Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2014, 15:42   #21
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Siedziba Złamanej Czaszki, Neverwinter
5 Tarsakh, 1479 DR
Północ



Półmrok sali, przyznanej Eydis Haarussdóttir - córce Haarusa, na jej kwaterę nie był w stanie ukryć jaką była ona nieznośnie małą klitką. Przyzwyczajona do komnat najwspanialszych dworów Faerunu nie była w stanie docenić, że i tak dostała dwukrotnie większy pokój niż ktokolwiek inny z kompani. Łoże, bo łóżkiem nazwać je było ciężko, także śmierdziało przepychem, choć Eydis nie zwykła z niego korzystać. Od dobrych kilku lat nie zmrużyła oka, unikając potrzeby snu dzięki magii.
Z resztą, nawet w tym momencie komnata byłą pusta.

Ciemne włosy, burzowe oczy. Spokój i duma emanująca z jej postawy przyciągały by spojrzenia. Wysoki, jak na kobietę, wzrost rzucał by się w oczy ale ludzie nie zwykli patrzeć w górę, toteż pozostawała niezauważona na dachu ratusza miejskiego. Obserwowała mrok, lewitując nieco w górze, na wzór jakiegoś ducha. Otoczona i zjednoczona z -istotą-. Nie znała jej imienia ale ich ścieżki przecięły się w przeszłości i od tego czasu byli razem. Nierozłączni. Milczący. Nigdy nie zamienili ze sobą słowa, a mimo to znali wszelkie swoje sekrety i najskrytsze myśli.

Po chwili kontemplacji zerwała się do biegu. Uwielbiała to. Nigdy nie była słaba. Pochodziła z północy. Była cóką wodza barbarzyńców. Nie jedną szczękę złamała w życiu, nie jedno ramię uszkodziła. Była silna i szybka. Ale odkąd zjednoczyła się z -istotą- był to zupełnie inny poziom. Mogła ciskać głazami i prześcigać rumaki. Ta przewaga dawała jej radość. Wielką satysfakcję. Wiedziała, że gdyby chciała mogła by przebić ścianę dowolnego domostwa, urządzić rzeź, powtórzyć co najmniej czterokrotnie i uciec nim a straż miejska i wszelkie inne urzędy broniące bezpieczeństwa dopiero by się budziły do działania. Nie potrzebowała tego sprawdzać. Wystarczyło jej wiedzieć.

Siedziba Złamanej Czaszki, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Południe


Eydis przybyła na spotkanie jako ostatnia. Wyćwiczonym krokiem, z piętami wysoko w powietrzu, opierając ciężar ciała jedynie na palcach. Wynalazła sobie miejsce które jej się spodobało (a był nim wygodny fotel przeznaczony zwyczajowo dla ważniejszych gości) i swobodnym, ale pełnym gracji i nonszalancji ruchem “przewróciła” się na niego.
Dyskusji słuchała jednym uchem. Wyciągnąć towarzyszy którzy narozrabiali. Eskortować ich do bezpiecznego miejsca. Dosyć standardowo i średnio ciekawie. Jedynym akcentem był fakt zamieszania Harfiarzy w to -bezpieczne miejsce-. W duchu wzruszyła ramionami. Z półdrzemki wybudziła się gdy do sali weszli sami zainteresowani, wraz z jakimś dzieckiem.
Rozmowa dotąd, w całości,
pojawi się w innym poście

Rozmowa szybko przeniosłą się do jadalni. Po drodze okazało się, że trzeba jeszcze będzie wyciągnąć jakąś Etsy co ją porwano i chcą sprzedać do burdelu. To także nie zainteresowałą księżniczki barbarzyńców.
- Poczekajmy aż ktoś ją kupi. - Eydis dotąd była bardzo milcząca, ale słuchała - I odbijmy po drodze. Na ulicy będzie prościej niż w samym domu aukcyjnym. W takich miejscach jest wiele bardzo cennych rzeczy więc ochronę mają adekwatną, a na drodze i mniej wikidajł będzie i luzu więcej. I… chyba, coś przyspałam. Rozumiem, że ta mała wam pomogła, ale czemu ona teraz idzie z nami? Będzie zawadzać i pewnie zginie.
- Spokojnie laluniu, wracam do domu i tyle mnie widzieliście - odpowiedziała smarkula o imieniu Nel.
Eydis uśmiechnęła się dobrodusznie i wylądowała na ziemi. Lekkim krokiem podeszła do Nel (a istota z mgły poszybowała tuż za nią, jeszcze kilkoma pasemkami ją obejmując) i pochyliła się nad nią, jak by chciała ją pogłaskać po główce. Rozległ się plask, gdy córka Haarusa spoliczkowała pyskate dziewczę.
Stała teraz dumnie, z podniesioną głową i pogardą w oczach.
- Nigdy mnie tak nie nazywaj - na wpół warknęła, po czym zamaszystym ruchem odwróciła się i wróciła na swoje miejsce by znów zawisnąć w powietrzu.
- Te, opanuj się, bo stąd wylecisz - wtrącił się Randal. - Bić to się możesz sama po pysku - jednak został całkowicie zignorowany.
Nel złapała się za policzek, a w oczach zabłysły znajome już Randalowi i reszcie towarzyszy iskry.
- Oooooohoooo padam jaśnie panience do stópek, widzę poduszeczki w dupkę uwierały przez lata i teraz każda zadra w krzesełku boli com? Pogłaskać panienkę po główce? Włoski wyczesać? Oh ja wieśniaczka niegodna! - Dziewczę roześmiało się bezczelnie szczerząc zęby i robiąc wszystko aby nikt nie zobaczył po niej bólu otrzymanego policzka.
Bestia zmaterializowała się znacznie bardziej. Dało się już rozróżnić pojedyncze łapy i pysk pełen kłów. Eydis uniosła się nieco wyżej, po czym opadła na ziemię, a mgła wokół niej znów zatraciła kształt.
- Niech zgadnę. Rodzice cię porzucili. Wychowałaś się na ulicy kradnąc i zniżając się do najgorszych by przeżyć. Nienawidzisz tych co im się bardziej poszczęściło, niezależnie czy zawdzięczają to sobie czy innym.
- Pudło “wykształciuchu” - stwierdziło dziecko, wypowiadając to słowo ironicznie - Drugie stwierdzenie po części trafione ale, słabo jeżeli brać pod uwagę to jak sama wysoko cenisz swoją inteligencję, jeżeli by patrzeć na moją jej ocenę, to było całkiem nieźle, tylko musisz trochę poćwiczyć. Ostatnie stwierdzenie ponownie jest pudłem. - rozłożyła bezradnie ręce - Strzelec to z ciebie żaden dziecinko - wyszczerzyła się bezczelnie.
- Uwielbiasz robić sobie wrogów. A inteligencja jest przeceniana. Siła się liczy. Lepiej abyśmy się więcej nie spotkały - odpowiedziała, po czym skierowała się do wyjścia ze stołówki.
Nel wzruszyła ramionami.
- Przyjaciół się sobie wybiera, a po twoim występie to w sumie nie powinnam się niczego lepszego spodziewać.
- UCIEKAJ SILNY KURCZACZKU! UCIEKAJ BO TO MAŁE DZIECKO MA PCHŁY! - Zaśmiała się w ślad z odchodzącą. I w tym momencie coś pękło.
- Dosyć! - ryknęła Eydis z mocą wielokrotnie przekraczającą możliwości ludzkich strun głosowych. Towarzyszył temu gruchot gdy potężna, już całkowicie fizyczna łapa uderzyła w kamienną ścianę, wyżłobiając w niej cztery, głębokie na cal koryta. Pył posypał się zza nią, gdy ona maszerowałą by nauczyć małą szacunku.
Nel wstała od stołu przy którym siedziała do tej pory, jej policzki pokryte były czerwienią malowaną przez wypity przez nią łyk trunku i policzek istoty.
- Żal mi cię - stwierdziła, splunęła w kąt i odwróciła się do niej, wracając do stołu i całkowicie ją ignorując.
- Dość tego! - ryknął krasnolud stając pomiędzy Eydis, a Nel. - Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż wasze nędzne przepychanki. Jeśli chcecie walczyć, świetnie, ale ino róbcie to w Rzecznym Kwartale, bo to miejsce ku temu nie służy - potężne mięśnie Thubedorfa naprężyły, gdy krasnolud znaczącym spojrzeniem obdarzył Eydis. - Odpuść jej - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Twarz Eydis złagodniała. Nawet z oczu zniknęły gromy. Bez słowa odwróciła się i wyszła.

Uliczka w okolicach Bezimiennego Domu,
gdzie przetrzymywana jest Etsy, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Popołudnie


Grupa się zebrała. Zadanie było proste. Wyciągnąć dziewczynę i zmyć się. Bez niepotrzebnych starć. Bez niepotrzebnego rozlewu krwi, ale też bez specjalnych starań by nie obić komuś mordy. Dyskusja była krótka. Padło kilka propozycji, zlokalizowano najpewniejszą lokalizację Etsy, ostatecznie grupa się rozeszła. Podzieliła.
Wbrew zapewnieniom mały smark wciąż się za nimi ciągnął i należał do grupy która miała dostać się do Domu dachami. Eydis prychnęłą po cichu na tak bezsensowną metodykę.
Postanowiła sama załatwić sprawę. Kilka cichych inkantcji nie dało żadnego wyraźnego efektu, ale czuła, że zadziałały. Świart stał się lżejszy i poczuła w kończynach moc by wyprzedzić najszybse rumaki. Po trzeciej rozmyła się w powietrzu. Niewidzialna skierowała się do Bezimiennego Domu, bez problemu manewrując między przechodniami. Nawet nie zwolniła gdy wspięła się, a w zasadzie bardziej wlewitowała, na piętro. Wynalazła uchylone okno. Podleciała do niego i w tym momencie syknął kot. Dopiero teraz zwróciła uwagę na sierściucha. Zwierzak wpadł do środka, ale przedtem Eydis skupiła się i rozszerzyła swoją wizję o magiczny aspekt świata by przekonać się czy przypadkiem kot nie był jakiegoś rodzaju chowańcem, bądź polimorfowanym magiem. Nie dostrzegła nic co by na to wskazywało. Odetchnęła z ulgą. Głęboko w duchu, tak, że jedynie -istota- mogła to dostrzec i rozbawiło ją to, w sposób który tylko Eydis mogła odczuć. Stłumiła irytację wiedząc, że wewnętrzny, serdeczny śmiech tylko by się nasilił.
Okno było dość duże dla niej więc skorzystała z niego. Znalazłą się w małym pokoiku, sądząc po wyposażeniu musiał należeć do którejś z dziewczyn pracujących w Bezimiennym Domu. Nie miało to znaczenia. Eydis ponownie rozszerzyła swoją wizję o aspekt arkanistyczny i dostrzegła, że magiczny wisior Etsy znajduje się kilkanaście metrów od tego pokoju, za drzwiami.
Przy pierwszym kroku zaklęła podwójnie (znów tak, że jedynie -istota- mogła usłyszeć), gdy podłoga zaskrzypiała, a spot łóżka wydobył się głośny, przestraszony koci syk.
Księżniczka kontynuowała podróż opierając ciężar na znacznie solidniejszej ścianie. Jedne drzwi, dokładnie zbadane pod kątem nałożonych zaklęć i otworzone dwoma palcami, stojąc tak, że jakaś igłą wylatująca z zamka by w nią nie trafiła. Drugie drzwi. Ponownie sprawdzone, ale zamknięte na klucz. Uśmiechnęła się do siebie cofając w tył potężną, materializującą się pięść zdolną roztrzaskać drzwi w drzazgi. Nie zatrzymał jej własny rozsądek, ale reakcja istoty. Przypominającej, że takie zagranie jest głośne, a lepiej działąć po cichu. Teraz gdy sugestia padła Eydis musiała przyznać jej rację. Podnisła dłoń i roztarła dwa palce. Pocierała dobre kilka sekund nim pojawił się między nimi syczący, czerwonawy płyn. Rozcierając teraz dłoń o dłoń kucnęła przed zamkiem. Złożyła dłonie w trąbkę i dmuchnęła w nią, a z drugiej strony wyleciałą struga magicznego kwasu, szybko trawiącego zamek. Po chwili była już w środku, mrocznego pomieszczenia. Na samym środku pokoju znajdowała się wychudzona półelfka grubym sznurem przywiązana do belki wiszącej jej nad głową. Biedne dziewczę już dawno straciło siły by stać i teraz zwyczajnie wisi podpierając na sznurze.
Eydis podeszła do niej po cichu i obudziła ją mocno zakrywając jej usta ręką, jednocześnie drugą przytrzumujęc głowę aby nie mogła uciec od chwytu. Obudzona półelfka rozwarła szeroko wielkie oczy i jęknęła pod naciskającą jej usta dłonią, chciała się szarpnąć, jednak nie wyszło to z uwagi na pozycję, czy zmęczenie.
- Ćśśśś… jestem tu by ciebie stąd wyciągnąć. Ze Złamanej Czaszki. Rozumiesz co do ciebie mówię?
Reakcja rudowłosej nie była jakaś konkretna. Z wielkimi oczami starała się odsunąć od pochylającej się napastniczki.
- Teraz cię puszczę. Jeśli krzykniesz to cię tu zostawię i zostaniesz sprzedana do burdelu. Jeśli będziesz współpracować to zabiorę cię do Thubedorfa i reszty - zwolniła chwyt, wyczekując potencjalnego pisku. Była gotowa na taką sytuację. Wielkie oczy tylko wpatrywały się drżąco.
- No. Jestem Eydis Haarusdotir. Należę do kopani złamanej czaszki. Ty jesteś Etsy, jeśli dobrze zgaduję? - Wszystkie słowa wypowiadane były szeptem.
- Mordują! Rat~ - krzyknęła zrywając się nie wiadomo gdzie, z uwagi ciągłego przywiązania do belki.
Eydis znów zapragnęła kogoś zabić. Tak bezinteresownie. Ale rysopis nie pozostawiał wątpliwości i wiedziała, że miała przed sobą cel, a z pustymi rękoma nie zamierzała wracać.
Potężna łapy potrzebowały pół sekundy by się zmaterializować. Jedna złapała ją w talii i bez trudu uniosła. Druga rozerwała linę długimi pazurami, tuż pod sufitem.
Ignorując protesty Eydis skierowała się do najbliższej ściany prowadzącej na zewąntrz mamrocząc inkantację.

Z dołu dało się słyszeć męskie okrzyki. Ktoś, tupiąc przy tym na tyle głośno, że da się to usłyszeć, wchodzi po schodach.

Dłoń Eydis zlała się kwasem. Czerwonawym i syczącym. Było go dużo, ale nie kapał. Machnięciem rozchlapała go na ścianie. Odczekała irytujące trzy sekundy, gdy dębina pożerana była na oczach, tracąc stałą formę i uderzyła z mocą, rozwalając resztki. Nowe wyjście z karczmy zostało otwarte. Wystkoczyła wprost w strugi lodowatego deszczu i nie czekając na nikogo, zostawiła karczmę daleko za plecami, gnając na umówione miejsce spotkania.

Po drodze tylko jeszcze uciszyła Etsy. Albo, jeśli dziewczę było mądre, spojrzeniem, albo, ewentualnie, kneblem.


Szkic koncepcyjny postaci. Nie traktujcie go dosłownie. Dopiero uczę się używać tableta graficznego =)



 
Arvelus jest offline