Grupa bogatsza o jedną osobę wyruszyła do mrocznego Darkwaldu w pogoni za zwierzoludźmi, którzy prawdopodobnie ukradli ikonę Sigmara z kościoła. Jako, że żadne z nich nie miało bladego pojęcia o tropieniu to poszukiwanie śladów mogących wskazać drogę, którą zmutowani grabieżcy się udali była niesłychanie ciężka.
Jednakże po dwóch godzinach błąkania się po lesie usłyszeli głosy dochodzące z niedalekiej odległości. Bez wątpienia były to ryki zwierzoludzi. Gdy tylko zbliżyliście się na odpowiednią odległość zauważyliście, że pomioty chaosu walczą między sobą. A dokładniej jeden wielki Ungor właśnie wgniatał w ziemie jakiegoś pomniejszego zwierzoczłeka, któremu widocznie spodobał się przedmiot trzymany ogonem przez Ungora.
Bez wątpienia był to przedmiot, o którym mówiła Elizabeth, złoty, jeszcze trochę błyszczący prostokąt.
Pozostała grupa zwierzoludzi stała w okręgu rycząc na prawie martwego pobratymca. Wyglądało to tak jakby go potępiali i wygwizdywali śmiejąc się z niego.
__________________ "Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!" |