Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2014, 15:37   #20
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Han’kah planowała raczej kameralne spotkanie. Tylko ona, Lesen, Maerinidia i Yvalyn.
Zaprosiła co prawda również Bal’lsira, ale miała wątpliwości czy mag się w ogóle pojawi. Niemniej chciała pchnąć temat bestii potrzebnych na Arenę i równie dobrze mogła zrobić to w miłej atmosferze. Poza tym powinna chyba oswajać się towarzysko. Nie jest już gruboskórną pułkownik w wiecznie ubłoconych butach. Jest gruboskórną Panią Areny w wiecznie ubłoconych butach! Myśl ta sprawiła, że zaniosła się niekontrolowanym śmiechem aż kilku służących przystanęło w pół kroku z zastawą w dłoniach, zaraz jednak wrócili do pracy zorientowawszy się, że to nie oni są przyczyną wybuchu radości.

Han’kah nigdy nie była mistrzynią organizacji, w każdym razie imprez towarzyskich. Co innego jakby jej kazali majdanem zarządzić, ale taka kolacja to wyższa szkoła wtajemniczeń…
Niewielki stolik nakryty białym obrusem stanął w centralnej loży Areny, z najlepszym widokiem na wysypany świeżym piachem padok i całkiem opustoszałe trybuny. Han’kah ubrała się w czarny elegancki komplet, z jedwabną lśniącą koszulą i dopasowanymi spodniami, który podkreślał jej nienaganną figurę, wąską talię, zupełnie już płaski brzuch i wydatniejsze niż zazwyczaj piersi. Wysokie wypolerowane na glanc buty i dwa miecze przy pasie dopełniały militarnego wizerunku, chociaż strój pozbawiony był pagonów i wojskowych oznaczeń. Czarne włosy spływały misternym splotem poniżej pośladków, usta zaś podkreślał nałożony nań kolor rdzawej czerwieni, który współgrał z odcieniem jej oczu.
- Wołaj mnie jak przyjdą pierwsi goście - poinstruowała służącego i odprawiła ruchem dłoni.

Maerinidia przybyła w towarzystwie Yvalyna. Jej ciało otulała dość skromna srebrzysta suknia, podkreślająca jej fogurę i jedynie nieznacznie odsłaniająca plecy, na nogach połyskiwały srebrne sandałki na płaskiej podeszwie. Perłowe włosy czarodziejki upięte były srebrną spinką w wysoki kok, z którego wymykały się pojedyncze kosmyki, okalając twarz drowki. Czarne oczy podkreślone srebrną kredką nabrały jeszcze większej głębi i tejmniczości, niemniej usta zdobił ciepły uśmiech. Jej towarzysz natomiast, ubrany w białą koszulę kontrastującą z jego cerą, oraz w czarne spodnie i z włosami splecionymi w warkocz, starał się niewątpliwie wyglądać jak najbardziej nonszalancko i nieoficjalnie jak się tylko dało.

Mae rozejrzała się ciekawie wokół, jej oczy szukały loży Domu Godeep, w której z pewnością przyjdzie jej wkrótce zasiąść. Tej, w której zginęła jej matka. Odruchowo oddała płaszcz służącemu i odebrała z rąk Zarządcy Vae kielich wina, nim w końcu westchnęła i mruknęła z cichą melancholią.
- Jestem tu pierwszy raz a czuję się, jakbym znała to miejsce na wylot. Fascynuje mnie... i przeraża zarazem. Jest takie… nasze. Nie powinno być martwe, nie uważasz? Arena powinna tętnić życiem... i śmiercią…
- I będzie - Han’kah przywitała się z gośćmi. Maerinidię cmoknęła w policzek, Yvalynowi prosto i bez finezji uścisnęła dłoń. - Arena jest boska, ma w sobie coś magnetyzującego. Już się nie mogę doczekać jej ponownego otwarcia ale najpierw… trzeba wszystko przygotować. Usiądźcie - wskazała na zastawiony stół.

W tym czasie do wojowniczki podszedł sługa i przekazał zwój. Han’kah szybko przejrzała jego treść informującą ją, że Bal’lsir musiał załatwić sprawy związane z Thay. I że przybędzie późno… lub w ogóle.
- Na kogo jeszcze czekamy? - Mae odczekała, aż zwój przestanie zajmować dłonie gospodyni i z uśmiechem wręczyła jej butelkę zrebrzystego trunku, który dosłownie znikąd pojawił się w jej dłoniach - Na dobre nastroje dzisiejszego wieczora. - wyjaśniła, po czym usiadła na krześle, które odsunął jej Yvalyn i z uznaniem przyjrzała się Han’kah - Cudownie wyglądasz, moja droga. Wręcz… apetycznie. - zachichotała - A jak się czuje syn?
- Och, pojęcia nie mam! - Han’kah roześmiała się w głos. - Nie mówił jak się czuje, a ja nie pytałam… W każdym razie wygląda… zdrowo. No i czekamy jeszcze na Lesena. Bal’lsir się nie zjawi, albo znacznie spóźni. Niemniej… możemy choć osuszyć jakąś butelkę i zacząć pogawędkę, hm? - usiadła po przeciwnej stronie stołu.
- Arena wygląda… hmmm… ładnie? - zapytał lub pochwalił Yvalyn, zerkając na centrum Areny. - W sumie wszystko klasycznie jak za Wilczycy. Ale Arena chyba powinna być taka… użyteczna w swym wyglądzie.
- Hmmm, tak, chyba tak. Funkcjonalna to lepsze słowo. Arena ma dostarczać rozrywki i generować profity. Ma być pojemna i dobrze eksponować widowisko. I… to wszystko. Remonty nie są aż tak kosztowne jakby się mogło zdawać. Dom oddelegował niewolników pod budowę, materiały udało się zorhanizować. Problemem jest raczej… samo przedstawienie. Potrzebuję gladiatorów i bestii. Pierwsi… szkolą się, choć jest ich za mało. Bestie stanowią wyzwanie. Zresztą, nie ma chyba sensu bawić się w grę pozorów. Mae wspominała ci na pewno w czym rzecz.

– Nie musiała, sam to zrobiłem. - dobiegł ich głos Lesena, gdy ten wchodził do loży. Tak jak i Yvalyn, zdecydował się na prostą koszulę, w kolorze błękitnego nieba, i ciemne spodnie. Chociaż, jak zawsze, Wilczek prezentował się ciut lepiej. – Musicie mi wybaczyć spóźnienie. Pochłonęły mnie książki. - ukorzył się w najmniejszym stopniu nie zmieszany, z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Mój ulubiony oczytany amator sztuk magicznych we własnej osobie! - Han’kah dość bezceremonialnie przyciągnęła do siebie drowa. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że go pocałuje, ale ona tylko szeroko się uśmiechając potarła nosem jego policzek. - Wirujące ostrze Vae, blablabla... Świetlisty Rycerz, Generał Natchniony, Poczmistrz Przepowiedziany i tak dalej i tak dalej… Coś pewnie pokręciłam…
– Nie przejmuj się Han'kah. - pocieszył ją samiec, obejmując drowkę w pasie. – Rozumiem że może być ci ciężko spamiętać niektóre rzeczy, z tymi wszystkimi głosami w twojej głowie...
- Odpierdol się od moich głosów - mruknęła i z sympatią pogładziła którkie włosy samca. - I popatrz, znów przypominam drowkę. Trochę treningu i będę mogła skopać twoją chuderlawą dupę i upuścić ci krwi na piaski Areny…
– Może. - pojedyncze oko samca zwęziło się lekko. – Ale to nie jest właściwa arena. Cierpliwości, Han'kah. - wyplątał się z jej uścisku, by obrzucić ją wzrokiem. – I ciążą wcale nie odejmowała ci urody. Widzę, że dzieciak nie okazał się aż tak temperamentny i łaskawie nie rozerwał cię od środka.
- Wiem, to takie rozczarowujące… Nikt cię nie wyręczy - puściła mu oko i opadła na swoje krzesło. - Skoro jesteśmy już w komplecie… Nie wiem, czy od razu wykładać gówno na dwukółkę czy najpierw… zjemy? - pułkownik złapała za niewielki dzwoneczek i entuzjastycznie nim potrząsnęła. Było to chyba sygnałem dla służących, którzy we dwójkę zaczynali znosić dania i stawiać przed gośćmi. Potrawy wyglądały… na pierwszy rzut oka wykwintnie. Ale tylko na pierwszy rzut oka.


- Uwielbiam mojego nowego kucharza - Han’kah zerknęła na zestaw sztućców ułożonych wokół talerza niczym broń w dobrze zaopatrzonej zbrojowni. Chwilę się wahała, ostatecznie ujmując drób w palce. - Smacznego… czy coś.
- Wygląda niezmiernie... apetycznie. - roześmiała się Maerinidia, która do tej pory jedynie z rozbawieniem przyglądała się wymianie uprzejmości pomiędzy Han’kah i Lesenem i bez trudu wybrała odpowiednią do dania parę sztućców - Przyznaję, smak ma również wyborny. - dodała pochwili, nabierając na widelec kolejny kęs.
- Ja bym mu nie ufał. Może kiedyś gotował dla Aleval, albo dla Despana? - zażartował Yvalyn, kosztując posiłku z wyszukaną elegancją. Następnie dodał. - Przyznaję pani, że zaskakujesz mnie za każdym razem od powrotu z klasztoru Xaniqos.
- Za każdym razem? - zdziwiła się Han’kah. - A był jakiś inny raz niż ten?
Pytające spojrzenie Mae spoczęło krótko na pułkownik, po czym także przeniosło się na Yvalyna.
- Osobiście zawsze cię pani uważałem za osobę ściśle związaną z wojskiem. Żołnierza z krwi i kości. A tu… - drow wskazał gestem dłoni Arenę. - Branża rozrywkowa.
- Ach, to... - Han'kah uśmiechnęła się pod nosem, jakby rozmowa zeszła na jedno z jej dzieci. - Armia jest... sztywna. Nie ma w niej miejsca na swobodę, a trzeba mieć swobodę by mieć wpływ na bieg wydarzeń. Choć mnie akurat marzy się błogie lenistwo. Stanowisko to prócz pewnego prestiżu niesie jednak ze sobą i obowiązki. Arena to wizytówka Tormtor, a przynajmniej jedna z nich i musi przyciągać oczy. A by przyciągać oczy, potrzebuję bestii. Jesteś mój drogi Głównym Zarządcą Domu Vae... - odłożyła na brzeg talerza obgryzione udko i zaplotła błyszczące od tłuszczu palce. - Zorganizuj mi bestie za rozsądne ceny.
- Z tego co wiem, niewiele bestii mamy. Przeprowadzka na Plan Cienia i z powrotem kosztowała nas wszystkie żywe potwory. Użyte albo w walce, albo zabite przez naturę Planu. Nie mamy nic imponującego… niestety. Może później. - odparł nieco smętnie Yvalyn.
- Dom Vae stracił nie mniej niż inne Domy, rozumiem - zgodziła się Han'kah. - Dlatego naturalnie będziecie się chcieli odbić, prawda? Jesteście Domem łowców i... pewnie planujecie łowy? - szukała na twarzy Yvalyna potwierdzenia swoich przypuszczeń.
- To już nie leży w mojej gestii, tylko zależy od Haelvrae i Matrony. Nic nie wiem na ten temat. - wzruszył ramionami Yvalyn.
- Łowy mogą przynieść różne efekty, a już na pewno potrwają wiele cykli… - wtrąciła Mae - Może warto by było spróbować w Icehammer? Oni nie ucierpieli w czasie wojny i chociaż może nie będą mieć nic… spektakularnego, zawsze to coś, co urozmaici walki. Tak samo, jak magia. Przyzwane lub mało atrakcyjne bestie okraszone iluzją… wiesz, że potrafię być bardzo przekonująca. - uśmiechnęła się szelmowsko czarodziejka.
- Iluzja… absolutnie odpada - pokręciła głową Han’kah. - Nawet oszustwo ma swoje granice a Arena straciła by przy tym swoją kwintesencję… Jakkolwiek jakieś efektowne fajerwerki na dzień otwarcia Areny byłyby pewnie mile widziane. Co się zaś tyczy wyprawy łowieckiej… Wydaje mi się, że nie trzeba się uciekać do magii wieszczeń, żeby przewidzieć że taka nastąpi i to szybciej niż później. Podmrok jest co prawda mocno przetrzebiony i… zastanawia mnie, gdzie Dom Vae mógłby szukać potencjalnych łupów. Jestem realistką i wiem, że to nie kwestia cykli ale… kiedy łowcy powrócą, mile widziane byłoby pierwszeństwo w wyborze towarów. No i oczywiście upusty. Albo i… kupieckie kredyty? Co się zaś tyczy Icehammer… oczywiście równolegle biorę je pod uwagę. I tutaj… wchodzą w grę dwie alternatywy. Szukanie kontaktów na własną rękę albo skorzystanie z pośrednika. Jak wiadomo najlepiej w handlu z szarakami radzi sobie Dom Godeep… - tu spojrzała na czarodziejkę i zatrzepotała wymownie rzęsami.

- Nie da się ukryć… - uśmiechnęła się słodko w odpowiedzi Maerinidia.
– Tyle że Icehammer nie zajmuje się polowaniem na bestie.- ostudził jej entuzjazm Lesen, krojąc podane “danie”, próbując zachować choćby minimum nonszalancji przy wbijaniu noża między uda kurczakowej kobiety. I ponosząc przy tym sromotną porażkę. – Z pustego i Elminister nie naleje. Zaś Thay... Mogłoby takie sprowadzić. Ale przetransportowanie ich do Podmroku nie będzie tanie. A ktoś tu wybrzydza z budżetem. – obrzucił gospodynię wymownym spojrzeniem.
- W Icehammer mają sporo przerośniętego robactwa chociażby - Han’kah z ciekawością obserwowała starania szermierza. - Jak dla mnie możesz to zjeść rękami, poważnie… A robactwo w bardzo dużej ilości też może wywołać odpowiednie wrażenie… Widzicie to? Ten warkoczący… kotłujący się chaos? - Han’kah wyciągnęła przed siebie dłonie jakby oczami wyobraźni oglądała już ten obraz. Ramiona zaraz jednak opadły na blat stołu. - Wiadomo, że to nie to samo co taki troll czy wyverna… no ale dopiero się rozkręcam, hm? - uśmiechnęła się do gości i energicznie zatopiła widelec w kolejnej sztuce mięsa i unosząc triumfalnie do ust.

– A mają takie robactwo? - - powątpiewał Lesen.
- Mój drogi… Jak na oczytanego amatora… sztuk... jak to szło? W każdym razie Icehammer słynie z tresury owadów. Rozmnażają albo łowią gdzieś te kreatury… Tresowane mi nie potrzebne, starczą odchowane. Można by tylko popracować nad ich agresją by były bardziej zajadłe.
– Duegrary hodują robactwo, ale nie tego rodzaju. Na co komu setka przydużych karaluchów? A nawet jeśli... - rzucił okiem na arenę, unosząc kąciki ust do góry. – Proszę, powiedz mi, że planowałaś tu wypuścić chmarę szarańczy. -
- Mhm - drowce zaświeciły się oczy a Lesen znał ją na tyle, że wiedział, iż nie żartuje. - Mówiłam - warkoczący, kotłujący się chaos. Myślę, że to mogłaby być melodia dla duszy…
– Z pewnością. - przytaknął z uśmiechem samiec. – Widownia usłyszałby ją z bardzo bliska. - ruchem dłoni objął otwarte pole areny.
- Od czego jest magia? - wywróciła oczami. - Niewidzialne magiczne bariery załatwią sprawę. Byłoby to tym ciekawsze jak takie ścierwa latałyby na wyciągnięcie dłoni ale osoby na widowni byłyby nietykalne. Bariera mogłaby być z elekryczności albo… jak coś na nią wpadnie ulega samospaleniu? Coś widowiskowego. Podnosiłoby nieco adrenalinę, hm? - wyszczerzyła się dumna z tego pomysłu.

Samiec przechylił głowę, wyraźnie nieprzekonany do tego pomysłu. – Poprawnie wykonane... Owszem. Ale technicznie będą problemy. - wzruszył ramionami. – Jeżeli Duergary będą miały dość robali, możesz spróbować.
- Nie rozumiem twojego braku entuzjazmu. To mogłoby być fantastyczne… - Han’kah ogryzła do kosteczek swoją “jadalną kobietę” i upiła duszkiem wino. - No i lepiej żeby te robale były do kupienia… Jeśli one odpadną a Vae nie ma nic na stanie… zostanie mi tylko Thay - ostatnie wywołało u drowki grymas niesmaku.

Maerinidia wymruczała kilka słów, po których loże Areny napełniły się gośćmi, a grupa wojowników na piaskach w jej centrum ustawiła się w kole, plecami do siebie, z trwogą nasłuchując narastającego brzęczenia. Pozostali goście też już słyszeli ten dźwięk… tak znajomy i tak obcy zarazem. Krzyki i głośne rozmowy na widowni milkły powoli, oczy kierowały się w stronę otwierających się powoli krat na całym obwodzie sceny. To właśnie stamtąd dochodził ten dźwięk. Coś się tam kotłowało, przepychało i ocierało o siebie, do brzęczenia dołączając zgrzyty ocierających się o siebie pancerzy. Robactwo wszelkiej maści, mrówki, karaluchy, pająki, skorpiony a nawet osy i modliszki może i nie wyglądało zbyt efektownie w swoich naturalnych proporcjach. Ale powiększone do rozmiarów dorównujących drowom a nawet przekraczających rosłego orka, stanowiły już poważne wyzwanie dla walczących z nimi śmiałków. Zwłaszcza, że miały znaczną przewagę liczebną...

Pierwsze sztuki już przecisnęły się pod kratami i ruszyły na zwiad. Błyskawicznie dołączały do nich kolejne i kolejne, a tłum jeszcze przed chwilą wstrzymujący oddech, zaczął wiwatować… zwracając na siebie uwagę roju. Pierwsze owady podleciały bliżej, badawczo przypatrując się kolejnym potencjalnym ofiarom, podczas gdy wylewające się z klatek strumienie połączyły się w jedną wielką rzekę, która dosłownie zalała stojącą na środku garstkę ludzi i orków. Widzowie znów zamarli, wstrzymując w płucach powietrze, a potem z tysięcy gardeł wydobył się ryk zagrzewający wojowników do walki.

I wtedy robale zaatakowały widzów.

Zabójcza chmara zebrała się wysoko na środku Areny, a potem rzuciła we wszystkich kierunkach jednocześnie… ginąc w malowniczych wybuchach płomieni tuż przed oczami oglądających to z widowi drowów. Kilka sztuk rzuciło się także do loży, w której siedziała Han’kah ze swoimi gośćmi… huk wybuchających trucheł był zaiste ogłuszający, a swąd palonego pancerza zmieszał się z aromatem dopiero co zjedzonego obiadu. A na Arenie wrzało… okrzyki strachu szybko przeszły w ryk zadowolenia, publiczność pozwalała się porwać widowisku… a na piaskach sceny piętrzyły się całe stosy podrygujących jeszcze trupów, wśród których mokrzy od posoki wojownicy prężyli swe mięśnie…

Wizja powoli rozmywała się, pozostawiając czwórkę drowów tylko we własnym towarzystwie.

- Na podkręcenie temperatury z pewnością się nadadzą. - uśmiechnęła się Mae, ze spokojem upijając wina - Ale obawiam się, że gwoździem programu musi być coś innego… Thay… lepiej ich nie angażować bez potrzeby. I tak się puszą. Spróbuję ustalić, co i w jakich ilościach mają szaraki. Może coś od razu sprowadzę… kiedy zamierzasz zrobić wielkie otwarcie?
- Pięknie wyjdzie - skomentowała Han'kah, która z fascynacją przygladała się iluzji. - Z szarakami... najpierw chcę się rozmówić bez pośredników. Mam jedno dojście warte sprawdzenia, nim zacznę zaciągać przysługi. Prawdę mówiąc najbardziej liczyłam na inwencję Vae, ale skoro nie macie nic do zaoferowania…
- Polecałbym jednak pośredników. - wtrącił się Yvalyn, uśmiechając. - Szaraki to specyficzna rasa, mogą… hmm… jak to ująć? Może im się nie spodobać twój sposób dyplomacji. Lepiej w tej materii zdać się na specjalistów.
- No przecież sama z nimi gadać nie zamierzam.

Służba zgarnęła tymczasem puste talerze i zaczęła znosić ciepłe napoje i desery.

- Uwielbiam mojego kucharza… - powtórzyła Han’kah, zbrojąc się w widelczyk. - Jest zabawny.
- W rzeczy samej... - roześmiała się Mae - Chyba będę musiała częściej wpadać do Ciebie na obiad. Ciekawe, czym jeszcze potrafi zaskoczyć. - dodała wesoło, biorąc w palce czekoladową mackę i wsuwając ją sobie do ust niczym lizaka.

Dalej rozmowa zaszła już na błahe tematy. Han'kah była ewidentnie kolacją rozczarowana. Okazała się stratą czasu, przynajmniej z praktycznego punktu widzenia. Vae nie zaoferowało jej nic, ani teraz ani na przyszłość. Kwestia pomocy przy negocjacjach z duergerami roztaczała wokół siebie smród kosztów pośrednich. Opcja na którą najbardziej liczyła okazała się fiaskiem. Pozostawało Thay i Icehammer. Pierwszych miał wybadać Bal'lsir a drugich... jej, od niedawna, ulubiona podwładna.


Czarodziej sięgnął po jakieś pergaminy mówiąc. - Nie zamierzam osądzać twojego metod wychowawczych, ale chyba trzymasz smycz zbyt ciasno… zerwie ci się wcześniej niż powinna. Chcesz… hmm… nauczyciela dla Quildara. I nie będę to nim ja. Ani Keldrea… domyślasz się czemu, prawda?
- Przychodzi mi na myśl kilka powodów - Han’kah starała się trzymać antypatię na wodzy. Na jej ustach tańczył nawet łagodny uśmiech. - Ale pewnie pójdzie nam szybciej jak powiesz ten właściwy.
- Quildar potrzebuje mentora z doświadczeniem, a potęga bynajmniej nie idzie w parze ze zdolnościami do przekazywania wiedzy. - zamyślił się Vallochar rozważając sytuację.- Keldrea podobnie jak Nihrizz jest kiepską nauczycielką. Ja zresztą też nie błyszczę pod tym względem. Najlepiej by było, gdybyś odesłała go do jego pierwotnego nauczyciela. Z tego co się orientuję wiedza twego potomka jest wyrywkowa z kilku dziedzin magii. Dzieciak jest zdolny… przyznaję, ale potrzebuje jednego zdolnego nauczyciela, który naprostuje jego ścieżki. Kim był jego nauczyciel, jeśli to nie tajemnica?
- Nie pamiętam imienia szczerze mówiąc… Jeden z trzódki Sur’sayidy z Katedry Czarowników Shi’quos. Nauczał go magii prawdziwych imion. Jakieś dziwactwo, ale Quildar był nim zafascynowany. Tyle, że z Sur… nie jestem już w tak zażyłych stosunkach od czasu ostatniego podkładania Shi’quos świń.
- Lepiej odpuścić sobie te dziwactwa z katedry półsmoczycy i wrócić do tradycyjnej magii. Kto go szkolił w tej dziedzinie? Nikt z Tormtor jak mniemam?- mruknął drow po przejrzeniu pergaminów na stole. -Widać słusznie nie ufałaś magom z naszego Domu. Za czasów Nihrizza był tu niezły bajzel.
- Belnolu. Wcześniej szkolił go właściwie od początku i chyba nieźle mu szło… Myślisz, że powinnam umieścić Quildara w Vae?
- Belnolu… hmm.. a miałaś powodu do narzekań ? Źle się sprawił? Jeśli nie, to ma wszak atut, którym przebija na wylot każdego innego maga. Już pracował nad Quildarem, wie co dzieciak może z siebie wykrzesać i wie jak do niego dotrzeć. Jakiż inny czarownik spoza katedry Sur’sayidy może się tym pochwalić?- zapytał retorycznie Vallochar i wzruszył ramionami.- Z tego co wiem, ten stary drow uczył i inne dzieciaki, więc ma dydaktyczne doświadczenie. Z Vae też się nie lubisz, że nie brałaś pod uwagę tej opcji?

- W zasadzie… z Vae żyję względnie dobrze. Jeśli radzisz aby oddać chłopaka pod dyktand Belnolu, zrobię to. Choć w odpowiednim czasie trzeba go wrócić do Tormtor, aby nie wsiąkł za mocno w inny Dom. Nie po to płodzę tyle bachorów aby zasilały wrogie szeregi, prawda?
- Jak będzie bliżej nastoletniego wieku można go przerzucić do Tormtor. Dziecko jednak powinno mieć jednego mistrza, a nie co miesiąc innego.- potwierdził Vallochar.- Jeśli Belnolu się nie zgodzi, to jest kilka drowów nadających się na nauczycieli. Wątpię jednak byś znała choć jednego z nich. To płotki.
- Pomówię z Belnolu - przystała. - A… jak tam rządy w katedrze magów? Chyba dużo roboty w schedzie po Nihrizzie?
-Owszem… sporo. Przy wszystkich swych zaletach, Nihrizz miał kilka wad. Przede wszystkim był żałosnym organizatorem. Minie wiele lat, zanim Magowie Tormtor będą się liczyć w mieście jako sensowna siła.
- Słyszałam, że w każdego z Domów wyrusza delegacja magów aby sprowadzić do Elherei-Cinlu mythal ilithidów. Wybierasz się?
- Rozczaruję cię jeśli powiem, że nie?- uśmiechnął się ironicznie Vallochar.- Żaden z Naczelnych Magów się nie wybiera. Jedynym znaczącym imieniem jest Urlum z Shi’quos. Keldrea zresztą też zostaje w Erelhei-Cinlu. Dlaczego cię to właściwie interesuje?
- Czyż nie jesteśmy ciekawscy z natury? - Han’kah uśmiechnęła się krzywo. - A tak poważnie… byłam ciekawa czy nie wysyłasz tam przypadkiem Kel. Wspominała coś, że może będzie musiała w obowiązkach wyjechać z miasta.
- Kel już mi nie podlega. Jako mag wojskowy podpada sztabowi i twojej przyjaciółce. Jednej z kochanek Sabalice.- zamyślił się Vallochar i zmarszczył brwi. - Mówisz że … miałaby wyjechać ? Nie wspominała mi o tym, ale lubi mnie z takimi niespodziankami zaskakiwać w najbardziej nieodpowiednich sytuacjach.
- Mojej przyjaciółce podlega? Jakiej?
- Zesz… jakoś tak.. się zwała. - zamyślił się Vallochar.- Zeszarquiri… mej byłej konkurentce.
- Och, znaczy, że Kel z nią… - palce pułkownik zatańczyły w obscenicznym geście, ale zaraz zaprzestała wygłupów. - A tak, jedna z faworyt Sabalice. Kojarzę. No nic, jeśli to wszystko Vallocharze… - skinęła na pożegnanie. - I patrz… nawet gładko nam poszło. Nie obrzuciliśmy się ani jedną inwektywą. Prawie się wzruszyłam.
- Obrażanie ciebie nie jest moim hobby. Może i ciebie nie cierpię, ale szanuję zdanie Keldrei. A i nie widzę jakoś powodów, by ci szkodzić.- odparł spokojnym głosem mag. Po czym dodał. - Nie wiem, Keldrea lubi różnorodność, ale doprawdy… nie znam pełnej listy jej podbojów.
- Pewnie ona sama jej nie zna
- Han’kah puściła mu oko i ruszyła do wyjścia.

Muzyka

Była mocno podekscytowana widzeniem.
Odliczała dzwony które ją dzieliły od tego wydarzenia ale w między czasie przeprowadziła jeszcze trzy rozmowy.
Belnolu musiała nieco ugłaskać ale ostatecznie dał się przekonać do nauczania Quildara. Severine z odrobiną krnąbrności przyjęła nadrzędną pozycję Han'kah. Ale się przyzwyczai, nie ma innego wyjścia.

Przygotowania Areny szły tyle o ile ale w zasadzie nie czuła jakieś nadmiernej presji. Bal'lsir znał się na rzeczy i odwalał wszystkie kwestie formalne. Do pełni szczęścia potrzebowała bestii.

I nici. Te słodkie nici... Lepkie i splątane. Han'kah uwielbiała je snuć, nawet jeśli miała to być tylko sztuka dla sztuki. A może szczególnie wtedy.

Miała plany. Och, tak dużo planów! I doskonałe nastawienie. W tych cyklach czuła ten przypływ werwy, który dawał zapewnienie, że zdoła góry przenosić. Każdą wolną chwilę spędzała na ćwiczeniach fizycznych. Wtedy najlepiej jej się rozmyślało. I kondycja to podstawa. Musi wrócić do formy.
Pierwszy i Drugi pracowali w jej dłoniach toporniej niż zwykle ale była to kwestia czasu nim znów wrosną jej w dłonie.
Pierwszy... wydawał się nudzić. Czuła tą słabo wyczuwalną wibrację zimnej stali. Łaknął krwi. Od czasu zabicia kilkudziesięciometrowego czerwia z Bezimiennym Mieście nie dokonał niczego spektakularnego. I dopominał się. Dopominał o uwagę.
- Cichaj... - warknęła na niego Han'kah wywinąwszy kilka pełnych gracji młynków i lokując go w pochwie przy pasie. - Dobrze, już dobrze! Znajdę ci kogoś. Zeżresz sobie jakąś duszę tylko daj mi pomyśleć jaką! Przez twoje paplanie nie mogę się skupić.

Pot spływał z czoła ale ona miast odpocząć odpięła pas z bronią i zaległa na kamiennej posadzce forsując mięśnie pompkami. Raz, dwa, trzy... Cudowne uczucie gdy zbliżasz się do granic własnej wytrzymałości i uparcie się nie poddajesz. Bezcenne...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 01-11-2014 o 15:40.
liliel jest offline