Avalanche przebijając się niczym lawina przez górską wioskę, mknął dalej ku 3 oślepionym łucznikom. Vriess spisał się perfekcyjnie, rzucając swe zaklęcia poważnie osłabił ich, lecz jednak Ci byli bardziej zdeterminowani niż Avalanche mógł przypuszczać, bo niby skąd zwykły, szary, prosty łucznik z lasu miałby umieć przywołać astralne zwierzęta? Avalanche na szczęście był szybszy i dysponował elementem zaskoczenia, górując nad dzikiem uśmiercając je, przy czym brudząc mu i tak zniszczoną zbroję i jasne włosy brudną krwią.
Avalanche chwile zatrzymał się nad zwłokami dzika. Podziwiał jak bestia rozpływa się niczym jakaś zjawa, po czym znów w dolinie rozdarł się majestatyczny ryk czarnego smoka, Avalanche zwrócił swój wzrok ku temu stworzeniu, które po raz kolejny pochwyciło kolejnego jeźdźca wiwerny.
Paladynem opanowała wizja, walki z tak potężną istotą, na pewno nie jest tu przypadkowo, tak samo jak również bez przyczyny są atakowani przez tych magicznych łuczników.
-"No ale to już ich ostatni wybryk"" rzekł do siebie Rycerz po czym ponownie rozpoczął szarżę z nagim mieczem ku trzem zdawało by się bezbronnym głupcom, którzy sądzili że mogą stawić czoła Avalanche'owi- Upadłemu Paladynowi. Gdy już zaledwie kilka kroków dzieliło łuczników a herosa
i będąc prawie na wyciągnięciu ręki zadał trzy ciosy kończące. Chciał jednemu przeciąć korpus śmiertelnie raniąc hultaja, drugiemu pchnąć miecz w brzuch, a trzeciemu który bawił się w magiczne sztuczki usiłował odrąbać łeb
Po zdaniu ciosów usłyszał iż przed jego towarzyszami ponownie ktoś się pojawił, więc trzeba ruszać z odsieczą...
__________________ Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych. "Dwóch pancernych i Kotecek" |