Liliana spojrzała z nieskrywaną nienawiścią na tych, którzy niszczyli część dorobku jej nieżycia.
Żal jej było całego zbioru jaki w stanie idealnym stał na jej pułkach w jej pokoju. Opuszczała mieszkanie niechętnie kryjąc w sercu złość i wiedząc, że gorycz jaką odczuwa w tym momencie na długo zatruje jej stosunki z tym małpim cyrkiem zwanym Camarillą.
Jednak opierała się jedynie w duchu, i z podszytym niechęcią uśmiechem na twarzy ruszyła za swoim uroczym i znienawidzonym zarazem towarzyszem.
Przechodząc rzuciła wrogie spojrzenie temu, którego nazywali imieniem Garon. "Zwierzęta powinny znać swoje miejsce." - przebiegło jej w myślach.
- W takim razie nie ma co czekać. Nie wypada kazać...księżnej....czekać. - Szepnęła do niego kryjąc cały kotłujący się w niej jad i obdarzając go słodkim uśmiechem.
Cóż. Stało się, mogła jedynie spróbować obrócić sytuację na swoją korzyść, a przynajmniej ...spróbować.
Chwyciła swoją starą torebkę i przerzuciła jej zawartość do tej, która należała do martwej kobiety, której po prostu była ciekawa..