Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2014, 22:28   #486
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Kolejny raz tchórzliwe skaveny próbowały ich zagazować, zamiast stanąć do walki jak na wojowników przystało. Ale czegóż innego mogli się spodziewać po tych przerośniętych gryzoniach? Otoczony zielonkawą mgłą kaszlał okrutnie i ledwo powstrzymywał się od pocierania oczy i drapania swędzącej piekielnie skóry. Nie zdołał jednak powstrzymać torsji, gdy gorzki i cuchnący szczurzym łajnem opar wypełnił mu płuca.

Odepchnął stojącego najbliżej Hurana na bok, by zrobić miejsce strzelcm i dał rozkaz otwarcia ognia, samemu także schodząc z linii strzału. Chwycił opartą o ścianę rusznicę i wycelował w szczuroludzia dzierżącego gazowy ładunek, któremu kula z rusznicy Thorguna urwała niemal pół głowy, a mimo tego ten biegł dalej pchany nienawiścią do khazadzkiej rasy. Precyzyjnie wymierzony pocisk Detlefa rozerwał mu gardło i wreszcie bestia padła. Nie było jednak czasu na radość z powalenia wroga, gdyż pobratymcy zabitego szczura właśnie przeskakiwali przez górniczy wózek blokujący wylot tunelu. Cios zakrzywionym nożem Thorvaldsson zbił na bok bez problemu, jednak zupełnie nie spodziewał się kopnięcia - na szczęście licha postura skavena nie nadała mu pędu wystarczającego do wyrządzenia krzywdy większej, niż kilka siniaków, a sam napastnik został odrzucony z powrotem do tunelu.

Detlef spostrzegł, że atakujące ich skaveny miały inne umaszczenie futra - zwykle w kolorach od brązowego do czarnego, jednak te były jednolicie jasnobrązowe. Różniły się również opancerzeniem i uzbrojeniem - zamiast wszelkiej maści pordzewiałych i tępych ostrzy, głównie zdobycznych lub wykutych w prymitywnych skaveńskich kuźniach, oraz pochodzącymi z tych samych źródeł pozszywanymi ze sobą w nieładzie pancerzami, te dysponowały solidnie wyglądającymi włóczniami, mieczami i nożami dodatkowo wyposażonymi w kolce i haczykowate zakończenia, by wyrządzić jak najwięcej obrażeń przy próbie wyciągnięcia ich z ran oraz całkiem przyzwoitymi pancerzami i okutymi tarczami. Zhufbarczyk z niepokojem zauważył, że nie była to przypadkowa zbieranina, z jaką mieli już do czynienia wiele razy, lecz karny i dobrze wyposażony, jak na skaveńskie standardy, oddział. Czyżby komuś nadepnęli na odcisk, czy było to przypadkowe spotkanie?

Ostrzegawczy krzyk Dirka złączył się z eksplozją ognia i światła. Skalna ściana nad wylotem tunelu zapłonęła niebieskim ogniem i roztopiona skała zaczęła spływać w dół i kapać gorącymi kroplami. Zarówno górniczy wózek jak i kłębiące się najbliżej skaveny zostały pochłonięte przez piekielny żar, którego nie mógł przeżyć nikt i nic. Z tunelu buchnął ogień przewracając kilku krasnoludów, jednak napastnicy nie mogli wykorzystać zamieszania z powodu pożaru obejmującego wylot korytarza.

- Ładuj! - krzyknął do strzelców. Sam cofnąwszy się kilka kroków począł ładować rusznicę, by przetrzebić wroga, nim ten wedrze się do komory oczyszczarki. Niestety szczuroludzie nie pozostali dłużni i w kierunku krasnoludów miotali bełty, oszczepy, noże i kawałki skał.
- Strzelać bez rozkazu! - padła kolejna komenda.

Detlef wystrzelił ponownie, gdy tylko skończył ładowanie rusznicy. Z satysfakcją odnotował kolejne trafienie, a właściwie dwa - pocisk przebił bark pierwszego szczurludzia i utkwił w ramieniu kolejnego. Przy strzale tylko nieznacznie wysunął się zza załomu, ale to wystarczyło, by skaveny odpowiedziały, na szczęście niecelnie i zdążył schować się z powrotem. Rusznicę odłożył na bok i sięgnął po morgensztern. Ogień przygasał i lada chwila ponownie dojdzie do zwarcia.

Dym z płonącego wózka, palonej skały, paliwa bomby zapalającej i spalonych zwłok powoli wypełniał niedużą w końcu komorę oczyszczarki i zaczynał drażnić drogi oddechowe. Oddychanie stawało się coraz trudniejsze i co rusz słychać było kaszel.

- Strzelcy piętnaście kroków z tyłu, kucać, ładować i strzelać bez rozkazu! Dorrin, Roran - nie stójcie jak barany na wylocie! Trzy kroki na bok i czekać, aż tu wbiegną! Grundi, do mnie. Nasza czwórka ich zatrzymuje, reszta opatrywać rannych i strzelać! Thorin, jak sytuacja z rannymi? Melduj! Kto może strzelać? Co z Kyanem? Wszyscy, którzy nie strzelają i nie opatrują rannych ustawić się po bokach przy wylocie tunelu! Bijemy, jak tylko tu wlezą! - Thorvaldsson przyklęknął na jedno kolano i czekał na wroga. - Dirk, Ergan - pomóżcie Kyanowi! - krzyknął, gdy zauważył w głębi komory Thravarssona stawiającego czoła dwóm przeciwnikom.

Stało się. Z tunelu wyprysnęli skaveńscy wojownicy. Ten, który natarł na Detlefa był całkiem sprawny w swym rzemiośle. Na rozprutą kolczugę pod lewą pachą Detlef odpowiedział silnym ciosem w dolną łapę przeciwnika. Kolejne dwa ciosy pozbawiły go głowy i życia.
- Do walki wręcz! WYpieramy ich do tunelu. Thorgun, Galeb, Dirk, Khaidar - pomóżcie nam tutaj! - zawołał widząc, że udało im się odeprzeć pierwszy napór wroga.

Wtedy znowu eksplodowała kula ognia, tym razem gdzieś za pierwszą linią obrony. Buchnęło rozgrzane powietrze, aż musiał zmrużyć oczy. W huku ognia ledwo było słychać krzyki i przewracające się ofiary płomieni. Tuż koło Detlefa ciśnięty podmuchem przefrunął Dorrin i wbił się prosto w kłębiące się w tunelu skaveny. Jeśli mu nie pomogą, to niechybnie będzie to koniec tego niepowtarzalnego krasnoluda.
Thorvaldsson rzucił okiem na pieczarę za sobą. Roran płonął, gdzieś zniknął Galeb i Dirk razem ze sporą częścią skavenów, które zdołały się przedrzeć. Jeden biegał płonąc jak pochodnia, a Grundi walczył z kilkoma przeciwnikami.
- Kyan - dobij szczura! Ergan - pomóż Roranowi! Khaidar, Thorgun - pomóżcie Grundiemu! - sam rzucił się na pomoc otoczonemu przez szczuroludzi Dorrinowi. Najbliższy skaven otrzymał potężny cios w czerep, jednak mimo poważnych obrażeń zdołał ustać. W odpowiedzi w oczkach kolczugi Thorvaldssona zaplątał się bełt jedynie nieznacznie wbijając się w ciało, cios mieczem, który na szczęście nie zdołał rozciąć metalowych ogniw oraz pchnięcie włócznią, które zbił na bok. Dorrin się trzymał, chociaż stracił oręż i musiał bronić się gołymi rękami.

- Dawać, kurwa! Pomóżcie nam tutaj! - zawołał. Sam nie zdoła uratować wielkiego berserkera. W sukurs przyszedł Grundi, który celnym ciosem kruczego dziobu zakończył żywot wroga ranionego wcześniej przez Detlefa. Tunel coraz bardziej wypełniał się dymem, przez który nic nie można było dostrzec dalej, niż na wyciągnięcie ręki. Kolejny gryzoń oberwał obuchem w łeb, a Grundi ponownie dobił rannego.

Wszystkie skaveny za plecami Dorrina zostały powalone. Żeby pomóc wielkoludowi musieli użyć dłuższej broni. Zhufbarczyk wsunął toporek za pas, kolczastą maczugę odwieszając na zawieszony u pasa hak. Podniósł upuszczoną przez napastników włócznię, którą poprzedni właściciel ozdobił wieloma małymi zębami i kawałkami kości. Silne pchnięcie raniło szczuroludzia przed Dorrinem, który najwyraźniej nie spodziewał się ataku zza pleców pierwszego khazada. Kolejne pchnięcie również było celne, chociaż nie widział kogo lub co trafił. Niestety, któryś z ciosów musiał dojść Dorrina, gdyż ten zachwiał się i padł. Wraże ostrza raz po raz zagłębiały się w ciele nieprzytomnego lub nieżywego już krasnoluda. Wściekły rzucił się naprzód dżgając na oślep. Jeden ze skavenów padł podduszony dymem, nim Thorvaldsson zdołał go ubić, jednak drugi nie miał tyle szczęścia - skaveńskiej roboty włócznia wbiła się głęboko w brzuch i tam już miała zostać.

Detlef nie widział przed sobą żadnego wroga. Musiały uciec. Dysząc ciężko oparł się o ścianę tunelu i spojrzał do tyłu, gdzie ogień trawił ciała nieszczęśników, wśród których mogli być również członkowie oddziału, który prowadził. Dym wyżerał mu płuca i uniemożliwiał oddychanie, a głowie kręciło się jak po tęgiej popijawie. Przypomniał sobie, że dwaj spośród wrogów leżą gdzieś tutaj i wciąż mogą być groźni. Toporek wydobyty zza pasa pozbawił ich życia szybko, chociaż wydawało się, że wyczerpał do cna siły krasnoluda. Siadł ciężko między zabitymi i tylko oddychał ciężko, wstrząsany co chwila napadami kaszlu.

Czas mijał powoli, a do uszu Detlefa nie dochodził żaden dźwięk. Czyżby wszyscy zginęli poza nim samym? Czy podobnie jak on rozpaczliwie walczą o każdy następny oddech? Teraz wystarczyłby jeden tchórzliwy szczur, by bez wysiłku poderżnąć mu gardło. Był okrutnie wyczerpany i ledwo mógł ruszyć ręką. Na szczęście stan ten nie trwał długo. Gdy tylko stężenie dymu w korytarzu spadło, Thorvaldsson zdawał się odzyskiwać energię. Po chwili mógł wstać i wykonać kilka niepewnych kroków.

Sprawdził co u Dorrina. Wielkolud krwawił z przynajmniej kilku ran i choć jeszcze żył wszystko wskazywało na to, że wkrótce spotka się z przodkami. Odszukał swoje rzeczy i zapalił ostatnią pochodnię, by w jej świetle sprawdzić stan pozostałych. Thorin i Grundi wyglądali najlepiej - nie odnieśli obrażeń, chociaż wydawali się przyduszeni dymem, podobnie jak Khaidar i Thorgun. Huran i Kyan byli poważnie ranni, ale tutaj widać było rękę Thorina, który ich połatał. Najgorzej, poza Dorrinem, wyglądali Galeb i Dirk. Obaj żyli, jednak byli potwornie poparzeni. Nigdzie za to nie mógł dostrzec Rorana i Ergana. Przepadli jak kamień w wodę... właśnie - jedyną poza tunelem drogą, którędy mogły przedostać się tutaj skaveny, była rzeka. Czyżby domysły Ergana o możliwości przeprawienia się na drugą stronę były prawdziwe? Ale co podkusiło tych khazadów do pozostawienia walczących z wrogiem towarzyszy?

Thorvaldsson wiedział, że skoro dym ustąpił, to te ze szczuroludzi, które uciekły, mogą wrócić w każdej chwili. Tym razem musieli być gotowi. Zabrał hełm Kyana i napełnił go wodą. Podszedł do Thorina i wylał zawartość prosto na jego twarz.
- Wstawaj, kurwa, masz robotę... - mruknął tylko i pozostawiwszy klnącego i prychającego wodą towarzysza wrócił do swoich rzeczy. Musiał prowizorycznie opatrzyć zranienia i przywdziać pancerz. Stanowili łatwy łup dla najsłabszego nawet oddziału wroga, a on nie zamierzał ginąć bez walki.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline