Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2014, 23:06   #178
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
- No to jak można to ja se pogadam... A co... Kto biednemu zabroni na bogato nie?

- No to tak...

- Tak w jednym zdaniu: Sesja była w pytę!


PoczÄ…tki

- Zapisałem się do tej sesji ot bo się zapisałem. Ani w sumie nikogo mi znajomego ani jakoś za horrorami nie przepadam... Jestem też skrajnie podejrzliwy do storytellów i gdyby ta nazwa padła w rekrucie to nie wiem czy bym się przemógł. Jakoś tak jak mam KP i kostki to jakoś tak wiem z grubsza co mogę a tak jak jest "bo MG tak mówi..." to mi się to z załozenia mętne i podejrzane wydaje...

- Ale z dugiej strony szukałem czegoś nowego, miałem ciutkę wolnego slota z czasem, w survive - horror jeszcze wcześniej nie grałem a miałem ochotę spróbować no i ten statek. Ten pomysł na statek, taki współczesny Titanic i to jeszcze na "tym przeklętym trójkącie". Więc od razu pojawiło mi się przed oczami te środowisko i sceneria współczesnego statku no i byłem ciekaw jaką MG ma swoją teorię na ten Trójkąt

- Tak... To podziałało na ciemnoblondgłówkę mua i postanowiłem się zapisać. I o dziwo dostałem się.

- Fajne były te pierwsze dwa dni wolnego. Można było się faktycznie poczuć jak turysta na wakacjach. I się ładny kontrast do tego co się działo potem robił. No i można było się pointegorwać albo poszczelać na symulatorach dajmy na to...

- Co do symulatorów szczerze mowiąc jak Armiel mi popisał, że tak się namęczyłem z jakąś małolatą to w pierwszej chwili wcale nie byłem szczęśliwy. No bo wiadomo... Przerypać z jakimś full - profeszynal pilotem z US NAVY albo AIR Froce to jedno a przerypać z jakąś złosliwą małolatą... Ale z perspektywy już drugiej walki i tego co działo się później to w sumie powstał z tego ciekawy wątek. Seriop polubiłem małolatę, serio ucieszyłem się jak ją potem znalazłem i serio wkurzyłem się jak mi ją zadźgali.



Fabuła


- Fabuły rozgryźć za cholerę nie mogłem. Ani tych numerów kabin, ani przejść w kabinach, ani znaków no nic. Co prawda rzuciło mi się już po pierwszym poście w oczy, że każdy BG miał podany numer kabiny ale jakoś ani na planie statku ani w numeracji nie znalazłem żadnej prawidłowości. No chyba zagwostka przerastała moje dedukcyjne możliwości

- Coś tam się powyjaśniało po pierwszej gadce Paavo. Do tego momentu podejrzewałem nawet, że może jakoś jesteśmy pod wodą czy otoczeni jakimś polem czy masą przez którą problem jest się przebić i dlatego chciałem się dostać na mostek by się zoriencić o co kaman. No ale jak po gadce Paavo wyszły jakieś inne wymiary i to na każdym pokładzie to sie człek zaczynał dziwować jak przezlazł przez te parę pokładów w pionie i jak ma pokonac następne. A stać w miejscu nie można było.

- Dopiero po drugiej gadce w kaplicy sprawa wyjasniła się jako tako. Mniej więcej już było wiadomo z czym mamy do czynienia i co trzeba zrobić. Nawet jakieś zabawki dostaliśmy na drogę. Byłem zdeterminowany żeby załatwić sprawę bo jakoś mi się ubzdurało, że jeśli nam się uda to uda nam się ocalić tych co przeżyli na statku do tej pory a może nawet wrócić do momentu wpłynięcia statku na wody Trójkąta (czyli np. ocalić Fiolecik). Ta gadka o ocaleniu ludzkości... Nawet w nią uwierzyłem ale jakoś mniej mnie mobilizowała, właściwie w ogóle. Inaczej niż ludzie których poznałem na statku i którzy mnie otaczali.



Uczestnicy


- Ok, napiszę ze dwa zdania na krzyż o osobach których gra jakoś szczególnie utkwiły mi w pamięci. Choć klimat i ducha sesji i tego rejsu tworzyliśmy oczywiście wszyscy razem.





- Armiel


- Naprawdę mistrzowska robota muszę przyznać. Nie nudziłem się ani na chwilę. Właściwie za każdym razem gdy przychodziło do wyborów czułem się jak na rosyjscej ruletce. Zdawałem sobie sprawę z ryzyka i cóż... Za którymś razem się trafia na tą kulę w komorze no nie?

- Podobało mi się, że mogłem se pokombinować różne opcje czy detale fabularnie i opisowo i miało to efekt i wpływ na przebieg działań. Tak samo jak to, że nie było musu co do doc'a i formy jego używania dzięki czemu jak dla mnie było to szybsze, sprawniejsze i zachowywałem pełnię kontroli i swobody nad klawiaturą czyli mogłem pisać posty jak chciałem.

- Najbardziej mi utkwił w pamięci ten epizod w celi z Kluczniczką. Serio jak siedziałem tam kolejny tydzień iii niicccc... Bałem się, że mi Edziu tam skipieje na amen.

- Co do śmiertelności na sesji... Bo ja wiem... Ok, ostatecznie w sumie zginęli wszyscy. Ale na moje oko jak pamiętam chyba w większości to następowało gdy Gracz zniknął, porzucił postać albo widać było w działaniach biała flagę. Póki BG był w grze i się z czymś nie wydurnrnił to chyba raczej nie zostawał w grze. Wyjątkiem jaki zauwazyłem była chyba postać Dziadka. No ale oglądałem to wszystko okiem widza więc mogłem czegoś nie wyłapać.



- Dziadek - właściwie to Malcolm już zginął jakiś czas temu. I za długo nie pograł. Ale rzucił mi się w oczy jako jeden z tych bardziej samodzielnych postaci które miają coś na kształt planu działań choć na najbliższą turę. Kombinowałem więc jak tu skrzyżować nasze ścieżki ale wyszło jak wyszło.

- Gryf - właściwie początkowo to okularnik sprawiał na mnie wrażenie takiej szarej myszki. Coś tam mówił, robił, deklarował no ale jakoś tak bez szału. Dopiero jak wyszły siupy z tą astrologią, numerkami no i potem w tych piramidach to już na serio Robert dał czadu. A jak "zginął" też żałowałem, że się nie zdążyliśmy spiknąć wcześniej. Mojemu mięśniakowi przydałby się ktoś taki szprytny do rozkmin i w ogóle z głową na karku. No spotkaliśmy się w końcu na sam koniec jak już została sama walka. Dobrze, że chociaż tyle udało nam się podzialczyć razem.

- Kanna - no gratuluję pomysłu na postać. Trzeba mieć sporo jaj by się pakować na statek z potworami prawie niewidomym chucherkiem. I do tego takim raczej łagodnej natury. Tak jak patrzyłem na co się natyka wyglądało, że lada chwila coś ją zmiecie albo zeżre a tu się jednak wywinęła ze wszystkiego i uchowała do samego końca. Co do ostatniej akcji i jej decyzji nie zgadzam się absolutnie oczywiście ale tak jak już ochłonąłem myślę, że do Carry jak najbardziej. Poza tym jakby wszyscy byli tacy sami to by nudno było.

- Zombie - ale ja nie wiem... Jakoś wokół Julki bowiem generowało się tyle dziwnych, nietypowych rzeczy, zdarzeń, anomalii, spotkań, miejsc i w ogóle, że jak paczałem to się cieszyłem, że ja to w sumie mam jakiś prosty statek z zombiakami i kanibalami a nie takie dziwy jak u niej Mimo wszystko jednak uważam, że Julcia radziła sobie całkiem nieźle a Zombi pisała całkiem ładne i ciekawe posty które krókie nie były ale czytało mi się je z przyjemnością.




Zakończenie


- W sumie jednak zaskok był. Spodziewałem się numerów jak z tym singlowatym ufokiem powyżej. Czyli cięzkiej rzezi i liczyłem się nawet z tym, że nas wykoszą jak tylko otworzymy drzwi. Dlatego miałem taki a nie inny plan działania. Ehhh... Jakbym wiedział...

- Cieszy mnie , że udało nam się uratować resztę ludzkości. Choć ani to nie było moim bezposrednią motywacją ani celem ani niewdzięcznicy nie dowiedzą się kto ich uratował. Nawet nie wiedzą, że byli ratowani Jakby Edziu jakos jednak tam wrócił i zaczął opowiadać takie dyrdymały to pewnie by go w końcu w kaftan wsadzili i podkarmili kolorowymi tabletkami

- Co do finałowej sceny i decyzji.... No cóż... Chyba każdy odegrał siebie do końca. Ale jakby co to Edziowi nawet by powieka nie drgnęła... Ileś tam światów wyznawców demonów w zamian za własną załogę i pasażerów? I to ma być trudny wybór? Walczyłbym o nich do końca. O Fiolecik, Julkę, Carry, Roberta, Ken'a no i za siebie oczywiście. Miałbym za co i za kogo więc jak mówię przynajmniej bym spróbował a co by z tego wyszło czy nie to byśmy zobaczyli.
 
Pipboy79 jest offline