Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2014, 20:25   #63
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Epizod czwarty

W którym uczeń odnajduje mistrza
Czas i przestrzeń przestają grać rolę
A Kot powraca do swych podopiecznych


Nawet nie zdajecie sobie sprawy moi mili ile radości daje mi nasze ponowne spotkanie. Minęło co prawda trochę czasu, ale widok waszych roześmianych buziaczków od razu sprawia że cieszy się kocie serce. Niektórzy mogą twierdzić, że koty to są dranie, ale wy śmiało możecie nazwać ich głupcami i mieć pewność że nie pomyliliście się w ocenie. Po prostu nie każdy zasługuje na naszą kocią przyjaźń a ludzie którzy nie są jej warci mogą liczyć co najwyżej na widok zadartego kociego ogona, na mgnienie oka nim rozpłyniemy się w ciemnościach. Wy, którzy wciąż tu jesteście możecie być pewni jednego - na kocią przyjaźń stanowczo sobie zasłużyliście. Dlatego jeśli obudzicie się rano i wasz nos będzie wilgotny a do tego mieć będziecie wrażenie jakby ktoś potraktował go papierem ściernym to wiedzcie że pod osłoną nocy odwiedziłem was by dać dowód kociej miłości za pomocą różowego kociego języka

Wróćmy jednak do naszej opowieści, bo muszę zachować chociaż pozory swojej kociej dumy która nie pozwala na tak jawne okazywanie uczuć. Ci, którzy mają to szczęście że ich dom wybrał sobie jeden z naszego kociego rodu mogą zaprosić swego przyjaciela na kolana by mruczeniem i ciepłem odpędził wszystkie widma które zaglądać mogą przez pokryte deszczem okna

***

Widzicie moi kochani, niektóre rzeczy są po prostu poniżej mojej godności. Coś tak brudnego, hałaśliwego i zwyczajnie irytującego jak kundel który miał czelność szczekać gdy jestem w pobliżu nie zasługiwało na moją uwagę. Co prawda on sam mógł nie zdawać sobie z tego sprawy jak głęboką darzę go pogardą a jednocześnie jaką wielkodusznością wykazuję się ignorując zaczepkę zamiast odpowiedzieć na nią z pełnią swej kociej złośliwości. To, że do dyspozycji ma się cały arsenał potężnych środków nie oznacza że należy z niego korzystać, była to jedna z niewielu płaszczyzn na której dochodziło do porozumienia między mną a pewnym demonem którego część z was miała niegdyś okazję poznać. Rozwiązywanie każdego problemu poprzez rzucanie mu naprzeciw wszystkiego co się posiada i parcie do przodu bez chwili zastanowienia po prostu nie było w moim stylu. Najprościej byłoby burka po prostu przestraszyć, czy to ujawniając na chwilę część swojej prawdziwej natury czy po prostu materializując jego lęki w postać hycla czy innego, większego i silniejszego psa. Jednakże sami powiedzcie - po co miałem to robić, skoro zamiast tego mogłem podziwiać piękny księżyc? Jako że zwykłem żyć obok strumienia czasu wiedziałem że miasta wciąż będą się rozrastać przygaszając swą łuną blask gwiazd a ludzie coraz rzadziej spoglądać będą w niebo. Czy po prostu bać będą się przestrzeni która jest nad nimi i której nie mogą przegrodzić swymi wszędobylskimi murami i nazwać jej własną? Czy może po prostu nie będzie im już na tym zależało?


Moja tendencja do zbaczania z tematu może być irytująca, wiem. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie moi kochani, ale akurat ta dygresja miała swój powód. Mianowicie gdy po leniwych popołudniach i wieczorach w moim domu zapadała noc zwykle nie była bardziej pracowita od dnia. W krainie z której pochodzę nie ma zbyt wielu rozrywek więc wpatrywanie się w niebo często towarzyszyło rozmyślaniom nad tym gdzie następnego dnia najkorzystniej będzie się ułożyć na poranną drzemkę. Znam więc naszego bladego przyjaciela lepiej niż ktokolwiek i bezbłędnie rozpoznałem że nie należy on do czasu w którym aktualnie powinienem przebywać. Prawdopodobnie oznaczało to kłopoty dla Drużyny Kota, a jako ich dobry opiekun musiałem przecież zadbać by nie zrobili sobie zbyt wielkiej krzywdy, przynajmniej dopóty dopóki ich opowieść nie dobiegnie końca który mnie zadowoli. Sam problem natomiast podpowiedział mi możliwe rozwiązanie, podróż w czasie zamierzałem rozwiązać za pomocą luk w relatywiźmie czasoprzestrzennym i wykorzystaniu prędkości nadkociej, zwykle używanej do uciekania z pokoju do którego właśnie ktoś wchodzi

Prościej mówiąc sam zamierzałem zabawić się czasem i przestrzenią

***

Słońce zawieszone wysoko na niebie grzało bezlitośnie, tak jak potrafi tylko na przełomie lipca i sierpnia. Słomkowy kapelusz dawał choć odrobinę cienia, jednak i tak miałem wrażenie że lada moment się ugotuję nim dotrę do zbawczej ściany lasu którą widziałem bliżej szczytu. Kamienie osuwały mi się spod łap, a górska ścieżka którą z niejakim trudem udało mi się odnaleźć pośród skał nawet dla mnie była niewiarygodnie trudna do pokonania. Powietrze drżało od upału i chyba tylko cykady znajdowały w sobie choć trochę energii by wypełnić okolicę swą muzyką. Wiedziałem, że to wyczerpanie samo w sobie jest jedną z prób którym musiałem się poddać by osiągnąć doskonałość, potrzebną mi już wkrótce by wspomóc tych którym obiecałem swą ochronę. Ścieżka którą kroczyłem nie mogła być zbyt łatwa i nie miałem tu na myśli tylko tej cholernej dróżki którą usiłowałem się wspiąć na szczyt.

Mój trud został wynagrodzony przez uczucie ulgi gdy wreszcie udało mi się schronić pomiędzy drzewami. Tutaj również było gorąco, jednak nie aż tak jak pośród gołych skał wcześniej, poza tym wiedziałem że w tym lesie żyje osoba którą musiałem odszukać by móc poznać drogę wojownika. Nie musiałem nawet długo szukać, gdyż w czystym górskim powietrzu wyczułem nutkę dymu a moje uszy wychwyciły dźwięki fletu co pozwoliło mi skierować się bezpośrednio do miejsca mojego przeznaczenia



- Widzicie? Miałem rację gdy mówiłem że dzisiejszy dzień na pewno będzie interesujący. Czego możesz tutaj szukać Łowco, tak daleko od swojej domeny?
- Przybyłem tutaj jako uczeń, mistrzu
- odpowiedziałem skromnie
- A czego chcesz się nauczyć ode mnie? W końcu z nas dwóch to ty jesteś starszy, nawet jeśli teraz przybywasz w tak młodej formie.
- Pragnę poznać drogę wojownika, by siłą swego oręża pokonać każdego kto stanie na drodze moich sojuszników
- To ciekawe. Naprawdę. Ale kompletnie do ciebie nie pasuje, Łowco.
- Czy to oznacza że nie będziesz mnie uczył, mistrzu?
- Tego nie powiedziałem. Najpierw jednak wytłumacz mi jedno, bo ta myśl nie daje mi spokoju. Dlaczego wybrałeś tą niewygodną ścieżkę zamiast po prostu obejść górę i dotrzeć tutaj od zachodu? Stok jest tam łagodny, drzewa chronią przed skwarem a na dodatek na tamtym zboczu jest źródło z którego woda nie ma sobie równych gdy chce się ugasić pragnienie…


No tak. Cudownie. I po co ja się tu wspinałem?

***

Na drodze przed bramą pojawiła się sylwetka. Z dźwiękiem pękającego szkła wyłoniła się z nicości na oczach zdumionych strażników. Niektórzy mogliby rozpoznać to charakterystyczne rude futro jednak zbroja wschodniego kroju, miecz przy boku oraz wyprostowana postawa kompletnie nie pasowały do futrzastego przywódcy Drużyny Kota. Również rozmiar się nie zgadzał, bowiem teraz Kot mierzył prawie półtora metra, od tylnych łap na których stał do czubka ozdobnego hełmu.


- Odejdźcie w pokoju - zwróciłem się do strażników - Albo zakosztujecie mojej stali
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline