Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2014, 23:23   #12
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Muzyka

Litery majaczyły przed oczami jak stado pijanych obwiesiów. To rozjeżdżały się to nachodziły na siebie a im intensywniej Han'kah się w nie wpatrywała tym mniej dostrzegała i bardziej chciało jej się rzygać.
- Czytaj – zirytowana oddała pergamin drowowi.
- Czy zamierzasz pani umówić spotkanie w najbliższych pięciu cyklach? Podpisano - Xullmurss'.
- Spotkanie?
- Tak.
- Jakie do chuja... spotkanie?
- Nie wiem. Czytam co jest napisane, pani.
- Ja ciebie pierdolę... - niemal zakrztusiła się fajką. Narkotyczne opary zaćmiły jej umysł tak dalece, że dłuższą chwilę kawałki układanki nie wskakiwały na swoje miejsce. - Szkoda, że nie zaproponował balu na sto osób... Mam na jakiś szaloną ochotę...

W powietrzu wisiał przyprawiający o nudności żelazisty zapach wymieszany z wonią medykamentów, potu i palonych ziół.
- Zostawmy to do kolejnego cyklu, pani.
Han'kah czuła, że jej oczy są szparkami mniejszymi niż igielne uszy.
- Nnnnie, nie... Podyktuję ci odpowiedź. Notujesz?
- Tak, pani.
Kolejny haust dymu znieczulił ją niemal zupełnie. Nie tyle przestała odczuwać ból i emocje co swoje ciało w ogóle.
- Wybacz pączusiu ale musimy to odłożyć na kilka cykli... Kropka. Moja macica jest w... rozsypce. Kropka. W nawiasie – ach, te cholerne skrzydła i rogi – zachichotała słabo. - Kropka. Albo nie... lepiej wykrzyknik. Buziaczki. Han'kah Tormtor.
- To wszystko?
- Hmm... wyrysuj na końcu coś zabawnego.
- Zabawnego?
- Tak, kurwa. Czy ja mówię po mulhorandzku? Zabawnego. Jak... Ściągnięte w dziubek usta.
- Ja... postaram się – machnął rysikiem po pergaminie i dość krytycznie przyjrzał się swojej robocie.
- Jesteś niezastąpiony... Co ja bym kurwa bez ciebie zrobiła? - Han'kah czuła jak zalewa ją niekontrolowana fala wzruszenia a głos ociera się o półprzytomny pijacki bełkot. Chciała wyciągnąć dłoń w stronę drowa ale ledwo poderwała z materaca jeden palec, on jednak zauważył ten gest i prędko ujął jej miękką dłoń.
- Coś jeszcze?
- Nie, chyba nie... - powieki zaczęły się lepić. - Tylko... już więcej nie chcę mieć dzieci... Nigdy. Przypomnisz mi o tym jak się obudzę? To... informacja... pierdolonej najwyższej wagi... żadnych więcej bachorów.
- Tak, pani. Żadnych więcej bachorów.

Drzwi do komnaty skrzypnęły. Służąca poczęła zwijać przesiąknięte czerwienią prześcieradła i ładować do plecionego kosza, druga otworzyła na oścież okno aby wpuścić więcej powietrza.
Kapłanka ostatni raz zajrzała między rozchylone uda wojowniczki i zostawiła drowowi naręcze słoiczków i buteleczek wraz z instrukcją dawkowania.
- Niech dużo śpi...
Zalecenie to Han'kah wzięła sobie dość mocno do serca bo po owej sentencji świat rozlał się wielką plamę czerni i całkiem uciekł spod powiek.

Cudowna lekkość bytu!
Han'kah co prawda nie myślała jeszcze o powrocie do formy, co najwyżej do stanu względnej używalności ale i tak nie mogła powstrzymać uśmiechu . Zapomniała już niemal jak to jest chodzić bez obciążenia czy objąć dłońmi własną kibić...
Kręciła się w szlafroku po swoich komnatach, pogwizdywała, pykała fajkę i zbijała bąki. Z Bal'lsirem kontynuowali swoje debaty odnośnie Areny.
Liczyli, że kolacja z Yvalinem, Mae i Lesenem odsłoni jakieś alternatywy.
Pozostawał jeszcze wariant Thay i Icehammer i kolektywnie uzgodnili, że te opcje również należy wybadać.
- Ostatecznie... zostają bestie do przyzwania – Han'kah zadudniła palcami w oprawę księgi rachunkowej. - Rozpadną się wraz ze śmiercią, nie będzie krwi i flaków to i urok mniejszy ale... można im rzucić mięso do rozwałki i też się będzie dobrze oglądało... Tak, niewolników też nam trzeba sporo. Najlepiej niedrogich. Z przeznaczeniem na straty...
Relonfein zjawił się po pierwszym wieczornym dzwonie. Nie wydawał się bardzo przejęty rolą “ojca”.
- Oj, przestań - Han'kah wywróciła oczami i podała drowowi kieliszek z przednim thayskim winem. - Jest twój. Podług prawa i naszej umowy. Udawaj chociaż ze sie cieszysz czy coś... - Han'kah wspięła sie na palce i bezceremonialnie cmoknęła drowa w policzek.
Relonfein uśmiechnął się sztucznie.
- Wiesz dobrze, że samiec nie ma żadnego zysku z prawnego posiadania potomstwa. Wpierw dzieciak należy do matki, potem do jej Domu, a na końcu do przyszywanego ojca. Niemniej... cieszę, że jest ci lepiej. A ty powinnaś bardziej wymagać wesołości, od prawdziwego ojca, hm?
- Ty nim jesteś – Han'kah zmarszczyła brwi niezadowolona, że myślą podług całkiem innego wzorca. - Myślałam, że to ustaliliśmy. Jeśli sam tego nie zaakceptujesz to jak mają zrobić to inni? Może… uważasz to partnerswo za farsę? Rzeknij słowo i cię uwolnię od tego układu.
- Nie o to chodzi.- westchnął Relonfein i podrapał się po karku.- Cieszę się, że już ci lepiej ale... co ja niby mam zrobić?
- Nic - Han’kah parsknęła śmiechem. - Za bardzo się przejmujesz. Ale jak cię kto zapyta to mów, że twoje po prostu. Powiedz lepiej co u ciebie. Trzy miesiące się nie widzieliśmy, jakieś zmiany zaszły?
- Wszystko wróciło do normy. Znów jestem strategiem i znów się mnie drowki czepiają. Choć znacznie mniej z racji tego, że nie mają na to zbyt wiele czasu… cała ta sprawa z Thay i współpracą z ludźmi… i z Tormtor.- odparł Relonfein i gdy usiadł wygodnie dodał.- Wybacz, ale raz ja nie miałem czasu, raz ty… jakoś się mijaliśmy. No i nie pozwolono mi na nic więcej niż jednorazowe… odwiedziny podczas twojego wypoczynku u mnichów. Żeby nie rozpraszać twej medytacji.
Odwiedziny...
Medytacji...
Co by nie gadać potrafił ubierać brzydkie rzeczy w ładne słowa.
- Kto się ciebie czepia? - Han’kah ściągnęła gniewnie brwi. - Nie jesteś byle jakim samczym ścierwem, żeby każda szurnięta inkwizytorka używała cię podług zachcianki. Jesteś mój. Mam to jakiejś wywłoce wyjaśnić w cztery oczy?
Han’kah przyjęła Xullmurss’a w wystawnym pokoju pełnym kunsztownych mebli sprowadzonych z powierzchni, miękkich dywanów i świetlistych tkanin. Sama gospodyni miała na sobie rozchełstany szlafrok a jej włosy, choć ciągle piękne i lśniące, spływające kaskadą przez całą długość pleców, sprawiały wrażenie jakby od jakiegoś czasu nie widziały grzebienia.
- Napijesz się czegoś? - Han’kah ściągnęła paskiem poły szlafroka i pogwizdując doszła do barku. - Czemu zawdzięczam tą wizytę? Jak widzisz żyję i mam się niezgorzej. Zrobiłam z siebie zesraną ze strachu amatorkę organizując trzy kapłanki na wszelki wypadek…
- Chciałem się upewnić pani.- Xullmurss' skinął głową. - Nie dziękuję, potem mam jeszcze robotę - odpowiedział na propozycje napicia się. - Ostrożność nie oznacza bycia amatorem, w zasadzie w naszym świecie jest mile widziana. Gdzie jednak moje maniery, gratuluję oficjalnie potomka.- skłonił się lekko. - Czyżby wszystko przebiegło bez zakłóceń?
- To nigdy nie jest lekkie i przyjemne, nawet za piątym razem - Han’kah nalała sobie burbona na dwa palce i zamoczyła usta. - Chciałeś czegoś konkretnie czy przywiodła cię jedynie ciekawość?
- Nic bardzo konkretnego. Chciałem się upewnić jak się czujesz pani?- odliczył jeden palec. - Zapytać jak idą przygotowania do otwarcia areny?- odciągnął drugi palec - Nie wiem w jakim stopniu czarodzieje przydają się w takich widowiskach ale może mógłbym na coś się przydać. Trochę jestem też ciekawy potomka - przyznał na koniec odliczając trzeci palec.
- Cóż, czuję się... nieźle. Trochę odpoczynku i wracam na pełne obroty. Arena... dużo się dzieje ale to ciągle za mało. A mój syn... nie leży w mojej gestii zaspokajanie ciekawości obcych mi drowów. Jakkolwiek... - Han'kah doszła do drzwi i powiedziała donośnym, choć dalekim od krzyku głosem. - Quildarze, przynieś swojego brata. Musi być cholernie wygłodzony...
Wróciła na kanapę i uśmiechnęła się połową ust.
- Chwilowa konieczność - wyjaśniła. - Nim nie kupię mu mamki.
Po kilku chwilach do komnaty wszedł drowi chłopiec, który trzymał na rękach zawiniątko z niemowlęciem. Han’kah wzięła od niego dziecko i poluzowawszy dekolt przystawiła je do piersi.
- Mój syn, Quildar - przedstawiła chłopca o krótkich białych włosach, odzianego w powłóczystą szatę wyszywaną w magiczne wzory. Ten skłonił się podług etykiety przed Xullmurss’em. - Szkoli się na maga, choć… trochę mi teraz przysporzył komplikacji. Jego poprzedni nauczyciel go nie chce, przez wzgląd na moje polityczne decyzje… Miał dobry kontakt z rodzonym ojcem, utalentowanym nekromantą, ale i jego… stracił w przykrych nam wszystkim okolicznościach…
Xullmur’ss przyjrzał się z odległości niemowlęciu. Był ciekaw czy nie urodziło się w jakimś stopniu inne. Może nie od razu z rogami, ale inne niczego się jednak nie dopatrzył. Przywitał Quildara skinieniem głowy. Na wzmiankę o kłopotach wszelakiego typu rzekł.
- Nie jest tajemnicą pani moje podłe pochodzenie. Nie jest nią również użyteczność wszelakich znajomości z wysoko postawionymi drowami. Mam ich trochę ale powiększanie ich leży w moim interesie. Jeśli młody Quildar ma talent, mogę go uczyć. Jestem dobry w tym co robię, bardzo dobry.-podkreślił- Mam natomiast w dupie polityczne gry Domów, obchodzą mnie własne interesy. Jaka szkoła cię najbardziej fascynuje chłopcze.- spytał badawczo chłopca.
- Sztuka prawdziwych imion.- rzekł szczerze Quildar.
- Wąska specjalizacja. Przyjdzie jeszcze na to czas. Na początku musisz opanować podstawowe szkoły. Zgłębić je bardziej... Postępy zależą od doświadczenia nauczyciela i talentu ucznia. Jeśli twoja mama się zgodzi, mogę cię uczyć nawet gdzieś tutaj- machnął ręką na otaczające pomieszczenie.- Żeby miała cię pod ręką i była pewne twojego bezpieczeństwa. Potrzebna nam będzie co prawda miejsce i lekkie jego przystosowanie. Jednak na arenie raczej miejsca akurat nie brakuje. -spojrzał wymownie i na chłopca i jego reakcję jak i najważniejszą osobę Han’kah i jej decyzję.
Quildar nie okazywał specjalnego entuzjazmu. Właściwie przyjmował te słowa z obojętnością. Bądź co bądź, pewnie i tak dostałby jakiegoś maga na nauczyciela. Zarówno na Arenie jak i w samym Tormtor było w czym wybierać.
- Przemyśle to - odparła zdawkowo Han'kah i ruchem reki odprawiła chłopca. - Dziękuję za ofertę Xullmurss’ie ale jak wspominałeś, nic w Podmroku nie jest za darmo... A ja nie chcę zaciągać wobec ciebie niepotrzebnych długów.
- Chłopakowi przyda się ktoś znający na rzeczy.- wzruszył ramionami. - Wspomniałaś, że z Areną sprawy wciąż mają się nie wystarczająco. Czego brakuje?
- Potworów, gladiatorów… Arena to nienażarte wątpia. Ile byś nie wrzucił zawsze będzie mało. Dobre widowisko pasie się w końcu na krwi i śmierci, żywą atrakcje przerabia na kompost do pól grzybowych - Han’kah cmoknęła na dzieciaka krztuszącego się z zachłanności. - A propos nienażartych bestii… Jeżeli to wszystko o czym chciałeś rozmawiać… - zerknęła na Xullmurss’a i ziewnęła bardzo sugestywnie - padam z nóg.
 
liliel jest offline