Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2014, 19:59   #220
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://fc00.deviantart.net/fs71/i/2012/344/0/2/hand_snake_by_strangeris-d5nj1r5.jpg[/MEDIA]

Tak kończą się samotne wędrówki po nieznanym terenie... Bernard nie był zaskoczony, o nie. Zastanowiło go jednak na chwilę to, że - wydawałoby się nieuzbrojeni - mężczyźni podeszli do niego tak blisko, zamiast zaatakować z zasadzki. Może nie mieli morderczych zamiarów... jeszcze? Tak czy inaczej, kat nie sądził, by coś dobrego mogło wyniknąć z tego spotkania. Im prędzej pozbędzie się "towarzystwa", tym lepiej...

- Po prostu chcę przejść - kat cofnął się lekko, tak, by od obu mężczyzn dzieliła go w miarę równa odległość. Odwrócił się bokiem, by mieć oko w dwie strony, broni jednak nie dobył, choć prawica spoczęła pewnym gestem na widocznym za paskiem korbaczu. - Szukam osady - dodał pewniejszym głosem, o tyle ile mogąc starają ci się przyjąć zdecydowaną postawę.
- Zbłądziłeś - odezwał się nieznajomy nie ruszając się z miejsca. Jego głos był cichy, wręcz szeleszczący, tak że kat musiał skupić na nim swą uwagę, żeby zrozumieć sens słów. Chodź brakowało odpowiedniej intonacji, mógł odebrać to jako pytanie. - Nie ma w okolicy osad. Co poczniesz.
- Przeczysz sam sobie...przyjacielu - kat nie mógł nie powstrzymać prychnięcia - Skoro jesteś tu sam, ty i twój towarzysz, musicie skądś zdążać. - pokręcił głową. Zmęczenie i irytacja bezsensownym błądzeniem w skalnym labiryncie, niezrozumiałe zachowanie dzikuski, głód i pragnienie... to wszystko wyczerpywało zwyczajną cierpliwość mężczyzny.
- Niemniej, dziękuję za te wieści - stwierdził kwaśno - A teraz odsuńcie się, obaj. Muszę iść dalej.

Mężczyzna ani drgnął. Jak gdyby nie słyszał słów kata. Miast tego westchnął i zapatrzył się przed siebie, jakby widział rzeczy, które Bernardowi były niewidoczne.
- Gdy byłem małym chłopcem mogłem rzec, że byliśmy osadą - rzekł nie patrząc na Wolnera. - Teraz, gdy wkrótce przyjdzie mi przywitać się z moimi przodkami, jestem tylko jednym z niewielu...
- Arnuk! - stojący do tej chwili w milczeniu, drugi mężczyzna, krzyknął ostrzegawczo a w jego oczach odczytać można było naganę.
Ich oczy spotkały się. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem.
- Urunk hei, wiesz dobrze, że już od trzech pokoleń, żaden Dhintay ka, nie przeszedł przez Zasłonę. Wiesz, że łono Maray jest suche jak koryto Urpei.
- Wiem Arnuk. Rozmawiasz jednak z Kanuk, obcym.

Dopiero teraz zwrócili się twarzami w kierunku kata, jakby przypominając sobie o jego istnieniu.
- Jestem Arnuk, syn Batu, zrodzony z Kalande - zwrócił się bezpośrednio do Mistrza Dobrego rozkładając ręce na boki w geście, który można było odczytać jako pokojowy. Dopiero teraz zauważył, że od lewej dłoni po jego ręce biegł rysunek, który oplatał się wokół niej. - Nasi ojcowie cię znają Kanuk. Byłeś bliżej nich, niż każdy z nas. Nasi ojcowie darzą cię szacunkiem.

Bernard był zaskoczony tą dość... niecodzienną odpowiedzią. Nie spodziewał się wiele więcej niż ataku czy gróźb, nie mówiąc już o nietypowych - i uroczystych - słowach o szacunku przodków. Sądząc po wcześniejszych słowach człowieka, chodziło zapewne o zmarłych...ale skąd dopiero co spotkany przybysz mógł wiedzieć o profesji Bernarda? Niemniej jednak rozluźnił się nieco i przywołał resztki cierpliwości, by nadać swojemu głosowi spokój, a odpowiedzi grzeczność.

- Bernard, syn Hienricha, zrodzony z Marie[/b] - odpowiedział, starając się naśladować manierę mężczyzny - Szacunek przodków jest dla mnie zaszczytem. Jednak jeśli oni znają mnie, czemu ja nie znam Was? - spytał, bo ta kwestia zastanawiała go w tej chwili najbardziej.

Mężczyzna opuścił dłonie wzdłuż tułowia i podszedł kilka kroków do Bernarda. Jego brązowe oczy wyrażały smutek i mądrość, która przyszła z wiekiem. Tatuaż na ręce okazał się być dosyć dokładnym odwzorowaniem węża, który przy każdym nawet drobnym ruchu ręki wydawał się żyć swoim życiem i wić się wokół kończyny, splatając w mocnym uścisku. Wrażenie było doprawdy hipnotyzujące.
- Ojciec przemówił do mnie tej nocy. Kroczyłeś doliną duchów i on cię zobaczył. Kazał mi cię odnaleźć.

Doliną Duchów? Każde kolejne słowa obcego były coraz bardziej niezrozumiałą zagadką. Gdyby nie to spojrzenie, wyrażające spokojną mądrość, kat wziąłby mężczyznę za bełkocącego bez ładu szaleńca. Zmarszczył brwi, odrywając na chwilę wzrok od dziwnego tatuażu. Wąż ślizgający się po nagrzanych słońcem kościach… dopiero wtedy zrozumiał.

- Wąwóz pełen kości... - powiedział cicho ni to do przybysza, ni to do siebie. A wiec dzikuska miała rację - ktoś rzeczywiście śledził ich od momentu, w którym zagłębili się w skalny labirynt. Jakie jednak przyświecały im intencje? Czyżby Bernard i jego towarzysze nieświadomie naruszyli jakieś plemienne tabu…?

Cofnął się lekko, starając się utrzymać stałą odległość od mężczyzny, ale oparł się plecami o chłodną, porowatą skałę. Znów wrócił niepokój, a mięśnie same zesztywniały. Czego mógł chcieć od niego obcy?
- A więc mnie znalazłeś - powiedział ostrożnie - Czego chcesz...czego może chcieć ode mnie twój ojciec? - poprawił się, wbijając spojrzenie w twarz nieznajomego i próbując wyczytać z niej zapowiedź swojego losu.
- Musisz zrozumieć Kanuk, że przekaz zza Zasłony jest jak wspomnienie snu - Anuk zastanawiał się jak dobrać słowa -
Pozostaje wrażenie, odczucie, którego nie sposób opisać. Część spotkania zostaje zatarta i zawsze towarzyszy uczucie, że o czymś się zapomniało. Przekaz z reguły nie jest jasny i często sami nie potrafimy go zinterpretować.

Umilkł, czekając, czy sens słów dotarł do adwersarza. W słowach i postawie mężczyzny kat wyczuwał szczerość i jakąś potrzebę podzielenia się swą wiedzą. Z czego ona wynikała? Z poszanowania do przodków? Tego mógł się tylko domyślać. Nie zauważał jednak wrogości w nieznajomych, tylko chłodny dystans.
- Dążyłeś do czegoś Kanuk. Do czegoś ważnego. Do czegoś co w ostatnim czasie zmieniło twe życie - patrzył w jego oczy szukając potwierdzenia słów, które wypowiadał z niepewnością. - Nie byłeś sam. Było was wielu i wielu szło ku temu samemu. Lecz zwątpiłeś. Przekaz był jasny tylko w jednym punkcie. Musicie dotrzeć i wypełnić przeznaczenie. Na końcu tej drogi jest odpowiedź.

To musiał być sen, albo złudzenie atakujące osłabiony umysł. Kat domyślał się, o czym mówi obcy, ale odrzucił myśl, że przypadkiem spotkany w skalnym labiryncie mężczyzna może *cokolwiek* wiedzieć o tym, co przydarzyło mu się wcześniej. A może i on sam nie istniał, był tylko zobrazowanym sumieniem, rojeniem wycieńczonego organizmu, pozbawionego od wielu dni porządnego odpoczynku, jedzenia i picia? Tak czy inaczej Bernard nie wiedział jak wyzwolić się z tej onirycznej wizji, która niosła ze sobą tak mocny posmak realności. Mógł więc równie dobrze kontynuować tą surrealistyczną konwersację, nieomylny znak, że powoli, ale konsekwentnie traci zdrowe zmysły. Ta myśl, że stopniowo wariuje i mówi de facto do siebie, spowodowała że niespodziewanie się odprężył. Co w końcu złego mogła mu zrobić jego własna halucynacja?

- Ludzie wątpią, taka ich natura. Zabierz komuś wystarczająco wiele - uniósł w górę okaleczoną dłoń - A porzucą wszystko: nadzieję, motywację… chęć do życia. Nie mam sił, nie mam jedzenia, towarzysze odeszli… Jak mogłem *nie* zwątpić, przyjacielu? - spytał gorzko - A ty każesz iść mi dalej tą kamienistą drogą, bogowie jedni wiedzą gdzie. Twoi przodkowie śpią w spokoju. Zaznali już wiecznego ukojenia, więc czemu dręczą żywych swoimi żądaniami, których sami nie są w stanie spełnić?

Tamten przytaknął, jakby rozumiał źródło zwątpienia. Jakby słabość, która ogarnęła Bernarda nie była mu obcą. Czy grał jednak tak dobrze swoją rolę, czy wiedział na prawdę? Tego kat nie był w stanie ocenić.
- Ugoszczę cię Ber…
- Arnuk! Wiesz przecież…
- Urunk hai! - mężczyzna po raz pierwszy uniósł głos. - Ugoszczę syna Hienricha i pozwolę mu grzać się moim ogniskiem jak długo uzna to za stosowne, niezależnie od tego co mówi prawo. Prawo, które za kilka lat będzie martwe, jak nasze plemię. - spojrzał raz jeszcze na Mistrza Dobrego. - Bądź moim gościem Bernardzie. Nie jestem w stanie wiele uczynić ponadto. Co zaś się tyczy twych przyjaciół. Nie odeszli daleko. Poślę po nich.

Urunk hai zmierzył go wzrokiem, lecz nie odezwał się więcej. Z braku innych możliwości, można było uznać to za pewnego rodzaju zgodę. I choć Bernard wciąż nie był pewien, czy cała ta rozmowa i jego tajemniczy towarzysze nie są jednak złudzeniem, nie zostało mu wiele możliwości. Mógł pójść z tą dwójką, nie wiedząc gdzie i ku czemu go zaprowadzą... lub mógł błądzić dalej, niechybnie narażając się na pewną śmierć. Podjął decyzję - i powoli ruszył za Arnukiem w głąb skalnego labiryntu.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline