Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2014, 15:07   #111
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Gdzie jest Greg? - Kasapi usłyszała stłumione głosy i dźwięk otwieranych drzwi jakiegoś budynku.
- Nie wiem, oddalił się i poszedł dłuższą drogą.
- Sam?
- Sam.
- Dobra, nie jest dzieckiem. Jak wróci to go wpuście.
- Aye, aye sir.

W tym samym czasie John zaszedł od tyłu mężczyzną który kierował się już w stronę swoich ludzi. John miał wyjątkowe szczęście, szurające nogami trupy zagłuszyły odgłosy wydawane przez niego. Żołnierz nawet nie spodziewał się w tej okolicy jakiegokolwiek żywego człowieka. Gdy poczuł przy karku zimną lufę Colta M1911 nawet nie próbował walczyć. Ręce uniosły się do góry niczym u kukiełki.
- Nie robił bym tego na twoim miejscu, moja grupa jest za duża i za dobrze wyposażona, byś mógł ją sam przeskoczyć. - odezwał się tylko.

Violet nie mogła sobie pozwolić na powrót i choć mieszkanie było w sumie blisko i przed katastrofą doszłaby tam w trymiga, teraz kiedy ciemność zalała ulice, a w tej ciemności chodziły chodzące zwłoki, taka podróż mogła nawet trwać do rana. Dosyć jeszcze na parkingu pod szpitalem osłuchała się historii od szabrowników, jak łatwo dać się złapać w nocy żywym trupom w ślepą uliczkę. Dałyście ujść jeszcze kawałek, kiedy przed wami stanął niewysoki budynek. Na dach prowadziła drabina, a jak było Ci wiadomo żaden żywy trup jeszcze po drabinie nigdy nie wszedł.
Za sobą usłyszałaś szuranie, a po chwili poczułaś uściska trupiej ręki na ramieniu.

Kasapi została poprowadzona przez pokoje, z pewnością też zeszła po schodach w dół. W niewielkim pomieszczeniu kiedyś z pewnością będącym chłodnią, zdjęto jej worek z głowy. Cokolwiek było można tu kiedyś znaleźć do zjedzenia zostało zjedzone nim zgniło. Zobaczyła też dwóch żołnierzy, tych samych którzy do tej pory ją prowadzili, a pod ścianą dwie inne kobiety. Miały skute ręce oraz kostki. Tak samo postąpiono z tobą, nim drzwi do wielkiej chłodni nie zatrzasnęły się. Żołnierz bez słowa wyszli, zastawiając Cię wraz z nowymi koleżankami.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 09-11-2014, 14:04   #112
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Dziewczyna nie zamierzała grzecznie czekać aż tamci wrócą. Sprawdziła, czy kajdanki, które zostały jej założone są wytrzymałe, czy też miała szczęście i znajdzie w nich jakiś feler.
Wykonując tą czynność podeszła bliżej w stronę współwięźniarek.
Nie do końca wiedziała jak zacząć tego typu rozmowę, tym bardziej deprymował ją strach i brak chęci do życia jakie reprezentowały swoją postawą kobiety.

- Możecie mi wyjaśnić, jak to się tutaj odbywa? - Zaczęła, wiedząc, że stąpa po nierównym gruncie.
- Kiedy przychodzą, kiedy karmią...? - Przez chwilę, chciała zapytać, ich "po co nas trzymają" aby potwierdzić swój niepokój jednak na ten moment potrzebowała aktywnych, w miarę rozsądnych rozmówczyń by spróbować stworzyć jakiś plan.

Kobiety milczały przez dłuższą chwilę, odezwała się dopiero ta wyglądająca na starszą.
- Różnie. Najczęściej wieczorami... Tak sądzę. Po drugim posiłku, są dwa. Chyba rano i wieczorem.

- Dużo jest strażników "podczas spaceru" i "na miejscu"?

- Nie wiemy. Była tu Molly, mówiła coś o planie ucieczki, ale to kwestia czasu aż ją złapią.

- Udało jej się, jest wolna. - Powiedziała komandoska. - Zdradziła jakieś szczegóły tego planu? - Zapytała chodząc wzdłuż pomieszczenia i oceniając co mogłaby zrobić.

- Każdy z nich ma pokój, raz z jednego zabrała nóż. Kiedy przyszedł strażnik dźgnęła go i uciekła, gdy była blisko drzwi. Tyle udało nam się stwierdzić na podstawie tego co usłyszałyśmy.

- -Jak uwolniła ręce? - zapytała ze zdziwieniem Taida

- Wtedy jeszcze nas nie skuwali. Przekonała ich że jej się tu podoba...

-Rozumiem. - Stwierdziła i zamknęła oczy starając się przetrawić wszystkie informacje. Od tego momentu straż pod drzwiami jest pewnie uważniejsza, więc musi poszukać innego, słabego punktu. - Czy są tu jakieś inne kobiety?

- Nie, chyba nie.

- Jest żona Barkleya - odezwała się do tej pory milcząca dziewczyna.

- Fakt. Ale ona jest na specjalnych warunkach. I są też w innej chłodni, inni więźniowie.

- Dużo? -Zapytała greczynka.

- Nie wiemy...

- Barkley rządzi tym chlewem?

- Nie, jest jednym z nich, ale jego żona przetrwała tą zarazę. Żyją sobie razem, jedyny porządny gość, ale nie zdradzi grupy. Rządzi... Rządzi...
- Francis Taylor - podpowiedziała druga

- Wiecie gdzie, albo przynajmniej w którym kierunku znajduje się druga chłodnia? - Zapytała powoli układając w swojej głowie plan.

- Nie, nigdy tam nie byłyśmy. Starają się by ich "kruszynki" nie mieszały się z byle czym.

-Kruszynki.... - powtórzyła beznamiętnie. - Trzymają nas dla zaspokojenia żądz? Czy czegoś jeszcze? - Wreszcie wydusiła z siebie to najbardziej dręczące ją pytanie.

- Chyba tylko po to. Przynajmniej nas karmią i od czasu aż Molly nie uciekła nie byłyśmy krępowane, w przeciwieństwie do tamtych. Przynajmniej tak mówili.

-Rozumiem... - Kasapi oparła czoło o chłodną ścianę zamykając oczy i trawiąc otrzymane informacje.

- Znam Cię - powiedziała ta bardziej milcząca - Jesteś z parkingu przy szpitalu, prawda?


Taida spojrzała w jej stronę, starając się rozpoznać twarz mówczyni.
-Tak. - stwierdziła krótko. - Należałam do tamtej hmm.... kolonii

- Wiem, ja też. Możesz mnie kojarzyć, czasem ruszałam na szabrowanie z innymi. Jestem z jednej z tych grup która nie wróciła.

- Nas wysłano w celu przygotowania przeniesienia. Co się stało z resztą twojej drużyny ?- spoglądając pytająco i sugestywnie na wejście.

- Było nas czworo. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Broniliśmy się, ja dostałam w brzuch. Oni mnie opatrzyli, reszta nie przeżyła. I tak wylądowałem tu. Leci mi już chyba pół roku.


-Z mojej grupy zginął jedynie Markins. Można powiedzieć, że stało się to z winy waszej koleżanki, ale udało jej się uciec. Niestety nie wiem, czy reszta będzie mnie szukać, nie wygrałabym konkursu na miss popularności, ale spróbuję coś wymyślić.

- Jasne... - mruknęła raczej w to nie wierząc - Dam Ci radę. Jeśli nie chcesz mieć połamanych żeber i sińców, to na stawiaj się na swój pierwszy raz. Molly to szybko zrozumiała.

- Ilu ich tam przebywa podczas stosunku ?

- Cenią sobie normalność. Stosunki są... Są dość zwyczajne... Zależy który co lubi. Najgorszy jest Greg... Śmieć. No chyba że się stawiasz, wtedy Cię oćwiczą.

-Wszyscy, czy tylko garstka z nich jest wyszkolona? - zapytała komandoska.

- Nie wiemy, nie walczymy z nimi. Jak to sobie niby wyobrażasz?

- Przepraszam... wiesz, cały czas mam ....nadzieję, że to zły sen. - Uśmiechnęła się do niej budząc w sobie na tyle ciepła na ile tylko pozwalała jej sytuacja. Podejrzewała, że gdyby zdradziła choćby okruszki tego nad czym myślała, któraś ze słabszych jednostek opowiedziałaby wszystko podczas najbliżej możliwości za dodatkowy posiłek. Jednak nie zamierzała tak łatwo oddać resztek siebie. Usiadła na podłodze pozwalając by rozczochrane włosy opadły jej kaskadą na twarz nie zdradzając w półmroku myśli, i sugerując, że dziewczyna się poddała.

"I po cholerę ja się dzisiaj myłam?!" - To irracjonalne pytanie przebiegło jej przez myśl jak ostre brzytwa i przez moment zadrżała tłumiąc w sobie ironiczny śmiech w stosunku do całej tej sytuacji, co dla postronnych mogło wydawać się tłumionym szlochem.


 
Nimitz jest offline  
Stary 16-11-2014, 16:54   #113
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Twoja grupa jest za duża - powtórzył z ironią John. - Ale ty, zdaje się, nie. Połóż się, łaskawie, i ręce do tyłu.
Zabijać tamtego nie zamierzał, przynajmniej na razie, ale każdy nierozsądny gest ze strony tamtego spotkałby się z natychmiastową reakcją - choćby i naciśnięciem na spust. O czym John nie omieszkał uprzedzić tamtego.
- Nawet jeśli kula cię nie zabije od razu, to dopadną cię zombie - powiedział uprzejmie. - A to jest ponoć niezbyt przyjemne.
Pierwszą czynnością, było związanie tamtemu rąk. A nuż się trafiło na jakiegoś oszołoma czy samobójcę.
A potem zapoznanie się z dobytkiem tamtego, z zawartością kieszeni włącznie. A było tego trochę. Karabin automatyczny i zapasowe magazynki, woda, batoniki, granat dymny, granat hukowy, nóż, kompas, latarka i dodatkowe baterie paczka papierosów i zapałki. W dzisiejszych czasach to było nazwać nawet małym skarbem.
- Może znajdziemy jakieś zaciszne miejsce, by porozmawiać. - Zaproponował John. - A w ogóle, to jak masz na imię?
- Greg - odburknął zapytany.
- Miło mi - uśmiechnął się John, czego leżący na brzuchu Greg raczej nie zobaczył. A nawet jeśli, to i tak by nie docenił. - Porozmawiajmy zatem o jakimś zacisznym miejscu, gdzie spokojnie moglibyśmy wymienić poglądy.
- To tylko u nas jest bezpiecznie - zapewnił Greg. - Tylko u nas. Żaden zombie tam nie wejdzie. Nie ma innego bezpiecznego miejsca. Zaprowadź mnie tam, a nic ci się nie stanie. Zapewniam.
W bajki to John przestał wierzyć dawno, dawno temu.
- Prosiłem o poważną odpowiedź, a nie garść żartów - stwierdził. - Może tak na początek obetnę ci uszy? - Wyciągnął toporek i przyłożył zimne ostrze do lewego ucha swego jeńca. - Bez uszu podobno można też żyć. Najwyżej czapka będzie ci spadać na oczy - dodał z wyraźną kpiną w głosie. - Ale bez palców będzie już troszkę gorzej wiodło. Jak sądzisz?
- Nie, nie. - Perspektywa straty kawałków ciała podziałała mobilizująco na pamięć Grega. - Mamy taki mały posterunek na obrzeżach Chinatown, taki zapasowy magazyn.
- No to wstawaj i ruszamy - powiedział John. - Wiem, wiem - uprzedził ewentualny protest - że ze związanymi rękami kiepsko się idzie, ale to na wypadek, żebyś głupot nie robił.
- Ale zombie...
- Musisz tak prowadzić, żeby się na nie nie nadziać. Chyba wiesz, którędy iść.

John poczekał, aż Greg stanął na nogi i niezbyt mocno stuknął go lufą pod żebra.
- Jako gospodarz pójdziesz przodem. Ruszamy.
- Ile jest osób w waszej grupie? - spytał, gdy zrobili kilka kroków.
- Ponad setka - odparł Greg z wyraźną dumą.
- A kto dowodzi?
- Teraz nikt. Któryś z twoich rozjechał go samochodem. Z pewnością jeszcze nie wybrali nikogo nowego.
- A ile osób siedzi w tamtym posterunku?
 
Kerm jest offline  
Stary 02-12-2014, 14:39   #114
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Kolejnym czym poczuła Violet były brudne, żółte zęby wgryzające się jej w szyję. Dziewczynka wyrwała się i pobiegła w mrok, a Cartwright szarpnęła się przez co kawał jej skóry został w ustach zgniłka. Krzyk, panika i przerażenie. Momentalnie, nie myśląc zbytnio o skutkach dobyła broni i wypaliła żywemu trupowi w czoło. Ten padł jak ścięty z nóg, lecz cała okolica żywych trupów poczęła za nią iść. I okropnie jęczeć. Jej dni były policzone, ile trwała przemiana każdy wiedział. Miała broń, a to był bilet to śmierci bez męki. Zeszła z drogi zalana łzami. Umiera samotnie, w jakiejś opuszczonej ruderze, nie potrafiła nawet zająć się dzieckiem. Nocną ciszą wypełnił drugi wystrzał. Bezwładna dłoń Violet trzymająca jeszcze chwilę temu broń przy swojej skroni, opadła bezwładnie.

Kolej na Kasapi nie przychodziła, a nawet na koleżanki dziś nie było chętnych.
- Dziwne. – odezwała się jedna z nich – Już dawno powinni po nas przyjść. Coś się musiało stać…
Nie wiedziały że w budynku nad nimi trwały debaty nad wyborem nowego przywódcy. Debaty nie stroniły od walki, sporej ilości alkoholu i od przekupywania oraz zastraszania towarzyszy. Dawało to nieco czasu na jeszcze dłuższe przemyślenia. Do ich chłodni pofatygowała się tylko jedyna kobieta będąca na równych prawach co pozostali mężczyźni, przynosząc wam jedzenie. Wodę w plastikowym kubku oraz fasolę z mięsem, prawdopodobnie szczurem. Przyrządzony był zupełnie jak kurczak.
- Jedzcie. – powiedziała rozkuwając wam dłonie.
Sama nie wyglądała na nieuzbrojoną, ale pod drzwiami dało się słyszeć jakieś rozmowy. Nie rozkuła tylko Kasapi.
- Ty jesteś nowa, więc nakarmią Cię dziewczyny. I tak masz szczęście że mężczyźni są zajęci swoimi sprawami, będziesz miała dzień lub więcej spokoju. – po czym wyszła bez słowa.

John i jego jeniec szli bocznymi uliczkami. Mijali zniszczone witryny sklepowe oraz splądrowany bank. Ludzie skupiali się na tak przyziemnych sprawach jeszcze kiedy wybuchały pierwsze zamieszki i zarażenia. Kiedy ludzie wyszli na ulice, wtedy trupy miały prawdziwą ucztę. Epidemia rozprzestrzeniła się w zastraszająco szybkim tempie.
Na pytanie, Greg zamilkł i po chwili dopiero odpowiedział:
- Nikogo tam nie ma, to taki zapasowy magazyn gdyby jakieś wielkie stado zablokowało dostęp do bazy albo kogoś bez źródła światła dopadła noc. Wiesz o co chodzi, prawda? Wyglądasz na całkiem ogarniętego typka. Aż dziwne że jeszcze mnie zastrzeliłeś.
Znowu zamilkł. Po chwili znowu zaczął swoją tyradę.
- Szkoda że dałem się w tak prosty sposób podejść, twoja koleżanka wygląda na kawał fajnej dupci… Aż żałuje że nie mogę pierwszy położyć na niej swoich łap, ale przyjdę na gotowe. Będzie oćwiczona i gotowa, przy pierwszym tygodniu zawsze się rzucają jak ryby. Bo to twoja koleżanka, racja? Na pewno, inaczej byś za nami nie szedł, musiałeś obserwować nas od dłuższego czasu. Bardzo jesteś do niej przywiązany? Jak Ci nie dawała możesz się do nas przyłączyć, wtedy nie będzie miała wyboru. Mamy broń, schronienie, jedzenie i leki. I kobiety. Przyznaj się, kiedy ostatnio byłeś z jakąś babką i mogłeś ją pukać na wygodnym łóżku?
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 03-12-2014, 19:05   #115
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
John z zainteresowaniem, acz całkowicie bez entuzjazmu, wysłuchiwał przekazywanych przez Grega informacji. Najchętniej odstrzeliłby mu od ręki łeb, ale bez przewodnika nie trafiłby do magazynu. A odstrzelenie można zostawić na później.
- Powiadasz, że tak tam macie fajnie? - powiedział. - Broń, jedzenie i kobiety dla rozrywki? Całkiem, całkiem nieźle. Chociaż... Znam miejsce, gdzie jest kilka kobiet. Młodych, dość ładnych, chociaż może trochę chudych. Ale w dzisiejszych czasach to dość zrozumiałe.
John uśmiechnął się, czego zapewne idący przed nim Greg nie mógł dojrzeć.
- Nie wiem więc, czy taki interes mi się opłaci - powiedział. - Trafiłem niedawno na parę drobiazgów i trochę jedzenia. To starczy na jakiś czas i dla mnie, i dla tamtych dziewczyn. Sam wiesz... lepiej być kimś na małej wysepce, niż prawie nikim w takim stadzie wilków jak wasza grupa. A zatem spytam raz jeszcze... W jaki sposób ma mi się to opłacić?

Wybór miał. Nawet parę możliwości.
Zostawić Kasapi swojemu losowi i liczyć na to, że dziewczynie jakoś się uda uwolnić.
Wymienić Grega, i może jeszcze kilka osób, na dziewczynę.
Wkręcić się do owej bandy i spróbować uwolnić Kasapi. Co groziło odstrzeleniem, ledwo pojawi się przed tamtym budynkiem.

Nie miał pojęcia, co zrobić. Ale miał przed sobą całą noc.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-12-2014, 21:40   #116
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Najgorsze w sytuacji, w jakiej się znalazła było oczekiwanie.

Przeklęta bezczynność.

Jęła przechadzać się beznamiętnie po pomieszczeniu rozglądając się uważnie po jego ścianach, tak jakby mogły one doradzić jej sposób na wyjście z tej sytuacji.
Drzwi się otworzyły i zobaczyła w nich jedyną wolną kobietę, tę o której wspominały towarzyszki jej niedoli.
Nie skomentowała jej słów, jedynie butnie odpowiedziała spojrzeniem swoich oczu na jej spojrzenie. Przez jej głowę przebiegły filozoficzne pytania..."Jak ona czułaby się na jej miejscu i czy potrafiłaby?"...."Jakiego by to z niej zrobiło człowieka?".

Kobieta wyszła pozostawiając im jedzenie.

"No tak, jeszcze nie złamali mojego ducha." - pomyślała z niejaką zazdrością spoglądając na wolne ręce towarzyszek.
Nie wiedziała czy kobiety podzielą się z nią posiłkiem, dlatego też w duchu dziękowała za ten, który zjadła jakiś czas temu.
Po posiłku miały wrócić do oczekiwania na to aż ktoś postanowi po nie przyjść. Domyślała się, że to ona zostanie wzięta jako pierwsza i choć cały czas obmyślała drogi ucieczki czy walki....bała się.
"Świeży towar"
 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 07-12-2014 o 22:46.
Nimitz jest offline  
Stary 08-12-2014, 01:18   #117
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Dziewczyny ku uciesze Taidy, nakarmiły ją. Miały jedzenia pod dostatkiem, a i tak nie miały gdzie go schować w tak sterylnie czystym pomieszczeniu. Karmiła ta bardziej rozmowna. Jak się dowiedziałaś, nazywała się Susan, a druga – ta która rzekomo pochodziła z obozu na parkingu nosiła imię Myrtle. Ona właśnie siedziała po drugiej stronie pokoju wpatrując się w Ciebie i masując nadgarstki. Rzemienie mocno wpiły się jej w skórę i niebyła pewne czy uwolnienie było na czas posiłku czy na dłuższy czas. Na razie miała inne zajęcie. I faceci też mieli zajęcie.
Po posiłku zostałyście poinformowane że dzisiaj „faceci” nie mają czasu, a co za tym idzie możecie się przespać w spokoju do rana. Mimo wszystko noc była dość ciężka i hałaśliwa, do pomieszczenia dochodziły krzyki ludzi tu mieszkających, a teraz walczących o władzę nad przybytkiem. Kobiety też to słyszały.
- To twoja sprawka? – zapytała Myrtle.
Na twierdzącą odpowiedź, obróciła się w stronę Susan.
- Ona umie walczyć, możemy spróbować się przy jej pomocy wydostać… Pamiętam plan Molly, jej się udało.
Susan wyglądała na taką, która z góry oceniła pomysł za głupi i niewykonalny. Ale kiwnęła głową, karząc mówić koleżance.
- Pewni e teraz będą pilnować aby w pokojach nie było broni i noży, ale są inne rzeczy. W szóstce widziałam kiedyś statuetkę orła, z dość ostrymi skrzydłami i dziobem. Najlepiej kiedy przyjdzie po jedną z nas Carl. On ma przy sobie zazwyczaj klucze do wszystkich pomieszczeń, jest kimś na wzór dozorcy. – spojrzała pytająco na Taidę – Dałabyś radę kogoś załatwić statuetką?
Pytanie było raczej retoryczne.

John i jego jeniec zbliżali się do posterunku, a Greg odpowiadał i zachęcał.
- Jak to, jak Ci się opłaci? Broń, amunicja i jedzenia. Nie będziesz się musiał martwić o to co będzie jutro i nie będziesz musiał wyliczać puszek z żarciem. My mamy masę rzeczy. W końcu musimy żywimy tak wielu ludzi. Pomyśl, sam powiedziałeś że starczy Ci tylko na jakiś czas… Z nami nie będziesz się musiał bać zgniłków, każdego napotkanego człowieka oraz innych grup. Trzęsiemy tą okolicą, tym miastem. Bycie z nami jest zawsze mądrzejsze niż być przeci…
Rozmowę przerwał wystrzał niosący się echem po okolicy.

* * *

Ian i M spotkali się jakiś czas temu, zupełnie przypadkiem. Dwie ciche i milczące postaci. Ian łatał M za każdym razem gdy ta sobie zrobiła kuku, a ona łowiła żarcie w licznych parkach. Głównie wiewiórki i szczury, ale było to lepsze niż chodzenie po Chicago z pustym brzuchem.
Narkoman i dziewczyna ze wsi, idealny duet. Z obojga, z ceniących uśmiech i pogodę ducha ludzi epidemia zrobiła cichych i powściągliwych mruków ceniących zasadę „za wszelką cenę przetrwać”.
Do niewielkiego mieszkania w budynku na skrzyżowaniu dość sporych ulic ściągnął Iana głód, a wraz z nim była też M. Obserwowali je dość długo, dwóch kolesi siedzących z jakiegoś dziwnego powodu na dość sporej ilości żarcia, leków i amunicji. Starali być cicho i nie zwracać na siebie uwagi ani żywych, ani umarłych. Nie udało im się to do końca, ponieważ w nocy Ian zauważył światło z ów mieszkania. Najpierw spróbowaliście po dobroci, aczkolwiek niestety tamta dwójka miała wrogie nastawienie. Mimo wszystko to Ian był ich głównym celem, tak jakby nie chcieli zabijać M z niewiadomego powodu. Tylko szczęście uratowało was przed śmiercią. Jeden został skatowany przez Iana gazrurką, drugiego położyła kula ze sztucer. M ostało się ostatnie pięć naboi.
Mogliście tu chwilę zostać, najeść się do syta i uzupełnić zapasy. A kiedy wstanie słońce ruszyć dalej.

Greg spojrzał na Johna.
- Chodź, to tam gdzie strzelano. Pewnie ma ktoś problemy z trupkami, dobra nasza. Ściągnie ich uwagę. Tylko przyśpieszmy.
Greg wiedział że wystrzał musiał pochodzić ze sztucera, a wiedział również że żaden ze strażników nie posiadał takiej broni. Dominowały u nich karabiny wojskowe M4, M16, M14 oraz AR różnego typu. Ale oni mieli siedzieć cicho i tak nie strzelali. Wzorowe chłopaki. Tego że wieśniaczka i narkoman zabiło dwóch dobrze uzbrojonych ex żołnierzy nawet nie podejrzewał.
Kilka minut temu byliście już na klatce budynku.
- Teraz na samą górę. Może pójdziesz przodem?
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 08-12-2014 o 13:31.
SWAT jest offline  
Stary 09-12-2014, 02:00   #118
 
Zielony Kot's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielony Kot nie jest za bardzo znanyZielony Kot nie jest za bardzo znany
"Opatrzysz to? Dam Ci pół wiewiórki."
Takim właśnie zdaniem zaczęła się znajomość M z Ianem.
I to okazało się być całkiem dobrym układem. Żyli razem... Właściwie "przeżywali".
Nie było między nimi dysput godnych ateńskich filozofów, ale na co komu dialog w dzisiejszym świecie? Teraz liczyło się tylko przetrwanie. Relacja Iana i M nie należała do najbardziej rozbudowanych.
M stosunki między nimi najwidoczniej odpowiadały, bo nie skarżyła się zanadto, nie prosiła, by zdradził więcej szczegółów na swój temat, nie drążyła niczego, co nie było istotne.
Była raczej milczącym gburem. Pomrukiwała, potakiwała. Rzadko decydowała się na bardziej rozbudowane zdania, choć pewnego wieczoru, przy szaszłyku z kiepsko doprawionego szczurzego mięsa wyznała swojemu towarzyszowi, że kiedyś mieszkała na farmie w Teksasie.
Zdawała się nie dostrzegać ślad po igłach na jego przedramionach, ignorować zwężone źrenice. Może po prostu nie chciała wiedzieć, że Ian jest uzależniony? To zrujnowałoby ten zalążek zaufania, który gdzieś w niej się zatlił.
Łatwiej było nie dopuszczać do siebie jasnych symptomów.
Miał ją pozszywać, gdy trzeba było; miał czuwać, gdy ona spała. I to właśnie robił. Jak dotąd sprawdzał się w stu procentach. Nie oczekiwała niczego więcej, nie obawiała się, że kiedyś nie będzie w stanie jej tego dać...

Atmosfera była dość ciężka. Noc, która zakończyła się makabrą w mieszkaniu obudziła w M uzasadniony niepokój, który z kolei wzmożył jej czujność i uwagę.
Stanęło przed nią kilka pytań, nie było jednak żadnej satysfakcjonującej jej odpowiedzi.
Dlaczego jej nie atakowali? Dlaczego skupiali się tylko na Ianie? Podczas szamotaniny zwieńczonej wystrzałami z jej broni zdawali się oczekiwać, że ona przetrwa. Jakby była im do czegoś potrzebna. Tylko na cholerę im prostaczka ze wsi?!
Goście, którzy pilnowali góry żarcia i amunicji, uzbrojeni po zęby... Nie mogli być sami. Pewnie gdzieś czyhali ich towarzysze.
A jeśli nie - okrzyki Winchestera mogły zwabić tu trupy.
M nie chciała zostawać w tym miejscu na noc. Zaproponowała przeszukanie ciał, zabranie czego wlezie i poszukanie innego miejsca na nocleg. Nie czuła się tu bezpiecznie. Nie zmrużyłaby oka.
I pewnie zginęłaby zanim nastałby wspomniany świt.
To nie było miejsce, w którym mogli przeczekać. Potrzebowali jakiegoś innego.
Pakowała do plecaka to wlezie… Wszystko co wyglądało na przydatne, czy cenne. Podała Ianowi jeden z karabinów, wyrwanych z dłoni martwego, niedoszłego oprawcy, starając się zachowywać w miarę cicho.
Dla siebie zgarnęła drugą broń, upewniła się czy magazynek jest pełen. Przerzuciła sobie nową zdobycz przez ramię. Ciągle miała pięć naboi do sztucera – jemu ufała, jego znała… Z nim sobie poradzi lepiej niż z karabinem. Później przetestuje, obezna się i może zaprzyjaźni się z nim bardziej niż z Winchesterem?
Mowa była zbędna. Wystarczyły gesty, szmer ruchów.
Do czasu.
- Ian? Słyszałeś? - Wyszeptała cicho, ledwo poruszając wargami.
Głosy... Głosy na klatce.
Nie czekała na odpowiedź, stanęła przy futrynie schodząc tym samym z linii wzroku ewentualnego gościa - zasłaniała ją ściana i dostrzec będzie można ją dopiero, gdy spojrzy się w prawo po przekroczeniu progu.
A wtedy może być już za późno - podniosła broń z kulą ulokowaną w komorze, była gotowa do wystrzału, jeśli osobnik, który tu wkroczy okaże się być nieprzyjaźnie nastawiony.
 
Zielony Kot jest offline  
Stary 16-12-2014, 16:14   #119
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Słowa Grega coraz mniej podobały się Johnowi. Przyłącz się do nas, a będziesz mógł się najeść do syta i od czasu do czasu zgwałcić jakąś kobietę. Świetnie. No a wszystkie te dobra pod jednym warunkiem - że Greg nie odstrzeli od ręki tego, który wziął go do niewoli.
- To brzmi bardzo ciekawie - powiedział. Ciekawie, ale to nie znaczyło, że mu się to podoba.


Opinia, jaką John miał o swym niedobrowolnym towarzyszu wędrówki, oscylowała koło zera. I zdecydowanie, gdy Greg wspomniał o tych, co się narazili właśnie żywym truposzom, spadła dużo, dużo poniżej wspomnianej wcześniej, okrąglutkiej liczby. Tylko prawdziwy sukinsyn mógł życzyć źle innym ludziom i Johna wcale nie cieszyło nieszczęście innych.
- Droga bez zombie to dobra rzecz - przytaknął. - Im mniej przed nami, tym lepiej.


Może i Greg miał rację i ci "inni" odciagnęli zombie, bo żaden nie pojawił się na drodze wędrującej wśród ciemności nocy pary. Co w najmniejszym stopniu nie zwiększyło zaufania Johna do przewodnika. I z tego też powodu nieco nieufnie odniósł się do przedstawionej pod koniec wędrówki propozycji.
- Nie, nie - podziękował uprzejmie. - Jednak znasz drogę lepiej, niż ja.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-12-2014, 17:38   #120
 
Niker's Avatar
 
Reputacja: 1 Niker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodze
Wszystko się spieprzyło. Miał odbębnić jedynie półroczny staż w służbach ratowniczych Chicago, miała być to być życiowa szansa dla raczej przeciętnego, niczym nie wyróżniającego się studenta z Londyny.
A teraz co? Ugrzązł w mieście którego praktycznie nie znał, gdzie nikogo nie znał, gdzie ze swym wyspiarskim akcentem nie kiedy miał problemy dogadać się z miejscowymi. A jak by tego było mało, epidemia zmuszających umarlaków do powstania za grobu widocznie się rozkręciła na dobre.
Gdyby tylko zdecydował się rzucić te praktyki tydzień wcześniej...

Początkowo miał farta, jego pierwotna kryjówka była tak ulokowana iż miał praktycznie wszystkiego co dusza by zachciała. żywność, woda, alkohole, papierosy, słodycze, leki... Wszystko co dobre musi się jednak kiedyś skończyć. Pierw z jego własnej winny sprawił iż trupy zaczęły się interesować nieco okolicą w której się znajdował, później kolejno kończyły się zapasy. Zapewne gdyby nie chlał tyle, a przede wszystkim nie zaczął nałogowo wstrzykiwać sobie w żyłę morfiny, zdołał by wytrzymać w karetce dłużej. Zaczął by racjonować zapasy, szukał jakiś dodatkowych źródeł w najbliższej okolicy...
Człowiek mądry jest jednak po szkodzie.
To głód sprawił iż zaczął nieco bardziej trzeźwo patrzeć na sytuacje w której się znalazł, to przez głód postanowił na razie postanowił walczyć ze swoim nałogiem, to przez głód postanowił przedzierać się przez miasto.


Łatwo było się domyśleć czym się zajmował przed, wystarczyło tylko spojrzeć na jego ubranie, wielki napis „paramedic”(1) widniał plecach jego kurtki, dodatkowo po bokach tej znajdywały się naszywki Chicago EMS(2) oraz naszywka z nazwiskiem z przodu. Wyglądał więc jak pełnoprawny ratownik medyczny, a nie praktykant w roli sanitariusza.
Być może właśnie ta kurtka ocaliła mu skórę gdy spotkał „M”. Dziewka wyszła z prostą propozycją, usługa za usługę. Ona dostarczała pożywienia, on odpowiadał za wszelkie medyczne operacje.
Chodź tego nie okazywał, nawet się ucieszył z jej towarzystwa, po raz pierwszy od dłuższego czasu miał do kogo otworzyć gębę, miał psychiczną świadomość iż obok jest prawdziwy, żywy człowiek który polega na nim. Sama taka świadomość pozwoliła nieco złagodzić skutki głodu narkotyzowanego, poczucie obowiązku wzięło górę nad dojmującym odczuciem potrzeby kolejnej dawki morfiny.


Krew pokrywała jego trzęsące się dłonie. Zabił... całe życie szkolił się i nastawiał psychicznie aby ratować cudze życie, a dokonał aktu całkowicie z tym sprzecznego. Zabił.
Chodź trup u jego stóp zdążył już dobrze odtajać, on dalej nie mógł uwierzyć we własne czyny. Przyglądał się tylko pokrytych krwią dłoniom.
Kolejna rysa na i tak podniszczonej psychice. Ciało i psychika wrzeszczały, już nie dawały znać ale jasno domagały się ucieczki od problemu w dobrze znany i tak prosty sposób. Wbicia w żyłę igły i uwolnienia kojącej zawartości strzykawki...
Zdawał się nie widzieć krzątaniny dziewki, nie wyglądał z resztą za dobrze od chwili starcia, i bynajmniej nie mowa tu o kilka dodatkowych sińców na ciele. Wyraźnie można było dostrzec powiększające się z każdą chwilą wory pod jego oczami, twarz poszarzała... Do tego był jeszcze bardziej oszczędny w ruchach i mowie.
Siedział przez większość czasu oparty o ścianę, ponury, pogrążony w swych myślach, dopiero gdy podano mu broń, spojrzał na dziewkę tak jak by się pytał „ A co ja kurwa mać mam z tym zrobić?”. O broni wiedział tyle co z telewizji i Internetu, gdzie lufa a gdzie spust, na studiach nie uczyli jak mierzyć, odbezpieczać, przeładowywać. Trochę pooglądał nabytek, bardziej żeby zająć czymś ręce niż z faktycznego zainteresowania.
-Co?
Uniósł łep nie bardzo wiedząc o co chodzi, popatrzył na to co robi dziewczyna. Widząc jak ta się kryje wyraźnie zaniepokojona, poderwał się na równe nogi, i wiele nie myśląc przykleił się do ściany od drugiej strony drzwi. przycisnął do ramienia zdobyczny karabin i nie wiedząc za bardzo co dalej, po prostu stał mierząc w punkt na wysokości klamki.

_______________________________
(1) Ratownik medyczny/sanitariusz
(2) Chicago Emergency Medical Service
 
Niker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172