Rozmowy z Mercucciem trwały jeszcze jakiś czas, podczas których dowiedzieli się, że władca Styratii szuka ludzi do swoich kompanii. Z tego względu zjeżdżali się tu wszelakiej maści najemnicy, łowcy nagród czy bandyci. Liczyli na dobry zarobek, który zamierzali roztrwonić w miejscowych zamtuzach. Wojna zbliżała się nieuchronnie i każdy tylko czekał, jakie kroki podejmą władcy sąsiadujących ze sobą ziem. Zielona nawałnica w postaci orczych i goblińskich band, ogarnęła Czarne Góry i wszystko wskazywało na to, że zaleją one Księstwa Graniczne. Oczywiście nie którzy władcy byli za zjednoczeniem się i ruszeniem z pomocą krasnoludom, lecz nie którzy możnowładcy woleli spokojnie czekać na rozwój wypadków. Helnar Koflach był władcą, który na razie czekał, i zbroił siebie przygotowując się do obrony swoich ziem. Oczywiście Styratia była dość dużym miastem, i jeśli ktoś chciał się zatrudnić jako ochroniarz do jakiejś karawany, nie powinien mieć z tym problemów.
Rozmowy trwały do późna w nocy ale w końcu zmęczenie dało o sobie znać wszystkim. Najemnicy dopili więc swoje napitki i ruszyli ku swoim łóżkom. Jak się okazało sen przyszedł szybko dla wszystkich. Wygodne łóżko, ciepło - to było to czego najemnikom brakowało od dłuższego czasu. Niby prosta wygoda ale dająca dużo szczęścia.
Jak noc minęła bez żadnych niespodzianek, smoków, zabójców, orków tak poranek był gwałtowny i dość nie przyjemny. Dźwięk dzwonów, a potem wielki harmider na ulicy obudził wszystkich. Nie dało się po prostu spać przy krzykach, przekleństwach które leciały co chwilę i gniewie, który zdawał się emanować w głosie mówiących. Najemnicy leniwie, powoli wyszli więc na zewnątrz, żeby zobaczyć co się dzieje. Tam na ulicy stał tłum ludzi, który zebrał się by popatrzeć i obserwować na sceny, które miały miejsce. Otóż Mercuccio bił batem jakiegoś mężczyznę, który był ciężko ranny. Co jakiś czas można było usłyszeć takie słowa jak: “tchórz” , “syn snotlinga” , “goblin ma więcej odwagi niż ty pierdolony, tchórzliwy psie”. Gdy tylko Mercuccio zobaczył was i ruszył ku wam mówiąc:
-Ten skurwysyn zostawił… - na chwilę zamilkł, próbując wydusić z siebie słowa -Barona, podczas zasadzki. Tylko on przeżył...Bandyci w nocy podobno ich zaatakowali na trakcie i wszystkich wybili. Ten psi syn, jebany w dupę tchórz..uciekł…Baron podobno nie żyje… Pojedziecie ze mną na miejsce...Zgoda? - i nim ktokolwiek z najemników odpowiedział szambelan zaczął nawoływać stajennych i służbę o konie.
***
Droga na miejsce napaści była oddalona o dwie godziny drogi od Styratti. Wąska ścieżka, otoczona z obu stron wysokimi drzewami nadawała się idealnie do ataku. Piętnastu zbrojnych leżało martwych, a wśród nich Baron. Dostał trzy strzały w plecy. Można było wnioskować, że próbował wydostać się z pułapki. Po krótkich oględzinach Lotar stwierdził, że napastników było około dwudziestu. Dobrze uzbrojeni, przede wszystkim głównie w łuki i kusze, o czym świadczyły ilości strzał i bełtów, które można było znaleźć. Wolf, który również spokojnie chodził pomiędzy martwymi a także pomiędzy drzewami, mógł z łatwością wywnioskować że grupa, która dokonała takiego ataku była bardzo dobrze zorganizowana. Atak był przemyślany i dokładnie zrealizowany. Na miejscu nie znaleziono, żadnego ciała które mogło należeć do napastników. Kosztowności, sakiewki zostały zabrane, choć bronie i zbroje a także konie pozostawiono na miejsce. Mercuccio zauważył, że zniknęły pierścienie, które Baron zwykł nosić na palcach. Szambelan uklęknął przy swoim władcy, jakby nie wiedział co dalej zrobić.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |