Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2014, 11:43   #154
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Gdy Kostrzewa zniknęła między namiotami Zwiastun Świtu zagadnął Grzmota.
- Chcesz wracać do reszty i zdawać relację? Nie lepiej najpierw opału i tropów poszukać dopóki w miarę widno? Chętnie najpierw bym się przeszedł i ochłonął po spytkach u szamana. A co do tropów - w nocy słyszałem odgłosy walki w oddali - pytanie czy to od strony obozu czy ktoś inny walczył.
- Można zdać im relację w kilku zdaniach, lepiej to załatwić a potem wyznaczyć osoby do konkretnych zadań. Samemu nie ma się co szwędać, a dla przykładu Mara, mimo że może i by chciała, wiele w zbieraniu nie pomoże. Szkoda ze teraz o tym mówisz, to dobre kilka godzin drogi stąd. - Odparł Grzmot, zwalniając do ślimaczego tempa, pozwalając Kostrzewie wystrzelić naprzód.
- Dobrze - westchnął chłopak. - Nie wiem czy nawet gdybym powiedział coś to dało - echa tak zniekształcały dźwięk że nijak nie potrafiłbym wskazać kierunku i tak. Co do tego opału to chętnie pójdę z tobą, przy okazji coś chciałem obgadać.
- Dobrze, tutaj się zresztą zwykle samemu nie chodzi jeśli nie zajdzie taka konieczność. Zwykle dość samych drapieżników, a teraz jeszcze nieumarli. Szybciej też nazbieramy ile trzeba. - Odparł goliat, dostosowując swe kroki do powolnego chodu kapłana i kierując się w stronę przydzielonego im ogniska.


- Fereng, wracaj! - rozkazał Tibor i rozejrzał się raz jeszcze, tyleż dla upewnienia się że żadne niebezpieczeństwo nie czyha w pobliżu, co dla sprawdzenia czy faktycznie nikt nie będzie miał możności podsłuchania o czym kapłan i barbarzyńca gadają. Wcześniej zamienili z resztą drużyny parę słów, a Oestergaard wdział kolczugę i przyzwał chroniące przed mrozem zaklęcie. Jeśli miało ich coś zaatakować, wolał być na to przygotowany. Teraz kołysał się w siodle jadąc obok goliata i zastanawiał się co począć “z tym wszystkim”. I trochę go to przerastało, dlatego musiał porozmawiać z Kalumovugią.
- Nie wiem jakie wrażenie wyniosłeś ze spotkania z szamanem, ale wydaje mi się że jakąkolwiek jeszcze pomoc zyskamy będzie to zależeć od tego jak sprawimy się dzisiejszej nocy - powiedział wreszcie i spojrzał w górę, ku twarzy goliata. - A pomoc się przyda, bo chyba nadal nie wiemy kto wywołał to całe - wskazał w dal i przesunął ręką, obejmując spory wycinek horyzontu - popapranie.
- Mógłby, ale wątpię. Im szybciej skończy się plaga, tym szybciej wrócą do normalnego życia. W górach jest ciężko nawet bez trupów, zależy im na tym, żeby ktoś rozwikłał sprawę bardziej niż ludziom po drugiej stronie góry. - Grzmot odpowiedział po krótkiej chwili zastanowienia.

Chłopak uniósł brwi słysząc pierwsze zdanie. Może goliat źle go zrozumiał? Albo samemu źle usłyszał? Pomilczał chwilę.
- Var, jest coś co do czego potrzebuję rady - odezwał się znowu i wskazał tubę niesioną przez goliata. - Chodzi o zwoje. Dwa z nich częściowo odczytałem, a nie miałem na to dużo czasu i łatwe to nie było, bowiem spisane są w języku otchłannym, mowie złych przybyszy z innego planu, demonów. O ile jeden z nich to zapisana lista jakichś składników - i tu potrzebowałbym czasu by zorientować się do czego jest to potrzebne, to drugi zawiera rytuał przyzywający takiego demona po to, by odpowiedział na jedno lub więcej pytań. Jest tam zapisane również imię takiego demona - Oestergaard w napięciu przyglądał się Grzmotowi.
- Nie twierdzę że powinniśmy wezwać taką istotę - dodał po chwili młodzieniec. - Sam nie wiem czy dałbym sobie radę z rytuałem. Ale zakładając że powiodłoby się to, nie wiem czy nie trafilibyśmy z deszczu pod wodospad, bowiem nie znam się na paktowaniu z demonami, ani nic o tym konkretnym nie wiem. Jeśli już… nie, powiedz co o tym myślisz?
- Myślę, że trzeba by pokazać te zwoje tutejszemu szamanowi, a potem je spalić, a jak wykaże nimi zainteresowanie, to i szamana spalić. - Grzmot zmierzył kapłana taksującym spojrzeniem, zastanawiając się, czy aby na pewno człowiek jest taki całkiem święty.
Tibor odwzajemnił spojrzenie i wcale nie było ono pełne podziwu. Wyciągnął ramię ku obozowisku.
- Jasne, Var, wróć i zaciągnij szamana na stos. Życzę powodzenia i długiego życia - powiedział nie siląc się nawet na ukrycie ironii. - Pytam poważnie. Myślałem o tym by oddać to kapłanom w Ybn. Pytanie czy ktoś inny powinien wiedzieć o tych pismach, na wypadek gdyby nam się coś stało, skoro obaj często walczymy na pierwszej linii.
- Nie wspominałem że byśmy to przeżyli. - Odparł spokojnie Var. - Jestem w stanie przełknąć wiele, ale paktowanie z demonem w sprawie informacji? Wątpię żeby to się dobrze skończyło, a inni będą zapewne zdania takiego jak Shando, to potęga, którą można po prostu wykorzystać do dobrych lub złych celów. Nie znam się na demoniszczach, diabelstwach i tym podobnych, ale czy któreś z nich miało kiedy dobre zamiary? Zniszczyć, nikomu o niczym nie mówić. Taka jest moja rada. - Dokończył całkiem poważnie goliat. - Albo… albo pokazać zwoje szamanowi i je zniszczyć jako dowód na to, że nie obchodzi nas taka plugawa moc. To by mogło poskutkować. - Grzmotowi do głowy wpadł przebłysk geniuszu. Przynajmniej tak mu się zdawało.
Oestergaard potrząsnął głową.
- Po pierwsze przybyliśmy tu po informacje. Informacje. Czy wrócisz do Ybn mogąc powiedzieć że zrobiłeś WSZYSTKO co w twojej mocy by je zdobyć, jeśli zniszczylibyśmy te zwoje? Po drugie… wyruszyliśmy zawierzając tamtejszym magom i kapłanom że ta wyprawa jest ku dobru wszystkich dotkniętych klątwą. Dajmy im szansę, zawierzmy im raz jeszcze. Zaś co do szamana… wspominać mu o tych zwojach to proszenie się o nieszczęście. Bo skąd wiadomo czy ich kopii nie zrobiliśmy? Albo czy to - machnął ręką ku tubie - nie są po prostu kopie, które przed naiwnym szamanem palimy by zamydlić mu oczy kiedy śmiejemy się w kułak z oryginałami za pazuchą? Mi to przyszło do głowy, więc jemu też może.

Chłopak przez chwilę spoglądał w kierunku gdzie leżały Oestergaard i Cadeyrn.
- Var, skąd pochodzisz? Gdzie jest twoja rodzina? Czy zrobiłbyś wszystko by ją ocalić przed zagładą? Przetrzymajmy te zwoje do powrotu do Ybn, by starsi i mądrzejsi od nas zdecydowali co z nimi zrobić. Jeśli oni zdecydują by je zniszczyć - nie kiwnę palcem by je chronić.
- Moja rodzina... – Grzmot zamilkł na chwilę a toporek, którego używał do przycinanania znalezionych kawałków drewna, wbił sie w szczapę, rozdzielając ją niemalże na dwoje od jednego ciosu. – Dla klanu umarłem. Nie, nie zrobiłbym wszystkiego, oni też by nie chcieli, żebym zrobił wszystko. Tak się rodzi codzienne zło, co jeśli ceną za to, żeby ocalić swoją rodzine, byłoby codzienne wyrywanie serca niewinnej osobie? Może biczowanie jakiejś dziewicy na ołtarzu pokręconego bóstwa, tak by jej krew sciekała na ołtarz, na oczach jej rodziców. Może to musiałaby być twoja narzeczona, kiedy ma w brzuchu twoje dziecko, po to, żeby ocalić resztę twojej rodziny. Czy ty zapłacił byś każdą cenę? – Zapytał odrwacając się do kapłana przodem, z toporkiem przełożonym przez ramie i dwoma szczapami w drugiej dłoni. - Ale można poczekać ze zniszczeniem. Pytałeś o radę, radę dostałeś.

Tibor miał ochotę odpowiedzieć, nawet ostro odpowiedzieć bo nie ze wszystkim się zgadzał, ale Var - niech to diabli - w jakiejś mierze miał też słuszność. A to nie był czas i miejsce na akademickie dzielenie włosa na czworo.
- Powiemy komuś jeszcze o zwojach? - odezwał się wreszcie. - Na wypadek gdybyśmy obaj zginęli?
- Marze, Kostrzewa jak ja nie umie czytać podobno. Mara może będzie wiedziała które zwoje są które i nie oszuka jej Shando. Ma serce gdzie trzeba. - Grzmot nie chciał szastać takimi stwierdzeniami jak to, że można jej zaufać, chociaż tak przecież było.
- Może oddzielmy je zawczasu - oddaj Shando te które jemu się nadadzą i tyle. Natomiast Kostrzewie powiedzieć można i tak - czuję że można jej zaufać - Tibor omiótł spojrzeniem widnokrąg. - Dlaczego nie wymieniłeś Burro? - zapytał nagle. Zsiadł z wierzchowca by znów przyłożyć ręki do zbierania opału. Cisnął jakimś kijem; Fereng pognał za nim a po chwili wrócił z kruszącym się w zębach drewienkiem. Chłopak zastanawiał się jaki ścisk będą miały szczęki mabari gdy podrośnie.
- I dziękuję za radę - dodał.
- Oddzielmy. Jest zbyt szczery i zbyt łatwo mógłby powiedzieć komu nie trzeba. – Grzmot wzruszył ramionami. – Chyba nam starczy tego co nazbieraliśmy, przynajmniej na dzisiaj i jutro. Chcesz jeszcze o czymś porozmawiać, czy wracamy?
Tibor poskrobał się po głowie, zastanawiając się dlaczego trzynastolatce można powierzyć sekret a kilkukrotnie starszemu niziołkowi już nie, ale nie skomentował tego.
- Na razie tyle, wracajmy - powiedział.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline