Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2014, 12:53   #42
Luphinera
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
Pobojowisko w mieście.

Policjantka zatrzymała się i przyjrzała się odznace, a jej wyraz twarzy wyrażał wściekłość. Widać nie przepadała za tymi służbami gdyż za bardzo wcinali się w jej pracę. Zacisnęła mocniej dłoń na broni tak , że kłykcie jej palców zbielały. Widać jak jednoznacznie zacisnęła zęby. Po krótkiej chwili opuściła dłonie i broń schowała do kabury. Jej ciemne włosy ciasno upięte w kucyk poruszały się na wietrze. Z zaciśniętymi zębami wypowiedziała do krótkofalówki kod anulujący pościg.
-Trzymam pana za słowo. Jeśli nikt się nie skontaktuje na pewno ja zadzwonię do pana przełożonego. – warknęła, coś w jej postawie sprawiało, że wyglądała na bardzo silną kobietę, władczą i nie lubiła słuchać rozkazów od kogoś kto bezpośrednio nie jest jej przełożonym. Nie znosiła puszących się agentów jako, że niby mogą więcej. „Gówno prawda! Dranie szemrani, znów pewnie coś wypuścili, a potem nam się dostaje za ich partolenie!” Kobieta gdyby mogła splunęłaby na odznakę mężczyzny i wszystkich zabrała do aresztu.
Wściekła odwróciła się na pięcie, włosy zakołysały się lekko prawie uderzając w twarz anioła. Ammisael mógł słyszeć jeszcze jak wzywa jednostki ratunkowe. Policjanci, ci co mieli odpowiednie wyszkolenie pomagali rannym. Z za rogu przyjechały dwie jednostki straży pożarnej aby wyciągnąć ludzi, jeśli jeszcze żyli, a z jednego z aut dało się słyszeć rozpaczliwy płacz dziecka z zmiażdżonego do połowy auta.
W telewizji leciało jedno- film z kamery na żywo a później ciemność. Studio komentowało to jako zamach na niezależne państwo Rumunii. Zaczynało się robić mało bezpiecznie…

Świątynia, gabinet Egzarchy.

Araela zacisnęła pięści. Szczęka zacisnęła jej się mocniej, to co właśnie oglądało doprowadziło ją do białej gorączki. Zwłaszcza zniszczenie przez jej zastępy helikopterów… Zaczynali zamieniać się w gorszych niż upadli. Dłonią rozmasowała sobie skroń.
-Czy nie można ruszyć głową?! Przecież wystarczyło ruszyć głową!! – uderzyła dłonią w blat, na nim został mroźny kwiat. Spojrzała na oszroniony gabinet i zaczęła się uspokajać… Oddychać bardzo powoli i spokojnie. Szron stopniowo znikał z półek i mebli. Choć i tak z ust kobiety przy oddychaniu wydobywał się obłoczek pary. Już ona się nimi zajmie. Owszem bronili się, ale to co zrobili w bezmyślnym rozprawianiu się bestii...
Usłyszała pukanie do drzwi. Zeruelita wraz z wychowanką. No piękni z nich przywódcy. Bardzo, tylko we dwoje a reszta rozrabia… Słuchała uważnie ich wypowiedzi analizując każde ich słowo. Nie okazywała jeszcze większej wściekłości gdy usłyszała o Nim. W pomieszczeniu znów zaczynał robić się większy chłód.
Lśniące czarne pióro wzbudziło tylko jeszcze większy chłód w oczach anielicy. Jej oczy lśniły gniewem narastającym stopniowo. Po obejrzeniu filmiku i ujrzeniu twarzy osoby, która dawno powinna już nie żyć, spojrzała na anioły obecne w Sali.
-Przekazałam wam wszelkie-dokładnie zaakcentowała każdą literkę w tym słowie- informacje które posiadałam, to również wasza nie rozwaga mogła doprowadzić do tragicznych skutków. A wystarczyło tylko zadzwonić do swoich własnych przełożonych po posiłki. – odparła chłodnym rzeczowym tonem. Przeniosła wzrok na Siveneę.
-Co do Ciebie, nikt nie wysyłał cię tam. Albo los wraz z patronami chcieli abyś ją znalazła, albo wisi nad tobą ogromny pech moje dziecko. Niech Twój opiekun nie spuszcza Cię z oka. Jeśli to naprawdę jest mój kochanek sprzed trzech lat nie odpuści aż nie znajdziesz się w jego skromnej kolekcji. – ostatnie słowa dodała zimno, bez cienia sympatii czy łagodności w głosie. Podniosła się i podeszła do okna stojąc plecami do zebranych.
-Przez waszą wspaniałą obronę, i nie przemyślane działania nasza reputacja została podważona. Policja wydała nakaz atakowania i niszczenia każdego o nadprzyrodzonych zdolnościach. Kościół i natchnieni nie zgadzają się z tym, jednak nie mają nic do powiedzenia skoro to sam prezydent Rumunii ogłosił przymus dla każdej organizacji. KAŻDEJ! – odwróciła się spoglądając na Zeruelitę.
-Jednak nie ty dowodziłeś, nimi, ot wystarczyło bez powodu zniszczyć najpierw jeden helikopter. No Bo po co zadziałać inaczej! Zresztą, zostawiłeś drużynę i pognałeś na złamanie karku, gdzie wyraźnie zabroniłam wam się rozdzielać! I w ten oto sposób tracimy anioły. Bo do cholery jasnej nie potraficie działać jak jeden organizm! - szron oplótł już całą szybę i półki, w powietrzu zaczęły unosić się drobne kryształki lodu.
-Wyjdźcie teraz i przemyślcie wszystko. Jak pojawi się reszta, macie niezwłocznie stawić się przy źródle. Tam dostaniecie informację od Seneszala oraz waszych przełożonych jakie czeka was zadanie. – w jej głosie był chłód i dystans. Szron dotarł do kruczego pióra i zniszczył je rozsypując na milion drobnych odłamków.

W tym samym czasie gdzie Zeruelici rozmawiali z Egzarchą, Tierael kierował się prosto do gabinetu Seneszaela. Kobiety zlęknione przyciskały do siebie dzieci, te zaś już nie płakały tylko z wielkim zaskoczeniem rozglądały się po świątyni. Nigdy wcześniej nie widzieli przecież takiego miejsca, ani w żadnym miejscu nie czuło się takiej świętości, świadomości, że jednak ktoś nad tobą czuwa. Jedyny mężczyzna który był wśród nich rozglądał się z lekką dozą nieufności po wszystkich, którzy tak swobodnie poruszali się po świątyni, choć widział też przygnębione postacie opłakujące utraconych kochanków.
Po schodach weszli na górę za aniołem. Ten zapukał do pięknych mahoniowych drzwi. Dało się słyszeć krótkie wejść. Anioł wprowadził ludzi do środka. Czarnowłosy mężczyzna spoglądał na ofielitę to na pozostałych. Milczał przez, krótką chwilę.
-Czujcie się bezpieczni, aniołowie i cała nasza społeczność będzie czuwała nad waszymi duszami. Mieliście szczęście, że ten anioł przyprowadził was do nas.
Po tych słowach do gabinetu weszła czerwonowłosa anielica.
-Caritelo, dziękuję, że jesteś. Zaprowadź ludzi do pozostałych, tam dostaną ciepłe pokoje i będą mogli odetchnąć.
Błękitnooka anielica uśmiechnęła się do obecnych, ciepłym wręcz opiekuńczym gestem otoczyła ramieniem kobiety i szeptała do nich kojąco. Rude włosy luźno opadały na jej plecy dodając jej ciepła i pewności siebie. Wszyscy opuścili gabinet. Daviel przeniósł jedynie wzrok na Tieraela.
-A teraz mój drogi powiedz mi co ci strzeliło do głowy aby rozwalać się wraz z przerażonymi ludźmi po mieście…? – w jego głosie nie było już tego samego ciepła, i puścił aniołowi, który błądził myślami w obłokach przy przyjemnościach cielesnych, materiał który przewijał się na każdej stacji: ich brawurowa akcja oraz to, że prezydent ogłosił ich „Terrorystami i mordercami zagrażającymi państwu Rumunii.” Taki materiał, był porządnym kopniakiem i sprowadzeniem marzyciela na ziemię...


Po dotarciu na miejsce Iverion mógł dostrzec w jakim stanie jest jego biedne auto… Pozbawione lusterek, porysowany lakier i do tego krew na tapicerce… Nie, tego nie powinien znosić żaden weteran kochające swoje auto. Zaraz za nim wysiadł z auta Ammisael wraz z Razielem. Całą trójką powoli skierowała się w stronę gabinetu egzarchy , a im bliżej byli tym mogli odczuwać coraz większy chłód dobiegający z pomieszczenia. Gdy dotarli przed gabinet z niego właśnie wychodziło rodzeństwo Zeruelitów. Garieola zamknęła za nimi drzwi i nie miała zamiaru wpuszczać nikogo do środka, a wyraz jej twarzy wyrażał gniew. Jak można było doprowadzić Egzarchę do tego stanu?! I jeszcze ta plotka jakoby przez pewne anioły całe państwo traktowało ich gorzej niż Skazanych czy upadłych! W każdym razie wyraz twarzy anielicy jednoznacznie ukazywał jej niechęć do aniołów.
Gdy czekaliście na górze przed gabinetem do pomieszczenia wszedł archont. Agahael z żalem spojrzał na Raziela.
-Będziemy musieli później porozmawiać... - podszedł do Garieoli,a pretorianka wpuściła go na spotkanie z Egzarchą.

Gdzieś w Bran….

Niewielki pokoik, łóżko z baldachimem, oraz atłasowa czarna pościel. Cichy trzask drewna w kominku, oraz ten straszny ból głowy… Aurelia z trudem podniosła się i spojrzała na swoje dłonie, całe jej ciało pokrywał misterny tatuaż, którego nie rozumiała. Nie wiedziała nawet jak to możliwe, że jest tutaj. Pamiętała jedynie kobietę… dlaczego czuła z nią więź? Ból głowy był nieznośny, utrudniał jej myślenie i zebranie myśli. Szarpnięcie gdzieś wewnątrz niej, ból sprawiający, że zwinęła się w kłębek, jak porzucony kociak. Strzępy, krzyki oraz ten nieznośny szept:
„Już nigdzie przede mną nie odejdziesz… Jesteśmy związane ze sobą nicią, której nikt nie zerwie. A ty pomożesz zniszczyć mi ten świat…”
Ciężkie łzy rozpaczy i bólu spłynęły po policzkach dziewczyny mocząc atłasową pościel. Ogień w kominku pożarł kolejne szczapy i z trzaskiem zamieniły się w popiół. Na zewnątrz wiatr zawył przenikliwie pomiędzy starymi kamieniami dworku. W oddali zawyły wilki, a kruki siedzące na drzewie obok okna zakrakały radośnie wzywając pana do domostwa, niosąc radosne: „Obudziła się! Kra, obudziła!”

 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."
Luphinera jest offline