Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2014, 12:41   #43
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Techniczka wstała następnego ranka i zauważyła na tykającym w rogu gabinetu lidera gildii zegarze jak zbliża się południe. Ziewnęła głośno i spojrzała z obrzydzeniem na stertę porozrzucanych po biurku papierów, po czym wzruszyła ramionami i podniosła się z fotela. W takich chwilach naprawdę cieszyła się że ma do pomocy kogoś takiego jak doktor Iffeyhaus.
Poprzedniego dnia ledwo zdążyła napisać raport dla króla nim zmożyła ją senność i ból przemęczonych mięśni. Może i wysiłek fizyczny nie był jej obcy, ale po tym co przeszła przez ostatnie dwa dni powinna dostać co najmniej nowiutki błyszczący order. A jeśli powiedzie się jej plan niemalże bezkrwawego stłamszenia rebelii, to również i najwyższe odznaczenie Ferramentii. Chociaż bardziej niż honory interesowały ją przywileje i fundusze jakie mogłaby otrzymać. Już jutro okaże się czy technologia zatryumfuje nad bogiem i magią, i jeśli wszystko pójdzie zgodnie w planem, to nic już nie stanie na przeszkodzie rozwojowi technologii w Ferramentii. No może poza końcem świata z powodu znikającej many, ale tym będzie przejmować się później. Teraz miała dużo bardziej pilne sprawy na głowie.
- Cześć Andy! - zawołała rześko, po tym jak przeszła przez gabinet i otworzyła drzwi na ościerz. - Mam nadzieję że nie spałeś na warcie. Teraz gdy wiemy że mamy do czynienia z fanatykami religijnymi, nie chciałabym obudzić się obok samobójcy z przyczepioną bombą.
- Dobry - odpowiedział białowłosy, wstając z krzesełka ustawionego przed drzwiami do gabinetu. Jego oczy były lekko podkrążone, ale wciąż szeroko otwarte. Mimo wszystko nie była to chyba jego pierwsza nocna warta. - To co dzisiaj robimy, Malie?
- Jeszcze się pytasz? To co zawsze. Idziemy zawojować świat! - odparła z uśmiechem dziewczyna. - Ale zaczniemy od stacji. Najpierw pójdziemy sprawdzić czy klejnoty o które prosiłam dotarły nietknięte. Jedyne czego nam teraz brakuje to następny złodziej.
Wampir przytaknął ze zrozumieniem.
- Zjemy śniadanie w gabinecie, a potem wychodzimy z gildii tylnym wyjściem przez warsztat, z dala od pomieszczeń biurowych. Nie chcemy żeby Vendie zobaczył cię z bliska. Na zewnątrz także uważaj na tych którzy mogą cię rozpoznać, przynajmniej dopóki nie uporamy się z tymi fanatykami.
- Postaram się nie wychylać - odparł chłopak, nakładając na głowę kaptur i naciągając go na tyle mocno że na pierwszy rzut oka nie można było dostrzec koloru jego włosów i górnej części twarzy.
- Potem resztę dnia spędzimy w warsztacie. Mam tam kilka materaców i zatyczki do uszu, więc wypocznij najlepiej jak potrafisz do jutrzejszego poranka, bo czeka nas ciężka przeprawa. Ale jeśli operacja się powiedzie, to osobiście dopilnuję byś został wolnym człowiekiem. Czy to z łaską króla, czy bez niej - to powiedziawszy położyła dłoń na ramieniu Andiego i uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Już teraz mam u ciebie dług, a jeden uciekinier nie zszarga mojej reputacji po czymś takim.
- Chyba nie do końca rozumiem to zdanie. - uśmiechnął się Andy.
- A czego tu nie rozumieć? - odparła techniczka, wyciągając przed siebie dłoń, by puknąć chłopaka palcem wskazującym w środek czoła. - Zawsze spłacam swoje długi, więc zamierzam cię uwolnić. Jeśli z twoją pomocą uda nam się powstrzymać rebelię, to w moim mniemaniu odpracujesz swoje winy z nawiązką. Jednakże król może mieć na ten temat inne zdanie, biorąc pod uwagę że brałeś czynny udział w zamachu na jego córkę. No chyba że wolisz zostać tutaj ze mną do końca życia jako więzień na przepustce.
-Chyba nie rozumiesz zasad mojego psiego losu. Jak i naszego kontraktu. - Andy spojrzał na Malie jakby został lekko zlekceważony. Szybko zmieniło się to jednak w smutny, melancholijny uśmiech. - Potrzebuję cudzej many aby żyć. Energia ta daje ludziom nade mną władzę. Teraz jestem twój, prędzej czy później będę potrzebował jej więcej. Od ciebie, lub od kogoś innego. - wytłumaczył się. - Nie ma dla mnie wolności poza śmiercią.
- Cóż, pewnie mogłeś trafić dużo gorzej ze swym żywicielem - przyznała niezbyt skromnie techniczka, opierając ręce na bokach. - Jednak mimo to chcę ci dać wybór. Ferramentia to cywilizowany kraj, gdzie nie ma niewolników. Zresztą widziałeś Amensa, który został liderem gildii mimo posiadania tej samej przypadłości co twoja. Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie byś wiódł szczęśliwe życie. Na pocieszenie jeśli zwiążesz się kiedyś z kobietą która zostanie twoim nowym żywicielem, to przynajmniej nie będziesz się różnił niczym od przeciętnego pantoflarza. No poza tym że nie będzie potrzebowała wałka żeby dać ci popalić gdy wrócisz do domu napruty w trzy dupy.

* * *

Następnego poranka wszyscy czekali na swoich miejscach jeszcze przed świtem. Malie siedziała w kabinie Małego Timmiego z cicho buczącym silnikiem, pracującym na niskich obrotach by nie wydawać zbyt głośnych dźwięków, jednak być rozgrzanym i w każdej chwili gotowym do akcji. Mech stał za winklem jednej z mniejszych uliczek uliczek, która była tylko na tyle szeroka by ledwo się w nią wcisnął, nie zostawiając nikomu miejsca na ucieczkę. Andy i Patrrick zaś siedzieli po turecku przed wejściem od drugiej strony uliczki, przebrani za żebraków. Plan nie był nadmiernie wymyślny, co zmniejszało liczbę niewiadomych i rzeczy które mogły pójść nie tak. Malie upewniła się że woźnica który codziennie zawoził Vendiego do budynku gildii nie miał nigdy nic wspólnego ze śródmieściem i dostanie dość złota by jego rodzina mogła pokusić się nawet o awans społeczny. Wystarczyło zaś że ten zawiezie swego pana prosto w przygotowaną przez nią pułapkę. Malie mogła łatwo rozbić w drzazgi płot dzielący uliczkę jednym uderzeniem pięści swego mecha, zaś Andy i Pat mieli za zadanie odciąć konstruktorowi drogę ucieczki gdy ta zajmie się jego pojmaniem. Ponadto w odwodzie czekał oddział wojsk królewskich odcinających obecnie sąsiednie ulice w razie gdyby Vendiemu udało się wydostać z ich pułapki. Ich dowódca miał przy sobie opal którego bliźniak był w posiadaniu Malie, zaś wszyscy byli gotowi by natychmiast zareagować na sygnały dymne wydawane przez królewską gwardzistkę. Każdy z uczestników planu miał także na wyposażeniu parę zatyczek do uszu.
- Oh, właśnie przypomniał mi się pewien skrót, panie Vendie - rzucił za siebie woźnica, odchylając na moment drewnianą zasuwę w przedniej części karocy. - Nadrobimy dzisiaj nieco drogi jeśli nie ma pan nic przeciwko.
To powiedziawszy mężczyzna pociągnął lejcami, a pojazd skręcił w boczną uliczkę gdzie miała rozpocząć się zasadzka. Następnie zaś zwolnił nieco i pochylił się do przodu, by wyrwać trzpień łączący konia z karocą, a potem wstać i przeskoczyć na jego grzbiet, po czym pognać co sił przed siebie. Zaś gdy tylko Malie zauważyła wyjeżdżającego z uliczki woźnicę, docisnęła gaz do dechy, a jej mech poruszył się by zastawić do niej wejście w tym samym czasie gdy Andy i Patrrick odcięli Vendiemu drogę którą przybył.
Wszystko stało się dość nagle. Gdy Timmy pojawił się na wizji karocy, jej drzwi otworzyły się. Mimo tak nagłej reakcji, Vendie wydostał się z niej niezwykle powoli. Ręce trzymał wzniesione ku górze, spokojnym krokiem zbliżając się w przód.


Początkowo Malie mogła dostać pewnych obaw. Vendie nie był ubrany tak jak zwykle. Poza nieznanymi lewitującymi za jego karkiem przedmiotami, jego włosy były spięte, oczy czerwone. Na twarzy znajdowały się przedziwne linie a same, dość zdobne i kolorystycznie uporządkowane ubranie wydawało się nietypowe. Krojem nie odpowiadało niczemu co Malie w życiu widziała a nawet na tą odległość materiał wyglądał nietypowo.
Vendie opuścił swobodnie ręce i nim Malie zdążyła się odezwać wyciągnął w jej stronę jedną z nich. Trzy z pięciu lewitujących kawałków metalu podfrunęły do ręki, generując przed nią coś co wyglądało jak obraz kręgu.
- Spokojnie. Proszę wytłumaczyć co się dzieje. - poprosił Vendie, jego głos dochodzący do Malie niczym telepatia opalu.
- Jesteś aresztowany pod zarzutem współpracy z terrorystami! - popłynął z głośnika w mechu stanowczy głos gwardzistki. - Jesteś otoczony, Vendie. Nie ma w stolicy miejsca w którym mógłbyś się schować. Poddaj się teraz, a nie stanie ci się krzywda.
-Poddaję. - powiedział spokojnie Vendie. - Jestem w stanie wytłumaczyć się tutaj, na miejscu. - zadeklarował. - W czym problem?
- To bardzo miło z twojej strony - odparła Malie przez megafon. - Pat, proszę skuj go. Wtedy sobie porozmawiamy - to powiedziawszy mech wycelował swoje działo prosto w rzekomego boskiego czempiona, zaś asystent gwardzistki przełknął głośno ślinę i wyciągnął parę kajdan z którą zaczął powoli zbliżać się do Vendiego.
- T-tylko spokojnie. N-nikomu nie m-m-musi stać się k-krzywda…
-To oznacza koniec telepatii. - poinformował Vendie, a magiczny krąg zniknął z powietrza. Elementy odleciały za plecy Vendiego, gdzie również mężczyzna skierował swoje dłonie, pozwalając się bez słowa skuć za plecami.
- Tak więc, panie Vendie - wznowiła dziewczyna już nieco bardziej rozluźnionym tonem. - Może wyjaśni mi pan dlaczego dwóch ważnych jeńców biorących udział w atakach wskazało pana jako swojego przełożonego i rzekomego lidera smoczego kultu przeprowadzającego akcje wywrotowe w obszarze stolicy?
- Smoczy kult, ciekawa nazwa. Słyszysz mnie? - spytał Vendie, wyraźnie nie mający pojęcia o sposobie działania Timmiego. - Mówią tak, ponieważ jest to prawdą. Działali na moim poleceniu, wedle mojego, bezskutecznego i wypchanego błędami planu. - odparł spokojnie. - Na podstawie wskazówek lidera gildii magów, Thalanosa. - dodał.
- Głośno i wyraźnie - odparła gwardzistka. - Jeśli to prawda, to Thalanos również jest zdrajcą. Ale o tym zadecyduje król. Nie wiem czemu, ale nie spodziewałam się że będzie pan taki skory do wyjaśnień. No ale skoro jest pan taki szczery, to proszę mi powiedzieć czy to znaczy że lider gildii magów także jest wyznawcą owego kultu?
Vendie usiadł na kolanach z głośnym westchnięciem. - To może chwilę zająć. - uśmiechnął się. - Kilka lat temu wraz z Thalanosem rozpoczęliśmy pracę nad połączeniem technologii i magii. Po wielu próbach stworzyliśmy machinę która była w stanie przetważać ogromne ilości many. Jej koncept powstał dzięki pomocy jednego z szlachciców północy, Hrabii Scout. - rozpoczął wyjaśnienia. - Maszyna okazała sie nie tyle portalem, co metodą komunikacji długodystansowej. Dzięki niej uzyskaliśmy konakt z bytami, które nazywają siebie naszymi bogami. Z czasem zarówno Ja jak i Thalanos nabraliśmy przeciw nim podejżeń. - ciągnął dalej. - Wobec tego Thalanos wyruszył w poszukiwaniu dowodów i informacji względem nieznanych, gdy ja miałem utrzymać z nimi konakt, próbować ich rozumieć. Szybko doszło do mnie, że ich intencje zakładają wojnę bądź podbój. Zaczęli nakazywać walkę z zwyczajami przeciwnymi tym podobnym do membrańskich. - Vendie uśmiechnął się. - Czekając na powrót Thalanosa zacząłem rozporządzać plany nieskuteczne, jednak bazujące na ich rozkazach, aby podtrzymać ich zaufanie do czasu gdy zrozumiem kim są.
- Czyli nie próbowaliście wpierw, bo ja wiem… zweryfikować ich boskości? - zapytała lekko zdziwiona Malie. - Zapytać czy umieją czytać wam w myślach, czy mogą uczynić jakieś cuda, czy w ogóle widzą co robicie, i takie tam? Skoro wam udało się skonstruować taką machinę, to niewykluczone że ktoś inny również był do tego zdolny i zwyczajnie się z wami bawił.
- Ciężko mi to wytłumaczyć. Mam podejżenia, że Hrabia Scout był jednym z nich. - wyjaśnił się Vendie. - Dzięki ich poradom stworzyłem magiczną technologię, dość ponad nasze dotychczasowe osiągnięcia, poza tym… - Vendie wstał, wyraźnie zadowolony z siebie. - Właśnie byłem w drodze zdać swój raport. Stąd mój ubiór. Możesz osobiście zobaczyć o co chodzi. - zaproponował.
Był to też moment w którym Malie poczuła małe zawirowanie w głowie. Nie było ono nieprzyjemne. Spowodował je Opal.
- Oczekujemy raportu, pani strażnik. - był to dość znajomy jej głos. Generał rozstawionych przez nią oddziałów postanowił się skontaktować.
Malie przyłożyła dłoń do opalu zamontowanego w konsoli mecha i opuściła metalową osłonę na tubę przez którą rozmawiała z Vendiem.
- Chyba chodziło panu o rozkazy. Proszę nie zapominać kto tu jest wyższy rangą, panie generale - odparła karcącym tonem. - Na razie pozostańce w gotowości. Akcja przebiega pomyślnie, więc niebawem rozpoczniemy transport więźnia.
Zaraz po tym dziewczyna uniosła z powrotem osłonę i przemówiła ponownie do pojmanego:
- Gdzie znajduje się ta machina?
-W kanałach. Skrót znajduje się nieopodal naszej gildii. - odparł. - Jeżeli nie pojawimy się w ciągu trzech godzin, możemy wzbudzić podejżenia.
- Cóż, nie zaprzeczę że chętnie zobaczyłabym na własne oczy ten wynalazek, jak i dowiedziała się kim są ci cali bogowie - stwierdziła Malie, wyraźnie rozważając ofertę Vendiego. - Zakładam że nie będą wiedzieli że tam jestem, dopóki im tego nie powiem. Myślę że mogę na to przystać - oznajmiła, po czym lufa broni Timmiego została opuszczona. - W takim razie odeskortujemy pana do gildii. Tam odwołam straż i dalej pójdziemy we trójkę z pana byłym ochroniarzem.

***

Mimo odwołania straży, Generał wojsk odmówił wykonania polecenia i nalegając z całą siłą swojej upierdliwości przekonał Malie aby pozwoliła mu podążyć za nią, dla bezpieczeństwa.
Spacer był dość długi, musieli zejść do kanałów z przejścia za gildią, po czym wieloma krętymi korytarzami dotrali do ukrytego, podziemnego warsztatu.
Był to dość szerokie miejsce składające się z pojedyńczego pokoju. Na wielu stołach porozrzucane były metalowe części, o różnych kształtach i większości nieznanych Malie zastosowaniach.
Na środku pokoju znajdował się...obraz? Tak mogła strażniczka nazwać ogromny prostokątny przedmiot, podpięty sznurami z metalu do innej, metalowej skrzynki.
-To Ekran. - wyjaśnił słowem Vendie - Monitor. - ani jedno hasło ani drugie nie miało dla pozostałych zgromadzonych sensu. - Rozwiąż mi ręce, albo wciśnij przycisk na nim. - prostokąt z napisem “call” był chyba jedynym, który Vendie mógł mieć na myśli.
Malie rozglądała się zafascynowana po pomieszczeniu, nie mogąc powstrzymać swej ciekawości. Gdy tylko jej uwagę zdążył przykuć ekran, natychmiast do niego podeszła, a następnie zaczęła go obmacywać i oglądać ze wszystkich stron.
- Doprawdy ciekawe urządzenie. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam - stwierdziła z dziwnym nie schodzącym z twarzy uśmiechem. - Na jakiej zasadzie ono działa? Jak udało się wam wpaść na taki pomysł?
-Do końca nie wiemy. - odpowiedział Vendie. - Dostaliśmy wiele sugestii od mężczyzny z północy, o którym wcześniej wspomniałem. - przypomniał. - Sami nigdy byśmy tego nie zmontowali.
- Skąd pobiera manę? Nie widzę tu żadnych klejnotów - zauważyła, nie odrywając przy tym wzroku od machiny. - Używaliście do tego tamtych oliwinów? - spytała wskazując ręką na porozrzucane po sali kryształy. - Działa to jak opal? W sensie tworzy telepatyczną więź między rozmawiającymi? - kontynuowała zalewanie Vendiego potokiem pytań.
-Naprawdę nie wiem jak działa. Ale tak, używa oliwinów. Są w tym pudle. - powiedział wskazując skinieniem głowy prostokąt podpięty metalową liną do ekranu. -Mogę ci wyjaśnić jak używać ich do zasilania, ale to najlepiej potem. Przy kawie. Gdy będziemy mieli na to kilka dni.
- Z miłą chęcią. Już widzę multum zastosowań dla tego typu energii - stwierdziła dziewczyna z rozmarzonym i nieco upiornym uśmiechem. - Czy zobaczymy ich w tym obrazie? - zapytała wskazując na monitor. - Przypomina trochę lustro.
-Najpierw usłyszymy, potem zobaczymy. - wyjaśnił. - Będą nas widzieć. A przynajmniej na nas patrzeć. Nigdy jednak nie zwracali uwagi na to ile osób jest w sali.
- Myślałam że tylko ty i Thalanos wiecie o tej maszynie. Porucznik którego schwytałam nie miał pojęcia jak bogowie do was przemawiają - zauważyła Malie.
-Ani porucznik ani Andy nie widzieli tej maszyny. - wyjaśnił oczywiste Vendie. - Nie są jedynymi, którzy mi pomagali.
- W takim razie zobaczmy wreszcie jak to cacko działa - stwierdziła dziewczyna, uśmiechając się szerzej, po czym zatarła ręce i przyłożyła palec do przycisku. - Lepiej nie odwracaj się do nich tyłem i staraj się wyglądać jakbyś po prostu trzymał ręce za plecami. A zresztą… powiedz im co chcesz. Nie żebym wierzyła w tą ich całą boskość - wzruszyła ramionami, po czym nacisnęła guzik.
Najpierw usłyszeli szum, trzask. Potem zaczęły rozbrzmiewać niezrozumiałe dźwięki przypominające inkantacje magiczne. Z czasem słuchania, Malie zaczęła rozróżniać głosy różnych, nieznanych jej osób. Hasła zaś zaczynały wydawać się słowami.
-So who the fuck is it?
- X112. Magic potential over 9k….It’s the next point on our harvester’s path.
-9k? Do they shit magic or something? Someone turn on the display. And tell Shiba to bring me a coffe or something.


Ekran zabłysł, po czym ukazał błękitnoskórą postać o długich, ciemno niebieskich włosach. Jej oczy były skośne, o fioletowej i żółtej barwie. Z głowy wyrastały rogi, pod którymi znajdowały się skośne uszy. Postać była dość kobieca, ludzka. Ubiór miała jednak nietypowy. Ogon też nie wyglądał zwyczajnie. Ostatecznie, mogłaby ujść za membrankę. Postać wpatrywała się w zebranych z ekranu, milcząc.
Malie cofnęła się o krok, patrząc z niedowierzaniem na ruchomy obraz. Spojrzała za siebie na Vendiego, po czym zrobiła kilka kroków w tył by stanąć obok niego z rękoma za plecami, próbując wyglądać na jego pomocnicę.
- Chciałbym zgłosić moje sukcesy. - rzekł Vendie, klękając na jedno kolano. - Skutecznie wprwadzam chaos w stolicy, tym samym zyskując mimo wszystko królewskie poparcie.
-Dobrze. - odpowiedziała postać z obrazu, w jak najbardziej zrozumiały sposób. - Już wkrótce nadejdziemy. W rok. - zadeklarowała.
Kącik ust Malie drgał nerwowo, gdy ta próbowała opanować wybuch śmiechu. W końcu jednak siła woli królewskiej gwardzistki zwyciężyła, a ta opadła na kolano podobnie jak Vendie i ze spuszczoną głową podniosła do góry rękę, sygnalizując że ma coś do powiedzenia.
- Jedna z moich słóżek ma coś do przekazania, wolno jej?
Niebieskoskóra osoba wydawał temu tyle samo zainteresowania co raportowi Vendie. Wzruszyła ramionami.
- Właściwie to miałabym pytanie - wyjaśniła Malie przepraszającym tonem. - Nie chciałabym kwestionować waszych planów, ale dlaczego dopiero za rok?
-Tyle ofiarujemy wam czasu, abyście naprawili swoje błędy. - odparła postać, niemal automatycznie. Z pamięci.
- A co jeśli do tego czasu nie zdążymy oczyścić naszego świata z niewiernych, jeśli wolno mi spytać? - gwardzistka zadała następne pytanie, unosząc w końcu głowę by skierować wzrok na rzekomą boginię.
-Wtedy my zaprowadzimy porządek sami. A magii więcej nie będzie. - Zdanie to było dość puste, kobieta jednak uśmiechnęła się w dość specyficzny, prowokujący sposób.
- Dziękuję bardzo za odpowiedzi - stwierdziła dziewczyna, po czym spojrzała pytająco na Vendiego, jak gdyby czekając na jego polecenie by wyłączyć urządzenie.
Vendie jednak nie zdążył się odezwać. Przerwał mu generał wojsk, który wystąpił w przód i splunął na ekran. Jego masywna ręka uniosła się, aby zrzucić z głowy przerośnięty kaptur.


- Miałem jakieś przeczucie. - oznajmił masywny głos czerwonowłosego króla Rubiusa. Mężczyzna z dość srogim wyrazem twarzy przyglądał się niebieskoskórej postaci. - Czymkolwiek jesteś i czegokolwiek chcesz, Ferramentia nie klęka. Nie pozwolę unieść ręki na to królestwo. Jeżeli ma być wojna, to będzie. Kim jesteście!?
Niebieskoskóra postać uśmiechnęła się.
-Sidhe.
Po tym jednym słowie, ekran zgasł.
- Wasza królewska mość? - gwardzistka patrzyła z rozdziawionymi ustami to na ekran, to na króla. Gdy jednak przeszło jej pierwsze zaskoczenie, powróciła do swego typowego rzeczowego tonu. - Proszę o wybaczenie, ale nie sądzę żeby takie otwarte wypowiedzenie wojny było dobrym posunięciem. Właśnie straciliśmy rok który mogliśmy wykorzystać na przygotowania, jak i element zaskoczenia gdy wróg do nas przybędzie. Ponadto sami teraz nie wiemy kiedy się ich spodziewać.
Mimo nieprzychylnych słów, Malie w duchu pochwalała zachowanie króla i w gruncie rzeczy żałowała że sama najpierw nie pękła i nie powiedziała niebieskoskórej wprost co o niej myśli.
- Spójrz na nich. Rok to nie jest prezent. Zanim tu dojdą, minie przynajmniej tyle czasu. - zarzekł się Rubius. - To nic innego tylko farsa. Jestem pewny że trzeba więcej niż koloru skóry aby cię zmylić, Malie.
- Oczywiście, królewska mość - kiwnęła głową techniczka. - Jednak uważam że zawsze bezpieczniej zakładać najgorsze. Nie znamy ich technologii, ani sposobu podróżowania. Wiemy tylko że są bardziej zaawansowani od nas. Nie zdziwiłabym się gdyby pojawili się w stolicy już jutro, przechodząc przez jakiś portal. Sugerowałabym więc natychmiastowe rozpoczącie przygotowań do obrony.
Rubius rozejżał się po sali. - Mamy dość wglądu w ich technologię abym był pewnym siebie. Mobilizacje rozpoczniemy, o to się nie martw. Jeżeli chcesz zakładać najgorsze to rok czasu to za mało, aby przygotować się na wojnę z sąsiadem. A co dopiero nieznajomym…
- Dlatego osobiście postarałabym się zebrać jak najwięcej informacji o nich. Pan Vendie wspominał, że niejaki hrabia Scout z północy może być jednym z owych sidhe. Obojętnie jak pewni siebie by nie byli, spodziewałabym się że wysłaliby do nas przynajmniej jednego zwiadowcę przed podjęciem decyzji o najeździe. Jeśli wasza ekscelencja nie miałby nic przeciwko, to mogłabym zająć się jego odnalezieniem i pojmaniem - zaproponowała Malie.
-Chcę go żywcem i chcę go na pewno. - Król zastanowił się przez moment. - Narazie zostaniesz tutaj. Zbadasz tą technologię. Kogo innego wyślę na poszukiwania. Chcę cię dopiero, gdy będziemy wiedzieli gdzie on jest.
Oczy gwardzistki zaświeciły się na moment, a na twarzy zagościł szeroki uśmiech. Wyraźnie była to dla niej dużo bardziej interesująca alternatywa.
- Tak jest, wasza królewska mość! - oznajmiła z nieukrywaną pasją w głosie. - Czy moglibyśmy w takim razie odroczyć proces pana Vendiego? Sądzę że z jego pomocą dużo szybciej udałoby mi się zrozumieć działanie ich technologii. Ponadto możemy wykorzystać jego autorytet wśród smoczych wyznawców, by upewnić się że nie spróbują więcej nam zagrozić. Nie wiadomo czy na wieść o jego aresztowaniu poddaliby się, czy też szykowaliby dalsze akcje wywrotowe. Zaś w ten sposób moglibyśmy kontrolować ich poczynania, jak i dowiadywać się zawczasu co tak naprawdę planują Membrańczycy.
- Skoro masz taki zapał, to zostawię go w twoich rękach. - zgodził się Rubius. - A teraz chodźmy stąd. Muszę ogłosić zebranie.
Gwardzistka w odpowiedzi kiwnęła głową i podniosła się w końcu z klęczek, by poprowadzić króla do wyjścia.
 
Tropby jest offline