Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2014, 16:16   #158
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Kolejna noc, kolejna walka. Cała ta podróż była nieustannym pasmem potyczek i walnych bitew, głównie z nieumarłymi. To była nierówna walka, żywych była skończona ilość w jednym czasie, martwych z kolei było tylu, ilu we wszystkich poprzednich pokoleniach umarło razem wziętych. Gdyby jeszcze tylko cielesne trupy atakowały, można by uznać że jest jakiś cień szansy, można je było w miarę łatwo zniszczyć, lub palić ciała świeżo poległych. Z duchami było o wiele gorzej. Nie miały ciała, po zniszczeniu którego byłby z nimi spokój. Mniej więcej takie refleksje go nachodziły, kiedy po raz kolejny rozpędzał swój korbacz, by zdjąć nim głowę szkieletu czy zombie. Pomagał ile mógł, czy to wypatrując, czy zwyczajnie ubijając truposzy, nie był jednak w szczytowej formie, po całym dniu wędrówki i szaleńczej jeździe podziemną drogą dzień wcześniej. Tak więc, kiedy ręce zaczęły mu omdlewać, zwyczajnie ustąpił miejsca bardziej wypoczętym wojownikom, starając się zaznać nieco snu. Co samo w sobie było ciekawym wyzwaniem. Mimo to, przetrwali noc, tak samo jak większość plemienia Kamiennych Żmij.


Zdawało się, że dłuższe pozostanie w tym miejscu, było powolnym wykrwawianiem się. Postanowili więc po załatwieniu najważniejszych rzeczy wyruszyć dalej. Mieli rozmówić się ponownie z szamanem, zdobyć jakiś namiot dla całej czeredy. Do tej pory zachodził w głowę, jakim cudem żadne z nich nie miało przenośnego schronienia wybierając się na północ. Ważne było jednak by temu zaradzić jak najszybciej. Mógł zrozumieć w tej sprawie Marę, czy Burra, który od dawna siedział w swojej karczmie, ale po Kostrzewie by się tego nie spodziewał.


Zabrał się do tego co trzeba było. Wykańczania resztek nieumarłych, zbierania najpotrzebniejszych rzeczy, z pobojowiska. Shando słusznie zauważył, że część sprzętu była magiczna, a nawet i bez jego tajemnego wzroku, w oko goliata wpadło kilka ciekawych kawałków ekwipunku. Najłatwiej było wypatrzeć koszulkę kolczą z mithrilu. Jak na coś zdjętego z trupa, była w doskonałym stanie, może poza jedną dziurą, która zapewne okazała się śmiertelną raną dla poprzedniego właściciela.


Po krótkiej, niewiele wnoszącej rozmowie z pozostałymi członkami wyprawy i zebraniu od nich wszystkiego, co mogło się nadawać na wymianę, ruszył na poszukiwanie namiotu. Na tym akurat znał się całkiem nieźle, mógł więc wodzić nosem, sprawdzać szwy i same skóry, które były użyte jako zewnętrzne pokrycie. Wiedział też czego dokładnie szuka. Lavvu wydawało się idealne dla takiej czeredy, a chociaż niedługo zbliżały się roztopy i sezon migracji, to uszczuplone plemię nie potrzebowało aż tylu namiotów, które mogło wymienić na coś pożyteczniejszego. Zdecydował się w końcu na jeden, w całkiem solidnym stanie, a będący w stanie pomieścić wszystkich.



Kiedy wyciągnął z worka beczułkę oliwy, negocjacje od razu stały się łatwiejsze. Hmhanie, ćmakanie i głosy oburzenia na temat oferty z jednej i drugiej strony, przyciągnęły nieco ciekawskich. Może goliat był obcy, ale okazja do pohandlowania o tej porze roku nie nadarzała się aż tak często. Tak więc po ostrym targowaniu i niemalże opróżnieniu Grzmotowego worka, udało się zdobyć nie tylko namiot, ale też trochę prowiantu na drogę. Haczyki i sprzączki od pasa, znalezione w jaskiniach, po tej stronie gór miały niebotycznie większą wartość. To mu jednak zupełnie nie przeszkadzało. Ważne, że wracał obładowany, a jego kuglarze mieli większą szansę na nie zamarznięcie w drodze.



Na koniec została wizyta w namiocie szamana i ponowna z nim rozmowa. Grzecznie słuchał, nie mówiąc za wiele o ile nie był bezpośrednio zapytany. Był na tyle zmęczony, że nie wymagało to od niego wiele wysiłku, bardziej męczyła konieczność skupienia się na tym, bo mówiono i wyobrażenie sobie kierunków oraz odległości. Dopiero kiedy wyszli z rozmowy, mogli się w końcu ruszyć z siedziby Żmij. Mieli jeszcze sporo dnia przed sobą, ale planowali po drodze nieduży postój na odpoczynek. Był on o tyle ważniejszy, że w nocy znowu mogli się spodziewać niespodzianek. Samemu Grzmotowi też miał się prawdopodobnie przydać. Po przydzieleniu jednego z koni jako jucznego, mieli ich ciut za mało. Var postanowił więc maszerować obok kolumny, nieco odciążając się i zostawiając większość ekwipunku z koniem, momentami szedł nawet ciut szybciej niż objuczone czworonogi.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 01-11-2014 o 09:35. Powód: Negocjacje namiotowe
Plomiennoluski jest offline