Cała drużyna szykowała się do zajęć górniczych gdy nagle po Sali poniósł się krzyk Grundiego, który stał na czujce u wlocie tunelu. Alarmował on a zbliżaniu się przeciwnika do naszych pozycji.
Zmieniło to diametralnie najbliższe plany, wszyscy uwijali się jak w ukropie gdy potok rozkazów spłynął z Detlefowego gardła.
Powstała prowizoryczna barykada z ciał zabitych gryzoni, ciężko ranni w osobach Galeba i Dorrina zostali odsunięci w bezpieczne miejsce.
Detlef zajął się na ten czas pracami górniczymi w miejscu skąd dochodził hałas, wszyscy żywili nadzieje że to nasi zaginieni towarzysze.
Ustawieni w szereg byli gotowi na obronę sali, rozpoczęły się pierwsze wymiany ognia, strzał, bełtów, trochę hałasu i nagle nastała cisza... przejmująca i tak intensywna iż słychać było oddechy towarzyszy, coś tu było mocno nie tak…
Po chwili wróg wyrósł jak spod ziemi przed samą barykadą! Przeklęte szczury podpełzły niezauważone!
Kyan z Grundim zareagowali odruchowo bez pardonu wypychając strzelców z pierwszej linii i zastępując ich. Zaczęła się walka, wymiany ciosów, trup ścieli się gęsto. Skromny oddział krasnoludów walczył dzielnie i zaciekle bronił swoich pozycji.
Ognistowłosy krasnolud starał się ogarnąć pierwszą linie by wytrzymała napór jednak szczurów była masa, napierali na barykadę tak mocno iż w końcu ta nie wytrzymała i zawaliła się przygniatając Kyana z Grundim pod stosem ciał.
Krasnolud czuł jakby właśnie wóz z węglem po nim się przetaczał, dziesiątki stóp, ogonów, i miażdżący smród mokrej sierści, krwi, odchodów i gnijących ciał… po prostu Delicje.
W końcu napór zelżał niestety smród nie… przez chwilę poczuł się żywcem pochowany i zakopany w morzu trupów. Ciężar zelżał na tyle by krasnolud mógł spróbować się wygramolić.
Starał się za wszelką cenę wydostać z tej makabrycznej pozycji w jakiej się znajdował. Ryzykował iż każdy przypadkowy skaven który go zauważy bez problemu strąci mu łeb z karku.
Walczył z kolejnymi ciałami odsuwając je, nie zdążył się jeszcze dobrze podnieść gdy poczuł uderzenie i fale bólu rozlewającą się po plecach.
Mimo to podniósł się,cały pokryty był szkarłatem niczym jakiś pieprzony bóg krwi. Do tego z pleców sterczał mu bełt…
Wkurwiony mocno krasnolud rzucił się na najbliższego skavena, który przyjął dwa ciosy Kyanowego młota i nagle zniknął z widnokręgu starając się ominąć przeszkodę jaka przed nim wyrosła i uciec do tunelu nawet nie podejmując walki.
Lekko zdziwiony krasnolud zauważył że praktycznie wszystkie skaveny, które znajdowały się w sali były w odwrocie, a na ich drodze stał właśnie Kyan.
Skakały, prześlizgiwały się, omijały i pierzchały, krasnolud starał się je trafić jednak były zbyt szybkie,zwinne i zdecydowanie miały opanowaną do perfekcji praktykę spierdalania z pola walki. Zbyt dużo w jednym momencie się zerwało do ucieczki by mógł je zatrzymać.
Nagle jakiś zabłąkany cios przemykającego bokiem skavena, wbił się w żebra krasnoluda odbierając mu dech i zatykając go, padł na kolana. Drugi uderzył go w twarz odcinając świadomość krasnoluda od dalszych wydarzeń...i losów towarzyszy.
Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 10-11-2014 o 00:14.
|