Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2014, 05:26   #7
Balzamoon
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Urzędnik spojrzał bez zainteresowania na Księżycowego Elfa, gdy ten do niego podszedł.
~ Nazywam się Varis Nailo z Evereski, jestem adeptem sztuki tajemnej. Jeżeli chodzi o cel pobytu...~ elf zmyślił się na chwilę.
~ Określmy go jako poszukiwanie godziwego zarobku, w granicach dozwolonych przez prawo i dobre wychowanie. O ile coś takiego się tutaj praktykuje.~ mina starszego człowieka świadczyła wyraźnie że ostatnia uwaga nie przypadła mu do gustu.
~ Adept sztuki tajemnej? Znaczy...eee... czarownik?~ odrobina uczuć, a dokładniej niepokoju, w głosie mężczyzny była zaskakująca.
~ Czarodziej, na bogów, z klasycznym elfim wykształceniem w tym kierunku.~ pióro zaskrzypiało niemiłosiernie podczas zapisywania odpowiedzi. Następnie biurokrata przerzucił kilkanaście stronic w poszukiwaniu odpowiednich przepisów.
~Zakazane jest używanie niebezpiecznych czarów zarówno w obrębie osady jak i twierdzy. Bez należytych powodów nie należy rzucać kulami ognia, przywoływać błyskawic i trujących chmur, dotyczy to również innych czarów mogących ranić osoby postronne. Za szkody poczynione przez istoty wezwane lub kontrolowane odpowiedzialny jest czarujący. Czary mamiące i zwidy użyte przy handlu, są traktowane jak oszustwo. W zależności od sytuacji przewidywane są kary od grzywny, przez chłostę, łamanie kołem do ścięcia włącznie.~ głos urzędnika powrócił do normy, czyli przypominał monotonne mruczenie. Z podobną intonacją odczytywałby spis mieszkańców.
~ Rozumiem, postaram się nie wybić mieszkańców, nie zniszczyć osady, nie spalić twierdzy, nie okraść wszystkich kupców korzystając z zaklinania i iluzji. Z dobroci serca powstrzymam nawet mojego oswojonego demona i nie pozwolę mu polować na dzieci!~ Varis nie mógł się powstrzymać od sarkazmu. O ile na skrybie nie wywarł żadnego wrażenia to wojacy ścisnęli mocniej piki i przesunęli się nieco zastawiając drogę.
~ Czy teraz mogę już ruszyć za moimi towarzyszami, gdyż zdołali się nieco oddalić? Chciałbym ich dogonić w standardowy sposób i nie być zmuszonym do przyzywania mojego piekielnego rumaka.~ nie potrafił sobie darować elf.
~ Przypominam, że za szkody wyrządzone przez przyzwane istoty...~ wreszcie do urzędnika dotarło. Rzuciwszy elfowi krzywe spojrzenie skinął głową strażnikom którzy, na ten znak, odsunęli się robiąc przejście.
Varis musiał dobrze wyciągać nogi żeby dogonić towarzyszy. W trakcie pościgu opuściła go złość i przeklął w duchu swój nieopanowany jęzor. Miał tylko nadzieję że obejdzie się bez reperkusji i szykan ze strony miejscowych władz.

Miejscowość nosiła wyraźne ślady niedawnego oblężenia jednak, najważniejsze z punktu widzenia podróżnych, karczma i gospoda pozostały niemal nietknięte. Przyjęcie jakie otrzymał Randal, spowodowało że elf skrzywił się i wyszedł. Po prostu nie przepadał za tłokiem. W Everesce każdy miał dostatecznie dużo miejsca dla siebie, tutaj wśród tylu ludzi nie czuł się dobrze. Jak dotychczas nie miał z tym problemu, po prostu omijał większe miejscowości, a ostatnie tygodnie spędzone w kompanii też nie były problemem – w końcu było ich tylko pięciu... choć Randal zapewne doliczyłby jako towarzyszy również rysia i muła, a Rottis dorzuciłby jeszcze miecz. Do tego jeszcze Malakai uważający się za smoka... gdyby ktoś podsłuchał ich rozmowy przy wieczornym ognisku wziąłby ich za bandę wariatów. Krzywy uśmiech zagościł na ustach Varisa, pasowali do siebie.

Zdecydował się wykorzystać chwilę czasu którą otrzymał od losu. W końcu zanim druid wyściska wszystkich, to minie kilka minut. Nie żeby elf miał coś przeciwko ściskaniu, widział tam jedną, czy dwie osóbki które... odpędził nieprzyzwoite myśli. Co jak co, ale wolał mieć w Randalu druha, a nie wroga. Znali się zaledwie kilka dni ale zdążył polubić tego wiecznie wesołego młodzika. Varis rozejrzał się za ustronnym miejscem, które na dodatek by nie śmierdziało za mocno. Znalazł takie za gospodą, tuż pod oknami pokojów.

Na lewej ręce ułożył księgę, otwartą na stronie z czarem, następnie rozpoczął inwokację, rysując różdżką w powietrzu ciągi znaków. Pismo przez chwilę pozostawało w powietrzu lśniąc różnymi kolorami by po chwili rozwiać się niczym dym. Niemal już kończąc czar Varis usłyszał jakiś zduszony okrzyk. Zdoławszy utrzymać koncentrację wypowiedział ostatnie słowa, przez chwilę z końca różdżki unosiła się smużka szmaragdowego dymu, poruszana wiatrem który wiał gdzieś w innym świecie. Gdy się rozwiała czar był gotowy, a elf odczuł obecność istoty oczekującej na rozkazy. Jednak miał w tej chwili inne zmartwienia na głowie. Odwrócił się w stronę z której usłyszał okrzyk. Wychylona przez okno niemal do połowy, z rozwartymi szeroko oczyma i otwartą buzią, patrzyła na elfa rudowłosa kuzynka Randala. Varis uśmiechnął się do niej i wypowiedział słowa serii pomniejszych czarów. Przed dziewczynką pojawił się przepiękny, szmaragdowo-zielony motyl. Mag nie przewidział tylko jednego. Że dziecko będzie chciało dotknąć motyla, w rezultacie czego straci oparcie i... wypadnie z okna na pierwszym piętrze.

Czarodziej skoczył na pomoc nawet nie wiedząc kiedy. Całe szczęście że był blisko. Niestety nie należał do osiłków, więc koniec końców wylądował z dziewczynką na ziemi. Tyle dobrego że on był na dole. „To by było na tyle jeżeli chodzi o dumę i godność.” Pomyślał, czując jak błoto zmieszane z popiołem dostaje mu się za kołnierz, a z rozbitej głową dziecka wargi zaczyna ciec krew. No i jeszcze ból żeber – jakimś cudem udało mu się nie upuścić też księgi. "Nie spodziewałem się po sobie tak świetnej koordynacji ruchowej. Mimo to następnym razem powstrzymam się od popisów.” Nagle zrobiło się zamieszanie. Okazało się że mała nie była w pokoju sama, więc kilka chwil po wypadku za gospodą zrobiło się tłoczno. Ktoś zabrał dziewczynkę, która dopiero teraz zaczęła płakać. Przyjazne dłonie pomogły postawić elfa na nogi. Rozejrzał się i poczuł niczym osaczony wilk. Dookoła tłoczyło się co najmniej tuzin osób, obojga płci, a każda starała się coś powiedzieć, nie bacząc na to że musi przekrzyczeć innych.

~ Cisza! Cisza mówię!~ jedna z kobiet starała się opanować rozgardiasz. Varis skojarzył, że Randal wskazał ją jako właścicielkę gospody.
~ Rawka, Elisa zajmijcie się Amali.~ wskazała młodą kobietę, która już wcześniej zwróciła uwagę elfa i starszą matronę.
~ Reszta niech się zajmie swoimi sprawami, wygląda na to że nikomu nic się stało.~ przez chwilę przyglądała się twarzy elfa.
~ No, przynajmniej nic poważnego. Do wesela się zagoi. Przygotujcie wodę żeby...~ tu zawahała się zdając sobie sprawę że nie wie jakiego miana użyć.
~ Varis Nailo.~ wycedził czarodziej.
~ Tak więc przygotujcie wodę dla pana Nailo, żeby mógł się obmyć z błota. Ubranie pewnie trzeba będzie wyrzucić, takie plamy ciężko się spierają.~ westchnęła głęboko, a elf przez chwilę przestał myśleć o bólu. Nie na darmo jednak ćwiczył od wielu lat silną wolę, więc oderwał wzrok od biustu kobiety i spojrzał jej w oczy.
~ Nazywam się Salomme Mansanas i jestem właścicielką “Pod Halabardą”, zapraszam do środka.~ powiedziała gospodyni.
~ Ubrania nie trzeba brać pod uwagę. Natomiast zdecydowanie i z przyjemnością dokonam ablucji.~ niezrozumienie jakie pojawiło się na twarzach ludzi uzmysłowiło mu że są to istoty proste i niewykształcone.
~ To znaczy się umyję.~ w ostatniej chwili powstrzymał się przed dodaniem kilku cierpkich słów o ich wykształceniu.

Zaprowadzono go do kuchni, a uczynni członkowie rodziny Randala przynieśli jego ekwipunek. Na początku Varis był spięty, ale po kilku minutach zdołał się rozluźnić. Okazało się że do ciągłego gwaru można się nie tylko przyzwyczaić, ale nawet odrobinę polubić. Serdeczność tych ludzi zdołała nieco nadkruszyć mur, za którym elf ukrył swoje uczucia. Wolał więc nie ujawniać, że tuż obok niego stoi jego nuro, nie wiedział jak by zareagowali. Wodę zagrzano w kilka minut, w końcu nie chodziło o napełnienie balii, tylko dużej misy. Zamknąwszy za sobą drzwi do łaźni, Varis zdjął pobrudzone ubranie i uważnie się umył, korzystając nieco z pomocy sługi. Co prawda wolałby żeby ktoś inny umył mu plecy... „Zdecydowanie zbyt długo jestem już w podróży, tylko jedno mi w głowie. Trzeba będzie powtórzyć ćwiczenia oddechowe i koncentrację. Poza tym to ludzie. Co prawda Trasin mówił że ludzkie kobiety są jak ogień w porównaniu z elfkami. Ciekaw jestem czy te rude są jeszcze bardziej żywiołowe. Na kohorty piekieł, uspokój się! Wdech, powolny wydech.... wdech... wydech... pomyśl o krasnoludzkiej staruszce w negliżu... wdech... wydech. Krasnoludzica zawsze działa. Odechciewa się wszystkiego. Nawet żyć.” Czarodziej zdecydował się czymś zająć i obejrzał uważnie ubranie. Nie było uszkodzone ale niemiłosiernie brudne, jednak nadal w zasięgu działania czaru. Zdążył oczyścić i włożyć spodnie gdy usłyszał jakieś szepty. Wydawało się że dochodzą zza jednej ze ścian. Elf wytężył słuch.

~ Mówię ci że to nie zwykły elf, Rawka. Jest taki jak stryj Feren czy kuzyn Randal a jednocześnie inny. To czarodziej!~ dziecinny głos przeszedł niemal w pisk przy ostatnich słowach.
~ Cicho Amali. Jakby był czarodziejem to by wiedział że chcemy go podejrzeć.~ drugi głos należał do osóbki nieco starszej. Varis uśmiechnął się lekko. Postanowił nie przeszkadzać, skoro już nie było na widoku niczego co mogło zgorszyć małą Amali. Rozległ się cichutki stuk, gdy sęk został wypchnięty z deski. Elf ledwie powstrzymał się przed wybuchnięciem głośny śmiechem. Chwilę zajęło mu uspokojenie się. „Niech mają widowisko. Co prawda miałem już tego nie robić, ale magia jest po to żeby jej używać.” Podniósł wysoko koszulę, obejrzał plamy, pokiwał smętnie głową, a następnie zaczął przedstawienie.
„Trzymaj” wydał mentalne polecenie nuro. Dla osób postronnych wyglądało jakby koszula zawisła w powietrzu. Zdumione westchnienie mile połechtało dumę czarodzieja. Prostym czarem oczyścił koszulę. Błoto ściekło do misy, pozostawiając idealnie czysty materiał. Następnie nasycił materiał zapachem świeżego igliwia i postarał się żeby niezupełnie przypadkowy podmuch powietrza poniósł ten zapach w stronę ściany.
~ Amali! Rawka! Wy zbójeckie nasienie!~ krzykom towarzyszyły odgłosy kojarzące się nieodparcie z trzepaniem dywanu lub mokrą ścierką uderzającą o spódnice.
~ Ała, ciociu, przepraszamy! Już nie będziemy! Ałaaaaaa!~ Amali rozpłakała się na całe gardło. Druga winowajczyni zachowała ciszę.
~ Marsz do pokoju! Biegiem! Później do was przyjdę i wtedy zobaczycie! Tydzień na tyłkach nie usiądziecie! Do pokoju, natychmiast!~ głos Salomme było słychać prawdopodobnie nie tylko w łaźni, ale i w całej gospodzie.
~ Tylko spuścisz je z oka i od razu coś wymyślą. Znajdę dla was takie zajęcie że nosa nie wyściubicie z kuchni!~ pomstowała dalej gospodyni.

Varis nie wytrzymał, zaczęło się od chichotu, który przeszedł w głośny, zdrowy śmiech. Śmiał się do łez, ale obolałe żebra powstrzymały dalszy atak wesołości. Otarł oczy i dokończył czyszczenie ekwipunku i niewiele myśląc kazał nuro posprzątać. Sam zaś udał się na poszukiwania Salomme. Znalazł ją w kuchni, gdzie wyładowywała swój gniew ugniatając ciasto. Była sama, chyba każdy kto miał choć odrobinę rozsądku unikał jej w tym nastroju.
~ Pani Mansanas~ elf uśmiechnął się do niej promiennie.
~ Salomme, panie Nailo, Salomme.~ odpowiedziała nieco się uspokajając.
~ W takim razie proszę mów mi Varis, Salomme.~ zdecydował się zaufać intuicji mówiącej mu że może zaufać rodzinie Randala.
~ Przepraszam cię za to zajście, nie wiem co tym dziewczynom strzeliło do głowy... Na Selune!~ gospodyni odskoczyła gwałtownie, i chwyciła za wielki nóż. Varis obejrzał się. Przez drzwi właśnie wpływały poskładane jeden na drugim ręczniki. Elf wydał mentalnie polecenie, żeby nuro rozwiesił je przy piecu. Oczywiście ręczniki, dzięki czarom, były idealnie czyste ale nadal wymagały wysuszenia.
~ Myślę że wiem co im strzeliło do głowy. Chciały się przekonać czy jestem czarodziejem. No cóż, jestem.~ powiedział z nieco wymuszoną nonszalancją. Salomme musiała przełknąć kilka razy, zanim zdołała coś powiedzieć.
~ A to? Co to jest? Demon?~ wskazała drżącym palcem na rozwieszające się ręczniki.
~ Nie, to tylko... hmm...~ Varis podrapał się po brodzie, jeżeli zacząłby wyjaśnienia to dla osoby niewtajemniczonej w arkana magii, sługa nie różniłby się od demona
~ ... to taki niewidzialny sługa, żebym nie musiał się wszystkim sam zajmować. Jest zupełnie nieszkodliwy i nie pochodzi ani z Piekieł, ani z Otchłani. Ale wracając do tematu, wiedziałem że dziewczęta tam są, byłem już niemal ubrany, więc nie ma potrzeby ich karać zbyt mocno. Prawdę mówiąc nie ma potrzeby karać ich wcale.~ zauważył że jak na razie mógłby mówić do ściany, miało to podobny efekt. Zdecydował się na małe kłamstwo. Uczynił ruch ręką i wydał polecenie, żeby sługa trzymał się kilka metrów od niego i nie wchodził nikomu w drogę.
~ Widzę że mój nuro bardzo cię zdenerwował. Przepraszam za to, już nie będzie sprawiał kłopotów. Odesłałem go.~ Salomme trochę oprzytomniała i wreszcie zaczęła patrzeć na elfa.

~ Panie Nailo...~ zaczęła.
~ Varis. Nie zmieniłem się przez te kilka chwil. Nadal jestem tym samym elfem któremu Amali omal nie wybiła zęba. Swoją drogą ma strasznie twardą głowę, pewnie do nauki też.~ skrzywił się, starając kulawym żartem nieco rozładować atmosferę.
~ Salomme, pozwolisz że udam się na poszukiwanie moich towarzyszy.~ widząc że się wzdrygnęła, zapewne wyobrażając sobie jakieś dziwaczne istoty, pośpieszył z zapewnieniami że tak nie jest.
~ Zapewne siedzą w karczmie i popijają piwo. Przybyłem tutaj z Randalem, może to cię uspokoi.~ rzeczywiście powołanie się na znajomość z młodym druidem przyniosło nadspodziewanie dobry efekt.
~ Randal cię zna? A, to dobrze, to dobrze.~ odetchnęła z ulgą.
~ Masz rację, mój mąż zabrał Randala do “Korbacza i Kołacza” żeby w spokoju porozmawiać. Tam ich znajdziesz... Varisie~ kobieta zawahała się zanim powiedziała imię elfa.
~ Widzisz, moje imię nie ugryzło. Przepraszam za to że cię przestraszyłem. Nie karz dziewcząt, nie zasłużyły sobie, no może gdyby zaczęły podglądać kilka minut wcześniej...~ ostatnie słowa rzucił już w drzwiach.

Gdy wyszedł z gospody odetchnął głęboko. Wiedział że strach i przesądy dotyczące magii są głęboko zakorzenione w ludziach, ale wiedzieć a zobaczyć to dwie różne rzeczy. Zwłaszcza gdy się pochodzi z Evereski, gdzie każdy Tel-quessir używa magii na co dzień, a Mythal zapewnia ochronę. Ruszył powolnym krokiem w stronę karczmy, jego towarzysze bawili w niej od co najmniej dwu kwadransów. Ciekaw był co zastanie w środku. Za nim bezgłośny i niewidzialny sunął jego nuro.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 02-11-2014 o 14:19. Powód: Zmiana nazw.
Balzamoon jest offline