Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2014, 12:07   #218
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pożegnali się. Leiko nie rozmyślała długo nad użytecznością małej miko. Bo wszak czas pokaże na ile mała Korogi będzie użyteczna w przyszłości. Póki co Maruiken i Kojiro podążali razem pierwotnie wybraną skalną trasą w poszukiwaniu bandytów i ich zasadzki na mnichów. To mogło wszak być interesujące, a nawet użyteczne. Wkrótce minęli starą szopę, która z pewnością była ich kryjówką. Teraz jednak była opustoszała.
Bandyci już wyruszyli. Kojiro jednak domyślił się w którym kierunku i oboje ostrożnie podążyli za nimi. Wszak nie chcieli przypadkiem wpaść na nich.
Z czasem droga robiła się wąska i niebezpieczna… a w dodatku zaczęło padać. Leiko rozłożyła parasolkę by osłonić się przed deszczem, a Sasaki przytulił się do niej.


I tak w deszczu przemierzali półkę skalną znajdującą się nad rzeczną doliną. Być może nad tą samą doliną, którą teraz szli łowcy wraz Kasanem. Osłonięci przed deszczem, przytuleni do siebie. Leiko czuła się lekko romantycznie w tej sytuacji. Bo i czyż to nie był jeden ze składników miłosnych opowieści, wspólne spacery blisko siebie? Co prawda okolica, była bardziej upiorna niż romantyczna, niemniej Maruiken nie miała na co narzekać. Zresztą… od czasu do czasu mogła poudawać przed sobą, że jest zwyczajną kobietą.
Takie miłe chwile miały jednak to do siebie, że szybko się kończyły. I za kolejnym zakrętem Leiko dostrzegła drewniany most wzniesiony w poprzek wzburzonej opadami rzeki.



Konstrukcja wydawała się niezbyt solidna. Nic więc dziwnego, że najpierw przeprowadzano zwierzęta. Padał deszcz… grupa z palankinem utknęła na przeprawie. Idealne miejsce, idealny czas, idealna okazja na pułapkę. Tamci na dole też to wiedzieli. Więc rozglądali się nerwowo. Brakowało więc tylko jednego… napastników. Tylko gdzie oni się ukryli?


Świst strzał, jęki ranionych nimi ludzi i zwierząt. Bandyci skryli się dobrze pomiędzy skałami i zaatakowali, gdy wyprawa była w połowie drogi przez most. Idealne wyczucie czasu. Teraz mnisi nie mogli się szybko wycofać, nie mogli przegrupować. Byli na łasce wroga.


Łucznicy co chwila napinali łuki i posyłali strzały w kierunku przeprawiających się ludzi. Ich śmiercionośne pociski zabiły już dwóch samurajów i raniły kilku następnych sytuacja wydawała się beznadziejna. Niemniej nie załamało to dyscypliny wśród pozostałych. Starali się jak najszybciej wycofać woły mimo gradu zabójczych strzał.
Ale przewodzący im starszy ronin nie dawał im chwili wytchnienia i pokrzykując nawoływał do dalszego ostrzału.


Blizna i strój i zachowanie mówiły Leiko kim jest ten człowiek. Czytała w nim jak w księdze. Był weteranem. Był też urodzonym przywódcą, wychowywany na dowódcę i od urodzenia przyuczany do kierowania ludźmi. Dumny, a nawet butny z natury umiał wydawać rozkazy. Ale czy umiał dowodzić? Maruiken nie wydawało się by umiał.
Ktoś inny musiał za tym stać, ktoś inny zaplanował tą napaść.
Leiko bowiem świetnie czytała z twarzy, a to oblicze do bystrych nie należało. Niemniej umiał trzymać dyscyplinę pośród swych ludzi, a w obecnej sytuacji to wystarczało. Mnisi byli przyszpileni ostrzałem z łuków. Palankin chronił kobietę przez bezpośrednim zagrożeniem. Może więc karma była po stronie Leiko? Jeśli bandytom uda się odbić kobietę, to nie tylko pokrzyżują plany mnichom, ale też ułatwią jej działanie. W końcu łatwiej wykraść zdobycz rozbójnikom niż mnichom, ne?

Deszcz padał, niczym łzy Kami nad poległymi. Deszcz i przegrana zdawały się wisieć nad mnichami.
Jednak prognozowanie ich klęski szybko okazało się ułudą. Jasnowłosy mnich, dotąd nonszalancko odbijając mieczem wystrzelone w niego strzały. Wydawał się nie przejmować atakiem. Nie okazywał ani strachu, ani gniewu. Czyżby los jego towarzyszy i sukces misji nie leżał mu na sercu?
Nagle ruszył niczym błyskawica do przodu chowając miecz do pochwy, pochwycił ciało martwego samuraja i użył jej niczym osłony przeciw strzałom. Gnał po prosto na łuczników nie przejmując się, że szarżuje sam na liczniejszego wroga. To było szalone i nieprzewidywalne zachowanie. I tu okazało się, że Leiko miała rację. Przewodzący bandytom ronin nakazał jedynie skupić ostrzał na jasnowłosym oni. Nie dało to wiele, poza większym naszpikowaniem strzałami trupa którym się osłaniał. Prawdziwy dowódca zarządziłby zmianę szyku i nowy plan działania. Podstarzały ronin, nie potrafił być jednak aż tak elastyczny, by całkowicie zmienić taktykę dostosowując ją do nowej sytuacji na polu walki.
I jego ludzie mieli zapłacić za to ostateczną cenę.

Jasnowłosy mnich dopadł do pierwszego szeregu łuczników odrzucając na bok ciało samuraja podziurawione strzałami. Zaatakowany łucznik zaś odrzucił na bok łuk i sięgnął po katanę. Mnich tego nie zrobił. Nie dlatego że nie zdążył, ale dlatego że nie chciał. Miecz jego przeciwnika więc ciął po łuku i to całkiem fachowo. Widać było, że katana w dłoni łucznika była w częstym użyciu. Cios ten byłby śmiertelny dla zwykłego bushi. Ale jasnowłosy ronin okazał się zwinniejszy.
Cofnął się nieco poza zasięg tnącej katany podczas zadawania ciosu i skrócił dystans tuż po ataku. Jedną ręką chwycił za dłoń trzymającą katanę i mocnym szarpnięciem zmusił łucznika do upuszczenia broni. Drugą uderzył w krtań biedaka otumaniając na chwilę i znalazł się tuż za nim, skręcając mu następnie jednym ruchem kark i wykorzystując jego ciało jako osłonę przed strzałami jego przerażonych kamratów.
Bowiem gdy ci zobaczyli, że mnich jest za ich towarzyszem to zorientowali się, że ich towarzysz broni został pokonany. I że jego żywot skończy się za kilka sekund.
I mieli rację. Jednak ich strzały nie zabiły mnicha wbijając się prowizoryczną tarczę jaką stało się martwe ciało ich towarzysza broni. Jasnowłosy oni jednym płynnym ruchem odrzucił bezużyteczne zwłoki


i jednocześnie sięgnął po miecz. W serca bandytów wlał się strach, obijający się grymasem przerażenia na ich obliczach. Ten mnich był bowiem nieludzki w swej skuteczności. Zupełnie jakby urodził się w jednym celu, by zabijać. I teraz oni stali się jego celem. Panika kiełkowała już w ich sercach. I cały ten napad zapewne wkrótce zamieni się ucieczkę rozbójników z pola walki. Niemniej póki co ich przywódca krzykami utrzymywał dyscyplinę… cóż, chociaż w tym był dobry.
A Leiko rozważała jak wykorzystać tą sytuację? Czy może błyskawicznie się podkraść do palankinu? Czy zaryzykować wielce i spróbować zabić owego jasnowłosego oni? Czy wspomóc jakoś bandytów w nadziei, że jednak sobie poradzą? Czy.. Coś chyba umykało uwadze łowczyni. Właśnie, czy Furoku nie wspominał o pomarszczonym jak marynowana śliwka mnichu? Nie widziała go tutaj.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-06-2017 o 20:17.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem