Soundtrack
[MEDIA]http://th05.deviantart.net/fs71/PRE/i/2014/035/8/7/cyberpunk__otaku_place__street_view_by_dsorokin755-d7531sx.jpg[/MEDIA]
Bywają miejsca, które pod zwyczajną, wręcz nudna powierzchnią skrywają tajemnice i sekrety tak głębokie, że nikt obcy nie jest w stanie ich poznać. Dzielnica azjatycka - "Little Dragon", jak ją nazywano - była właśnie takim miejscem. Znana była z miliarda małych zakładów i sklepików w których można było kupić, sprzedać i wykonać wszystko - za najniższą cenę, choć z jakością bywało różnie. Olbrzymi bazar, którym była, nigdy nie zasypiał i nie cichnął, rozbrzmiewając gwarem obcych głosów, pachnąc orientalnym jedzeniem i jarząc się światłem kolorowych lampionów. Pod tą warstwą ruchliwego placu targowego skrywały się jednak o wiele mroczniejsze interesy... i persony. Obcy rzadko zapuszczali się głębiej niż kilka przecznic od granic dzielnicy; dalej rozciągało się niekwestionowane królestwo yakuzy, traid i koreańskich mafii, nielegalnych jaskiń hazardu, pokątnych fabryczek, burdeli, imperium czarnorynkowych bossów i wytatuowanych mężczyzn o ciężkich spojrzeniach. Nie było tu innej władzy jak słowa głów przestępczych rodzin i innego prawa, niż przez nich ustalone. Nikt jednak nie wnikał w to, co działo się na zapleczach ciasno skupionych budynków i w mrocznych, wąskich uliczkach - mieszkańcy dzielnicy byli do tego przyzwyczajeni i akceptowali to z stoickim spokojem, a policja i władze miasta pozwalały na to, dopóki w dzielnicy panował spokój i nikt zbytnio nie oszukiwał na podatkach.
Niemniej było to niejako biała plama na miejskiej mapie - podobnie jak slumsy - gdzie nie sięgało karzące ramię sprawiedliwości. Idealne miejsce, by się ukryć czy schować z dala od policji czy innych służb - i może dlatego wybrał je
Teriyaki?
Specter miał sporo czasu, by się nad tym zastanowić - wjazd do dzielnicy był tylko za przepustką, więc czekał go dłużysz spacer po długich, krętych uliczkach, zapchanym ludźmi, rowerami, rikszami i wózkami. Otwarte witryny sklepów kusiły każdym możliwym towarem, szemrani handlarze zaczepiali agenta, proponując mu nielegalne dragi czy inne zakazane przyjemności, kucharze przygotowywali posiłki bezpośrednio na ulicy, a zza uchylonych drzwi kusił kobiecy śmiech i przyćmione czerwone światło. I tylko czasem mijane postacie w skórzanych, wypchanych pod pachami kurtkach i ciemnych okularach, które otaczała bańka ciszy i strumień schodzących z drogi ludzi, przypominały że ten pozorny chaos jest w pełni kontrolowany żelazną ręka bezlitosnych syndykatów.
Adres, którego szukał agent, mieścił się w wąskim, wysokim budynku, gdzieś bliżej środka kwartału. Z poziomu ulicy Specter widział szereg pudeł klimatyzacji, "ozdabiających" ścianę niczym rakowe narośla. Kilka małych okien było ciemnych i brudnych. Jedno z nich, na piętrze, musiało należeć do
Teriyakiego. Drzwi - odrapane, zaszczane i posprejowane w jakieś jaskrawe napisy - były zabezpieczone kratą. O dziwo dzwonek nie był zniszczony, choć uliczka była syfiasta, ciemna i pełna śmieci. Prócz drzemiącego pod ścianą
punka z papierową torbą (niewątpliwie mieszcząca butelkę jakiegoś taniego alkoholu), Ted był tu sam. Ale zapewne było to pozorne wrażenie - jako
gajdzin przyciągał wiele kosych spojrzeń, a im głębiej zapuszczał się w dzielnicę, tym więcej podejrzliwości zbierało się wokół niego gęstą chmurą.
Ze stosu śmieci wybiegł wychudzony, łysiejący szczur i zaczął obwąchiwać but Spectera z wyraźnym zainteresowaniem. Chyba była pora coś zrobić...