Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2014, 17:42   #26
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
Lesen nie wyglądał spotkania z Sereską. Zawsze kiedy się z nią widział miał to irytujące poczucie że nie spełniał jej oczekiwał. Kochał swoją siostrę, i zawsze służył jej wiernie, ale... Czuł że było to za mało.
Uklęknął przed tronem.
– Matko opiekunko. Wzywałaś mnie?
-Tak. Jak tam twoje łowy? Chyba dość pomyślnie skoro moi szpiedzy nie donoszą mi o kolejnych poborach na sierżantów straży?- zapytała zamyślona Sereska. Siedząc na tronie przeglądała jakieś pergaminy zebrane luzem, więc miało się wrażenie że jej pytanie było raczej uprzejmością niż zainteresowaniem. Błąd, o którym dobrze Lesen wiedział. Sereska zawsze pytała jedynie o te sprawy, które ją zajmowały. Mniej lub bardziej.
- … Nie aż tak pomyślnie jak bym chciał. - odpowiedział oględnie, nie podnosząc się z klęczek. – Wnioskuje że stworzyłem dość przeszkód by utrudnić jej polowanie, ale będę potrzebował więcej czasu by ją złapać.
- I stajesz się tak skupiony na swym celu, że przestajesz zauważać inne sprawy.- rzuciła pod nogi Lesena pergamin. Pamflet ośmieszający i wyszydzający czerwonych czarowników, nazywający ich obrazą dla Lolth i wzywający do sabotażu i morderstw ludzi z powierzchni. Drow już gdzieś je widział… a tak, trafiły na jego biurko wraz z dziennymi raportami. W sumie nic nowego. Od jakiegoś czasu napisy wzywające do wrogości wobec Thay zaczęły się pojawiać na murach Erelhei-Cinlu. Ulotki miały pewien powiew nowości, ale poza tym wpisywały się w nastroje już od dawna istniejące wśród plebsu miasta.
-Ostatnio jest ich coraz więcej, głównie w obszarach kontrolowanych przez Godeep, Eilservs oraz Shi’quos. Ale także i u nas się pojawiają. Grupa drowów nienawidząca Thay… rośnie w siłę, pozostając anonimową.- wyjaśniła Sereska po czym poddała Lesena testowi, pytając.-Co więc taka władczyni jak ja, powinna z tym uczynić?
Samiec przestudiował uważnie zwój, kupując sobie czas na przemyślenie odpowiedzi. Znał jego zawartość, oczywiście, wbrew temu co mówiła Sereska wzrost sentymentów AntyThayskich nie umknął jego uwadze. Po prostu nie uznał tego za tak naglący problem jak Loscivi.

– To zależy od tego jaką politykę wobec Thay przybrało zgromadzenie Matron. - zaczął ostrożnie. – A z tego jak traktowany jest Ming, jego córka i inni oficjele wnioskuje że planem jest to powolna asymilacja i rozsadzenie enklawy od środka. Niechęć plebsu do Czerwonych Czarodziei była do przewidzenia, jednak będzie trudna do wyeliminowania, o ile w ogóle powinna zostać wyeliminowana. Na razie nie widzę jakie korzyści mógłby przynieść otwarty konflikt z Czerwonymi Czarodziejami, więc wszelkie grupy które do niego nawołują należałoby dyskretnie uciszyć. Dyskretnie - otwarte trzymanie strony ludzi pozwoliłoby im przekuć niechęć do Thay w niechęć do Matron, a to już mogłoby mieć katastrofalne skutki. Lokalne komórki zapewne zlokalizujemy sami, ale ich sieć wydaje się rozciągać nad całym miastem, więc wzięcie pełnej kontroli nad sytuacją będzie zapewne wymagało współpracy kilku domów.
- Nie wierzę w tą “dyskrecję” Lesenie. Nie wierzę, że to się da zrobić cicho. I jako kapłanka Lolth nie mogę zwalczać drowów, które słusznie oceniają wzrost wpływów Thay. - westchnęła Sereska.- Zresztą, czymże są ludzkie królestwa… nietrwałe twory, które rozpadają się szybko i z hukiem. Jak wszystkie dzieła ludzi.
Splotła dłonie razem.- Ci osobnicy są… mogą być użyteczni w przyszłości. Ich niszczenie, byłoby marnowaniem zasobów Lesenie. Zasobów na których utratę nas nie stać. Trudno wszak o dobrych fanatyków w dzisiejszych czasów. Ten… żywioł powinien być pilnowany, ale na pewno nie niszczony.

Samiec skinął głową, rozumiejąc zamysł Sereski... Choć nie do końca się z nim zgadzając.
– Matko Opiekunko, tak jak uczy nas Nasza Królowa, strach i nienawiści są potężną bronią. Niepokoi mnie fakt że ktoś w Erlhei-Cinlu dzierży ją tak sprawnie, a ja nie wiem jak planuje ją wykorzystać. Ten ruch może być cennym zasobem... O ile nie znajduje się już w cudzych rękach. - pochylił głowę. – Ale moja perspektywa jest ograniczona. Ufam twej decyzji i pozostawię ich w spokoju, obserwując rozwój sytuacji.
Jeżeli Sereska życzy sobie by ich nie tykać, to tak właśnie się stanie. Niewykluczone że już wbiła w nich swoje szpony, i teraz po prostu upewniała się że Lesen nie zrujnuje czegoś przez swoją nadgorliwość.
- Coś co znajduje się dziś w cudzych rękach, jutro może się znaleźć w naszych. Zainteresuj się tym ruchem Lesenie. Postaraj się wybadać przy okazji jego korzenie. Ale bądź przy tym jak ogrodnik, dbaj by ta roślinka rosła na korzyść Vae… nie bądź nadgorliwy w przycinaniu, acz nie waha uciąć tych kwiatów, które są niepotrzebne.- odparła enigmatycznie Sereska.
Samiec milczał przez chwilę, rozważając słowa matrony.
– Będzie jak rozkażesz Matko Opiekunko. Pragniesz by informować cię na bieżąco, czy zostawiasz... „przycinanie”... pod moim osądem?
- Wolę jednak raporty… na wypadek, gdybyś miał zaliczyć kolejną pomyłkę.- stwierdziła po krótkim namyśle Sereska.
Powstrzymał grymas. Wolałby żeby Sereska wykazywała więcej zaufania w jego zdolność... Ale ten problem był na tyle poważny, że rozumiał potrzebę pilnowania i jego postępów.
– Tak jest Matko Opiekunko.
Ta gestem dłoni pozwoliła mu się oddalić.

***

– To jaka jest wasza opinia? -
– Niebezpieczni. - pokręcił głową Mastrin, były kapitan Despana, teraz porucznik Lesena.
– Niegroźni. - zaśmiał się K'yorl, najstarszy stażem porucznik – Wejdź do „Przekręconej Łepetyny” pod koniec cyklu, najlepiej w dniu wypłaty, a znajdziesz cztery wspólnoty antythayskie, dwie przeciwko duergarom, jedną która wierzy że rzemieślnicy wszystkich ras powinny połączyć się by obalić teokracje, i tego jednego faceta który nieustannie powtarza że Illithidzi wygrali i wszystko co teraz doświadczamy to skomplikowana iluzja która ma nas utrzymać w hibernacji, podczas gdy oni używają naszych ciał do zasilenia swojego statku.
– Co to ostatnie ma wspólnego z tematem rozmowy?
– Nic. – uśmiechnął się demonoki drow. – Facet mnie bawi. Lubie go.
– Doprawdy. - Lesen obrzucił go morderczym spojrzeniem, uciszając go. – Ale jest to poniekąd prawda, z tymi ruchami Antythayskimi to jak z dziwkami w porcie, zamordujesz jedną to nazajutrz dwie nowe będą biły się o jej miejsce. Musisz je ukatrupić z pięć razy zanim głupie pizdy się nauczą że mają ci nie psuć widoku z okna, wiecie jak trudno jest znaleźć dobrą karczmę w Luskanie? Taką w której nie szczają ci do piwa i... - podrapał się po powiece. – Zapomniałem do czego z tym zmierzałem. W każdym razie, nie bardzo mam ochotę tępić własnych mieszkańców w imię dobrego samopoczucia Thay. Więc możecie ich zostawić w spokoju, tak długo jak nie zakłócają publicznego spokoju. Ale jeżeli zaczną robić burdy, albo niszczyć mienie Vae, to macie ich przymknąć i spisać. Chce mieć ich profile, tak na przyszłość. – szermierz uniósł lekko kąciki ust - Ale wątpię by było wiele takich przypadków. Samo nawoływanie do nienawiści to w końcu żadna zbrodnia.
Uśmiechnął się drapieżnie.
– To będzie smutny dzień dla Erelhei-Cinlu jeżeli kiedykolwiek się nią stanie.

***

- … Nie było jej tu? Chwała Lolth. - drow westchnął z ulgą. – Ta kobieta przyprawi mnie o zawał serca, przysięgam. - dodał nieśmiało uśmiechając się do ekspedientki.
– Niektóre kobiety takie są. - odparła wesoło półdrowka. – Ale to właśnie one czynią nasze życie wartościowym, czyż nie, Panie? -
Przebrany drow przytaknął rumieniąc się lekko.
Jeszcze jeden sklep, jeszcze jeden pudło. Pogodny nastrój sprzedawczyni nie pomagał powstrzymać narastającej frustracji, i musiał zwalczać w sobie pragnienie wydłubania swojej rozmówczyni oczu.
Chociaż... Musiał przyznać że perfumy które sprzedawali były naprawdę dobre. Mieszając rośliny z podmroku i powierzchni właścicielka potrafiła stworzyć naprawdę fantastyczne pachnidła.
' Może powinienem kupić coś Inyndzie. Nie widziałem się z nią od tygodni... '
– Jeżeli chcesz jej, Panie, naprawdę zaimponować, polecam Sensuelle... kobieta nachalnie podstawiła mu butelkę pod nos. Była w kształcie kryształu, z ostro zakończonym spodem, i raz jeszcze drowa przeszła przemożna chęć wbicia go w czoło najbliższej osoby.
Ale po raz pierwszy od dni wykazał autentyczne zainteresowanie.


***

Ogrody Kilsek nieco naruszyła wycieczka na plan Cienia, niemniej powoli odzyskiwały dawny splendor. Nowa Naczelna Czarodziejka część z nich zagospodarowała nieoficjalnie jako swój zakątek wypoczynkowy. I gdy tam przebywała do owej części ogrodu, drowy nie były wpuszczane. Oczywiście były wyjątki. Lesen był jednym z nich.
Inynda odpoczywała w altanie racząc się dobrym winem i słuchając plebejskiego barda sprowadzonego dla jej uciechy. Była w zdecydowanie w dobrym nastroju, choć ubrana bardziej statecznie niż figlarnie.
– Inyndo, czasami odnoszę wrażenie że przeszłaś do Vae tylko po to by położyć ręce na naszym ogrodzie. - powitał ją wesoło samiec, pochylając się nad drowką by ująć i ucałować jej dłoń. – Ale uzupełniasz piękno tego miejsca z tak niedbałą łatwością, że jest ci wybaczone. - dodał z promiennym uśmiechem, staranie chowając za plecami zapakowany prezent.
Dobrze było znów ją zobaczyć. I dobrze było w końcu pozbyć się pancerza. Faktycznie go zdjąć, a nie tylko ukryć pod iluzją kolejnej koszuli. Loscivi mogła mieć swoje konktakty w Vae, ale nikt nie był na tyle głupi by zaatakować go gdy przebywał z Naczelną Czarodziejką.
Z Inyndą był bezpieczny.
-Ach… mów mi jeszcze.- odparła figlarno-żartobliwym tonem sugerującym iż wie, że drow jej kadzi. Ale też i domagającym się więcej tego kadzenia.-Choć muszę przyznać, że Twierdza Vae jest miłą odmianą po tym kamiennym koszmarku jaką jest Twierdza Shi’quos. Mogłabym przysiąc że jej architektom chodziło o doprowadzenie mieszańców mego było Domu do obłędu. No bo kto przy zdrowych zmysłach każdą ścianę pokrywa płaskorzeźbami koszmarków?
– Jakiś samczy czarodziej, zgadywałbym. Tendencja do „strasznych” gobelinów, gargulców i podejrzanie fallicznych wież jest im chyba przekazywana wraz z pierwszym zaklęciem. - zauważył ze śmiech, nie spuszczając oka z czarodziejki. – Chwała Lolth że w Vae cieszyć się możemy bardziej... Przyjemnymi... Widokami.
-Doprawdy? Słyszałam raczej że w Tormtor się za nimi oglądasz.- rzekła drowka drocząc się z Lesenem.-Ale uważaj, jedni od Han’kah uciekają. Inni giną. Akormyr, Nihrizz... nie chcesz chyba dołączyć do tego towarzystwa?
Samiec uśmiechnął się szeroko, wracając myślami do ostatniego widzenia.
– Nie, zdecydowanie nie. Kto by wtedy dbał o Naczelną Czarodziejkę Vae? - wyciągnął pakunek zza pleców. – Przepraszam że nie miałem ostatnio czasu cie odwiedzać. Obowiązki. – dodał oględnie, nie mając ochoty wchodzić w szczegóły.
- Ależ rozumiem. Sama też miewam obowiązki.- rzekła pobłażliwym tonem Inynda. Przymknęła lekko oczy dodając.-Lepiej powiedz jak zamierzasz przyćmić Godeep podczas ich małego święta.
– Godeep? - samiec zamrugał zaskoczony. – Ah tak, to ich wielkie przyjęcie... Nie myślałem o tym. Nie wiem nawet czy planuje się wybrać. Słyszałem że Maerinidia stoi za jego organizacją. A w przeszłości nie zawsze się dogadywaliśmy...
-Nie wiem czy będziesz miał wybór mój drogi. Ponoć Lanni lub Sereska planują cię zabrać… nie wiem z jakich powodów.- odparła drowka upijając nieco wina. -Aczkolwiek nie wiem czy dawać wiarę tym plotkom.
– Branie mnie na przyjęcia kiedy ma się Yvalyna na swoich usługach? Nie wydaje mi się. - Lesen wydawał się tym pomysłem serdecznie rozbawiony. – A pomysł że to Lanni życzyłaby sobie mojego towarzystwa zakrawa o fantastykę. Co następne, kosmiczne smoki?
-Nie do towarzystwa… bardziej po prostu, zmusić cię do pojawienia się tam. Nie bardzo… pojmuję tą Lanni. Jest taka jakaś…- wzruszyła ramionami Inynda szukając właściwych określeń.-... dziwna.
– Nie myślałbym o tym za bardzo. - wzruszył ramionami i odłożył zignorowany prezent na trawę. – Jest wieszczką... Kto wie co naprawdę widzi w tych swoich wizjach. A gdyby Sereska życzyła sobie mojej obecności, to już by coś powiedziała. - przeciągnął się, spoglądając nad barierką altany na magiczny firmament ogrodu. Zerknął na czarodziejkę, uśmiechając się lekko – Masz przygotowaną jakąś oszałamiająca kreacje? -
-Zostawiam to w gestii pewnej młodej czarodziejki, która ma dobry gust.- stwierdziła ze śmiechem Inynda.-Ona dobierze kreacje, a ja wybiorę jedną z nich. Liczę jednak że się pojawisz. Wolałabym nie musieć rozmawiać z magami Shi’quos. Różnie odebrali moją dezercję i awans.

– Zazdrośnicy. - mruknął samiec, dalej przyglądającej się drowce.
Perspektywa spędzenia przyjęcia z Inyndą była kusząca. Bardzo kusząca. Jakaś część niego chciała pokazać się z nią u boku, objąć ją chciwie i pocałować namiętnie na oczach wszystkich. ' Teraz jest moja. ' powiedzieć.
Odetchnął się od barierki, i przyklęknął obok łoża na którym wypoczywała drowkia Ruchem dłoni odgarnął kosmyk białych włosów, pieszczotliwie dotykając jej policzka. – Część z nich pewnie żałuje że pozwoliła takiemu skarbowi wymknąć się z domu.
- Raczej zazdroszczą pozycji Naczelnej Czarodziejki.- zachichotała Inynda nastawiając policzek pod pieszczotę.-Najbardziej chyba Malovorn.
– Słyszałem że mieliście w Shi'quos spotkanie. Czy był cały zielony z zazdrości? -
-Znasz go… albo i nie pewnie. Malovorn jest uprzejmy aż do bólu, zawsze mówi ci to co chcesz usłyszeć. Ale jego prawdziwe myśli są znane tylko jemu.- rzekła dyskretnym tonem Inynda.
– Z pewnością pomoże mu to zachować zgodę w Shi'quos. – przyznał samiec. Wahał się przez chwilę, ale w końcu ciekawość wzięła nad nim góre. – O czym było spotkanie?
- O tym co zawsze. O potędze, władzy, próżności i ego poszczególnych magów.- machnęła ręką Inynda.-Pewnie do twych uszu dotarła wieść o wspólnej wyprawie magów, po psioniczny mythal?
– Sprowadzają go tutaj. W końcu. - przytaknął.
- I co ty o tym sądzisz?- zapytała zaciekawionym tonem głosu.
– To odrobina wielkości z dawnych czasów. - uśmiechnął się drapieżnie. – Nawet jeżeli nie jest nasz. Być może przypomni wszystkim kim kiedyś były Drowy. I może nam pomóc zrozumieć Psionikę Illithidów. Nie teraz, nie wkrótce, ale kiedyś... Zgaduje że Shi'quos będą go trzymać pod kluczem, w swojej najlepiej strzeżonej piwnicy? -
- Nie… dostęp do niego mają mieć wszyscy magowie wyznaczeni przez Domy. Mogę zdobyć dla ciebie pozwolenie.- uśmiechnęła się lisio.-Równie dobrze możesz ty go badać, wśród magów Vae i tak nie ma nikogo kompetentnego w kwestii psioniki.
– Może gdybym się rozdwoił. - przyznał ze śmiechem. – Jestem co najwyżej oczytanym amatorem, nie wiem czy warto bym poświęcał na to czas. Już teraz mam go mało. A przecież nadal mam... oparł się o łożę, i wplatając palce we włosy czarodziejki nachylił się nad Inynda. – Tak wiele rzeczy które chciałbym zrobić...
- Jeśli nie masz ochoty badać… to czym prawo cię winić?- zachichotała cicho, sama również wplatając swe palce w jego pukle.-Sama też nie zamierzam poświęcać swego czasu na badania… a przynajmniej na badania mythalu.
I jej usta przylgnęły do ust Lesena w pocałunku, wyrafinowanym długim i zmysłowym. Smakowała to doświadczenie niczym koneserka.
Han'kah i Maerinidia mogły się śmiać z wieku Inyndy, ale...
Walić je.

***

' Chwila... Czy Inynda odesłała grajka? '
Przechylił głowę, jednak ściany altanki zasłaniały miejsce gdzie widział go wcześniej. Mógł sprawdzić... Ale nie chciał przeszkadzać odpoczywającej na nim Inyndzie.
Objął ją zaborczo w pasie.
– Wiesz... Chyba jednak sprawdzę ten Mythal. Chociaż chyba wiem jak będę traktowany przez katedrę psioniki... - uśmiechnął się do siebie. - Tak samo jak ich samych traktują inne katedry. Ale Vae nie może dać się zepchnąć na bok. - przesunął dłonią w górę, ku piersiom czarodzieji. – I znajdź mi paru czarodziei którzy byliby zainteresowani psioniką, dobrze? Albo chociaż jednego. To dobra okazja by kogoś podszkolić.
-Nie obiecuję niczego… - mruknęła zmysłowo Inynda.- Ale… zobaczę co da się zrobic.
…Mhmmmm... - mruknął przeciągle samiec, uśmiechając się łobuzersko. - Nie wydajesz się wystarczająco zmotywowana... Chyba potrzebujesz jeszcze jednej rundy...
-No… udowodnij, żeś pierwszy miecz swego domu.- prowokowała drowka.
– Oh, co do tego nie będziesz miała wątpliwości. Gwarantuje... -


***

Na widok wchodzącego Lesena Haelvrae sięgnęła po butelkę z winem i odkorkowawszy ją wypiła trunek prosto z gwinta. Po czym spojrzała gniewnie na drowa i rzekła.-Wspomniano mi, że planujesz łowy Lesenie. I to szczególne łowy. Więc… O co chodzi ?-
– Przygotowywałem pewien projekt dla Tormtor... Ale koniec końców tworzył więcej problemów niż rozwiązywał, więc na razie dałem sobie spokój. - wytłumaczył w dużym skrócie. W teorii wciąż mogli zorganizować to polowanie... I zasugeruje to Han'kah jak tylko zrobi się zdesperowana. Ale nie będzie to dla niej tanie. – Przepraszam że nie mogłem się zjawić ostatnio, obowiązki mnie przytłoczyły. - przybrał swój najlepszy przepraszający uśmiech. – Za to znalazłem coś w mieście... Przyjmij to w ramach przeprosiń.
Kołczan ze skóry mantykory, z magicznymi strzałami. Praktyczny i wytrzymały.
' Oby trochę złagodził jej gniew. '
Przyjęła go, choć bez większego entuzjazmu i mruknęła gniewnie.- Ostatnio robisz co chwila nowe projekty, tylko po to by je porzucić tu rozpoczęciu. Oby nie weszło ci to w krew.
– Nie zostały porzucone. - zaprzeczył. – Są na wstrzymaniu dopóki nie rozwiążę sprawy z Kosiarzem. Nie jest to problem który mogę po prostu zignorować. - zajął miejsce na drewnianym krześle. – Jak się miewasz, Hael? - zapytał, chociaż przeczuwał że zna odpowiedź.
-Dobrze… I nie pytaj o to więcej.- odparła nieco rozdrażniona tym pytaniem drowka.
– Han'kah planuje otworzyć arenę w przyszłym miesiącu. Wygląda na to że uparła się na wielkie otwarcie. -
- No i ? Co nas to obchodzi?- zapytała obojętnie drowka.
– Uwielbiałaś te wyścigi rydwanów które organizowali Despana. - wzruszył ramionami. – Więc myślałem że cię to zainteresuje.
-Wyścigi które organizowali Despana, tyle że Han’kah nie jest Despana i… z tego co słyszałam, nie planuje wyścigów. Więc… wracając do mego pytania. Co nas to obchodzi?-spytała obojętnym tonem Haelvrae popijając wino.
– Han'kah może i nie jest Despana, ale Bal'lsir był. - potarł zamkniętą powiekę. – Wyścigi może i nie są brane pod uwagę na otwarcie, ale nie widzę powodu dla którego nie mieliby ich znów zorganizować. Być może będę musiał Han'kah lekko... popchnąć we właściwym kierunku.
- To i dobrze… Miło by było, gdyby jakieś zorganizowali.- sama Haelvrae była jednak lekko sceptyczna co do pomysłu Lesena.
– Może na początku nie będą tak wspaniałe jak te Despana, ale z czasem... Będzie lepiej. A skoro już o tym mowa, jak Podmrok? - uniósł brew. – Dalej pusty? -
Spojrzała na niego i przymknęła oczy dodając.- Jeśli chcesz raportów, to poproś moich podwładnych o nie. Jak niby mam ci odpowiedzieć? Łupieżcze najazdy raczej nie przyspieszają odrodzenia się niedobitków, które przeżyły ostatnie miesiące.
– Nie chce raportów. - pokręcił głową z uśmiechem. – Jestem po prostu... Ciekaw. Zanim osiedliśmy się w Erelhei-Cinlu tyle lat spędziliśmy klucząc tymi tunelami, pilnując żeby nie na natrafić na coś zbyt niebezpiecznego. Trudno sobie wyobrazić Podmrok inaczej niż jako jaskinię wypełnioną groźnymi potworami.
- To były czasy…- zaśmiała się gorzko drowka i wzruszyła ramionami. -Póki co żyjemy z Thay i faktu, że wynajmują naszych łowców za przewodników. Na razie żadne większe łowy nie są planowane. Zarabiamy więcej i szybciej i bezpieczniej… na nowej obsesji łysych magów.
– Nie wydajesz się specjalnie zadowolona z takiego stanu rzeczy.
- Hmmm… Nie zastanawiałam się nad tym. - zamyśliła się Haelvrae i wzruszyła ramionami. - Możliwe że masz rację. Niemniej nie przeszkadza mi to tak bardzo. Bycie na Naczelną Tropicielką… jest nudne i pozbawione emocji. O wiele lepiej mają moi szeregowi i… współczuję idiotkom i idiotom marzącym by mnie strącić ze stanowiska.
– To co cię na nim trzyma? - zapytał nie ukrywając zainteresowania. Dobrze rozumiał jak czuła się Haelvrae, i ciekaw był co ona sama o tym wszystkimi myśli.
-Czasami myślę, że tylko przyzwyczajenie i rutyna.- zaśmiała się sarkastycznie Haelvrae.-No i przyjemność, jaką są ich spojrzenia pełne zawiści.
Samiec przewrócił okiem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
– Możliwość spoglądania z góry na wszystkich dookoła jest niewątpliwie jedną z zalet naszych pozycji. - przyznał, po czym wsparł się poręczach krzesła i podniósł do góry. - Cóż, nie będę zabierał więcej twojego czasu. Wpadnij czasem w odwiedziny, wypijemy parę kielichów. - zaproponował wesoło. - Nie zgrywaj obcej.
- Może tak zrobię … zabawnie będzie cię przyłapać gołego z twoją czarodziejeczką.- odgryzła się żartobliwie tropicielka.
Jego pierwszym odruchem było gorąco zaprzeczyć jakoby Inynda była jego czarodziejeczką, ale po namyśle uznał że ma lepszy plan.
– Naprawdę chcesz mnie przyłapać z Inyndą? - założył ręce na piersi, drocząc się z nią bezwstydnie. – Czyżby to całe tropienie zrobiło z ciebie wojerystkę, Hael?
- W sumie nie…- skrzywiła się kwaśno tropicielka.- Naprawdę nie mam ochoty oglądać twojego zestawu śniadaniowego. Kiełbaska i dwa jajka też mogą się przejeść… zresztą, nie w tym rzecz nawet.
– Haha, to było poniżej pasa. - uniósł ręce do góry. – Wygrałaś tą wymianę. Ale w takim razie nie zapomnij pukać, skoro tak ci niemiła moja kuchnia.
-Zastanowię się nad tym.- stwierdziła enigmatycznym tonem Haelvrae.
Samiec uśmiechnął się jedynie, i odsalutował jej niedbale na pożegnanie.

***

– To jest obrzydliwe. -
Lesen wzruszył ramionami, niespecjalnie przejmując się obrzydzeniem swojego podopiecznego.
– Moje najszczersze przeprosiny że darmowe przedmioty Shi'quos naruszają twoje poczucie estetyki. - skomentował, nawet nie spoglądając na drowa, tylko przymierzając w lustrze nową kamizelkę. – A teraz przymierzaj je zanim zdzielę cię nimi po twarzy. - dodał uśmiechając się lekko.
Irin wzdrygnął się lekko, i posłusznie przypiął karwasze do pancerza.

– Są ciepłe.
– Żyją. Prawdopodobnie. Chyba. Trudno powiedzieć. - wyjaśnił szermierz. – Masz je nosić codziennie, i skrupulatnie notować gdybyś zauważył coś dziwnego w swoim lub ich zachowaniu. Szczerze wątpię by tak się stało, ale mimo wszystko. Możesz je zdejmować tylko podczas wykonywania tajnych misji, z moich rozmów z Fedrealem wynika że zaklęta w karwaszach osoba nadal jest przytomna, więc niewykluczone że Shi'quos mają metodę żeby się z nią komunikować - o ile jeszcze nie oszalała. Szansa na to jest nieduża, ale...
– Nieustanna czujność. - mruknął niepocieszny łotr. – Jasne.

***

– ...Wzywałeś, Kapitanie? -
– Owszem. Spocznij. Siadaj.
Półdrow posłusznie wykonał polecenie, a Lesen w tym czasie dalej przeglądał kartotekę. Kartotekę z jego imieniem.
– Niezły życiorys, Szeregowy Welvafein. Podejrzany o udział w co najmniej trzech morderstwach, jednym włamaniu, dwóch napadach... I to tylko w dzielnicy rozkoszy. Przypomnij mi, jakim cudem w ogóle przyjęliśmy cię do straży?
– To wszystko pomówienia kapitanie. Nigdy nie zrobiłby niczego co mogłoby zaszkodzić domowi Vae. Miałem nadzieje że będąc w straży znajdę prawdziwych sprawców i oczyszczę swoje imię. - półdrow powtórzył wytrenowaną formułkę z serdecznym uśmiechem na twarzy.
– Inicjatywa godna pochwały. - przytaknął z promiennym uśmiechem Lesen.

Welvafein był dumny ze swojego uśmiechu. Był... Szczery. Przyjazny. Autentyczny. Był to uśmiech jakim szarlatani wyciągali od starszych babci ostatnie oszczędności. Jakim uwodziło się naiwne księżniczki, sprzedawało półgłówkom magiczną fasolę, przekonywało że owszem, ten brylant jest jak najbardziej autentyczny, i tak dalej, i tak dalej. Był to uśmiech który wzbudzał zaufanie, i jeżeli nie było się czujnym łatwo było zapałać sympatią do jego właściciela.

Ale na promiennym uśmiechu Lesena można było hodować rośliny doniczkowe.

Półdrow mimowolnie skulił się w fotelu.
– Bądźmy szczerzy Welvafein. - kontynuował wesołym tonem Kapitan Straży. – Trzeba trochę popracować nad twoim aktem, naprawdę, ten uśmiech cuchnie fałszem. I gdybyś był naprawdę dobry to nigdy nawet nie złapaliśmy twojego tropu. Ale... Może po prostu mam wobec was zbyt wysokie wymagania. - podsunął mu pewną ulotkę. – Jesteś zaznajomiony z zawartością tej broszury? -
– Poniekąd. - Welvafein przytaknął ostrożnie, nie wiedząc jeszcze do czego zmierzał szermierz. – To ta sama która nawołuje do mordowania Thayczyków, prawda?
– Dokładnie. I widzisz, nie jestem do końca z niej zadowolony, jak i samego faktu istnienia grup które takowe rozprowadzają. Jako Drow odpowiedzialny za utrzymywanie porządku w dzielnicy Vae nie mogę stać z założonymi rękoma podczas gdy ktoś mi bezczelnie buduje ruch rewolucyjny pod samym nosem. I mimo że nie jestem wrogi idei jaka im przyświeca, to wolałbym żeby nie byli tacy... Cóż, samodzielni. - mrugnął porozumiewawczo. Prawdopodobnie. - Więc planuje naprawić ten mały problem, z twoją pomocą. Dołączysz do jednej z grup, zaczniesz im pomagać unikać straży, pomagać organizować te ich małe akcje. Zdobądź ich zaufanie, ale bez pośpiechu. Na razie nie wydają się być specjalnie zorganizowani, ale prędzej czy później ktoś będzie próbował przekuć ich w sprawnie działającą armię – bądź pewien że wtedy ulokujesz się blisko centrum decyzji. A jeżeli zastanawiasz się co w tym wszystkim jest dla ciebie. - podniósł kartotekę. - po pierwsze, zapomnimy o tym, po drugie złoto, a po trzecie... Potrafię docenić kompetencje. Wierz mi. -
– Wierzę. - przytaknął półdrow – Wchodzę w to. -
' Jakbyś miał wybór. '
' Jakbym miał wybór... '
– Świetnie. - kąciki ust samca uniosły się lekko. – Tylko pamiętaj, o tej operacji wie bardzo nieliczna grupa drowów, więc jeżeli coś pójdzie nie tak prawdopodobnie „wylecisz” ze straży. Nie przejmuj się. Ale... Wiedz jedno. - pojedyncze oko zwęziło się niebezpiecznie. – To tylko kwestia czasu aż ten cały kociołek wybuchnie i jakaś ważna persona z Thay skończy z bełtem w plecach. Ale to nie może się stać w dzielnicy Rozkoszy. Wierz mi, nie chcesz żeby to się stało w dzielnicy Rozkoszy.


***

Pokładał w Welvafeinie duże nadzieje. Ale oczywiście nie był jedyną osobą której zlecił to zadanie.
Solryn, młodociany drow o bystrym spojrzeniu i temperamencie który przypominał Lesenowi jego samego za młodu. Dawniej strażnik Despana, był niedoświadczony, ale miał duży potencjał – o ile nie pozwoli się zabić.
I Shure, oszpecona drowka o takiej nienawiści do świata który ją skrzywdził, że nie sprawiało jej różnicy że musi odgrywać iż dotyczy ona wyłącznie Thay.
Ci dołączył do ruchu później. Byłoby dziwne gdyby jednego dnia trójka strażników Vae zaczęła szukać Ruchu... I przy odrobinie szczęścia dołączał do osobnych komórek. Póki nie gnębi ruchu, ich pozycja będzie słaba... Ale to będzie można łatwo zmienić.
' Zobaczmy na co stać moich żołnierzy. '
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 10-11-2014 o 18:01.
Aisu jest offline