Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2014, 09:32   #15
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 2. sekrecik ;)

Kiedy Matrona Godeep, zmęczona po całym dniu wysłuchiwania próśb i propozycji i przyjmowaniu czysto kurtuazyjnych wizyt, które mimo swej niewinności przypominały taniec na ostrzu noża, dotarła wreszcie do swej sypialni, ku swej irytacji nie zastała w niej ani jednej służącej. Zamiast tego poczuła na swych spiętych barkach dłonie, które rozpoznała bez trudu, choć ich właścicielki nie było jeszcze widać.
- Zaniedbujesz mnie… - oskarżycielski szept rozległ się tuż obok ucha Shryindy - Musiałam przyjść i sama się przekonać, czy przypadkiem nie wymieniłaś mnie na kogoś innego…
- Nie przesadzaj moja droga, może po prostu liczyłam, że sama się wykarzesz inicjatywą? Wiesz, że lubię być przez ciebie adorowana. - westchnęła rozmarzonym tonem Matrona, poddając się pieszczocie palców Maerinidii. Po czym dodała nieco smętnie. - Poza tym jest sprawa, która mnie gnębi.
- Jakaż to sprawa? - Mae kontynuowała zmysłowy masaż, dodając do niego lekkie pocałunki - Powiedz mi co Cię gnębi. - zamruczała.
- Potrzebuję znaleźć samca, na partnera i ojca mego potomstwa. - mruknęła niechętnie Shryinda, jakby cała ta sprawa napełniała ją niechęcią. Bowiem rzeczywiście tak było. - Masz jakiś pomysł?
Zwinne dłonie ani na chwilę nie zgubiły rytmu, gdy czarodziejka pogrążyła się na chwilę w cichym zamyśleniu.
- To zależy, co chcesz przez to osiągnąć. - odpowiedziała wreszcie - Oczywiście o partnerstwie mówię, bo co do potomstwa, to chyba potrafisz znaleźć taki moment, by ograniczyć ilość... prób... do minimum? - bardzo starała się nie roześmiać, choć śmiech było słychać w jej głosie.
- Wolałabym uniknąć jurnych i doświadczonych samców. Coś spokojnego i bez ambicji byłoby najbardziej… odpowiednie. - stwierdziła po namyśle kapłanka. - Od razu więc trzeba wykreślić wojowników, czempionów i generałów.
- Cóż… jurność nie zawsze idzie w parze z doświadczeniem. Czasem warto wziąć doświadczonego i jasno określić granice. - zamyśliła się Mae - Kolejną kwestią jest to, czy zamierzasz brać partnera z naszego Domu czy też szukasz jakiegoś sojuszu. - smukłe palce masowały barki i plecy kochanki, coraz częściej muskając jednak niby przypadkiem jej piersi i pośladki, utrudniając skupienie.
- Zeyrbyda i Ilivantar oraz Phyxfein uważają, że lepiej spoza Domu, w ramach strategicznego sojuszu. - stwierdziła w zamyśleniu Shryinda. Jej oddech przyspieszył, dłonie sięgnęły do tyłu i zacisnęły się na pośladkach Mae.
- Prosisz się o skrępowanie i opaskę na oczy. - zagroziła cichutko Matka Opiekunka.
Odpowiedział jej cichy śmiech, ale też dłonie wróciły do “grzecznego” masażu, choć też równocześnie popychały ją lekko sugerując, by położyła się na łóżku.
- Mhmmm… - mruknęła, wciąż rozbawiona. Shryinda miała nieodparte wrażenie, że czarodziejka nie tyle zgadza się ze strategicznym sojuszem, ile potwierdza jej drugą myśl - Jaki Dom proponowali na sojusznika?
- Mają tu problem… - zaśmiała się kapłanka. - Zarówno Vallochar jak i Malovorn są już partnerami jakichś drowek. A Isar’aer… to niestety Xaniqos i z tym Domem Godeep nie powinno się wiązać w takie relacje.
- Zawsze możesz pogadać z odpowiednią Matroną, niech zaproponuje kandydata. - Maerinidia w myślach robiła przegląd samców, których znała, a którzy nie mieli jeszcze partnerek - Tormtor… tam niewielu znam. Shi’quos… na pewno chciałabyś wziąć któregoś z nich na partnera? A jak się okaże, że Les na którymś eksperymentował? - zachichotała - Xaniqos nie… Eilservs tym bardziej nie… Aleval… Faerzzen? Nie był taki najgorszy, o ile pamiętam. No i Vae… Lesen niby dobra partia, bo brat Matrony, ale tu bym doradzała daleko posuniętą ostrożność. Yvalyn… też nie najlepszy pomysł. Zbyt wiele łóżek odwiedza dla Sereski, by zgodziła się na oficjalne partnerstwo i to jeszcze z Matroną innego Domu. - dużo energii włożyła w to, by nie okazać innych powodów, dla których ta ostatnia kandydatura w jej odczuciu nie była... mile widziana.
- Wolę nie wciągać w to innych Matron, byłoby to poniżające. - westchnęła Shryinda. - Zeyrbyda zaś dyskretnie szuka odpowiednich kandydatów, poprzez dyplomatki Godeep.
- Więc czego właściwie ode mnie oczekujesz? - mocne pociągnięcia dłoni wzdłuż kręgosłupa zdawały się wyciskać z mięśni całe napięcie minionych dni.
- Wyżaliłam się tylko… Komuś muszę. - wymruczała Shryinda, masując drapieżnie pośladki Mae i podciągając jej szatę w górę.
- Chcesz, bym pokazała Ci, jak to jest z mężczyzną? - delikatnie odsunęła dłonie kapłanki od swego ciała i przekręciła ją na plecy, by móc spojrzeć drowce w oczy - Nigdy tego nie próbowałaś, a przecież nie możesz okazać się… bezradną i niedoświadczoną w tej materii. - w głosie Mae pobrzmiewała troska, nie było nawet śladu kpiny, której przecież kapłanka mogła się spodziewać.
- Nie. Nie dziś przynajmniej. Zamierzam to odsuwać, póki jeszcze mogę. Na szczęście Zeyrbyda jest nie mniej wybredna ode mnie. - zachichotała drowka i mruknęła. - Poza tym pokazałaś mi jak to jest… od strony samca.
- Owszem… - Mae uśmiechnęła się na to wspomnienie - Niemniej to jednak nie to samo. Poza tym zapominasz, że mogę Cię przyzwyczajać powoli, zmieniając się za każdym razem nieco bardziej, aż w końcu zmienię się w tego jedynego szczęśliwca, który zagości w Twoim łożu… w ten sposób będziesz mogła za każdym razem wyobrażać sobie, że to wciąż ja. - mrugnęła łobuzersko.
- Jesteś bardzo uparta… - westchnęła Shryinda i zamyśliła się. - Już wiem... zrobimy tak po twym przyjęciu. Niech to będzie twoją nagrodą, jeśli się dobrze spiszesz. Co ty na to?
- Niech będzie. - czarodziejka uśmiechnęła się drapieżnie - A w takim razie co proponujesz na teraz? - zapytała zmysłowym szeptem, nachylając się nad kochanką i muskając wargami jej usta.
- Obiecałam ci opaskę na oczy… - zaśmiała się cicho Shryinda. - Nie powinnam chyba cofać danego słowa?
- Matrona nie powinna łamać danego słowa. - zgodziła się potulnie Mae, choć oczy błyszczały jej szelmowsko.
- Więc najpierw wydobędziemy cię z tych ciuszków. - mruknęła Shryinda czule całując czubek nosa, a potem wargi Maerinidii, jednocześnie wodząc po ciele drowki i rozpinając placami wszelkie zapięcia na jakie trafiła podczas tej eksploracji.
- Zanim jednak zupełnie się zapomnimy... - czarodziejka ocierała się o ciało kochanki, utrudniając jej rozpinanie szaty - ...coś mi przyszło do głowy… Z pewnością słyszałaś, że Tormtor zamierzają reaktywować Arenę. Ale czy wiesz, że mają zbyt małe fundusze, by zrobić to tak, jak należy? - zamruczała, wodząc ustami po okrytym jedwabną materią biuście kapłanki.
- My też sporo straciliśmy… co to ma… do rzeczy? - wymruczała Shryinda próbując się skoncentrować, choć Mae jej to utrudniała.
- My… chyba mamy jeszcze jakieś… zapasy…? Damy radę wbić szpilkę w dumny tyłeczek Tormtor i pomóc im w zakupie bestii…? Hmmmm… albo sprezentować jakiś udany egzemplarz...? - mruczała czarodziejka, kołysząc biodrami jak gotowa do ataku lwica.
- Nieeee… stety… Siadef poszczuła nimi ilithidów. A może Phyxfein? Nie pamiętam dokładnie, a ty? - zamyśliła się Shryinda. Mae też nie pamiętała. Ostatnia wojna była już coraz bardziej zamierzchłą przeszłością. Ale pamiętała bestie… pamiętała jak walczyły, z jednej strony mając za sobą mury zamku, z drugiej szeregi wroga. Jak zabijały. Jak ginęły.
- Nie mów, że zginęły wszystkie… - jęknęła zawiedziona Maerinidia - Taka okazja… wiem, że będą prosić Vae o… zniżki. Jeśli im się to uda… z pewnością wszyscy się dowiedzą, jaki Vae miało wielki wkład w odbudowanie świetności Areny. Jej otwarcie zatrze w pamięci Miasta nasz Bal a Tormtor z Vae przyćmią Godeep. - poskarżyła się.
- To tym bardziej nam się nie opłaca im pomagać. A raczej sabotować. - zamyśliła się Shryinda. Zmarszczyła brwi. - Sabalice będzie prosiła Sereskę o pomoc przy Arenie? Chciałabym to zobaczyć.
- Nie sądzę, by to Matrony rozmawiały na ten temat. - Mae westchnęła - Areną zarządza teraz Han’kah Tormtor… trochę ją znam. A Domem Vae opiekuje się Yvalyn… tego znam dużo bardziej. - zachichotała, choć rozmowa toczyła się w niewłaściwym kierunku - Jak się dogadają i czy się dogadają, nie wiem. Słyszałam tylko o determinacji Tormtor… i pomyślałam, że możemy na tym coś ugrać. - pozornie obojętnie wzruszyła ramionami.
- Co dokładnie? Jedyne, co mogłybyśmy zrobić, to zasponsorować Arenę, ale Sabalice mogłaby zareagować na to alergicznie. Wiesz… wtrącanie się w sprawy innego Domu z pominięciem Matrony… - westchnęła Shryinda. - Sabalice wydaje się być drażliwa, jeśli chodzi o coś takiego. Takie odniosłam wrażenie ze spotkań Matron.
- Spróbuję wybadać teren, jeśli się zgodzisz. - uśmiechnęła się szelmowsko Mae, a jej dłoń sięgnęła badawczo ku innemu terytorium, wciąż okrytemu materią stroju, która to bariera nie potrafiła jednak zatrzymać bijącego od niego ciepła - Chodzi przecież tylko o małą szpilkę, nie o taran… - palec wskazujący wślizgnął się między uda, drażniąc pączek wieńczący kwiat rozkoszy uwięziony w pułapce bielizny i sukni - ...przynajmniej na razie… - roześmiała się zmysłowo, kierując myśli Shryindy na zupełnie inne tory.
- Nic obiecuj… wódź… ale żadnych… stanowczych deklaa… raa… jesteś… straszna. - jęknęła Shryinda, czując tą napaść. Jej palce zacisnęły się na materiale szaty czarodziejki i szarpnęły ją w nieudanej próbie rozerwania stroju Mae.
- Wiem… - szepnęła jej wprost do ucha czarodziejka - ...i wiem też, że lubisz, kiedy taka jestem… - mruczała, wodząc ustami po szyi kochanki, a przy tym nie przerywając rozpalających, choć nie dających satysfakcji pieszczot guziczka rozkoszy. Do tego dołączyła druga dłoń, wodząca po piersiach kapłanki i powoli zsuwająca z nich materiał, przygotowując na pieszczotę ust.
- Tak. Bardzo… - pojękiwała kapłanka, będąca całkowicie w objęciach rozkoszy sprawianej jej przez Maerinidię. Shryinda drżała, jej piersi unosiły się w szybkim oddechu… dlatego przymknęła oczy, cicho pojękując przez zaciśnięte zęby i w pełni oddając się doznaniom, które Mae jej serwowała.
Czarodziejka rozsunęła uda kapłanki i klęknęła pomiędzy nimi, ale skupiła się na jej obnażonym już biuście, całując go i ugniatając obiema dłońmi. I odwracając uwagę od ogonka, który wślizgnął się pod suknię drowki i teraz sunął po jej nodze, by wreszcie dotrzeć do przemoczonej bielizny okrywającej spragnione łono… zwinna końcówka zdołała odsunąć materię na tyle, by odsłonić płatki kwiatu rozkoszy Shryindy i znajdujący się nad nimi pączek… Przez długą chwilę Mae kazała swej kochance czekać, doprowadzając ją do szaleństwa niepełnymi pieszczotami, nim wreszcie rozwidlona końcówka ogonka dołączyła do pieszczot… jedną swą częścią pieszcząc zwieńczenie ud, zaś drugą wślizgując się i wijąc w głębi kielicha jej kwiatu.
Głośny jęk rozkoszy zagłuszył wszelkie inne dźwięki, gdy w końcu Mae skończyła rozkoszne tortury i zaczęła dawać swej kochance spełnienie. Całkiem obezwładniona przyjemnością Shryinda była jedynie zdolna do pieszczot jej głowy i nawijania pukli włosów na palce. Drżała i popiskiwała, czujac na sobie dotyk ust i ogonka Mae, która ani na chwilę nie przerywała pieszczot. Wydawało się, że wciąż tych samych… jednak powoli i niemal niezauważalnie nurkująca między udami Matrony końcówka ogonka powiększała się i twardniała, aż wreszcie kapłanka poczuła, że ów figlarny ogonek wypełnia ją swoją obecnością tak słodką i dojmującą… aż wreszcie zaczął się miarowo poruszać, wysuwając się i rozmyślnie powoli nurkując z powrotem. Jakiekolwiek podejrzenia nie zrodziłyby się teraz w głowie Skryindy, usta i dłonie Mae skutecznie je przepędzały… nie pozwalając myśleć o niczym innym tylko o zatraceniu się w przyjemności, którą sprawiała kochance.
Kapłanka jeszcze próbowała się bronić, jeszcze walczyła z wszechogarniającą rozkoszą. Ale owa przyjemność była oślepiająca niemal. W końcu jej ciało poddało się podstępnie serwowanym doznaniom. I Shryinda zatonęła w nich, zatracając swą świadomość.

Kiedy się ocknęła, leżała w czułych objęciach kochanki, która dłonią gładziła jej twarz i włosy, a cienkim, rozwidlonym ogonkiem, delikatnie wodziła po udach Shryindy.
- Jak się podobało? - figlarne błyski rozjaśniły spojrzenie Mae, choć jej twarz wyrażała absolutną niewinność.
- To było… podstępne z twej strony… - zamarudziła Shryinda z lekkim figlarnym uśmiechem. - Należą ci się klapsy.
- A za co dokładnie? - dopytywała się czarodziejka.
- Eee… - kapłanka zaczerwienila się na twarzy zastanawiając się, jak wyrazić słowami to, co zrobiła Maerinidia. Nie była wszak pewna, co właściwie się stało. - Za nic.
Czarodziejka prychnęła, udając oburzenie.
- To ja tu się staram a Ty, że to… nic? - ostentacyjnie odwróciła się plecami do kochanki i schowała ogonek pod wciąż spowijającą jej ciało suknią - To ja więcej nie będę. - mruknęła, udając obrażoną.
- Teraz moja kolej… się starać. - wyszeptała jej do ucha Shryinda, ostrożnie niczym złodziej podwijając suknię czarodziejki i wodząc palcami po jej udach i pośladkach. Delikatnie, samymi opuszkami palców.
- Uważaj, bo możesz znaleźć coś, czego się nie spodziewasz. - ostrzegła Maerinidia, niemniej nie próbowała w inny sposób przeszkodzić kochance w jej zabiegach.
- Nie boję się. - jej ząbki muskały szpiczaste ucho Maerinidii. Jej palce wsunęły się pod bieliznę okalającą pośladki czarodziejki. Muskały jej skórę, lekko drapały paznokciami.
- Skąd wiesz o kłopotach Areny? Mam być… zazdrosna o twoje kontakty z jej właścicielką? - zapytała żartobliwie.
Odpowiedział jej szczery śmiech - Mam wrażenie, że to ostatnia drowka, którą udałoby mi się zaciągnąć do łóżka i to tylko wtedy, gdyby mi na tym bardzo zależało. Gustuje w mężczyznach. - wyjaśniła powody swojej wesołości - Poznałam ją przez Nihrizza, wiesz, przed wojną niemal nie wychodzili z łóżka… wydawała się być w nim zadurzona do szaleństwa. Akurat o nią zazdrosna być nie musisz… - uśmiechnęła się do siebie łobuzersko - ...ale i tak lubię, jak mi udowadniasz, że jesteś najlepsza z najlepszych…
- Obraziłabym się, gdybyś myślała inaczej. - odpowiedziała żartobliwym tonem kapłanka, wędrując ustami po szyi ostentacyjnie odwróconej do niej Mae i udając, że próbuje niepostrzeżenie ściągnąć z czarodziejki bieliznę, co... oczywiście było niemożliwe.
Niemniej czarodziejka dyskretnie pomogła jej w tym, delikatnie poruszając biodrami i manewrując ogonkiem i udając, że niczego nie dostrzega.
Palce kapłanki pochwyciły za ów ogonek i delikatni go ścisnęły, a potem powiodły po nim pieszczotliwie. Zaś druga dłoń podążyła między biodra i opuszkami palców muskała łono Maerinidii, gdy Shryinda pytała. - A co zamierzasz zrobić w związku z tym zebraniem magów? Jak myślisz, jakie powinnyśmy przyjąć stanowisko?
- Ten artefakt może się okazać większym kłopotem, niż przynieść pożytku. - ogonek pod palcami kapłanki znów rósł i twardniał, powoli przyjmując tak znajomy a jednocześnie tak obcy dla niej kształt - Nie wiemy, jak działa. Nie mamy pojęcia o ilithidzkiej technologii. W najgorszym przypadku rozwikłanie jego tajemnicy może się okazać dla nas zabójcze… w najlepszym może nam zagwarantować ochronę przed kolejnym atakiem Ilithidów. Myślę, że sprowadzenie go do samego Miasta jest zbyt ryzykowne, dopóki nie mamy nawet cienia pomysłu, do czego służy. Możnaby go sprowadzić do jednej z pobliskich grot i pilnować… w każdy możliwy sposób. Z pewnością Malovorn spróbuje położyć na nim łapę Shi’quos… a na to już nie możemy pozwolić.
- Ten artefakt z pewnością budzi zainteresowanie wielu magów. Dziwne że ty nie jest jesteś jedną z nich. Może za bardzo zajmuję ci czas, że nie jesteś go ciekawa? - zażartowała Matrona, pieszcząc palcami i ogonek czarodziejki i płatki jej kwiatu. - Cóż… mnie osobiście psioniczny artefakt w ogóle nie interesuje. Ilivantar też niespecjalnie naciska na jego zdobycie.
- Niech go sobie… badają… ile chcą… - zamruczała Mae, poddając się pieszczotom kapłanki - ...zainteresuję się nim, jeśli… osiągną jakiś… przełom… jedyne, na co nie można… pozwolić… to kontrola… Shi’quos… - powtórzyła nieco chaotycznie czarodziejka, czując narastającą w jej ciele falę rozkoszy.
- Na razie ja pobadam sobie ciebie. - rzekła Shryinda odsuwając dloń od ogonka i sięgając ku małej szkatułce. W niej była czarna aksamitna opaska i szkarłatna jedwabna lina. Mae… była badana cały nocny cykl.
I bardzo jej się to podobało.

 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 24-10-2014 o 09:35.
Viviaen jest offline