Wątek: Tacy jak ty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2007, 22:39   #533
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Tari; odbiegasz kawałek od przyzwanej kobry, aby nabrać rozpędu i rozpocząć szarżę na gada. Wąż obserwuje cię, kiwając wzniesionym tułowiem na boki. Gdy nadbiegasz, znów pluje jadem. Zasłaniasz twarz, dwie strugi jadu chlapnęły ci na miecze i ramiona. Nie zatrzymujesz się, skaczesz... Kobra to diabelnie zwinny wąż. Zdumiona twoim wyskokiem, przywiera do ziemi, jest teraz za nisko aby ją trafić. Gdy lądujesz na ziemi, wąż rzuca się ku tobie z wściekłym sykiem i wbija zęby w twoją prawą łydkę. Poczułaś tylko delikatne ukłucie; wąż cofnął się już, i znów wzniósłszy tułów, z rozłożonym kapturem planuje atak na wyższe partie twojego ciała. Teraz już możesz go dosięgnąć mieczem i z całych sił tniesz, na oślep niemal, bo ręce masz mokre od jadu, a ukąszona nogi ci ścierpła i tracisz równowagę. Mimo wszystko, trafisz. Z chlaśnięciem ucinasz kobrze łeb, a wijące się spazmatycznie cielsko węża zamienia się w magiczny pył. Padasz na kolana, dysząc. Oczy powoli zachodzą ci mgłą. Chyba... twoja przygoda dobiega powoli końca...

Avalanche; atak na oślepionych łuczników kończy się spektakularnym przepołowieniem mieczem jednego z nich. Drugi strzelił na oślep – chybiając. Trzeci, słysząc po jękach konającego towarzysza, którego przebiłeś ostrzem, rzucił zaklęcie przypominające efektem „krąg zimna”. Nieopisane zimno wstrząsnęło twoim ciałem, i na moment znieruchomiałeś, dygocząc i szczękając zębami. W tym czasie oślepiony magik usiłował uciec, ale na stromych skałach upadł, i podniósł się kulejąc. Jesteś trochę zdrętwiały od czaru, wolniej i mniej zwinnie się poruszasz, ale doganiasz w końcu niewidomego kulejącego maga i kończysz jego marną egzystencję nim ten zdążył rzucić kolejny czar.
Nagle niemiła niespodzianka. Trzask i ból lewej nogi, potworny ból. Z jękiem padasz na ziemię. Agreal... Agreal każe ci schwycić włócznię, która przebiła twoją nogę, i wyrwać ją z ciała, zapominając o bólu... przynajmniej na moment... Sycząc przez zęby i krzywiąc twarz z bólu, nienawistnie zerkasz na czarnego jaszczuroluda, który zmierza ku tobie z sejmitarem w łapskach...

Astral; wpierw mgła, potem kamuflaż dzięki któremu znikasz wrogom z oczu, a na końcu cień wezwany do pomocy. Jakby tego było mało, po drobnej wpadce z czarnym smokiem odpornym na magię, zamierzasz wypróbować swój nowy dar na którymś z łuczników. Drugiego po prawej konkretnie. Kiedy kończysz zaklęcie, twe pazury zaczynają świecić na fioletowo, i stają się źródłem dwóch smug fioletowej mgły, które niczym żywe, falujące w powietrzu węże, w oka mgnieniu oplatają ofiarę. Zaskoczeni łucznicy na moment tracą czujność i niechybnie skupiają uwagę na zaatakowanym towarzyszu. Ten w panice pojękuje, gdy jego ciało ginie w kokonie z fioletowej mgły, a następnie staje się widoczny dla reszty jako...

http://www.deviantart.com/deviation/50846552/

W sumie się nic nie zmienił. Tylko wzrok ma jakiś dziwny. Towarzysz obok przygląda mu się podejrzliwie.
- Nic ci...?
CHLAS!.. – dawny „łucznik” zdzielił go po twarzy gołą dłonią; wyrosłe nagle, fioletowe pazury, rozcięły głęboko szyję i policzek, siła ciosu zwaliła mężczyznę z nóg. Pozostali łucznicy natychmiast cofnęli się od byłego towarzysza. Temu skóra zapłonęła jaskrawym filetem, kosmyki długich czarnych włosów zaczęły wic się niczym żywe, a z czaszki wyrosły błyskawicznie trzy kręte rogi, co zdaje się, nawet nie zabolało ‘chimery’ o dzikich fioletowych oczach.
- Na Bogów...!
- Zabić go!!! – któryś łucznik wrzasnął desperacko, i cała pozostała trójka wzniosła łuki o napiętych cięciwach.
Wstrzymali się na krótką chwili, bili się z myślami. Może on.. może to minie, może on tylko... na Bogów, to ich brat, on nie wie, co robi, on....!
Ranny w szyję łucznik dławiąc się i kaszląc krwią pełznął po ziemi, szukając ratunku. Chimera złapawszy w obie dłonie swój łuk, dopadła do ofiary i przełożywszy łuk pod brodę lezącego na brzuchu, przydepniętego nogą, ciągnęła łuk ku sobie, z rozkoszą szaleńca dusząc, aż chrupnęły zmiażdżona krtań i kręgosłup. Wtedy pierwsza strzała wbiła się w jej pierś. Chimera z przenikliwym, zwierzęcym skrzekiem wściekłości zrobiła kilka niekontrolowanych kroków w tył. Utkwiła zabójcze spojrzenie w agresorach i skoczyła do ataku. Kolejna strzała w pierś nie powstrzymała jej wcale. Trzecia, prosto miedzy oczy, wystrzelona z tak bliskiej odległości przebiła czaszkę na wylot, chimera padła na plecy, wierzgnęła kończynami, i po ostatnim tchnieniu zamieniła się na powrót w mężczyznę.

Sam Astral tymczasem, przy wsparciu ze strony... własnego cienia... atakuje agresora z dwoma mieczami. Sprytny atak z zaskoczenia udaje się – mężczyzna rzuca jakieś zaklęcie ofensywne na cień Astrala – trzask, rozbłysk, cień rozmył się, zniszczony. Ale sam Astral dopada celu. Pazury prawej przedniej łapy ześlizgują się po naramienniku wroga. Lewej trafiają niżej, na odsłonięte ramię, zadając dotkliwą ranę. Kły przebijają kości ciemieniowe i skroniowe, paszcza białej pantery robi z czaszką to, co dziadek do orzechów z orzechem. Oczywiście, trudno wymagać od wroga, aby był dalej z takimi obrażeniem – pada na ziemię, zimny trup.

Zostało trzech łuczników.
I dwie wywerny. Astral, spoglądasz w górę – znienacka nadlatują ku wam dwaj czarni jaszczuroludzie, jeźdźcy wywern. Ledwo ich zauważacie, gwałtownie pikują, nadstawiając swe włócznie. Jeden z łuczników nabija się na pierwszą i wywerna wzlatuje wyżej, z wierzgającym nieszczęśnikiem. Drugi jaszczurolud celuje w Astrala, ale zwinny kot zdążył uskoczyć – zamiast go przebić, włócznia drasnęła jedynie koci grzbiet, zostawiając niewielką, za to szczypiącą drażniąco ranę. Wywerny odlatują kawałek, by zawrócić i znów zaatakować.
Dwaj ocaleli łucznicy, skołowani, dzielą się zadaniami. Jeden celuje do pantery, drugi strzela do jaszczuroluda który zabił mu towarzysza. Trafia w wywernę, ale ta wciąż utrzymuje się w powietrzu.

Vriess; chowasz się za skałą przed strzałami, gdy naraz nad tobą pojawia się wywerna z jeźdźcem. Zrywasz się na równe nogi i chowasz się za kamieniem, z drugiej strony. Wywerna okrąża kamień by cię dopaść. Wiec ty też okrążasz dużą skałę, by znów się schować. I tak trwa zabawa. Twój szkielet dostrzegłszy twoje zmagania, obrzuca wywernę kamieniami, czasem trafiając, ale ta kwituje to tylko wściekłymi pomrukami.

Czarny smok wciąż jeszcze zajęty jest uganianiem się za wywernami, ale raczej nie oddali się za bardzo od chronionej budowli.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline