Ventrue podniósł dłonie do góry pokazując iż jest bezbronny. Garon również uniósł dłonie i stał nieruchomo niczym posąg. Szalony Makalvian tylko przeszedł za twoje plecy.
- Teraz się zacznie Marionetka już na scenie, my zaznamy świeżości nocnego powietrza. Trucizna rozpłynie się po płucach śmiertelnego.- Szept prosto w ucho był nieprzyjemny, a Makalvian dotknął twojej dłoni.
Widziałaś jak Policjant chowa broń do Kabury i przyjmuje od „Pieska księżnej” cygaretkę i zapalniczkę. Policjant wydawał się zaskoczony, później jakby sennie powłóczył nogami i zamknął drzwi. Wydawał się nieobecny.
Ventrue popatrzył na Ciebie poczekał, aż zabierzesz torebkę. Dłoń Szaleńca musnęła przedramię. Aksamitny głos Arystokraty przeciął ciszę.
- Pamiętaj Mark będę ci dozgonnie wdzięczny- Mówiąc to Ventrue oraz Garon skierowali się w stronę okna z zamiarem wyskoczenia.
Uszkodzona instalacja gazowa dawała o sobie znać wszechobecnym sykiem, oraz zapachem gazu.
Makalvian szepnął prosto do ucha.
- Gotowa na skok.- Nigdy w życiu nie czułaś się bardziej bezpieczna, coś w tej całej sytuacji było nie w porządku. Kiedy boleśnie wylądowałaś razem z Szaleńcem na masce policyjnego Radiowozu.
Chwilę później nastąpił wybuch. Makalvian ściągnął Cie z Maski radiowozu, w którą uderzyły spore odłamki gruzu, wpakował do radiowozu.
Samochód ruszył z piskiem opon. Prowadził Garon.
- Uważaj nie możesz ufać nikomu tylko Kłamstwo nas wyzwoli, lub na zawsze zniszczy- Kolejny szept Makalviana i jego dotyk tym razem wyostrzający poczucie niebezpieczeństwa i paranoi.
- Midasie proszę nie strasz naszej uroczej wróżki- Powiedział Ventrue zapalając Cygaretkę. Tą samą, która była przyczyną wysadzenia twojego mieszkania i śmierci tylu niewinnych ludzi.
Radiowóz wjechał na ulicę... |