Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2014, 12:52   #23
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Etykieta wchodziła jej do głowy opornie, ale stopniowo. Nie to, że była niepojętna. Po prostu nigdy wcześniej dobre maniery i sztuka wbijania szpil nie były jej potrzebne. Gdy za szczeniaka opiekowała się stajnią to właściwie z racji wieku i pozycji wszystko uchodziło. A w Icehammer niestety savoir-vivre był na wszystkich frontach bity przez stagnację, opilstwo i szeroko pojęty marazm, które na dobre się zasiedziały w placówce dyplomatycznej Erelhei-Cinlu. Koniec końców nawet drowki u szaraków przywykały do tego, że nie sposób na lokalnej diecie nie zakończyć sutego posiłku, soczystym beknięciem, które zresztą wśród duergarów im dłuższe i bardziej polifoniczne tym znamienitszą jest pochwałą dla kucharza.
Zarządca Domu miał więc całkiem spore i niełatwe pole do popisu. Tym bardziej, że Severine prędko irytowała się na niego to obrzucając samca stekiem wyzwisk to znów ciskając weń specjalnym trójzębnym widelczykiem do owoców ziemi, (tym różniącym się od widelczyka do ciast, że miał środkowy ząb krótszy) który raz omal nie trafił go w twarz. Nieco lepiej i bardziej pokojowo przebiegała nauka wyglądania jak dama. Przygotowanie kilku fikuśnych kiecek oczywiście nie mogło być wykonane od ręki. W czasie gdy jednak krawcowie czynili swoją powinność, niewolnice, których zadaniem było wykonanie makijażu, dzięki któremu nieokrzesany dzieciak, mógł zacząć przypominać drowkę Domu Tormtor, udzieliły jej wielu cennych wskazówek. Severine mimo nalegań Zarządcy nie pozwoliła im by te działały samodzielnie. W końcu sama się tego chciała nauczyć.

Podobnie dobrze z lekkim akcentem na “ujdzie”, sprawa się miała na samej Arenie. Niewolnicy do prostych prac sprzątania klatek nadawali się doskonale. I nawet żaden nie padł w trakcie. Wandal z kolei poczynił odpowiednie rejestry inwentaryzacyjne. Oblał jednak egzamin z odzyskaniem spisu niewolników, którzy wcześniej pracowali na Arenie. Ze niby wszystkie dokumenty Despana posiadają Shiqous, a od nich nie da się ich będzie formalnie odzyskać. Bez skrupułów rzuciła mu grubą derkę. Potem walnęła w pysk, tak że się przewrócił.
- Zasłoń tym żebra - powiedziała. Wszak nie chciała mu ich połamać. Potem zaczęła kopać.
A po chwili wszedł goniec od szlachetnej Han’kah Tormtor.

***

Gdy weszła do gabinetu Opiekunki, już od drzwi dało się zobaczyć różnicę. Zarządca Domu u którego wizytę Severine złożyła, dysponował nie byle jakimi niewolnicami, których zadaniem było nie tylko wizualne przeobrażania smarkul w damy, ale i zadbanie by Domowi Żołnierzy nie doskwierały wyniesione z walk blizny. Przynajmniej nie te, z którymi nie chciano się obnosić... Severine nie zareagowała jednak na uniesioną brew pułkowniczki, a tylko tak jak ostatnio usiadła na najwygodniejszym krześle i sięgnęła po czarne cukierki w jakie dziś obfitował półmisek na biurku Opiekunki Areny. Skrzywiła się jednak poczuwszy charakterystyczny smak lukrecji.
- Chciałaś mnie widzieć szlachetna Han’kah Tormtor - powiedziała tonem balansującym między żartem, a pełną powagą. Jej strój się nie zmienił. Chyba, że policzyć przykurzenie w kilku miejscach od wszechobecnego, karminowego pyłu arenowego. Pyłu, w który na przestrzeni dziejów wsiąkło tyle krwi, że dało by się w niej całe miasto utopić.
- Taaaa - Han’kah uniosła wzrok znad pergaminu. - Jak postępy w sprawie moich bestii?
- Postępują -
odparła tym razem już bez cienia żartu - Sprowadzenie tego typu dóbr... trwa...
- Zdradzisz mi wreszcie swoje… źródło?

- To Duergar, Greger Brasstamer. Icehammerski treser. Ma u mnie… dług wdzięczności.
- No proszę… Bo ja właśnie o tym chciałam -
wstała zza biurka, wyjęła w szuflady miseczkę z mieszanką orzeszków i postawiła przed drowką. -Te ci bardziej posmakują. Ale do rzeczy... Mam kilka opcji skąd wziąć bestie. Vae odpada. Niestety. Chuja mają na stanie a nim zorganizują łowy upłynie za dużo wody. Zostaje Thay i… z nimi ma gadać Bal’lsir. I Icehammer. No i przyszłaś mi na myśl moja droga bo to twoje zasrane podwórko, prawda? Znasz szaraków, ich kulturę czy raczej… jej brak. Nie strzelisz gafy… Za przysługę postaraj się załatwić coś ekstra. A za kiesę w jaką cię uposażę wynegocjuj coś mniejszego, w ilości zadowalającej żebyśmy mieli co ubijać. Wyruszasz jutro - wrzuciła na język orzeszka, puściła treserce oko i wróciła na swoje krzesło. - Jakieś pytania?
Severine poczęstowawszy się chętnie, wpierw wzięła niewielką garstkę i podrzucała w powietrze kolejne orzeszki, łapiąc je w usta. Gdy jednak Han’kah rzuciła ostatecznie kończące swój wywód polecenie, szybujący akurat orzeszek uderzył Severine w czoło, gdy ta z niedowierzaniem i oburzeniem odwróciła się i spojrzała na pułkowniczkę.
- Ze gdzie?? Do Icehammer?? Mowy nie ma! Ogrami mnie tam nie zaciągniesz. Siódmy cykl mi tu ledwo stuknął. Ni chu chu. Nie wracam na ten wygwizdów. A w ogóle to mamy czternasty wiek. Od tego są nietoperze...
- Przecież to nie na zawsze - Han’kah cmoknęła ustami. - A negocjacji nie załatwia się korespondencyjnie, tym bardziej z duergerami. Kochanie, jesteś wszystkim czym w tej sytuacji dysponuję. Po prostu zrób swoje i wracaj. Wszystkim nam zależy na powodzeniu Areny, prawda? Chyba nie chcesz sabotować moich górnolotnych planów?
Wyraz rozczarowania i złości bynajmniej nie znikł z twarzy Severine. Ale tak jak wcześniej znać było, że gotowa ciskać się albo do momentu oberwania, albo postawienia na swoim, tak teraz w to wszystko wkradła się jakaś… ustępliwość.
- Kurwa mać!
Po czym wstała i ruszyła do drzwi, które po chwili trzasnęły za nią głucho.
Zza drzwi dobiegł ją jeszcze pogodny krzyk Han’kah.
- Wiedziałam, że dasz się przekooonać!

***

Po powrocie do swojego gabinetu ponownie zawezwała Wandala. Miała ochotę spuścić mu jeszcze jeden wpierdol. Śmierdzący nierób będzie się tu wylegiwał, gdy ją znowu z łóżka zerwie ta cholerna świstawka parowa w Ice.
- Masz jeszcze jedną szansę - powiedziała - Po pierwsze list do Bal’lsira.

Podała mu kopertę. Treść tworzyła właściwie pod dyktando Zarządcy Domu.... Z grubsza pod dyktando.

Szlachetny B.

Ufam, że w Domu Tormtor jest Ci tak dobrze jak i mnie. Zal jednak wielki w mym sercu gości gdy pomyślę, że pięć cykli minęło, a Ty nie zainteresujesz się losem tak blisko współpracującej z Tobą teraz siostrzanej duszyczki z dawnego i tak nielicznego w Domu Tormtor, Despana. Na ciasteczko nie zaprosisz... Ale dość o mym żalu. Szlachetna Han’kah Tormtor wysyła mnie z misją do Icehammer toteż do listu się teraz uciekam. Jak wiemy zbliża się czas otwarcia Areny. A ja potrzebuję fachowych niewolników, którzy umieliby zajmować się bestiami. Obecni są dla nich jeno ubogą w mięso karmą. Wiesz może jaki los spotkał poprzednich? Czy da się ich gdzieś znaleźć? Być może Ty sam jakieś rejestry prowadziłeś? Rada bym rzucić na nie okiem.

S.


- Zaniesiesz mu go. Potem zorganizujesz kogoś kto szwenda się w okolicy Areny i będzie mógł popytać plebs o to co się stało z despańskimi niewolnikami, którzy robili na Arenie. A może zgadasz się z tymi należącymi do Bal’lsira? Może oni coś wiedzą? Mam to gdzieś. Chcę mieć choć kilku niewolników, którzy tu pracowali i znają się na rzeczy. Inaczej bestie same będą was uczyć jak się z nimi obchodzić. Rozumieesz???
Wandal skulił się kiwając głową.
- No to spier… znaczy... - wyprostowała się i spojrzała z wyższością na nikczemnika skarlałej ludzkiej rasy - Przemówiłam! Odejdź!
Zrozumiał!

***

Opiekunka tormtorskiej Stajni na początku w ogóle nie chciała słyszeć o przydzielaniu Severine jakiegokolwiek wierzchowca. Zapewne winnym tego nieporozumienia była sama treserka, która nie odwiedziła Bal’lsira po stosowną zgodę akwizycji. Ostatecznie podziałał jednak autorytet Han’kah Tormtor, której bezpośrednie polecenie drowka wszak wykonywała. Severine przydzielono więc jaszczurkę wierzchową, warana o niepozornym imieniu Lapis. Bydlę stało w ostatnim boksie. Ponoć osierocone przez swojego poprzedniego jeźdźca, który poległ podczas ostatnich konfliktów. Ponoć potężna fala energii zmiotła oboje z wysokiej rozpadliny. Poraniony i kulejący waran wrócił do stajni kilka cykli później z martwym jeźdźcem przytroczonym do uprzęży. A że bydlę zrobiło się jakieś chorobliwie strachliwe, srogo się stajenni niewolnicy namęczyli nim zdołali rozkulbaczyć je i odłączyć trupa. Od tego czasu wierzchowca uznano za bezużytecznego i właściwie nikt się nim nie interesował, bo i póki miejsca były w stajni wolne po ostatniej wojnie, nie było potrzeby go zabijać.
- Oto i on. Lapis. Waranowata jaszczurka wierzchowa. W sam raz dla kogoś kto wykonuje rozkazy szlachetnej Han’kah Tormtor. Właściwie to mogę ją nawet na ciebie zcedować drogie dziecko. Niech wielka Arena zna dobre serce Stajni - roześmiała się radośnie Opiekunka zostawiając drowkę samą przed klatką.
- A ceduj mnie w dupę... - mruknęła w odpowiedzi Severine i westchnęła stając przed boksem. Widziała zamkniętego w środku jaszczura. W najczarniejszym kącie pomieszczenia. Widziała poruszający się nerwowo, pokryty brudnozieloną łuską ogon. Widziała źle zrośniętą tylną łapę (oj utykać chłopaczku to już będziesz do końca życia). Widziała wbite w siebie wystraszone oczy. Słyszała szybkie sapanie.
Przymknęła powieki jakby coś sobie przypominając. Albo nawet kogoś. Uspokajała się. Złość na Opiekunkę Stajni, która poskąpiła jej jednej z licznych zdrowych na umyśle jaszczurek, by jej teraz bardzo wadziła. Poza tym takie rzeczy przeprowadza się całymi tygodniami. A ona miała jedną ćwiartkę…
Przywołała w wyobraźni podłużne gadzie oczy warana. Jątrzącą się bliznę na ich drapieżności. Strach. Wiedziała co trzeba robić…
Otworzyła klatkę i weszła do środka.

***

Gdy zmęczona wróciła do swojej kwatery, Wandal poinformował ją, że ktoś na nią czeka. Na żadne z pytań nie umiał odpowiedzieć więc musiała przekonać się sama. A zrobiła to czując dziwny napływ niepokoju.
Nieznajomym okazał się samiec imieniem Malefic. Ponoć opiekun jednej z miejskich tanich karczm i… Oka Proroka. Potężnego artefaktu wieszczeń. Zignorował żart, że chyba nie wyglądała tak staro by rolę wieszczki jej oferować. Zignorował wszystkie żarty i kpiny niedowierzania. Był śmiertelnie poważny. Zaprosił na najbliższe widzenie i odpowiedział na kilka pytań, które drowka po chwili zastanowienia mu zadała. Potem pożegnał się i odszedł. Zostawiając ją z tą równie dziwną, co ciekawą nowiną.

W pokoju czekał też liścik od Han’kah Tormtor. Szczegółowe wytyczne co do rodzaju bestii. Robactwo… Dużo oślizgłego robactwa. Najlepiej bardzo dużo, żeby było co zabijać i w czym pławić nagie męskie torsy gladiatorów...
Zgrzytnęła zębami.
- Robactwa i igrzysk... - westchnęła.
Na otarcie łez do liściku dołączona była wcale chuda kiesa z drogocennym kruszcem dla duergarów. I druga. Z cytrusowo pachnącymi cukierkami.
- No normalnie łezka w oku…

Cyklu następnego z pierwszym dzwonem porannej ćwiartki, minęła na Lapisie miejskie bramy wychodzące na drogę do Icehammer.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline