Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2014, 17:06   #22
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bez wątpienia lepiej było po dachem, niż w strugach deszczu, ale jeśli ów dach miałby się znaleźć w lochach Mintaryjczyków... Lepiej już było moknąć.
Oczywiście porządny płaszcz nie przepuszczał deszczu, ale wilgoci i chłodu w powietrzu było pod dostatkiem. Wyglądało jednak na to, że niedługo będzie okazja do rozgrzewki, bo trudno było sądzić, ze Greg odda swoją niewolnicę bez słowa protestu, zaś kompania wyglądała na zdecydowaną, by wydostać Etsy z niewoli. Do której wspomniana połelfka dążyła, zdawać się mogło, za wszelką cenę. Z drugiej strony... zachowanie niektórych członków owej kompanii zdecydowanie się Randalowi nie podobało. Każdy sobie rzepkę skrobie...? Zdecydowanie nie wyglądało to na początek owocnej współpracy, zaś kłótnie w zespole były ostatnią rzeczą, o jakiej Randal marzył. Podobnie jak nie odpowiadały mu przepychanki i próby pokazania "co to nie ja".

- Wiecie co... Nasz szef ma coraz gorszy gust, jeśli chodzi o rekrutowanie członków naszej kompanii - powiedział Randal, gdy połowa kompanii rozlazła się na wszystkie strony. - Mam wrażenie, że z niektórymi z nich nie warto nawet iść na piwo, a co dopiero zabierać się za jakąś poważną robotę. Mam nadzieję, że nasza współpraca - ostatnie słowo wymówił z wyraźną ironią - skończy się ledwo spotkamy się z Harfiarzami.
Thubedorf tylko wzruszył ramionami.
- Jak na razie ciężko to nazwać współpracą, ale dajmy im szansę, niech się młodziaki wykażą…
- Gorzej niż dzieci. - Randal pokręcił głową.
- Damy im jeszcze kilka minut i wchodzimy do środka i robimy to po mojemu - odparł krasnolud wyraźnie znudzony.
- Greg się ucieszy - uśmiechnął się Randal.
- Och, to na pewno. W pierwszej kolejności straci swój głupi łeb.

- O, zaczęła się znowu zabawa... - powiedział Randal, gdy do jego uszu dobiegł jakiś krzyk i wrzaski Grega, zlecającego swym przydupasom wejście do akcji.
Nie trzeba było zbyt długo czekać, by jeden z powodów tego zamieszania wypadł z karczmy jak oparzony.
- Marcel, tutaj - Randal przywołał kompana. - Chodź do nas, bo zabłądzisz.

Wnet za Marcelem wybiegł sam właściciel "Bezimiennego Domu". A raczej nie tyle sam, co w towarzystwie swego pomagiera.
Greg zmierzył stojących przed gospodą okrutnym, pełnym nienawiści spojrzeniem, po czym ryknął na całe gardło:
- Wiedziałem, że to wasza sprawka, koźlesyny! Najpierw zrujnowaliście mi karczmę, a teraz chcecie odebrać mi jedną z najcenniejszych rzeczy jakie posiadam!
Dobył swój miecz, a stojący obok niego żołdak zawahał się przez chwilę widząc zdecydowaną przewagę najemników.
- Jeśli rzeczywiście Etsy jest twoją najcenniejszą *rzeczą*, to byś nie próbował jej sprzedać jak zwykłą dziwkę - odparł Thubedorf sięgając po swój wierny topór. - Módl się do swych bogów, padalcu - splunął na ziemię - bo my ci litości nie okażemy!
- Ty uciekaj! - rzucił Randal do ochroniarza. - Chyba że chcesz jutro uczestniczyć we własnym pogrzebie.
Nie sięgał po broń, ale w każdej chwili był gotów do rzucenia czaru.
Ochroniarz najpierw zmierzył twardym spojrzeniem swych przeciwników, przez chwilę oceniając ich możliwości, a później odwrócił wzrok, by spojrzeć na Grega, który ciężko dyszał ze wściekłości. Na jego czerwonej od złości twarzy pojawiła się cała sieć pulsujących żył - starzec najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić intruzom. Wykidajło szybko sobie w głowie wykalkulował, że w walce mają zdecydowanie mniejsze szanse, ale mimo wszystko postanowił zostać u boku swego pracodawcy, licząc na to, że odgłosy walki ściągną do portu straż mintaryjską.
To był błąd.
Wystarczyło parę magicznych pocisków (i niewielka pomoc Grimbaka), by ochroniarz osunął się na ziemię bez życia.

Thubedorf prowadził jeszcze z Gregiem jakieś dyskusje, ale wynurzenia i prośby Grega niezbyt maga interesowały. Etsy w kieszeni nie miał, a zdecydowanie bardziej obchodziło go to, że karczma zaczynała coraz bardziej dymić, co ściągało nieproszonych amatorów darmowych atrakcji.
Gasić ”Bezimiennego Domu” Randal nie zamierzał. Dużo lepszym wyjściem było opuszczenie miejsca zdarzenia, i to jak najszybciej. Zabrał więc pokonanemu przez siebie ochroniarzowi płaszcz i parę przydatnych drobiazgów, po czym odszedł, zostawiając Thubedorfowi ostateczne załatwienie sprawy.
 
Kerm jest offline