Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2014, 09:40   #9
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Czekają tam na nas. To było zbyt mocno powiedziane. Oni się po prostu kręcili w okolicy, bo to był ich rewir. Rewir fae, a konkretniej pooka, czyli zmiennokształtnych faerie, które najczęściej objawiały się pod postaciami różnych zwierzątek.

Kiedy ja i Max weszliśmy do budynku usytuowanego mniej więcej w centrum parku okazało się, że jednak ktoś na nas oczekiwał. Kopaczka został na zewnątrz obstawiając wejście jakby się obawiała, iż wiewiórki zaatakują nas znienacka.

Idąc za naszym przewodnikiem, który nawet w ludzkiej postaci wyglądał jak wyrośnięty gryzoń zastanawiałam się, dlaczego mogąc przybrać różne formy ten konkretny pooka wybrał akurat taką. Czy to był wymóg wśród świty Księcia Wiewiórek? Wyglądaj jak najbardziej wiewiórkowato jak się da, nawet kryjąc się wśród ludzi. Czy on po prostu lubił tak wyglądać?

Tak czy owak coś w zachowaniu fae i naszego przewodnika nie spodobało się Topperowi. Ja nie miałam okazji się tutaj wcześniej kręcić, więc trudno mi było zgadywać, co konkretnie zaniepokoiło Maxa, ale najwyraźniej zwykle wiewiórki przyjmowały go inaczej.

Na niepokój Maxa zareagowała moja własna intuicja podpowiadając, że takie ukradkowe przemykanie się do pokoju szefa byłoby na miejscu wśród innych Nadnaturali, ale nie tutaj. Zaczęłam się martwić.

Spojrzałam na przywódcę tej gromadki, wielkiego Księcia Wiewiórek. Widziałam go wcześniej tylko raz i nie potrafiłam ocenić czy był jakoś bardziej przygnębiony albo zachowywał się nietypowo jak na niego.

- Potrzebuję waszej pomocy – rzucił od razu Calm.

Aha, czyli jednak coś było na rzeczy.

- Przyszliśmy tutaj po coś innego. Przecież wiesz, Calm – stwierdził rzeczowo Topper. – Potrzebujemy klucza.

Nie miałam najmniejszego pojęcia, o jakim kluczu mówił, ale zrobiłam minę jakbym wiedziała. A przynajmniej miałam nadzieję, że zrobiłam taką minę a tak naprawdę byłam zła ze mnie nie wtajemniczono w tę całą sprawę. Nie lubiłam rozmawiać o czymś, o czym nie miałam pojęcia.

- A my potrzebujemy pomocy – Książę zaczął panikować.

- Zwróć się do waszych protektorów. – Odpowiedział max nawet nie pytając, o jaką pomoc chodziło. Ja bym spytała.

- Odmówili – Powiedział książę i wpakował sobie całą garść orzeszków do ust.– Orzeszka?

To było niespotykane. Protektorzy zwykle zajmowali się wewnętrznymi sprawami faerie tak żeby problemy fae nie wydostawały się na zewnątrz ich środowiska. Nic dziwnego, że Calm się tak denerwował. Ale może jego nerwowa reakcja była spowodowana czymś innym.

- Nie, dzięki – Topper zaczynał się wkurzać, co wyglądało szczególnie zabawnie przy jego malutkiej postaci. – Mam przez to rozumieć, że nie oddasz nam tego, co miałeś przechować.

- Jeśli nam pomożecie, to oddam.

Uuuu księciunio zaczynał stawiać warunki.

- Nie tak się umawialiśmy. – ton głosu Maxa stał się jeszcze bardziej lodowaty.

- Reguły się zmieniają. Borble węszą i kręcą się wokół Ludu. Zdaniem naszych protektorów szykują coś na nas. Wiemy, że ich szef dogadywał się z Cierniami i Pokutnikami.

Szef Borbl dogadywał się z Cierniami i Pokutnikami? Jeśli to była prawda to oznaczało, że Borblaki jechały dalej po bandzie. Ja, gdybym była na ich miejscu i miałabym zamiar zabrać się za faerie, to zaczęłabym właśnie od tych ugrupowań a nie się z nimi dogadywała. Z drugiej jednak strony może i były one porypane na maksa, ale przynajmniej wiadomo było, co dokładnie te akurat fae nakręcało a w przypadku innych faerie te kwestie nie były tak jasne.

Ciernie lubowały się w seksie, perwersji i sadyzmie najczęściej łącząc wszystko w jedność. Pokutnicy za to preferowali masochizm, włączając w to samookaleczenia, tortury, przyprawiając to wszystko narkotykami. W ich działaniach przejawiała się chęć dewastacji i wyjałowienia. Obie grupy z oczywistych powodów trzymały się dość blisko razem. Nie ma to jak związek sadysty z masochistą.

- Coś się szykuje. – Przestrzegał Calm. - Coś dużego. I dlatego potrzebujemy waszej pomocy.

Może to by zabrzmiało groźniej poważnej gdyby mówiący nie wyglądał jak trochę przerośnięty uwielbiający płatać figle dzieciak.

Topper westchnął.
- Towarzystwu się to nie spodoba. Myśleliśmy, że można bardziej na was polegać.

Tak, na pewno tak myśleli.

- Takie jest życie – Ciężko było zrozumieć Calma, bo cały czas mielił zębami orzeszki – Przysługa za przysługę.

- Co mielibyśmy zrobić? – Spasował Topper.

Calm przełknął orzeszki i uśmiechnął się pogodnie.
- Trzeba odnaleźć dwie bliźniacze siostry z rodu pooka i przekonać je, by wróciły do domu. Robota w sam raz dla kogoś takiego, jak wy.

Oczywiście dla nas, jakby się sami nie mogli tym zająć
.
-Więc gdzie tkwi haczyk? Czemu protektorzy nie wzięli tej sprawy?

No właśnie, czemu?

- Rewir. Nie możemy działać na terenach wampirów. Poza tym Kleo i Meo złamały kilka zasad. To buntowniczki.

- Ciotka? Zajmiesz się tą sprawą? – Topper spojrzał na mnie.

Nim zdążyłam choćby otworzyć usta Topper zwrócił się do Calma.

- Ale nie będziesz czekał na efekt pracy Em. Jeśli zaczniemy śledztwo, oddasz nam to, co daliśmy ci na przechowanie. Zgoda?

Calm chyba chciał zaprotestować, ale zerknął na Maxa i powiedział tylko

- Zgoda. Klnę się na Lśnienie.

- Ciotka? Bierzesz to?

Normalnie sprawa cudo. Miałam znaleźć jakieś nieznane mi pooka nie wiadomo, jakiego podgatunku w zamian za nie wiadomo, jaki klucz potrzebny Towarzystwu do nie wiadomo, jakiej sprawy.

- No cóż - odpowiedziałam - czyli teraz zamiast maluchów z apetytem na słodycze - spojrzałam na Maxa z wyrzutem - mam się zająć zbuntowanymi nastolatkami - przeniosłam wzrok na Calma - które uciekły z domu?

- Nastolatki? Razem mają pewnie więcej niż sto lat - zaprotestował Calm.

- Nie, no jak liczysz je razem to wychodzi po, mniej więcej, pięćdziesiąt na głowę, a dla Faerie to nie jest dużo, prawda? A tak przy okazji jestem Em. Miło mi cię poznać.

- Mi też - Calm znów pochłonął kilka orzeszków. - Dziewczyny mogą mieć problemy. Na pewno mają problemy. Każdy fae powinien trzymać się jak najdalej od wampirów.

- Ok. To teraz konkretne pytanie z mojej strony. Czy wystarczy, że je znajdę i tutaj przywiozę żebyście sobie sami przedyskutowali niebezpieczeństwa wiążące się z opuszczeniem rodzinnego gniazda i przebywaniem blisko Martwych czy też oczekujecie, że sama przeprowadzę z nimi tę pouczającą pogadankę?

- Jak wolisz. – Odparł Wiewiór nie łapiąc moje delikatnej ironii - Dla nas najważniejsze jest ich bezpieczeństwo.

- To dobrze.

A jednak naprawdę byłam gotowa przemówić pooka do rozsądku, chociaż to byłaby pewnie stracona sprawa. Pooka i rozsądek.

Spojrzałam na Toppera.

- Czyli mamy już wszystko ustalone, tak? Idziemy? – Miałam dość tej pogawędki i chrupanie Calma zaczynało działać mi na nerwy.

- Tak. Załatw sprawę dla Calma, Emm. Spotkamy się w bibliotece po wszystkim.

- Cudownie - ucieszył się książę wiewiórek. - Powiem mojej prawej ręce, Virgillo, że bierzesz sprawę siostrzyczek, a on da ci niezbędne informacje.

- Dobrze. To gdzie znajdę Virgillo?

- W parku, przy klonie.

Rzuciłam Maxowi spojrzenie w stylu: ”idziesz czy zostajesz”, skinęłam Calmowi głową na pożegnanie i wyszłam poszukać najpierw Kopaczki a później tego Virgillo. Topper mi nie towarzyszył, został żeby kontynuować rozmowę z księciem. Nie spodobało mi się to, czułam się jakbym została w coś wrobiona.



***



Kopaczka stała na zewnątrz, w cieniu, wyraźnie czymś wkurzona.

- Hej. Jestem. Działo się coś? – Zapytałam.

- Wiewiórki coś kręcą - mruknęła Voorda spoglądając przez okulary na park, a ja nie mogłam się z nią nie zgodzić - Coś wisi w powietrzu. Mówię ci. A co tam na spotkaniu?

- Nasz słodki dzieciaczek w coś mnie i chyba ciebie też wkręcił a ja nawet nie wiem, o co dokładnie chodzi. – Poskarżyłam się.

Nałożyłam okulary przeciwsłoneczne.

- Ale mimo, że nie wiem o co chodzi to też uważam, że wiewiórki coś kręcą. – Kontynuowałam - Calm tak nerwowo chrupał orzeszki, że kilka pożarł ze skorupkami.

- Potrzebne są nam te pooka. Każdy sojusznik jest dla nas w tej sytuacji na wagę srebra.

- Wiesz, co oni przechowywali i dlaczego Maksiu tak się wściekł, że nie chcieli tego oddać tak od razu tylko zaczęli stawiać jakieś warunki?- Zapytałam mimochodem.

- Chodzi o jakiś klucz, który otwiera bramy do ich królestwa. Percy potrzebuje tego do rytuału, który obnaży prawdziwą naturę Andrefajfusa. Pooka pożyczyły klucz w zamian za jakieś wsparcie, o którym nie mam pojęcia a teraz najwyraźniej nie chcą go oddać.

- Zdecydowanie grają na zwłokę.- Zgodziłam się - Albo go nie mają albo dostali się pod czyjeś wpływy i ulegają tamtym naciskom.

- Może skubańce zgubiły. Ten rodzaj jest pocieszny, ale niezbyt bystry.

- W zamian za oddanie klucza mamy zgarnąć dwie zbłąkane istotki, które się zbuntowały i postanowiły trzymać nie ze swoimi, a z Pijawkami.

- Słyszałam, że w lokalu “Raj utracony” mają kilka nowych dziewczyn Fae. – Pokiwałam głową na jej słowa, bo też o tym słyszałam - Może tam zaczniemy. To strefa wpływów Kantyka a to może nieco skomplikować sprawę. Zna ciebie i mnie a ściema, że jesteśmy zombie bądź inne Martwe raczej nie podziała na kogoś takiego jak baron. Potrzebujemy ostrego maskowania albo mocnego glamour.

- Na razie mamy się spotkać z niejakim Virgillo, który udzieli nam dokładniejszych informacji, co do tych dwóch. Baronem będziemy się martwić później. Zresztą po fae możemy pojechać w biały dzień i zgarnąć je zanim baron przeciągnie się w swojej trumnie.

- Lokal będzie zamknięty. To typowy wampirzy lokal ze stripteasem. Mają tam atrakcyjne tancerki i niezłych kelnerów.

Spojrzałam zdziwiona na Alę. Kelnerów?

- Nie bądź taką fatalistką. Po pierwsze to nie wiemy, dokąd one nawiały a po drugie to one chyba tam nie przebywają, kiedy lokal jest zamknięty.

- Wolę dmuchać na zimne. Lepiej mieć miłą niespodziankę niż nadziać się na coś nieprzewidzianego.

- Wtedy wiesz zawsze możemy to przekazać komuś innemu, prawda? - Uśmiechnęłam się niewinnie. - Przecież nie możemy ryzykować naszego kamuflażu.

Już miałam ewentualnego kandydata. Czas żeby Finch ruszył tyłek zamiast tylko siedzieć na nimi się wymądrzać.

- Pomyślimy po drodze. Chcesz loda? - Zmieniła temat. - Widziałam budkę z łakociami przed wejściem.

- Eee nie, dzięki, ale ty się nie krępuj. Tylko może najpierw zahaczymy o ten klon w parku gdzie ma być Virgillo.

- Jasne. Ja podskoczę po lody. Ostatnio mam spore zapotrzebowanie na cukier. Coś nie tak dzieje się z moim organizmem i nie, nie jestem w ciąży.

Akurat o tym nie pomyślałam. Bardziej pasowało mi coś innego.

- Jak Egzekutorzy. - Stwierdziłam - Ale to nie oznacza, że przy okazji poważnie obniży się twoja zdolność rozsądnego myślenia?

- Miałam kiedyś taką zdolność? Dobrze wiedzieć.

- Nie powiedziałam, że była ona jakaś tam zdumiewająco duża, ale jak ci się teraz włączy egzekutorskie myślenie to może być ciężko. – Żarty z Egzekutorów zawsze były na czasie.

Voorda parsknęła w odpowiedzi i poszła po lody pokazując mi dwa palce, w charakterystycznym geście, który jednak łagodził przyjazny uśmiech.

Wzruszyłam ramionami i poszłam poszukać kolesia przy klonie.




***



Virgillo okazał się być niewysokim, korpulentnym człowieczkiem w przydużych okularach. Ubrany w zielony płaszcz, zielony szal, zielony kapelusz przypominał roztytego skrzata. Karmił słonecznikiem gołębie, które skakały wokół ławki, na której siedział.

- Czółko. – Przywitałam się - Szukam Virgillo. Czy to ty?

Przez okulary spojrzały na mnie wielkie, zielone oczy.

- Tak to ja. Ty jesteś od Świeczki?

- Tak, to ja. – Potwierdziłam- Masz mi przekazać informacje odnośnie waszych zbiegłych sióstr.

- Wiem. Mam tutaj całą dokumentację. Zdjęcia. Fragmenty ich poezji. Kawałki ubrań nie większe od konfetti. Konfetti jest ładne, wiesz. Lubię konfetti. Jest takie drobniuśkie, kolorowe no i śliczniutkie. Jak się je sypie to wygląda jak kolorowy śnieg. Nie lubię śniegu. Jest zimny, mokry, biały. Nie jak konfetti. Bo konfetti jest piękne, kolorowe i po prostu śliczne.

Potok słów z jego ust płynął niepowstrzymanie.

- A ty? Lubisz konfetti? - Zakończył ten słowotok pytaniem.

- Oczywiście. Uwielbiam konfetti. A dlaczego przerobiliście ich ubrania na konfetti? – Lekko się zaniepokoiłam.

- Bo lubię konfetti. Ich zdjęcia też przerobiłem na konfetti. Ale myślę, że dasz sobie radę z ich poskładaniem, co?

- Czy wszystkie dokumenty, jakie dla mnie miałeś przerobiłeś na konfetti? – Moje zaniepokojenie nasiliło się.

- Są dzięki temu takie śliczne - powiedział Virgillo z rozmarzeniem w głosie. - Jak śnieg, tylko przyjemniejsze i ładniejsze. No i nie są zimne.

- Zatem skoro je tak lubisz to może je poskładasz dla mnie? – Zaproponowałam- Ja je przeczytam i wtedy będziesz mógł ponownie przerobić je na konfetti.

- Jasne - ucieszył się wyraźnie. - Mam dokumenty u siebie w mieszkaniu. To po drugiej stronie ulicy. Pójdziemy teraz?

Najwyraźniej podekscytował się tą myślą.

- Poczekamy tylko na moją koleżankę, dobrze?

Mogłam się naśmiewać z Egzekutorów, ale dobrze było mieć jednego z nich pod ręką, kiedy zapraszał cię do swojego domu facet, który przyznał się wcześniej, iż uwielbiał przerabiać wszystko na konfetti.
 
Ravanesh jest offline