Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2014, 02:14   #13
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Tulsis w milczeniu przyglądała się plątaninie korytarzy wyrysowanej na pergaminie. Przesunęła dłonią po najkrótszej ścieżce, prowadzącej do celu. Czas i odpowiednie przygotowanie były w tej sytuacji luksusem. Musiała zebrać kilku kompetentnych podwładnych i wyruszyć jak najszybciej, nie dając nikomu szansy na wyprzedzenie ich rekonesansu.
- Jakieś zagrożenia? - wodziła palcem po korytarzu, którym zamierzała iść - Przeszkody, na które powinnam być przygotowana?
- Na drowy oczywiście. Przypuszczamy, że gdzieś może być mała osada naszej rasy, lub samo osławione Erelhei-Cinlu. Ci heretycy mogą na nas zapolować.- stwierdził arcykapłan.- Powinnaś być ostrożna. Poza tym… chyba żadnych innych znaczących zagrożeń, acz kto wie czy w okolicy nie ma smoka.
- Smoka? - Tulsis zamrugała, nieco zaskoczona, nie będąc do końca pewną, czy arcykapłan nie wybrał akurat tego momentu by rozwijać swoje talenty komediowe - Są ślady smoków?
- Nie. Ani śladów beholderów, ani niczego groźnego. Ale kto wie? Należy zachować ostrożność. To nieznane nam tereny.- zawyrokował Thatroos.
- Oczywiście - kapłanka skinęła głową - Pozwól więc Panie, że wyruszę natychmiast. Czas nagli.
- Oczywiście.- rzekł kapłan.
Tulsis skłoniła się, odwróciła na pięcie i energicznym krokiem opuściła namiot dowódcy. Udała się od razu do namiotów niżej postawionych zakonników. W głowie miała już gotową listę zadań do wykonania: zebrać niewielki, lotny i kompetentny oddział zwiadowczy, pobrać odpowiednie wyposażenie na wypadek spotkania z jakimś nieoczekiwanym potworem, wyruszyć bez zwłoki do wskazanego miejsca.
Bearhiss pojawił się nagle, gdy akurat wynurzała się z trzeciego namiotu dopinając sprawę oddziału zwiadowczego.
- Ach… czyż to nie moja ulubiona krewniaczka? Wybierasz się dokądś?- zapytał z idealnym uśmiechem na twarzy i melodyjnym tonem głosu… który jednak budził ciarki na grzbiecie Tulsis.
- Manewry - odparła zdawkowo i przyspieszyła kroku. Miała udać się bezpośrednio do swego namiotu by sprawdzić uzbrojenie i ekwipunek, teraz jednak chciała przede wszystkim pozbyć się natrętnego brzęczenia Bearhissa. Jak on to robił, że zawsze bez problemu potrafił ją znaleźć?
- To cudownie. Lubię manewry…- nadal się uśmiechając ruszył za nią.- ...wszelkiego rodzaju, ale o tym wiesz prawda?
Skrzywiła się na tą słabo zawoalowaną aluzję. Można by powiedzieć, że jej nos uroczo się zmarszczył, a policzki nabrały koloru.
- Cieszę się twoim szczęściem - wycedziła przez zęby - To jednak manewry zakonu. Nie jesteś mile widziany.
- Ale przecież ty to możesz zmienić. - gdy tylko weszli do namiotu, Bearhiss poufale objął ją w pasie i szeptał do ucha.- Przecież możesz mnie wziąć ze sobą. W końcu… w obozie się nudzę, a na manewrach mogę być przydatny.
Kapłanka westchnęła. Wyrwała się z objęć brata i wciąż pozostając odwrócona do niego plecami zaczęła pakować kolorowe flaszki do przytroczonych u pasa sakiewek.
- W obozie możesz snuć swoje nici spisków, na manewrach będziesz się nudził - sprostowała - Nie spodziewamy się żadnych niespodzianek. Korytarze zostały już wstępnie sprawdzone. Nic tam nie ma.
- Nudzę się tutaj. Z chęcią wyruszę na tą wycieczkę.- jego dłonie spadły na jej ramiona, jego usta musnęły szyję Tulsis.- Chyba nie chcesz mnie odsunąć od siebie. Zraniłabyś moje serce siostrzyczko.
Kapłanka zadrżała pod tą niemal niewinną pieszczotą.
- Ty… nie masz serca, Bearhisie - znów wymsknęła się mu z rąk, sięgnęła po płaszcz podróżny i zarzuciła go na ramiona - A ja nie mam czasu by się z tobą sprzeczać. Wyruszamy natychmiast, a ty nie masz odpowiedniego wyposażenia - ruszyła do wyjścia.
- Nie martw się o mnie. Poradzę sobie bez.- uśmiechnął się bezczelnie ruszając tuż za nią.- A namiot możemy dzielić ze sobą. Posłanie też… chciałabyś tego?
Zgrzytnęła zębami i zatrzymała się nagle w miejscu. Próby manipulacji to jedno, lekceważenie, z którym traktował jej obowiązki to zupełnie co innego. Odwróciła się i zmierzyła brata gniewnym spojrzeniem.
- Nie będzie namiotów, nie będzie posłań, nie będzie odpoczynku, to manewry, a nie zabawa - syknęła - Nie będzie też czasu, ani miejsca na macanki. Będzie za to pot i zmęczenie. Nie będę też cię niańczyła jeżeli przez słabe przygotowanie padniesz gdzieś z wycieńczenia. Więc, zrobimy tak, jeżeli zdążysz się odpowiednio przygotować zanim ja i moi ludzie wyruszymy, to będziesz mógł do nas dołączyć. Nie będę jednak na ciebie czekać.
To powiedziawszy ruszyła znów przed siebie, ciemnoszary płaszcz powiewał za nią niczym skrzydło płaszczki.


Tulsis w milczeniu przyglądała się przez chwile zgromadzonemu oddziałowi. Jej podwładni byli kompetentni i napawali ją dumą. Czego nigdy specjalnie nie okazywała. Teraz też nie miała zamiaru głaskać podlegających jej kapłanów po główkach.
- Idziemy w tunele, możemy natknąć się na Bóg jeden wie co. Bądźcie przygotowani na wszystko i nie oczekujcie niczego. - rzekła i zaciągnęła kaptur na głowę - Atak jest jedynym rozkazem wartym zapamiętania.
- Wojna jest ostatecznym wyrazem potęgi jednostki. - odpowiedzieli jej jak jeden organizm.
Ruszyli.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline