Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2014, 10:05   #62
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
***

Niedźwiadek nie był „normalną” karczmą. Tak ze względu na wystrój wnętrza, jak i na klientelę. Choć ziemia na której stał była Arkhanijska, to ten teren de facto należał do Morkoth… a konkretnie do Heinricha. Pułkownik na przestrzeni lat rozbudował karczmę do rozmiarów pełnowymiarowego fortu, którego obsługa mogła by obsadzić dwa obiekty o tej kubaturze, a poziom jej wyposażenia przyprawiał samego Cesarza o ślinotok. Czemu?
Po pierwsze Heinrich jako półkownik wywiadu Księstwa Morkoth otrzymywał olbrzymie dotacje ze strony swego księcia. Były to naprawdę potężne pieniądze, które były pompowane w jego komórkę przez liczne, podstawione zazwyczaj instytucje. Po drugie ork, wraz z Ekronem rozwinęli na tyle własne działalności, że każdy z nich z powodzeniem mógłby samodzielnie wystawić podobny garnizon. W tym świecie rządził pieniądz, było to jasne… jednak tak ork o niezdrowo szarej skórze, jak i jego parający się magią przyjaciel byli serdecznie lubiani wśród swych ludzi.
Każdy z obsady „Niedźwiadka” zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że służba tu jest diablo niebezpieczna, że śmiertelność w oddziałach specjalnych często przekraczała 50%. Mimo to, każdy ze służących wśród oddziałów księstwa pragnął dostać się pod komendę Szarego Orka.
Heinrich jak mało kto rozumiał potrzeby żołnierzy. Wiedział doskonale, że zawsze był czas na pracę i odpoczynek, że zadania należało stawiać tak aby były realne i możliwe do zrealizowania. Wiedział, że żołnierz musi mieć czas odpocząć odreagować, upić się, iść do burdelu… a za żołd który mu pozostał musi utrzymać rodzinę żyjącą gdzieś w głębi górzystych terenów Morkoth. Rozumiał, że „praca” jakiej oczekiwał, wymagała od ludzi, orków czy elfów olbrzymich wyrzeczeń. Pilnował zatem, aby nagroda za nią była odpowiednio większa.
Co tym osiągnął? Oddział specjalistów. Śmiertelnie niebezpieczny, bowiem każdy z jego ludzi dałby się za niego pokroić, gotów był walczyć do ostatniej kropli krwi i bez mrugnięcia okiem. Gotów był pójść w ogień walki, choćby i na pewną śmierć.
Dlatego właśnie Cesarstwo jeszcze nie zajęło tego terenu. Nie dlatego, że nie mogło by… ktoś stojący wysoko w strukturach dowodzenia Arkhanijczyków zdawał sobie sprawę, że zdobycie tego małego skrawka terenu kosztowało by Cesarza morze krwi… i olbrzymie nakłady finansowe. A efekt byłby żaden, bowiem po kilku tygodniach, „gdzieś” wyrósłby kolejny „Niedźwiadek”.
A to był tylko jeden mały fort… z którego Heinrich swobodnie prowadził swe działania wywiadowcze na terenie kontrolowanym przez wraże wojska.
Ork zazwyczaj przesiadywał w karczmie. Miał w niej wydzieloną przestrzeń, w której na jednej z ław leżała zawsze góra papierów. Jego dłonie często były poplamione inkaustem, a ilość rozlanej stearyny wokoło świeczników wskazywała na to, że komendant spędził nad papierami więcej niż jedną noc. Czy taki mógł być obraz orka? Besti łaknącej krwi i kochającej wojnę?
Cóż… każdy, kto zawitał do karczmy nie mógł nie zobaczyć, że w zasięgu ręki półkownika zawsze znajdował się jego miecz. Potężny, dwuręczny oręż o ostrzu lepszym niż niejedna brzytwa. Samo spojrzenie, na broń i jej właściciela dawało pełen obraz sytuacji. Heinrich był orkiem, uzdolnionym tak wszechstronnie, że z równą finezją wygłaszał mowy… jak i potrafił przypieprzyć, gdy było to potrzebne.
Za to był również kochany przez swych żołnierzy.
Drzwi karczmy otworzyły się i stanął w nich Laron. Drow jak zawsze ubrany w nienagannie czysty dublet, jak zawsze w białej koszuli, jak zawsze z laską w dłoni przeszedł przez karczmę utykając na prawą nogę. Nie wzbudzał wśród zebranych zdziwienia. Większość obsady znała go doskonale. Ci z nowych, którzy jeszcze nie wiedzieli kim jest szybko uczyli się nie dziwić niczemu. Zresztą w karczmie przepełnionej klientelą najróżniejszej maści ciężko się dziwić gdy pojawia się jeszcze jeden drow.
Laron podszedł do stołu zajmowanego przez półkownika i usiadł przy jednej z ław. Bez żadnego meldunku, bez jakiejkolwiek formalnej części powitania. Nie było „na rozkaz”, czy „melduje się”. Dla postronnego obserwatora, drow przysiadł się do orka. Tyle. Zdrowe nawyki, czy może paranoje pozwalały każdemu z tej dwójki żyć wystarczająco długo, aby dożyć do tego dnia. Poza tym, to że każdy z nich miał paranoję, nie oznaczało że wokoło nie było ludzi którzy pragnęli by ich zabić. Może nie w tej karczmie, może nie w tym miejscu… ale było ich na pewno całkiem sporo.
- Co jest? Odezwał się drow kładąc prawą nogę na ławie i masując kolano.
- Wyjeżdżasz.
- Kiedy?
- Jak tylko wróci Barbak.
- Gdzie.
- Gdzie wskaże Ekron. Albo inaczej: Kiedy wskaże Ekron.

Laron uniósł prawą brew w geście zdziwienia, jednak nie powiedział nic więcej. W tej samej chwili w karczmie pojawił się Amadeusz.
- On też?
Heinrich po raz pierwszy podniósł wzrok znad dokumentów spoglądając w kierunku barda.
Ten, podobnie jak przed kilkoma chwilami elf bezceremonialnie przeszedł przez karczmę, zajął miejsce przy palenisku, usiadł na zydlu i wyciągnął swój instrument. Po kilku chwilach w karczmie zaczęły rozchodzić się dźwięki gitary.
Lady Pank - Zawsze tam gdzie ty! (Original Video + Lyrics) - YouTube
Laron przewrócił oczami.
- Nie myślałeś, żeby porozmawiać z Ekronem o swojej nodze? Heinrich rzucił od niechcenia i powrócił do lektury dokumentów, ignorując tym samym zadane przed chwilą pytanie.
- Nie. Na twarz drowa wypłynął kwaśny uśmiech. - Czemu?
- Lubisz przewidywać deszcz?
- To pamiątka.
- Pamiątka?
- Tak.
- A… Keeshe.

Drow kiwnął głową. Keeshe. Podporucznik z którą przed dwoma laty skrzyżowały się jego drogi. Dziewczyna o ognistym temperamencie i poczuciu humoru tak ostrym, jak ostrze jej sztyletu. Laron uśmiechnął się do swych myśli i pomasował kolano. Wspominał gorące chwile, które dane mu było spędzić w ramionach tej dziewczyny. Ciepło jej ciała, wilgoć i smak jej ust.
A potem oczami wyobraźni widział ją z rozciętą tętnicą, wykrwawiającą się na jego oczach. Od rany, którą on sam zadał.
Laron podniósł wzrok na karczmarza i skinął mu głową. Ten momentalnie podchwycił polecenie i już po chwili, przed drowem stał puchar pełen mocnego, słodkiego wina. Obsydianowa dłoń sięgnęła do kielicha i delikatnie uniosła go do ust. Jabłko Adama „przeskoczyło” w chwili gdy Laron przełknął pierwszy z łyków.
Heinrich wypełniał dokumenty.
Amadeusz grał.

Samael
Portal otworzył się dość niespodziewanie w samym środku karczmy. Nie wywołał on niepokoju wśród zebranych. Nie było to nic dziwnego. W to miejsce mogli jedynie portować się zaufani, których sygnatura była przepuszczana przez zabezpiecznia stworzone przez Ekrona. Coś, co mag zwykł określać fire wall’em, blokowało intruzów przysparzając im zarazem palących problemów.
Z portalu wypadł Barbak, a chwilę potem wyczołgał się niego Samael.
- Gdzie on był? Tafla wina w kielichu dorwa nie została zmącona żadnym z nagłych ruchów. Elf nie zmienił ani o centymetr swego miejsca dalej delektując się napitkiem.
- Po przyjaciela. Heinrich wstał zza ławy i podszedł do Barbaka. Nie spieszył się specjalnie. Zdecydowanymi ruchami posadził orka za ławą zamówił mu piwo i wskazał miejsce Samaelowi.
- Gdzie?
- W piekle.

Drow zaśmiał się cicho, paskudnie.
- Po drodze mu było?
- Mniej więcej.

Barbak natomiast zaczynał wykazywać się zachowaniem pasującym do istot żywych. Paskudna rana w klatce piersiowej widoczna spod zniszczonego pancerza zaczynała się nie tylko zasklepiać, ale i goić w niezwykłym tempie. Uniósł on prawą dłoń i niewerbalnym gestem podsumował żart swego, hebanowego kompana.
Heinrich wrócił do dokumentów.
- Samaelu, udaj się proszę o koszar. Pobierz umundurowanie, broń i potrzebny Ci ekwipunek. Barbak zdecydował się Cię wyciągnąć… ufam zatem, że zdecydujesz się mu towarzyszyć w przedsięwzięciu jakie ma niebawem zrealizować. Zasoby tego fortu są do Twojej dyspozycji.
Heinrich obdarzył cię krótkim spojrzeniem, po czym powrócił do dokumentów zamykając rozmowę.
Laron popijał wino.
Barbak sięgnął po kufel piwa.
Heinrich czytał dokumenty.
Amadeusz grał.
***
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline