Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2014, 14:04   #112
Nimitz
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Dziewczyna nie zamierzała grzecznie czekać aż tamci wrócą. Sprawdziła, czy kajdanki, które zostały jej założone są wytrzymałe, czy też miała szczęście i znajdzie w nich jakiś feler.
Wykonując tą czynność podeszła bliżej w stronę współwięźniarek.
Nie do końca wiedziała jak zacząć tego typu rozmowę, tym bardziej deprymował ją strach i brak chęci do życia jakie reprezentowały swoją postawą kobiety.

- Możecie mi wyjaśnić, jak to się tutaj odbywa? - Zaczęła, wiedząc, że stąpa po nierównym gruncie.
- Kiedy przychodzą, kiedy karmią...? - Przez chwilę, chciała zapytać, ich "po co nas trzymają" aby potwierdzić swój niepokój jednak na ten moment potrzebowała aktywnych, w miarę rozsądnych rozmówczyń by spróbować stworzyć jakiś plan.

Kobiety milczały przez dłuższą chwilę, odezwała się dopiero ta wyglądająca na starszą.
- Różnie. Najczęściej wieczorami... Tak sądzę. Po drugim posiłku, są dwa. Chyba rano i wieczorem.

- Dużo jest strażników "podczas spaceru" i "na miejscu"?

- Nie wiemy. Była tu Molly, mówiła coś o planie ucieczki, ale to kwestia czasu aż ją złapią.

- Udało jej się, jest wolna. - Powiedziała komandoska. - Zdradziła jakieś szczegóły tego planu? - Zapytała chodząc wzdłuż pomieszczenia i oceniając co mogłaby zrobić.

- Każdy z nich ma pokój, raz z jednego zabrała nóż. Kiedy przyszedł strażnik dźgnęła go i uciekła, gdy była blisko drzwi. Tyle udało nam się stwierdzić na podstawie tego co usłyszałyśmy.

- -Jak uwolniła ręce? - zapytała ze zdziwieniem Taida

- Wtedy jeszcze nas nie skuwali. Przekonała ich że jej się tu podoba...

-Rozumiem. - Stwierdziła i zamknęła oczy starając się przetrawić wszystkie informacje. Od tego momentu straż pod drzwiami jest pewnie uważniejsza, więc musi poszukać innego, słabego punktu. - Czy są tu jakieś inne kobiety?

- Nie, chyba nie.

- Jest żona Barkleya - odezwała się do tej pory milcząca dziewczyna.

- Fakt. Ale ona jest na specjalnych warunkach. I są też w innej chłodni, inni więźniowie.

- Dużo? -Zapytała greczynka.

- Nie wiemy...

- Barkley rządzi tym chlewem?

- Nie, jest jednym z nich, ale jego żona przetrwała tą zarazę. Żyją sobie razem, jedyny porządny gość, ale nie zdradzi grupy. Rządzi... Rządzi...
- Francis Taylor - podpowiedziała druga

- Wiecie gdzie, albo przynajmniej w którym kierunku znajduje się druga chłodnia? - Zapytała powoli układając w swojej głowie plan.

- Nie, nigdy tam nie byłyśmy. Starają się by ich "kruszynki" nie mieszały się z byle czym.

-Kruszynki.... - powtórzyła beznamiętnie. - Trzymają nas dla zaspokojenia żądz? Czy czegoś jeszcze? - Wreszcie wydusiła z siebie to najbardziej dręczące ją pytanie.

- Chyba tylko po to. Przynajmniej nas karmią i od czasu aż Molly nie uciekła nie byłyśmy krępowane, w przeciwieństwie do tamtych. Przynajmniej tak mówili.

-Rozumiem... - Kasapi oparła czoło o chłodną ścianę zamykając oczy i trawiąc otrzymane informacje.

- Znam Cię - powiedziała ta bardziej milcząca - Jesteś z parkingu przy szpitalu, prawda?


Taida spojrzała w jej stronę, starając się rozpoznać twarz mówczyni.
-Tak. - stwierdziła krótko. - Należałam do tamtej hmm.... kolonii

- Wiem, ja też. Możesz mnie kojarzyć, czasem ruszałam na szabrowanie z innymi. Jestem z jednej z tych grup która nie wróciła.

- Nas wysłano w celu przygotowania przeniesienia. Co się stało z resztą twojej drużyny ?- spoglądając pytająco i sugestywnie na wejście.

- Było nas czworo. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Broniliśmy się, ja dostałam w brzuch. Oni mnie opatrzyli, reszta nie przeżyła. I tak wylądowałem tu. Leci mi już chyba pół roku.


-Z mojej grupy zginął jedynie Markins. Można powiedzieć, że stało się to z winy waszej koleżanki, ale udało jej się uciec. Niestety nie wiem, czy reszta będzie mnie szukać, nie wygrałabym konkursu na miss popularności, ale spróbuję coś wymyślić.

- Jasne... - mruknęła raczej w to nie wierząc - Dam Ci radę. Jeśli nie chcesz mieć połamanych żeber i sińców, to na stawiaj się na swój pierwszy raz. Molly to szybko zrozumiała.

- Ilu ich tam przebywa podczas stosunku ?

- Cenią sobie normalność. Stosunki są... Są dość zwyczajne... Zależy który co lubi. Najgorszy jest Greg... Śmieć. No chyba że się stawiasz, wtedy Cię oćwiczą.

-Wszyscy, czy tylko garstka z nich jest wyszkolona? - zapytała komandoska.

- Nie wiemy, nie walczymy z nimi. Jak to sobie niby wyobrażasz?

- Przepraszam... wiesz, cały czas mam ....nadzieję, że to zły sen. - Uśmiechnęła się do niej budząc w sobie na tyle ciepła na ile tylko pozwalała jej sytuacja. Podejrzewała, że gdyby zdradziła choćby okruszki tego nad czym myślała, któraś ze słabszych jednostek opowiedziałaby wszystko podczas najbliżej możliwości za dodatkowy posiłek. Jednak nie zamierzała tak łatwo oddać resztek siebie. Usiadła na podłodze pozwalając by rozczochrane włosy opadły jej kaskadą na twarz nie zdradzając w półmroku myśli, i sugerując, że dziewczyna się poddała.

"I po cholerę ja się dzisiaj myłam?!" - To irracjonalne pytanie przebiegło jej przez myśl jak ostre brzytwa i przez moment zadrżała tłumiąc w sobie ironiczny śmiech w stosunku do całej tej sytuacji, co dla postronnych mogło wydawać się tłumionym szlochem.


 
Nimitz jest offline