Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2014, 22:57   #490
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Nieruchomy Galeb wydawał się trupem i tylko spazmy, świszczący oddech i wydawane przez niego od czasu do czasu jęki dawały znać, że żyje. Kiedy po raz kolejny siadł przy nim Thorin runiarz spróbował coś mu powiedzieć, ale z ust nie dobywało się nic poza szeptem.
- Jesteś błogosławieństwem… khm khm… błogosławieństwem Valayi... dla nas wszystkich... Thorinie Alriksonie.
- Leż spokojnie, daj znać gdy przyjdzie ból, w końcu przyjdzie, przerabiałem już to - odpowiedział Thorin patrząc w zniszczoną twarz runiarza, niemal lustrzane odbicie jego własnej… Nałożył opatrunki na Galeba, wcześniej usuwając mu martwiczą skórę. Pamiętał też żeby często poić zarówno jego jak i Dirka. Ubytek wody z organizmu przy poparzeniach bywał drastyczny, zwłaszcza że przez skóre wciąż na nowo wychodziły rózne wydzieliny. Nie zapominał też o możliwym zatruciu Galeba i na ile było to możliwe próbował ocenić reakcje organizmu by sprawdzić obecność trucizny w ciele.
- Tam… tam gdzie wybuchła… bomba… ogień. - mamrotał Galeb poruszając niemrawo ustami - Może coś… ocalało. Proszę… poszukaj… tego… co ważne.
Runiarz poddawał się wszelkim zabiegom jakie wykonywał na nim Thorin, bez żadnego marudzenia na ból czy gderania. Zdolności uzdrowiciela naprawdę zaczynały się wydawać Galebowi wybitne albo nawet nadkrasnoludzkie, bo chyba żaden medyk by nie zdołał utrzymać ich przy życiu, biorąc pod uwagę ilość ran i ich rozległość w spektrum ostatnich kilku miesięcy.
Thorin po zakoczonych zabiegach, polegających na wycięciu zmian martwicznych, oczyszczeniu ciała z wtopionego weń kawałków skóry i metalu, ciągłemu podawaniu wody i nałożeniu opatrunku z Czerwonego Łoju, poszedł zgodnie z prośbą Galeba przetrząsnąć palenisko. Udało mu się nawet znaleźć osmolone narzędzia które szybko przyniósł runiarzowi. Oczywiście uprzednio nałożył rękawice zakładając, że część rzeczy może wciąż być gorąca. Położył z namaszczeniem garść przyrządów obok towarzysza. Wiedział, że te narzędzia są dla Galeba ważne, co najmniej tak jak dla Thorina kronika.
- Tam… jest coś jeszcze… pośród popiołów. - wycharczał Galeb - Przyszłość… nasza przyszłość… moje dzieło…
Uniósł palce opadniętej na ziemię ręki, jakby chciał przywołać coś do siebie.
Thorin skinął głowa i poszedł przeszukiwac dokładniej zgliszcza, kawałkiem znalezionej skaveńskiej włóczni rozgarniał spopielone szczątki , resztki szmat, plecaka czy czegoś innego. Ogień przetrawił większość w lepką masę , która później zastygła i nie przypominała specjalnie tego czym była wczesniej. W końcu znalazł to czego szukał…
Odganął kupkę popiołu i bliżej nieokreślonej czarnej masy. Zdjął to wszystko z przedmiotu który przykrywały. Młot. Ten którym posługiwał się Galeb. Jednak teraz Thorin miał okazję się przyjrzeć temu orężu i wziąć go do ręki.
O ile narzędzia ucierpiały znacząco - drewniane trzonki spaliły się, a metal omal się nie rozhartował o tyle młot bojowy był całkowicie bez szwanku. Prosty obuch na metalowym trzonku o chropowatej powierzchni. W ręce czuć było, że choć nie wyróżniał się wyglądem i był cięższy, był również doskonale wyważony. Ostrożne przetarcie głowni odsłoniło metalową powierzchnię, która ani nie zmatowiała, ani nie nadtopiła się.



Thorin z podziwem spojrzał na broń która bez zniszczeń przetrwała takie piekło. W pewnych księgach czytał o legendarnych orężach które czerpiąc moc z run, nie niszczały, które siały zniszczenie w armi wroga, nigdy jednak nie miał w rękach tego typu oręża. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w broń , mierząc i ważąc ją w dłoni, wykonując nawet kilka machnięć w drodze powrotnej do Galeba. Nie mógł się oprzeć pokusie, sam przez długie lata używał młota, większego i cięższego niż ten który właśnie trzymał, potrafił jednak docenić walory tej użytecznej broni. W końcu oddał go właścicielowi mówiąc po prostu
- Wspaniała to broń, która wytrzymała to ogniste piekło. Domyślam się że to twoje dzieło i gratuluje. - rzekł z niekłamaną dumą w głosie.
- Muszę być... jak durazul… hrrr... z którego go wykonałem... Musimy być jak Kamień… musimy być jak Stal. - Galeb położył ostrożnie dłoń na młocie, który położono obok niego, a na jego twarzy zagościł wyraz spokoju, tak niemożliwy w stanie w jakim był teraz, Thorin sam to najlepiej wiedział - Jak Kamień... Jak Stal… Nie mogę trzymać… w boju mojej… broni… jeszcze nie. Użyczam ci jej… na ten czas. W podzięce… za to… co robisz.

- Galebie Galvinsonie czynisz mi niezwykły zaszczyt i honor użyczając swojej broni, pozwól jednak bym posługiwał się nadal Ysassą - Thorin wyciągnął przypięty topór okazując go Galebowi. Poręczny , lekki i okrutnie ostry, stylisko było zrobione z ciętego zimą grabu, lekko ozdobione motywami khazadzkimi, twarde a zarazem elastyczne. - To dzieło mistrza zbrojmistrzostwa Korva, syna Ginara z Karak Azul, najlepszego wykonania. Topór któremu nadałem imię Ysassa, by uczcić pamięć poległej towarzyszki i aby śmierć wrogów naszej rasy, a dajcie przodkowie iż jej własnego zabójcy, została w symboliczny choć sposób jej właśnie przypisana. Nie czuj się proszę urażony, jednak z twego oręża Detlef lub Grundi na czas do twego wyzdrowienia zrobią chyba lepszy użytek. Jeśli zaś chciałbyś mi podziękować to przyjmij mnie do siebie na nauki. Już dawno o tym rozmyślałem, wiem, że ścieżka runotwórcy nie jest jaskrawa jak ją w legendach czasem opisują, wiem że wymaga wiele wyrzeczeń, włącznie z przedłożeniem interesu runotwórców nad interesy własnego Klanu i rodziny. Znasz mnie chyba na tyle iż wiesz, że pociaga mnie wiedza, to ona pcha mnie do badań , do poszukiwań, nawet w jakimś sensie to ona sprowadziła mnie na ta wyprawę. Wiedza runotwórców jest unikalna sama w sobie, jako kronikarz dobrze wiem co znaczy zachowanie wiedzy. Wiem co znaczy ukrywanie pewnych rzeczy przed światem i co znaczy dbałość o to aby tajemnice przetrwały pokolenia i służyły pokoleniom. Mam wrażenie że jest was coraz mniej, a chętnych na podążanie ścieżką Rhunki niezbyt wielu, a może po prostu nie są godni. Jeśli przyjąłbyś mnie na nauki byłby to dla mnie wielki zaszczyt, wiem , że różnie jeszcze może się skończyć ta wyprawa i nie wiem czy znajdzie się czas i siły na taką naukę, w każdym razie jestem gotów wypełnić wszystko co wiąże się z podążaniem tą szlachetną drogą, jeśli tylko wyrazisz chęć przyjęcia mnie na ucznia. Thorin skońćzył wyczekując decyzji towarzysza - być może mentora.
Milczeniem odpowiedział Galeb i zamknięciem oczu. W końcu jednak jego usta poruszyły się.
- To ścieżka... bez odwrotu. Nie każdy… jest jej… przeznaczony. Możesz się bardzo… rozczarować, kiedy… poddam ciebie próbom. Potem zaś… nigdy już nie… będziesz taki sam. - wyszeptał.
Thorin skinął głową.
- To prawda, niewiele wiem … niewiele wiemy o życiu Rhunki. Właściwie tylko tyle co widać na zewnątrz i co zdołałem zaobserwować podróżując z tobą. Jeśli nie podołam próbom - trudno, osąd przodków będzie jasny i dalsza ma ścieżka również, jeśli zaś podołam , wówczas będę kroczył tą ścieżką bez cienia wątpliwości i bez oglądania się wstecz, przyjmę to co ześlą bogowie, tak czy inaczej i uszanuję to. Moim celem było zawsze służenie naszej rasie, czy to jako medyk, czy jako kronikarz, z tego co widzę to Rhunki stanowią esensję służby wobec khazadów i gotów jestem przynajmniej spróbować podążyć tą drogą.
Thorin czuł że dotychczasowe życie, zajęcia, nawet poszczególne wydarzenia jak choćby wysadzenie prochowni ogrów, przygotowywały go i ukierunkowały do stania się Rhunki. Mógł się mylić, wiedział jednak, że jeśli nie spróbuje podążyć ta ścieżką, to tak naprawdę nie będzie wiedział nigdy. Była ku temu być może ostatnia w jego życiu okazja a ponownie splecione ścieżki z runotwórcą zdawały się być wyraźną wskazówką i wolą przodków. Jakaż w końcu była szansa że się ponownie spotkają? Jakaż że ponownie rusza razem, zwłaszcza gdy Galeb miał inne plany? Dość powiedzieć, że niewielka a w przypadki Thorin zwyczajnie nie wierzył.
Znów milcząc Galeb najwyraźniej starał się zebrać myśli. Stukał palcem o obuch młota zbierając myśli. W końcu zaczął poruszać ustami, a ze świstami powietrza wydobywającymi się z jego płuc dało się słyszeć coś jakby prośby do jednego z bogów Przodków. W końcu zamilkł i wyrzekł cichutko.
- Nie mogę cię przyjąć. To nie jest... odpowiedni czas... ani dla ciebie... ani dla mnie. Czuwaj... czuwaj Thorinie… są tacy co… pracują dziesięciolecia… aby stać się choć... czeladnikami.
Thorin skinął głową w podziękowaniu. Wiedział, że obiera długa drogę, wiedział też że postawił na niej pierwszy krok, a każda podróż , nawet ta najdłuższa zawsze zaczynała się od tego pierwszego kroku.
 
Stalowy jest offline