Tadem szybko przejrzał książki i stwierdził że do zadniej nie jest szczególnie przywiązany. Natomiast gdy otrzymał prezent w postaci zegarka jego stoicka twarz lekko drgnęła. Jeśli ktoś by się dobrze przyjrzał mógłbym dostrzec słaby uśmiech.
-
Dziękuję - powiedział cicho.
-
O ale fajne świecidełko! - powiedziała Alma która właśnie oswobodziła się w wężowych splotów smoczego ciała Hero.
Szybkim ruchem wyrwała magowi prezent i obejrzała go dokładnie. Po przyłożeniu go do ucha z wrednym uśmiechem oddała go właścicielowi.
-
Cyka jak mały żuczek - powiedziała.
-
Mogłaś spytać, pozwolił bym ci go obejrzeć - powiedział czarodziej. Jego twarz była niczym chmura zapowiadająca burzę.
-
Ale to było by mniej zabawne - odarła. Węgielek zawtórowała jej głośnym rżeniem które brzmiało podejrzanie jak śmiech.
Po przemowie Barry'ego mała drużyna spojrzała po sobie. Z pewnością stanowili przykłady skrajności, ale jak to było w przypadku Ligi Sprawiedliwych takie skrajności mogą skutecznie działać. Tadem był teraz chłodnym umysłem, analizując wszystko na zimno i posiadającym informacje, o których istnieniu woleli nie myśleć. Hero był najsilniejszy i był sumieniem zespołu. On on będzie się trzymał zasad i przypomniał innym o nich. Alma była serce, radosną iskrą, która im oświetlała drogę, a przeciwnikom wypalała piękne dziury w siedzeniach. Węgielek to była maskotka, wredna ale jednak ukochana.
To się mogło udać. Jeśli tylko wytrzymają ze sobą nawzajem.
Flash zdołał złapać całą trojkę w ramiona. Miał szczęście że Hero zdecydował się ponownie la ludzką formę. Czarny jednorożec widząc tą scenę przydreptał do nich i wtulił głowę między ich czwórkę. Tadem zesztywniał, Hero zrobił głupia minę,a Alma roześmiała się serdecznie.
-
To nie było konieczne - powiedział mag. Widać było że czół się niezręcznie.
-
Aj tam, marudzisz. A ty się Szybkonogi nie martw, przypiłuje ja już tych pacanów - oświadczyła wróżka.
-
Chyba ja mam pilnować was- wtrącił hero. -
Mam rację, Tadem?
-
Sądziłem że to moja robota -mruknął mag.
Kolejny wybuch śmiechy, choć w przypadku Tadema, to był jedynie nieśmiały grymas.
-
Lepiej już zacznę, bo będziemy się żegnać do jutra - powiedział czarodziej i zaczął recytować.
Barry poczuł jak krąg na ziemi wciąga go i tak jak za pierwszym razem gdy trafił do Doliny wpadł z ciemny, ziemny tunel.
Przez kilka sekund me mógł oddychać. Miał wrażenie jakby spadał w bezkresna otchłań czarnej dziury.
W końcu portal wypluł go Central City dokładnie w miejscu gdzie zostaw wessany. Grzmotnął dość mocno o ziemię oczywiście twarzą do przodu, skutkiem tego miał teraz w ustach całkiem spory kawałek trawnika. Mógłby przysiąc że słyszy cichy chichot wróżki.
Gdy dochodził do siebie znikąd pojawił się błysk i bały dym. Z niego wyłoniła się nie kto inny jak Zatanna w swoim zwyczajowym kostiumie, który nie raz, nie dwa sprawił że złoczyńcy zapominali języka w gębie oraz dostawali zaawansowanego oczopląsu.
-
Witam z powrotem pędziwietrze! - przywitała go. -
Przyprawiłeś parę osób o kilka bezsennych nocy, wiesz? Z resztą jeszcze oberwiesz za swoje. Batman chce raportu z twojej przygody o to ze szczegółami, a co do mnie...
Czarodziejka dałam mu całusa w policzek.
-
Ciesze się że wróciłeś w jednym kawałku... z ta trawą wyglądasz trochę na króliczka, wiesz? Yzsu Ezcilórk
Flasz poczuł łaskotanie na czubku głowy. Gdy sięgnął tam ręką odkrył długie uszy, puchate i co najgorsze całkiem białe.