak było. - parsknęła, upijając łyk wina.

-Lucius Holtz… - powtórzył Karl...kiwając głową -Dwa, może trzy dni potrzebuję na zebranie informacji o nim…Przyjdę wieczorem.. - rzucił krótko

Sole przytaknęła, dając mu do zrozumienia, że przyjęła do wiadomości jego słowa.
-Dwa dni...i wejdź tak jak dzisiaj. Im Gerti mniej wie, tym lepiej śpi - wskazała brodą na okno.

Karl spojrzał jej prosto w oczy i rzucił:
-Cóż..jak stawiasz tak sprawę, to i przysługa będzie większa...znacznie większa.. - po tych słowach wstał po cichu i bezszelestnie wyszedł przez okno.

Arellano poczekała aż szpieg zniknie, a prószący z nieba śnieg przykryje jego ślady. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na szyderczy, pełen pogardy grymas. Źrenice zwięzły się i bił od nich chłód gorszy niż mróz szalejący na zewnątrz. Zabezpieczyła okiennice i w milczeniu rozpoczęła przygotowania do jutrzejszej maskarady. Czekał ją ciężki dzień.

***


Karczma “Ostatnia Kropla” już od samego poranka tętniła życiem. Goście co chwila wchodzili, i zasiadali przy stołach, by w towarzystwie kobiet spędzić czas. Na wejściu Sole od razu zagarnął Werner, który jej od góry do dołu sobie ją obejrzał.
-Dobrze że przyszłaś. Mam gościa, którym trzeba się pilnie zająć… - rzucił krótko, spoglądając dziewczynie w oczy, chcąc upewnić się że jest gotowa.
Bardziej gotowa nie mogła być. Wyszykowana, z błąkającym się po twarzy delikatnym uśmiechem, czekała na dalsze wydarzenia.
- Też się cieszę, że cię widzę - odparła, klepiąc mężczyznę po ramieniu - Pilnie powiadasz...czyżby ktoś zaczynał rozrabiać, albo miał to w planach? Powiedz jak ma na imię i gdzie jest. Postaram się zająć jego uwagę czymś innym

Twarz mężczyzny wskazała na siedzącego na wielkiej, czerwonej pufie równie wielkiego, tłustego wręcz mężczyznę. Zajadał on kurczaka i popijał łapczywie wino z kielicha.
-Ten mężczyzna nazywa się Hrabia Rudiger von Blitz. Jest wpływowym mężczyzną.. - Sole już nawet nie słuchała dalej, bowiem widok mężczyzny, którego miała zabawiać wzbudzał w niej lekką odrazę. Wpatrywała się w niego, by w pewnym momencie natrafić na wzrok ów mężczyzny. Ten na widok Sole, tylko się oblizał, by znów złapać kurczaka i wepchnąć go do ust.

Następne dwie godziny spędziła na chichotaniu i podziwianiu bogactwa, oraz wątpliwej urody von Blitza. Zasypywała go komplementami, słuchała uważnie i przytakiwała, gdy mówił. Pilnowała też, by jego kielich cały czas pozostawał napełniony. Tłuścioch wlał w siebie cały dzban wina, lecz wciąż trzymał się na nogach. Posłała więc po kolejny, lecz tym razem baron pilnował, by dotrzymywała mu kroku
-Dalej, moja droga. szlachcicowi nie wypada odmówić - bełkotał, przyciągając ją do siebie i podtykał pod nos kolejne porcje trunku. Udawała że pije, wylewając wino za każdym razem, gdy choć na chwilę odwracał wzrok, a złość powoli zastąpiła czysta, niczym nieskrępowana nienawiść. Sole potrzebowała dobrych kilku minut, by opanować się na tyle, by przy wstawaniu nie rzucić się grubasowi do gardła.
Spokój i opanowanie. Pamiętaj, cokolwiek robisz, nigdy nie daj się zdemaskować - cichy głos maestro przywrócił ją do porządku. Pamiętała, szkolenia nie dało się łatwo zapomnieć.

Zachowała spokój nawet w momencie, w którym prowadziła barona do pokoju. Pomogła mu ułożyć się na łóżku i wręczyła pełen kielich. Gdy kazał jej tańczyć - tańczyła, trzymając się w bezpiecznej odległości i ignorując jego wulgarne spojrzenia.
Po kolejnym kwadransie wreszcie odetchnęła z ulgą. Tłuścioch spity do nieprzytomności chrapał smacznie w pościeli, a ona z godnością wróciła do głównej sali, zadowolona z siebie. W głębi duszy cieszyła się, że nie musiała robić tego, za co jej niby płacono. Spółkowanie z kimś przypominającym tucznika godziło w jej poczucie estetyki i dobrego smaku.
- Dobrze ci poszło - Werner pojawił się znikąd, jakby tylko czekając aż wyjdzie. Dziewczyna wzruszyła ramionami, patrząc gdzieś ponad jego głową.

- Cieszę się, że jesteś zadowolony. - powiodła wzrokiem po sali i westchnęła cicho - Tej pijanej tłuszczy jest już obojętne kto się nimi zajmuje, a ja nie lubię tracić czasu na kogoś, kto nawet nie jest już w stanie wziąć się do pracy. I zabawy z tego żadnej i mnie złota dla ciebie. Dzień dopiero się zaczął, a ja lubię wyzwania. Przejdźmy więc do części, gdzie nie ma tego całego motłochu. - wskazała czerwoną kotarę, pilnowaną przez dwóch osiłków. Werner chwilę się zastanawiał, po czym kiwnął głową i ujmując Sole pod ramię, poprowadził ją do odgrodzonej części.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline