Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2014, 15:56   #19
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Zamek Never, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Świt



Pierwsze promienie wschodzącego słońca przebiły się przez linie horyzontu, aby przywitać schodzących po linie poszukiwaczy przygód. Byłoby to iście wspaniałe miejsce do kontemplacji, gdyby nie straż mintaryjska nieustannie depcząca im po piętach oraz stosunkowo kiepskie warunki pogodowe panujące na zewnątrz zamku Never. Tego dnia było wyjątkowo chłodno i padał lodowaty deszcz, a przyparci do stromej ściany, znajdujący się na wysokości kilkunastu pięter najemnicy musieli jeszcze zmagać się z porywistym wichrem nieustannie wiejącym od strony morza.
Gdzieś w głębi twierdzy wciąż dało się słyszeć szczęk oręża oraz agonalne krzyki umierających. Podczas spektakularnej akcji w lochach zamku Never najemnikom udało się uwolnić nie tylko ich niesłusznie skazanych towarzyszy, ale także całą masę niebezpiecznych przestępców, którzy nie bez powodu trafili za kratki jednego z najgorszych więzień w krainach.
Dopiero teraz, kiedy adrenalina powoli przestawała pompować w żyłach, awanturnicy zaczęli pojmować konsekwencje swych czynów...




- Pierdolona straż mintaryjska! - ryknął na całe gardło Thubedorf, gdy jako jeden z ostatnich zszedł po linie. Nie przejmował się zachowaniem ciszy, nie w chwili, gdy cała twierdza trzęsła się w posadach.
- Toć wam mówił przecie, że trzeba będzie wyciąć w pień tych zawszonych urzędasów, bo teraz sprowadziliśmy kłopoty nie tylko na nasze zacne cztery litery, ale także na całą Złamaną Czaszkę - kontynuował wyraźny obruszony krasnolud.
- Jam to powiedział - wtrącił się Verin, który stał nieco dalej obserwując teren przed nimi. - Tyś siedział cicho, gdy ja starałem się zakończyć cierpienie tych padalców, ale przeszkodziła mi ta mała gówniara, którą tak bardzo chciałeś wziąć ze sobą - wskazał znaczącym ruchem głowy Nel. Ta w odpowiedzi pokazała mu jakiś ordynarny gest, bardzo popularny wśród żyjących na skraju ubóstwa mieszkańców Rzecznego Kwartału.
- Jakie to typowe… - zakpił fechmistrz podwijając rękawy - Jeszcze nauczę ciebie manier, smarkulo - mówiąc to ruszył w stronę Nel, która mimowolnie cofnęła się o kilka kroków wstecz, ale drogę zastąpił mu Grimbak, którego potężna pierś była na wysokości głowy Verina.
- Panuj nad sobą, fechmistrzu - jego głęboki i donośny głos sprawiał wrażenie, że byłby w stanie skruszyć skały. Verin przez chwilę stał z beznamiętnym wyrazem twarzy, spoglądając prosto w oczy zwalistego wojownika, po czym niechętnie odwrócił się plecami do reszty i wrócił bez słowa na swoje miejsce. Grimbak nie spuszczając wzroku z fechmistrza skinął głową w niejednoznacznym geście, ale nie skomentował jego zachowania. - Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Teraz nie mamy czasu rozważać kto czym zawinił. Mamy ważniejsze sprawy na głowie, więc w pierwszej kolejności proponuję znaleźć jakieś schronienie.
- W północnej części Czarnegostawu znajdują się stare opuszczone kamienice. Z tamtego miejsca już niedaleko do siedziby Złamanej Czaszki, więc sugeruję tam się udać i przemyśleć następne kroki - powiedział Randal, który wcześniej przez cały czas w ciszy przysłuchiwał się rozmowie.
- A co jeśli znowu spotkamy te mintaryjskie psy? - zapytał Thubedorf, którego powoli zaczęła boleć ręka od nieustannego rozczłonkowywania coraz to liczniejszych zastępów przeciwników.
- Teraz to na pewno ściągają posiłki ze wszystkich stron. Z wojownikami to sobie bez większych trudności poradzimy, ale te ich czaromioty to istne skurwysyństwo.
- Na północy jest spokój - odparł Verin tonem wyzbytym z emocji - mintaryjczyków nigdzie tam nie spotkasz, bo jest tam dla nich zbyt niebezpiecznie. Zresztą, nie raz tam z Randalem żeśmy byli na patrolu, więc wiem co mówię.
- A więc postanowione - odparł półork, po czym jako pierwszy ruszył w stronę jednej z wielu wąskich uliczek prowadzących od zamku w stronę miasta. Jego śladem, niemalże gęsiego, ruszyła reszta najemników.




Na samym końcu drużyny awanturników podążała w mundurze straży mintaryjskiej młoda półelfka. Samotna, trzęsąca się z zimna i emocji próbowała sobie poukładać wydarzenia sprzed ostatnich kilku godzin. W ciągu jednej nocy zmieniła się z uległej służki w dojrzałą kobietę, która potrafiła spojrzeć w oczy swym lękom, ominąć straże i uwolnić setki więźniów nie bacząc na ryzyko i konsekwencje. W ciągu jednej nocy stała się bohaterką z książek, które tak bardzo kochała czytać podczas tych nielicznych chwil, które miała wolne od pracy.
Teraz kiedy adrenalina powoli przestawała pompować w jej żyłach, młoda dziewczyna wracała do swego dawnego ja. Z każdą chwilą budziła się w niej prawdziwa Etsy - strachliwa, uległa i wiecznie pogrążona w marzeniach służka, która wręcz panicznie bała się swego właściciela - karczmarza Grega.
Za resztą poszukiwaczy przygód podążała tylko dlatego, że wciąż była w ciężkim szoku wywołanym przez jej wcale nie taki marginalny udział w sabotażu, który echem potoczy się po całym mieście. Jeszcze tego dnia jej imię wykrzykiwać będą miejscy krzykacze, gazety będą o niej pisać artykuły, a ona już niedługo skończy na drugim końcu ostrza gilotyny. Ale zanim zazna wieczny spokój będzie musiała zmierzyć się z jej dręczycielem, a zarazem też jedynym karmicielem. Właśnie ta wizja spotkania z Gregiem najbardziej napawała ją strachem…



Zrujnowana kamienica, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Świt

Po kilku długich minutach podróży przez miasto Neverwinter, drużyna poszukiwaczy przygód trafiła na stary, opuszczony deptak, gdzie przed katastrofą mieszkała elita tego miasta. Spowita w mroku uliczka straszyła wielkimi zrujnowanymi kamienicami, które sprawiały wrażenie jakby mogły runąć w każdej chwili. Do jednej z nich wkroczył Thubedorf, po tym jak chwilę wcześniej silnym kopniakiem posłał spróchniałe drzwi na ziemię.
- Dalij! Włazić ino do środka. Nikogo tu nie ma - rzucił w stronę swych towarzyszy sędziwy krasnolud, po czym zniknął w ciemnościach panujących wewnątrz.
Zwalisty półork musiał się dość mocno schylić żeby wejść do środka. Rozejrzawszy się uważnie po pomieszczeniu dał reszcie znać skinięciem głowy, że jest bezpiecznie, po czym odłożył przy samym wejściu topór zdobyty na wartowniku, a następnie usiadł na zapadającej się kanapie, która aż zatrzeszczała w proteście pod jego ciężarem.

Ściany salonu, w którym się znaleźli, były oddarte z ornamentów, po których jedyną pamiątką zostały cienie i niedociągnięcia w farbie na ścianach. Stara kanapa na której siedział Grimbak była w sumie jedyną rzeczą, która pozostała w tym pomieszczeniu w miarę nietknięta. Po reszcie bogatego umeblowania pozostały drzazgi, które teraz licznie zdobiły podłogę.

W miejscu, gdzie nie było ich aż tak wiele, ciężko na tyłek opadła służka. Zdyszana i roztrzęsiona. Jedną ręką podtrzymywała się ściany by nie paść, albo na plecy, albo na brzuch. Do reszty towarzystwa była zwrócona plecami. Jej przetłuszczone włosy padające na lekko opuszczoną twarz skutecznie przysłaniały to, co się za nimi działo. Jeno szybki wdech i błyskawiczny wydech.
- Dworskie komnaty to co prawda nie są - powiedział Randal wchodząc do obszernego pomieszczenia - ale zdecydowanie wolę to od tych *eleganckich* lochów, w których to mieliśmy nieprzyjemność gościć. - Po jego ozdobionej wieloma zmarszczkami twarzy widać było jak bardzo był zmęczony. Czarodziej rzucił na ziemię swój plecak i po prostu usiadł na nim, opierając się plecami o zagrzybiałą ścianę.

Thubedorf z głośnym westchnieniem ulgi usiadł ciężko na tyłku obok Randala. Wyciągnął zza pazuchy ręcznie struganą fajką i zapalił sobie, delektując się smakiem i aromatem jabłkowego ziela. Wciąż dyszał ciężko po walce i wykończającej fizycznie wspinaczce, i dopiero solidne zaciągnięcie się swoim ulubionym specjałem pozwoliło mu odprężyć się nieco bardziej.
- Muszę ino przyznać, że były momenty, w których powątpiewałem w twój plan, Randalu - powiedział po pewnym czasie krasnolud, gdy już w końcu doszedł do siebie. - Ni mniej jednak okazał się skuteczniejszy od mojego.
Randal w odpowiedzi tylko uśmiechnął się i skinął głową. Nie spał przez ostatnią dobę, a w tym czasie zdążył wziąć udział w pościgu za legendarnym asasynem, pokonał potężną bestię z kanałów, a na samym końcu jeszcze zrujnował zamek Never. Przy tych wszystkich losowych wydarzeniach pewna była tylko jedna rzecz - tego dnia nigdy nie zapomni.
- A jaki był twój plan? - wtrącił się półork. - Frontalny atak? Z garstką najemników naprzeciw mintaryjskiej potędze?
Thubedorf w odpowiedzi tylko przytaknął głową, zaś jego przyjaciel zaśmiał się gromko kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.
- Samobójstwo - dodał szczerząc do niego zęby.
Krasnolud tylko wzruszył ramionami nie chcąc wdawać się w kolejne potyczki słowne z tym upierdliwie niewdzięcznym półorkiem. Zamiast tego zwrócił się do Etsy:
- Co chcesz zrobić dalej, dziewczyno? Jak już mówiłem; oferta przyjęcia w szeregi Złamanej Czaszki jest wciąż aktywna.

Wywołanie jej zajęło parę chwil. Z początku nie było widać, że w ogóle usłyszała, ale w końcu krasnolud doczekał się reakcji, choć wcale nie była ona zadowalająca. Dziewczyna bardzo powoli obróciła głowę w jego kierunku, aż w końcu ukazała swoją upiornie bladą twarz.
- Najpierw wchodzicie w moje życie, niszczycie połowę mojej karczmy. Następnie z waszej winy za kraty trafia Jason. Później porywacie mnie o mało nie zabijając, wciągacie po linie do zamku Never. Tam zabijacie wszystkich strażników, którzy się zbliżą - dziewczyna mówiła to wszystko z łamliwym głosem. Z wrażenia powoli wstała i zbliżyła się do połowy początkowej dzielącej ich odległości - Mam na sobie mundur ściągnięty ze stygnącego człowieka. Jednego wieczora niemalże zginęłam tuzin razy. Przez was wypuściłam na wolność wszystkich morderców, złodziei i gwałcicieli tego zrujnowanego miasta. Własnymi rękoma przez to zabiłam jeszcze więcej strażników… I ty masz jeszcze czelność pytać się, czy zechcę przyjąć ofertę wejścia w wasze szeregi?! - wycisnęła z siebie drżąco.

Krasnolud wyszczerzył do niej pożółkłe zęby w uśmiechu. Nie miał ochoty raz jeszcze bawić się w te gierki, ale nie znał lepszej metody by przemówić kobiecie do rozsądku. Chrząknął głośno kilka razy, poprawił chwyt na toporze, który wysiał u jego boku, a następnie wyciągnął fajkę z ust i zacmokał z niesmakiem kilka razy.
- Chcesz tego czy nie, ale siedzisz już w tym gównie po uszy - mówiąc to spojrzał wymownie na Verina, który w odpowiedzi tylko przytaknął.

- W żadnym gównie nie siedzę! To wy! Wy mnie w to wciągnęliście! Nie zbliżajcie się do mnie. Nie chcę was nigdy więcej widzieć. Nigdy, rozumiecie? Nigdy! - wykrzyczała piskliwie zaczynając w pośpiechu pozbywać się nałożonego munduru strażnika.

- Siedzisz… Gówniara - fechmistrz wskazał głową Nel, która siedziała na starej kanapie obok Grimbaka - przejęła się losem paru urzędasów, którzy zapewne kilka minut wcześniej podpisywali wyrok na jej przyjaciela. Zostawiliśmy świadków, Etsy. Musimy osunąć się w cień na jakiś czas, a kompania Złamanej Czaszki zawsze solidaryzuje się ze swymi ludźmi...
Thubedorf przytaknął na potwierdzenie słów Verina.
- Znam dobrze Talgasta. To krasnolud z krwi i kości, nie opuszcza swoich ludzi i nie wyda nas choćby było to osobistym życzeniem Dagulta. Nie mniej jednak będzie trzeba opuścić Neverwinter aż sprawy nieco przycichną.

- To was widzieli! Nie mnie! Miałam zakrytą twarz, cały czas! - Etsy wyciskała się szamocząc z zaplątanym ramieniem w rękawie górnej części munduru.

Krasnolud zamyślił się przez chwilę ignorując okrzyki rozhisteryzowanej dziewczyny, po czym zwrócił się do Verina kompletnie zmieniając temat rozmowy:
- Wspominałeś coś o czekającym was zadaniu w Rzecznym Kwartale.
Fechmistrz przytaknął.
- Taki właśnie jest plan. Trzeba wytropić pewnego sukinsyna, który ukrywa się gdzieś w Rzecznym Kwartale. Facet stoi za licznymi mordami na terenie miasta, zaś my po schwytaniu go upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Zarobimy na tym niezłą sumkę, a w dodatku powinni odpuścić nam winy po wstawiennictwie Talgasta. Musimy tylko dostać się do gildii i obgadać cały ten plan z krasnoludem.

- Nie zbliżajcie się do mnie! - Etsy wycisnęła na odchodne gdy w końcu pozbyła się tamtego obrzydlistwa, następnie odwróciła się do nich plecami, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
Niespodziewanie drogę zastąpił jej Verin. Chwycił ją za nadgarstek zanim ta zdążyła wybiec i potrząsnął ją tak gwałtownie, że prawie upadła na ziemię. Fechmistrz wykręcił jej dłoń, obrócił ją tyłem do siebie, a następnie przyparł siłą do ściany tuż obok drzwi.
- Dokąd to, maleńka? - wyszeptał jej do ucha uśmiechając się przy tym obrzydliwie. Etsy aż zadrżała cała ze strachu i wstrętu.
- Puszczaj! - jęknęła z bólu próbując się wyswobodzić z żelaznego uścisku fechmistrza. Stali tak przez dłuższą chwilę szamocząc się ze sobą, aż w końcu wtrącił się słowem krasnolud:
- Pozwól dziewce odejść, będzie nas tylko niepotrzebnie spowalniać.
Verin najpierw spojrzał na sędziwego wojownika, a później z powrotem na służkę. Niechętnie odsunął się od niej, ale zanim ta wyskoczyła na ulicę chwycił ją za kołnierz i przyparł raz jeszcze do ściany - tym razem twarzą w swoją stronę.
- Jeśli komukolwiek zdradzisz nasze plany to osobiście ciebie wypatroszę - przez chwilę patrzył jej prosto w oczy, po czym w końcu wypuścił ją. Przerażona nie na żarty Etsy wybiegła ze zrujnowanego domu w sobie tylko znanym kierunku.

- Pewnie jesteś z siebie zadowolony? - zapytał Grimbak, kiedy Verin w końcu odwrócił się do nich.
- Panuj nad sobą, fechmistrzu - dodał Thubedorf zanim ten zdążył odpowiedzieć. - Chcemy jej pomóc, ale ona chyba nie bardzo rozumie w jakim gównie siedzi z tym Gregiem. Niewolnik, który boi się wolności… - zakpił.
- Jak widać niektórzy tak mają - odparł fechmistrz, po czym usadowił się wygodnie na kanapie obok Grimbaka. - To co? Jakie plany?
- Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru dzielić miasta ze strażą mintaryjską przez najbliższe kilka tygodni - powiedział półork. - Weźmiemy młodych, pójdziemy do Talgasta i zobaczymy co da się zrobić. Co wy na to?
- Ja się z tym zgadzam - odparł Randal. - Czeka nas co prawda mała robótka w Rzecznym Kwartale, ale to i tak dopiero po rozmówce z Talgastem. Więc, w zasadzie, jak tylko tu chwilkę odetchniemy, możemy ruszać dalej.
Siedziba Złamanej Czaszki, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Południe

Wspomniana przez Randala "krótka chwila" w rzeczywistości przeciągnęła się przez kilka godzin. Przez ostatnią dobę najemnicy nieustannie walczyli, więc potrzebowali dłuższego odpoczynku. Nie chcąc zwlekać już ani chwili dłużej, o południu opuścili zrujnowaną kamienicę i ruszyli na spotkanie z Talgastem.

W końcu dotarli do siedziby Złamanej Czaszki. Podróż w to miejsce obyła się bez przykrych niespodzianek - straż mintaryjska wciąż była zajęta pacyfikowaniem przestępców, którzy rozbiegli się jak zaraza po całym mieście. Na ulicach panował względny spokój, mieszkańcy nie przejęli się ucieczką więźniów, więc dość łatwo najemnicy wmieszali się w tłum.

Po wejściu do środka od razu skierowali się do biura Khergala. Tylko Thubedorf, Grimbak i Lu postanowili zostać przez chwilę na dole, aby porozmawiać z resztą najemników, którzy byli żywo zaciekawieni wydarzeniami sprzed ostatnich kilku godzin.
Verin, Randal i Nel ruszyli schodami na pierwsze piętro, a następnie długim zdobionym licznymi obrazami korytarzem na sam koniec, aż stanęli przed drzwiami gabinetu Talgasta. Fechmistrz zapukał trzy razy i nie czekając na zaproszenie nacisnął na klamkę. Jako pierwszy wszedł do środka.

Sędziwy krasnolud siedział przed swym wielkim dębowym biurkiem zaciągając się co jakiś czas swoją ręcznie struganą, drewnianą fajką, ale poza nim były tu jeszcze cztery inne osoby…

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 17-11-2014 o 20:33.
Warlock jest offline