Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2014, 09:37   #16
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 3. spotkania na szczycie...

- Witaj, mój drogi... - Maerinidia uśmiechnęła się zmysłowo, wchodząc do komnaty maga niemal cały dzwon przed rozpoczęciem konferencji. Wyglądała oszałamiająco i była tego świadoma, co można było poznać po niewymuszonym seksapilu, jakim epatowało całe jej ciało - Mam nadzieję, że masz teraz wolną chwilę nim zejdą się uczestnicy naszego małego spotkania?
- Oczywiście… dla ciebie pani zawsze znajdę chwilę. - odparł dwornie drow, kłaniając się Mae i wędrując łakomym spojrzeniem po jej kreacji.
- Wspaniale… - głęboki głos drowki wibrował w jej piersi, budząc także echa w ciele Malovorna - ...bo widzisz… chciałabym z Tobą porozmawiać… tylko odrobinę zaschło mi w gardle. - oblizała pełne, karminowe wargi końcówką języka - Poradzisz coś na to?
- Wino uleczy tą dolegliwość, czy sugerujesz inny lek? - zapytał uprzejmie Malovorn wpatrzony w usta drowki, niczym szczur w oczy kobry. Ze strachem ale i przywiązaniem.
- Na początek… wystarczy wino. - Mae bez pytania rozsiadła się w wygodnym fotelu i z rozbawieniem przyglądała się, jak jej gospodarz nieco drżącymi dłońmi nalewa wino do pucharu. Odebrała kielich z jego rąk bezwstydnie wpatrując się w tę część jego ciała, jaką miała właśnie na wysokości wzroku, po czym upiła łyk i dopiero wtedy spojrzała magowi w twarz.
- Powiedz mi mój drogi… czego Ty tak naprawdę chcesz od tego artefaktu? - jej głos wciąż był hipnotyzujący, usta przywodziły na myśl zupełnie inne… myśli. A jednak temat był poważny… choć wydawał się samcowi coraz błachszy i niegodny uwagi.
- Ja? To Urlum się do niego ślini. Prawda jest taka, że nie mamy zbyt wielu specjalistów od psioniki. - rzekł Malovorn, siadając naprzeciw Maerinidii. - Niemniej jest to jedyna zdobycz z tej pechowej kampanii i trzeba by ją jakoś zagospodarować. Nie możemy jej badać tam. Na miejscu brakuje surowców na założenie trwałej enklawy. A droga przez Labirynt nie musi być bezpieczna. Ilithidów może już nie ma, ale nadal są umbrowe kolosy.
- Może lepiej będzie zostawić go w spokoju? Macie w ogóle jakieś pomysły, do czego miałoby to w ogóle służyć i jak się do tego dobrać? - sceptycyzm w głosie czarodziejki był aż nadto słyszalny.
- Prędzej czy później któryś Dom się połakomi i spróbuje złamać pułapki reszty nałożone na ten psioniczny mythal. Więc zostawienie go w spokoju raczej nie wchodzi w rachubę. Osobiście byłbym za zniszczeniem artefaktu, ale w Shi’quos w tym akurat przypadku jestem w mniejszości. - zamyślił się Malovorn. - Z dwojga złego, lepiej go zabrać i studiować pod patronatem wszystkich Domów, niż pozwolić by jeden z nich próbował go zagarnąć dla siebie.
- I to wcale nie wy będziecie przewodniczyć badaniu, co? - roześmiała się perliście drowka - Powiem Ci, że osobiście także wolałabym go zniszczyć. Mam wrażenie, że sprowadzenie go tu przyciągnie tylko kłopoty. I nie tylko ja tak myślę… więc mogę poddać taki głos pod rozwagę… lub nie. - uśmiechnęła się słodko.
- Moja droga… miasto już ma kłopoty z rosnącym wpływem Thay i niebezpieczeństwem najazdu obcych ilithidów. Ów mythal zaś nie zmieni w tym przypadku sytuacji. - wzruszył ramionami Malovorn. - Zresztą to nie ja go będę badał, tylko Urlum. A ty możesz przy okazji poszukać metody, by go zniszczyć bez jakichś niebezpiecznych konsekwencji. Jak już stwierdziłem… ja mam związane ręce. - złożył dłonie razem i uniósł je w górę w dramatycznym geście. - Nie mogę postąpić inaczej w tej sprawie… choć chciałbym.
- Masz rację… mogę poszukać metody zniszczenia mythalu. Ale musisz sobie zdawać sprawę, że w pojedynkę może mi to zająć mnóstwo czasu… - drowka w zamyśleniu oparła łokieć o oparcie fotela i przygryzała paznokieć małego palca u dłoni, pozostałymi wodząc po swym policzku - Zwłaszcza, że to nie do końca moja specjalność… ale mogę Ci pomóc poszperać… a w razie czego wziąć winę na siebie. Mojej Matronie nie zależy na tym artefakcie... - wzruszyła ramionami, wprawiając w ruch niemal nieskrępowane strojem piersi i upiła wina, pozwalając Malovornowi przez chwilę w ciszy podziwiać ów widok. Co sprawiło, że czarodziej zadumał się wpatrzony w owe kuszące krągłości, całkowicie zapominając o całym świecie.
- ...co sądzisz? - dokończyła przerwaną myśl Maerinidia, odstawiając kielich i pochylając się w kierunku rozmówcy.
- Ależ eee.. zgadzam się. Są pię… o czym mówiliśmy? - drow nadal jak zahipnotyzowany wpatrywał sie w dwie krągłości tuż przed nim.
- Że powinniśmy poszukać w magazynach jakiegoś artefaktu, który potrzebny będzie do rytuału zniszczenia ilithidzkiego mythalu i znaleziska Valyrin. Pamiętasz? Mieliśmy opracować rytuał jego zniszczenia. Jest zbyt niebezpieczny. - gładko odpowiedziała czarodziejka.
- Ach… tak, tak… to dobry pomysł. Wspólne badanie, całonocne konsultacje. - odparł Malovorn, uśmiechając się lisio. - Wymiana doświadczeń.
- Tak… wymiana doświadczeń. - potwierdziła Mae - Połączona z odkurzaniem starych pajęczyn w zapomnianych komnatach… na samą myśl robi mi się... gorąco i… zn*ów zasycha w ustach… - poskarżyła się, pokazując magowi ze smutną minką pusty już puchar
- Tak brudno w archiwach Godeep? - zapytał żartobliwie Malovorn sięgając po wino i nalewając drowce to kielicha.
- Raczej w waszych magazynach… - odcięła się równie żartobliwie drowka. Nie odebrała jednak kielicha z rąk gospodarza, zamiast tego uśmiechnęła się psotnie - Tym razem wino nie wystarczy… - szepnęła zmysłowo, spoglądając spod gęstych rzęs wprost w oczy samca.
- Podstępna… - zaśmiał się Malovorn i przybliżył usta do Mae. Ich wargi zetknęły się w namiętnym pocałunku, który połączony był z pieszczotami ich języków. Po chwili Malovorn odsunął się, dodając. - Interesujące, acz dla równowagi pobuszujmy po archiwach obu Domów, co? Myślę jednak, że chętnie ponegocjuję z tobą te warunki… najlepiej po zebraniu? Wtedy będziemy mogli w pełni oddać się rozmowie.
- Hmmm… obawiam się, że po zebraniu będę musiała wracać… ale jutro zamierzam ponownie odwiedzić Shi’quos… w pewnej sprawie. Dyplomatyczno-kurtuazyjnej… - przewróciła oczami - ...z listem do Nietoperzycy, o ile zechce przyjąć go z moich rąk. Co nie przeszkadza umileniu sobie tej wizyty… negocjacjami… - zamruczała słodko.
- Ciężko uzyskać audiencję u Nietoperzyczy. - wyszeptał wprost do jej ust Malovorn. Jego dłoń bezczelnie ujęła pierś czarodziejki, delikatnie masując ją przez materiał szaty. - A ty nie wiesz nawet jak bolesna jest świadomość, że nie mogę teraz ponegocjować.
Mylił się. Jedno spojrzenie Mae w dół wystarczyło, by wiedziała, jak bardzo.
- Ależ mamy jeszcze chwilę do zebrania, nieprawdaż? - policzek czarodziejki otarł się bezczelnie o ów dowód, sterczący dumnie mimo więżących go szat.
- Byłoby niezręcznie, gdyby przyłapali nas… in flaganti. - zaśmiał się cicho Malovorn, czując że jego wszelkie obiekcje spływają w dół.
- Och… skoro tak bardzo Cię to martwi… to chyba rzeczywiście negocjacje będą musiały poczekać do jutra… - westchnęła ugodowo wyraźnie zawiedziona czarodziejka, ukrywając pod kurtyną gęstych włosów uśmieszek satysfakcji.
- Jakoś… jakoś… myślę, że możemy zaryzykować? - zapronował cicho Malovorn, dłonią wodząc po jedwabistych włosach Maerinidii.
- Jesteś tego pewien…? - zapytała z troską drowka - Nie chciałabym, by ucierpiał na tym Twój wizerunek…
- Jaki wizerunek? - zaśmiał się cicho drow, nadal głaszcząc Mae po włosach.
Uśmiechnęła się drapieżnie w odpowiedzi, nim przytknęła wargi do jego spragnionych ust - Dobre pytanie... - zamruczała ze śmiechem wstając i ocierając się niemal nagim ciałem o jego ciało - Dlaczego tak się boisz przyłapania? Jesteśmy drowami, nic nie powinno nas zawstydzać… ale zawsze możesz zamknąć drzwi na klucz. - zachichotała, wracając do pocałunku.
- Mogę… - odpowiedział drow całuąc Mae i zapominając o kluczu, drzwiach… o całym świecie. Jego wargi były równie zachłanne co czyny śmiałe. Jego dłoń wślizgnęła się pod ramiączko sukni, by pieszczotliwie pochwycić za pierś masując i rozkoszując się jej sprężystością.
Jak się po chwili okazało, nader skąpa suknia była jedynym skrawkiem materii, jaki okrywał ciało drowki dzięki czemu nie wymagała zdjęcia, a jedynie przesunięcia w odpowiednim kierunku… by później bez większych problemów wrócić na swoje miejsce...

***

Zebranie przebiegało wedle prostego schematu. Malovorn rzucił temat i następnie pozstałe drowy zaczęły się wypowiadać w imieniu magicznych społeczności swych Domów. Aleval cichym głosikiem swej przedstawicielki zasugerowało sprzeciw. Ale było w tym podejściu w mniejszości. Xaniqos było entuzjastycznie za tym pomysłem, choć sam Isar’aer sprawiał wrażenie zagubionego. O dziwo Eilservs również było za, a i Tormtor też... choć Vallochar podkreślił znaczenie zachowania wszelkich środków bezpieczeństwa. Inynda również poszła z prądem, będąc za przytarganiem artefaktu do miasta i podobnie jak Istharell Aleval zdystansowała się od dalszej dyskusji.
- Gdzie zamierzacie prowadzić prace nad artefaktem i jak chcecie utrzymać go w tajemnicy przed Czerwonymi? Bo chyba nie po to spotykamy się za ich plecami, żeby dać im potem swobodny dostęp do wyników prac? - odezwała się Naczelna Czarodziejka Godeep, gdy już umilkły głosy poparcia.
- Oczywiście będziemy prowadzić badania na terenie katedry Psioniki w Domu Shi’quos. Mamy tam już przygotowane pomieszczenie. - Urlum mówił to z tak dużym entuzjazmem, że aż promieniał na obliczu. Dla niego ów artefakt był wymarzonym prezentem.
- Czerwoni mogą chcieć zagarnąć artefakt sami, wiedzą o nim… więc ukrywanie tego nie ma sensu. - stwierdził Ghand’olin. - Z czasem możemy nawet zezwolić im na ich własne badania owego przedmiotu, w ramach karty przetargowej przy jakichś negocjacjach. Na razie należy ich ubiec z zabraniem przedmiotu.
- Brzmi uroczo… ale czy to nie nazbyt optymistyczne założenia? - zapytała Illiamara.
- Na razie realistyczne. Na razie odbudowują enklawę i rozpoczęli poszukiwania ich głównego celu… statku. - stwierdził Ghand’olin, uśmiechając się ironicznie. - Na razie więc mamy czas do wykorzystania, ale nie możemy czekać wiecznie z naszym ruchem.
- Nadal uważam, że ściąganie go do centrum Erelhei-Cinlu dopóki nie mamy pojęcia czego możemy się po nim spodziewać, jest mocno… ryzykowne. Nie mówiąc już o zwykłej bezczelności Shi’quos, które najpierw przygotowało odpowiednią komnatę u siebie, a dopiero potem poddało temat pod rozważania. Kiedy okazało się, że jednak nie dadzą rady przetransportować artefaktu do miasta na własny rachunek. - gniewnie odpowiedziała czarodziejka - To nie jest dziecięca zabawka-łamigłówka wbrew temu, co Urlum zdaje się o tym sądzić. Szczerze mówiąc wolałabym zabezpieczyć się przed zachłannością ludzi niszcząc artefakt, a nie sprowadzając go do domu. - oznajmiła.
- Z całym szacunkiem, Naczelna Czarodziejko Godeep. - zaczął Urlum nieco drżącym od emocji głosem. - Moja Katedra to nie dzieci. Dobrze wiemy, z jak niebezpiecznym przedmiotem mamy do czynienia. I znamy zagrożenie. Wstępne poczynione przez nas badania pozwoliły stwierdzić, że artefakt jest antywieszczeniową kopułą. I nie służy do niczego innego. Mój Dom jest w stanie sprowadzić przedmiot samodzielnie i mógłby to uczynić bez pytania innych o opinię. A jednak uczynił to w ramach okazania dobrej woli.
- Z całym szacunkiem, Mistrzu Katedry Psioniki. - w podobnym tonie odpowiedziała Maerinidia - Wasza wiedza w czasie wojny nie pomogła zbyt wiele co pozwala mi sądzić, że nie potraficie poprawnie oszacować artefaktu. Technologia Ilithidów jest dla nas zupełnie obca, nie potrafiliśmy odnaleźć nosicieli symbiontów wśród nas, nie potrafiliśmy się podpiąć pod ich system komunikacji ani rozgryźć działania ich latającego okrętu i z pewnością nadal tego nie potrafimy. Równie dobrze to może być kopuła antywieszczeniowa jak cokolwiek innego, co tylko ją udaje. Jaką mamy pewność? To mythal… może wyłączyć wszystkie nasze zabezpieczenia. Ilithidzi włożyli sporo wysiłku w to, by nas zainteresować tym artefaktem. Nie musieli go przecież zostawiać w mieście, spokojnie zmieściłby się na ich okręcie… czyż nie? - przesadzała, to prawda. Ale nie mogła pozwolić, by Shi’quos w tej kwestii działało przy absolutnym poparciu pozostałych Domów. Musiała zasiać ziarno niepewności. Dzięki temu wszelkie prace katedry Urluma będą znacznie lepiej pilnowane… a przynajmniej taką miała nadzieję.
- Nie mamy pewności, a co do żałosnych wyników ostatnich dziesięcioleci badań, to czy to moja wina!? - Urlum wstał i zaczął wylewać żale. - Przy każdej okazji walki z łupieżcami umysłów Domy dzieliły bezmyślnie i chciwie łupy między sobą. Mojej katedrze dostawały się odchłapy, na których to resztkach musieliśmy bazować. Jak w takiej sytuacji niedofinansowana katedra mogła osiągnąć coś więcej? Nasze braki w wiedzy na temat ilithidów to wynik krótkowzroczności poprzednich pokoleń! Nie pozwólmy, by to się powtórzyło w przyszłości. Ten artefakt, to nasza szansa na dorównanie w rozwoju naszym wrogom. Przyznaję, ryzyko istnieje. Ale stojąc w miejscu też ryzykujemy nieprzygotowanie na powrót ilithidów.
- Spokojnie, spokojnie… - wtrącił Malovorn, dodając. - Przyznaję, że ryzyko istnieje. I nie musimy wszak badać artefaktu w murach miasta. Niemniej obecne odległości czynią takie badania niemożliwymi. Musimy założyć placówkę naukową bliżej miasta. Co wy na to?
- Na tyle blisko, by podróżowanie do niej nie było kłopotliwe a zarazem dość daleko, by nie było zagrożenia dla miasta? Mogę się na to zgodzić. - po namyśle zgodziła się łaskawie czarodziejka Godeep, łowiąc spojrzenia Vallochara i Isar’aera w swój kuszący dekolt - Miejsce powinniśmy wybrać zanim wyruszy wyprawa do miasta ilithidów i zabezpieczyć wspólnie, nim powróci z artefaktem. Umieszczeniu go w murach miasta będę się sprzeciwiać tak długo, jak długo będziemy mieć wątpliwości co do przeznaczenia przedmiotu.
- Myślę, że nad mapami mogą ślęczeć wyznaczeni przez nas uczniowie. I niech oni dogadują te detale. - stwierdziła Inynda, uśmiechając się lekko. -[i] Wyprawa po artefakt i tak zajmie co najmniej parę dekadni, więc będzie sporo czasu na wyznaczenie miejsca i budowę odpowiednich pomieszczeń.
- Tu się z Tobą w pełni zgodzę, nie zamierzam odparzać sobie tyłka ani na stołku nad mapami, ani w siodle jaszczurki w jaskiniach. - roześmiała się Maerinidia - Ustalone więc. Każde z nas wybierze i oddeleguje uczniów do tego zadania i dopilnuje, żeby trzymali języki za zębami. - podsumowała - Czy jeszcze jakaś kwestia została do poruszenia…? - rozejrzała się pytająco po zgromadzonych.
- Nie wydaje mi się. Proszę więc wszystkich o wyznaczenie uczniów zarówno na wyprawę jak i do opracowania miejsca do badań. Chyba, że ktoś oprócz mistrza Urluma osobiście wybiera się do miasta ilithidów? - zapytał retorycznie Malovorn. Chętnych nie było.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline