Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2014, 14:40   #489
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
7 Vharukaz, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Tunel inżynieryjny na Zilfir, sala oczyszczarki, północ


- Kheh Ekheh – ciężko zakaszlał Thorin, co gorsza kaszel wcale a wcale mu w niczym nie pomógł, zdawał się jeszcze bardziej zaogniać ból jaki odczuwał w gardle i płucach, wysiłkiem woli zmusił się by nie kaszleć więcej , przynajmniej przez chwilę... Bolała go głowa, bolało go gardło i płuca, i nie było w tym nic dziwnego po tym jak nawdychał się ciężkich oparów. Z trudem dochodził do siebie, pierwszych kilka chwil poświęcając po prostu na leżenie i oddychanie. Sielanka jednak nie mogła trwać długo, nie z krwawiącym obok Dorrinem oraz nieopatrzonym jeszcze Galebem.

Poddźwignął się , upadł, znów powstał tym razem na kolanach zanosząc się ciężkim kaszlem, w głowie mu wirowało, wiedział że musi chwile jeszcze odsapnąć nim zacznie pomagać, w takim stanie mógł tylko zaszkodzić.

W końcu organizm oswoił się z napływającym tlenem, a ciało odzyskało przyzwoity poziom czucia i sił, mógł podejść do Dorrina. Zauważył, że ktoś wykonał już część pracy, zapewne Detlef, jedyny który ustał na nogach, skurczybyk nie potrzebował nawet powietrza do życia... „Twardy gość” – pomyślał na ostatnie wspomnienia walki. Przed sobą miał jednak innego twardziela , który obecnie był bezbronny jak niemowlę... znów...

Detlef, Grundi pomożecie? – zapytał wiedząc, że zarówno z nim jak i z Galebem będzie potrzebował pomocy, z całej drużyny jedynie Detlef i Grundi znali jakieś podstawy leczenia, po prawdzie jednak nawet ktoś niedoświadczony byłby pomocą dla Thorina. Wystarczyło przytrzymać bandaż, unieść rannego na chwilę, przytrzymać opatrunek na krwawiącym ciele... Wszystko to mógł zrobić Thorin sam, jednak z pomocą było po prostu łatwiej i skuteczniej.

Dorrin był medycznym unikatem. Skóra na pustym oczodole ładnie się już zabliźniła. Rana na czole także się już zamykała na dobre a przecież jeszcze dwa czy trzy dni temu byłą paskudnym, sączącym się ropą strupem. Świetnie też goiła się rana na podbrzuszu, maść tak bardzo przyśpieszyła gojenie że już można było pozbyć się stalowych nici i poza tą ostatnią raną, inne już wymienione nie miały wpływu na samopoczucie zwalistego khazada. Nie miała też na to wpływu zmiażdżona krtań która z dnia na dzień leczyła się, powoli, boleśnie ale było jeż znacznie lepiej, a lekki ból gardła nie przeszkadzał w machaniu toporem. Najgorzej było z dłońmi i lewą nogą i to te rany sprawiały że Dorrin wciąż czuł się fatalnie. Rana po obciętym palcu u lewej dłoni oraz niemalże odgryzione trzy palce u prawej, powodowały że zdolności manualne Dorrina były mocno ograniczone i trwać to jeszcze mogło bardzo długo sądząc po stanie obu tych obrażeń. Podobnie miała się sprawa ze wspomnianą nogą, przekłuta na wylot łydka i udo, choć leczyły się poprawnie to wielu dni potrzeba było by tak poważne obrażenia wróciły do zdrowia, widocznie jednak było już lepiej. Dorrin wciąż utykał i spowalniał marsz całej grupy ale było z jego nogą znacznie lepiej. Najgorsze jednak były nowe obrażenia jakich się nabawił, siniaki na brzuchu i plecak, oparzenia na twarzy i dłoniach, rozcięta skóra na żebrach po lewej stronie, wszystko bolesne i uciążliwe ale to przeszyty na wylot lewy bark oraz dziura po ostrzu włóczni które zagłębiło się miedzy lewy obojczyk a szyję powodowały że lewe ramię Dorrina było całkowicie bezużyteczne, nie sposób było nim nawet ruszyć.

Thorin natychmiast przystąpił do pomocy, zwłaszcza że część ran wciąż krwawiła i trzeba je było oczyścić, zszyć i założyć opatrunki.

W kolejce był też Galeb a jego stan medyk ocenił jako bardzo ciężki. Poparzenia dotknęły głównie jego twarzy, szyi i dłoni, bawełniany szal płonąc przylgnął mu do twarzy, broda, wąsy i brwi spłonęły doszczętnie. Dłonie i twarz zamieniły się w zwęglone skwarki, a szanse na to że włosy kiedykolwiek odrosną tam gdzie strawił je ogień były nikłe, o ile w ogóle możliwe. Galeb już na zawsze miał zostać kowalem o zniekształconej twarzy i dłoniach. Reszta ciała już nie ucierpiała tak bardzo. Thorin doskonale wiedział co czeka runiarza, sam doznał podobnych, rozległych oparzeń z których kurował się już dobre trzy miesiące. Ten piekący i przeciągły ból, sprawiający że miało się ochotę całkowicie pozbyć skóry. Ta tęsknota za krótką szybką i bezbolesną śmiercią. Thorin oszczędzał mikstury przeciwbólowe, wiedząc, że gdy organizm Galeba i Dirka przezwycięży szok, będą błagać o znieczulenie. Kluczowe były zwłaszcza pierwsze chwile , pierwsze godziny, gdy sygnały bólu zaczynały dopiero co docierać. Potem można było już się przyzwyczaić – na swój sposób, każda chwila była bólem, każdy ruch był bólem, ból był jakby nieodłączną częścią życia, codzienności, każdej chwili... Wtapiał się w codzienność niczym oddychanie i po prostu był.

Thorin na nowo uzmysłowił sobie jakie to szczęście gdy nic go nie boli, gdy skóra nie pali i nie piecze żywcem, gdy zmysły nie są atakowane bez przerwy przez dotkliwy ból. Właściwie to nic więcej do szczęścia nie było mu potrzebne, brak bólu był wystarczającym powodem do tego by być zadowolonym.

- Znalazłeś coś ciekawego ? – Zapytał Detlefa po zajęciu się najpilniejszymi pacjentami. – Wciąż mam z sobą to urządzenie na olej, można wytworzyć w nim małe światełko , w ten sposób starczy na dłużej. Trzeba by jednak i tak oszczędzać oliwę na niezbędne sprawy. Zresztą skaveny miały ze sobą jakieś źródło światła, było widać poblask z tunelu.

Thorin próbował zorientować się w sytuacji, chwile przerwy wykorzystując na ostrożne uzupełnienie wody w bukłakach, a nawet wszelkich pustych fiolkach i buteleczkach. Obawiał się że po spaleniu części dobytku jakie mieli towarzysze, z pojemnikami na wodę mogło być gorzej niż przypuszczał. Przy okazji sam napił się wody, pilnując by woda czerpana byłą bezposrednio z świeżego strumienia. Nie wiedział ile chemikaliów Dirka dostało się do wody i czy ta już zdążyła się sama z nich oczyścić. Wszystko na to wskazywało, ale wolał nie ryzykować. Część odzyskanych z Dorrina bandaży przywiązał do resztek po oczyszczarce w postaci wystających metalowych kikutów. Tak aby bieżąca woda wypłukiwała z nich krew i oczyściła je. Zapas którym wyleczyłby cały pluton, nikł w oka mgnieniu i jedynie bandaże z odzysku dawały szanse na to ze ekipę będzie można przez jakiś jeszcze czas opatrywać.

Dostrzegł a właściwie bardziej usłyszał w tych mrokach, iż Khaidar znów wymiotuje, mógł tylko liczyć na to że jej organizm w końcu się oczyści i powróci do normalnego funkcjonowania. To co działo się w jej żołądku było poza wiedzą czy zdolnościami medyka.

W końcu dosłyszał też pukanie. Nadzieja ponownie dała o sobie znać. Czyżby Ergan i Roran? Niemal już ich skreslił po tym jak pochłonął ich nurt rzeki. Kto inny jednak łupałby w jedną z ścian komnaty? Na Rorana nie było zasadniczo co liczyć, nie było szans by zdołał zmusić się do takiego wysiłku, nie po tym co mu się przydarzyła na skutek ognia. Jego stan był prawdopodobnie gorszy od Dirka i Galeba razem wziętych... ale Ergan? Drugi z zaginionych, mógł mieć siłę do tego by łupać w skale w nadziei że przebije się do towarzyszy.

Nie pozostało nic innego jak spróbować przebić się do nich. Dorrinie – zapytał doświadczonego górnika. - Słyszysz to? Możesz ocenić po łupaniu jak gruba jest ściana nas dzieląca i jak mamy się zabrać do przekopywania jej? Bez narzędzi pozostaje nam chyba tylko łupać w nią kamieniami, albo co? Nie znam się na tym, doradzaj bo czasu mogą mieć niewiele. Zwłaszcza Roran... - Thorin wiedział że trzeba możliwie szybko dostać się do towarzyszy, kto wie, może znaleźli odnogę prowadząca dalej ku wyjściu z jaskiń? A może lepiej jednak było próbować dostać się z powrotem do obozu? Przodkowie widzieli w jak opłakanym stanie znajdowała się drużyna khazadów.
 
Eliasz jest offline