Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2014, 22:03   #24
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Dostarczył towar w umówione miejsce. Transakcja okazała się... transakcją. Nie było trzeciego ani nawet drugie dna. Pułapki,zamachu czy próby egzekucji. Żmijka zapłaciła zgodnie z umową a potem zabrała towar i jego opiekuna na prowizoryczną Arenę. Klub walki był tu prostszym określeniem. Bywał na Arenie Despana nie raz w poprzednim życiu. Widział wiele przedstawień to tu było... proste. Trudno to nazwać pokazem. To była walka, zwierzęca walka jeden na jednego. Orków, drowów i nadprogramowej rozrywki jaką dostarczył. W różnych kombinacjach. Pierwsza walka jaką widział wygrał Reagnor orka, drugą Sylthis drow. Nie różniły się jednak specjalnie od siebie. Zawsze stawało na przeciw siebie dwóch bandziorów, zawsze naparzali się bez litości. Orki korzystały z siły i wytrzymałości. Drowy raz po raz zadawały ciosy korzystając ze swej większej zręczności i refleksu. Wygrywał ten kto dłużej korzystał ze swoich atutów. Czy przeważy siła i wytrzymałość czy jednak błędu nie popełni drow.. walczący szermierką na pięści. Byli to jednak marni aktorzy, widowisko mogło zaspokoić zapewne rządzę prymitywnego mordu i krwi. Widzów nie brakowało, jednak jemu brakowało tu subtelności. Choć sam nie był przesadnie subtelny ani teraz ani nigdy. Walki tutaj wydawały mu się prymitywne. Uśmiech na twarzy pojawił się tylko wtedy, gdy jeden z Ghuli powalił na ziemię orka. I rozszarpał go na oczach zawiedzionego tłumu. Dobierając się do mięsa i szpiku w kościach. Pozostałe dwa potwory nie miały tyle szczęścia padły pod ciosami, tych pod których ciosami miały paść. Taki był plan widowiska i niemal tak się stało. Szybko jednak znudził się walkami. Żmijki nigdzie nie było widać. Nikt go nie zaczepił a sam nie za bardzo widział tu towarzystwo dla siebie. Zobaczył siedem walk, choć zobaczenie jednej czy dwóch... to jakbyś widział je wszystkie. Otwarcie Areny najpewniej będzie sukcesem, skoro na tak marne pokazy przyszło tyle drowów. Jeśli Han'kah poprosi z chęcią przywoła różne stwory by uatrakcyjnić widowisko. Im silniejszy czarodziej, tym ciekawsze stwory i tym lepsze atrakcje.

Po walkach wrócił do Nekropolis. Do swojego obecnego Domu. Gdy obawiasz się ataku szukasz azylu. Gdy wiesz, że nie jesteś szlachetnie urodzony.. nie masz Domu. Nie ma miejsca gdzie czułbyś się bezpiecznie. Ghetta, karczmy, ulica, Enklawa... Wszędzie mogą cię dopaść. Nikt cię nie chroni, jeśli doliczysz swoją drapieżną naturę, chęć zabijania i zysku na słabych. Stajesz się mało popularny. Musisz mieć miejsce gdzie cie nie dopadną. Tylko Nekropolis spełniało oczekiwania. Trudno było cię zaskoczyć, jeśli ten teren dobrze znałeś. Nie było tu tłoczno, jak na ulicy. Każdy kto tu był automatycznie był podejrzany i niebezpieczny. Poznawał Necropolis tygodniami. Największym zagrożeniem były patrole Eliserv. Dość silne i liczne z zadaniem eliminacji wszystkiego co napotkają i może stanowić jakieś zagrożenie. Nekropolis nie było też takie bezludne. Poza patrolami Domu kapłanek, zamieszkiwało je wiele istot. Najbiedniejsi z biednych mieszkali na cmentarzu. Orki, gobliny, najsłabsze pośród drowów, spały między nagrobkami oczekując gorzkiego końca. Ten natomiast zawsze przychodził. Najczęściej zadany przez Ghule. Nieumarli padlinożercy dbający o czystość i poziom zbiegłych niewolników na akceptowalnym poziomie. Naturalni mieszkańcy każdego cmentarza o tak monstrualnych rozmiarach. Wiele terenu, krypt i ciał... Byli również inni mniej oczywiści goście. W końcu nie jeden Xullmur'ss wpadł na pomysł bezpiecznej przystani w Nekropolis. Kultyści Ghaunadaura byli najbardziej liczną i najlepiej zorganizowaną grupą jaką wykrył. Przeprowadzali tu swoje herezje, składali ofiary czynili bóg ich raczy wiedzieć jakie rytuały. Nawet hodowali szlamy.. Byli też niezauważalni niemal. Dobrze się ukrywali, chronili czarami przeciw wieszczeniom i znali teren znacznie lepiej niż on. Wiedział o nich, oni wiedzieli o kimś... I ten status quo odpowiadał obu stronom. Inaczej sprawa miała się z szalonym ithilidzkim wampirem. Był bardzo stary, silny i zupełnie szalony. Zabijał wszystko na co natrafił, nieważne czy żywe czy nieumarłe. Miał też zapewne trochę zwierzęcego sprytu albo masę szczęścia. Patrole Eliserv nie unieszkodliwiły go przez dziesięciolecia. Xullmur'ss po początkowym rozważaniu konfrontacji odpuścił sprawę, uznając za zbyt ryzykowną. Wampir albo o nim nie wiedział albo doszedł do tego samego wniosku. Badał Nekropolis codziennie licząc na nowe odkrycia... To czym się zawiódł to brak ofiar niedawnej wojny. Żadnego ciała którego nikt nie znalazł, żadnych przedmiotów... W cztery miesiące oczyszczono go dość dokładnie. Liczył, że z czasem dokona kolejnych odkryć. Wszak to nie mogli być wszyscy którzy się tu ukrywają.

Bycie "wolnym" drowem miało swoje zalety i wady. Mógł robić co chciał nie podlegał niczyim kaprysom ani nikomu. Jednak zaczynało mu brakować badań, lubił zgłębiać tajniki magii. Eksperymentować, tworzyć... W przyszłości musi pomyśleć gdzie umieścić swoje laboratorium. Nekropolis się do tego nie nadawało. Zagłębiając się w myślach, planach i strategiach handlowych podświadomie doszedł do dzielnicy Goodep. Naczelna Czarodziejka czemu nie należało się dziwić, nie zaprosiła go do części dla Domów. Co było rzadkie nawet dla plebsu przewidziano jakieś rozrywki. Był tego ciekawy choć nie spodziewał się niczego niezwykłego. Bardowie grali, uliczni magicy robili proste sztuczki i iluzje, było rozdawane nawet jedzenie i wino. Spory gest ze strony Domu Goodep, dla plebejuszy których normalnie omijano przy takich okazjach. Zagłębił się w ten dziwny jarmark...
 
Icarius jest offline