Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2014, 19:07   #27
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 2. BAL!

- Moja Pani… - ubrana dość oficjalnie Maerinidia złożyła głęboki ukłon przed Matroną Domu - ...w imieniu Matki Opiekunki Godeep, Shryindy, pragnę zaprosić Ciebie wraz z Twoją świtą na Bal, który rozpocznie się 15 Tarsakh o pierwszym popołudniowym dzwonie. Pragnę również prosić, byś Pani wybrała kilkoro najbardziej liczących się dla Ciebie drowów, dla których przewidziano... specjalne atrakcje. Od Ciebie, Pani zależy, kogo docenisz i nie zamierzamy ingerować w Twój wybór. Proszę jedynie w imieniu mojej Matki Opiekunki, abyś Pani potwierdziła swe przybycie i podała liczebność swej najbliższej świty. - ukłoniła się ponownie - Jeśli masz, Pani, jakieś pytania, z chęcią udzielę na nie odpowiedzi. - dodała z uśmiechem.

***

- Moja Pani… - ubrana dość oficjalnie Maerinidia złożyła głęboki ukłon przed Matką Opiekunką Aleval - ...z pewnością domyślasz się, po co tu jestem? - zapytała, uśmiechając się szelmowsko.
- Ach… przeceniasz mnie moja droga. Nie czytam w umysłach innych drowów, niestety. Choć może to i lepiej. Jakąż to zabawą byłoby odkrywanie ich sekretów ot, tak ? - pstryknęła palcem Matrona. - Zdecydowanie nudną.
- Niemniej uwielbiasz zbierać ploteczki posiadasz niemały dar łączenia ze sobą rozsypanych fragmentów układanek… nie wierzę, że niczego się nie domyślasz.
- Więc ty zapewne domyślasz się odpowiedzi, prawda? - odparła równie wesoło co enigmatycznie Mevremas. - Jak to dobrze więc, że potrafimy się porozumieć bez słów.
Maerinidia roześmiała się w odpowiedzi i podeszła bliżej, by wręczyć Matronie złoconą kopertę, nie odmawiając sobie przy tym muśnięcia jej dłoni słodkim dotykiem swych palców.
- Wśród swej świty wybierz tych, których cenisz najbardziej. Dla nich, i dla Ciebie oczywiście, zaplanowaliśmy... specjalne atrakcje. - zamruczała.
- Na pewno złamię tym serca i nadzieje wielu drowów i drowek. - zaśmiała się Matrona.
- Jakoś to przeżyjesz. - Mae z figlarnym uśmiechem pogładziła Ślicznotkę po starannie uczesanych włosach - Jakiegokolwiek dokonasz wyboru, każdy będzie właściwy. Równie dobrze możesz zabrać swoje Usta i Opiekunkę Świątyni jak i najbardziej utalentowanych kochanków. - wzruszyła ramionami i powtórzyła - To Twój wybór.
- Pomyślę nad tym. - uśmiechnęł się ciepło Mevremas.
- W to nie wątpię… - zachichotała czarodziejka, kłaniając się lekko - Wybacz, że Cię już opuszczę, ale… cóż… przecież nie muszę dodawać nic więcej. - mrugnęła wesoło a widząc bliźniaczy uśmiech na twarzy Ślicznotki, opuściła komnatę, wciąż się uśmiechając.


Maerinidii nie sposób by było nie zauważyć nawet, gdyby nie witała gości ramię w ramię z Matką Opiekunką Shryindą… ubrana w pyszną, karminowo-czarną suknię


i ze śnieżnobiałymi puklami upiętymi misterną broszą, przyciągała spojrzenia wszystkich drowów przekraczających próg sali balowej Domu Godeep. Wydawała się przyćmiewać swą urodą nawet Matronę, co niektórym mogło się wydawać niesmaczne, innym - intrygujące. Także specjalnie skomponowany na tę okazję zapach otulający jej postać wabiłi przyzywał, gotując krew stojących wokoło… Maerinidia jednak wydawała się nie dostrzegać efektu, jaki wywołuje, choć z pewnością był zamierzony. Nie było wymownych spojrzeń, gestów, uśmiechów… nawet dla bliskich jej drowów. Każdego bez wyjątku obdarzała dość beznamiętnym powitalnym pocałunkiem, każdego obdarzała ciepłym uśmiechem… jednak jej spojrzenie nabierało emocji i głębi jedynie wtedy, gdy zwracała się do Shryindy. Wydawało się, jakby mrowie drowów przybyłych na Bal zlewało się w jedno barwne tło, a jedyną liczącą się drowką była właśnie Matrona Godeep. Dla niej tu była i jej nie odstępowała na krok.

Shryinda była ubrana dość zjawiskowo, choć asymetryczny strój jaki nosiła jakoś… “nie pasował” byłoby złym określeniem. Ale niewątpliwie nie był w stylu Matrony Godeep. Choć prezentowała się w nim doskonale.
Witanie się z kolejnymi gośćmi było oczywiście mozolnym i długim rytuałem, choć Mae i Shryinda mogły się w tym ograniczyć do samej śmietanki Erelhei - Cinlu. A ta nie była aż tak liczna. Matrony, kilka Opiekunek Świątyni, kilku znaczących magów. Imperator Ming wraz ze swą córką.
Co prawda kilka osób z Thay dostało zaproszenie z różnych powodów, ale były to osoby już od dawna powiązane z miastem. Stroje innych Matron jakkolwiek zjawiskowe, odpowiadały ich charakterom. Sabalice i Malnilee były ubrane klasycznie i bez ekstrawagancji. I trzeba przyznać było, że Malnilee prezentowała się lepiej od Sabalice. Jej delikatna uroda wręcz łączyła się z ubraniem w miłą oku całość. Sabalice z kolei rozsadzała strój swą atletyczną, acz harmonijną sylwetką. Wydawało się, że za chwilę zerwie go z siebie odsłaniając skórzane przepaski, piersiową i biodrową. Czuła się bowiem w tej sukni jak w więzieniu. I było to widać. Sabalice przyszła w licznym kobiecym towarzystwie, którego częścią była Han’kah.
Sereska zaś przyszła z Yvalynem i drobniutką Lanni. Lesen także dostąpił zaszczytu towarzyszenia siostrom. Władczyni Vae ubrana była jak na ekscentryczną czarodziejkę przystało, odważny dekolt jej sukni okryty był jedynie koronkowym szalem, talia podkreślona gorsetem, opinająca wszystko suknia dopełniała wizerunku. Matrona Xaniqos niemal skopiowała jej strój, tylko użyła skóry barwionej na czerwono i dużo zapięć.. co pozwalało suknię w miarę szybko usunąć z ciała. I towarzyszył jej oczywiście, jej Naczelny Czarodziej i Czempion Domu, Isar’aer.
Pierwszy to był raz, gdy Imperator Ming wraz z córką zjawili się na tym przyjęciu. Stary czarodziej ubrany był klasycznie. Czerwona długa szata okrywała jego ciało, stylowe czerwone rękawiczki ochranialy jego dłonie. Córka zaś ubrana w gustowne błękitne kimono sprowadzane aż z Kara-Tur, wyglądała uroczo i skromnie przy pozostałych drowkach, acz jakże egzotycznie.
Usta Nietoperzycy, zarówno obecne jak i poprzednie, zjawiły się razem. Xull’rae ubrana była jak zwykle olśniewająco w czerwoną płomienną szatę, która zupełnie przypadkowo pasowała do wystroju balu. Tazjra zaś była ubrana w błękity i fiolety, zapewne po to by stanowić kontrapunkt dla swej szefowej. Obie wyglądały elegancko, ale Tazjra była mimo wszystko piękniejsza i zgrabniejsza.
I w końcu przybyła nieco spóźniona Mevremas, w której świcie Maerinidia zauważyła wnuczkę Matrony i ową tajemniczą kruczowłosą drowkę z jednego z widzeń. Ubrana również w asymetryczną szatę z głębokim dekoltem, gdzie dłuższy fragment był przykuty łańcuszkiem do obręczy na kostce, a odsłonięta noga miała pończoszkę z podwiązką… Matrona Aleval prezentowała się zaskakująco podobnie ze Shryindą. Dlatego też splotła ręce w poszerzanych rękawach szaty, dyskretnie spiętej w pasie i przyglądała się w zadumie Matronie Godeep, a następnie wybuchła śmiechem. I właśnie tym śmiechem skomentowała tą zbieżność strojów.
Wnuczce “Ślicznotki” towarzyszył mały haremik, wśród którego Maerinidia rozpoznała Neevrae w bezczelnie kusej sukience z jasnego jedwabiu, która ledwie zakrywała atuty młodej dyplomatki.
Widać Nilthara uznała to za okazję, by spróbować podsunąć swą trzódkę do łóżek co ważniejszych drowów i drowek.

Kiedy wszyscy goście zostali już przywitani a Shryinda dała znak do rozpoczęcia zabawy, cała miejska śmietanka została poprowadzona do osobniej, nieco mniejszej komnaty. Nie było tam podwyższenia, jak w głównej sali. A kiedy już wszyscy najważniejsi goście, Matrony Domów, ich Usta i wybrana świta ustawili się w kręgu, salę wypełniły rozlegające się zewsząd i znikąd dźwięki subtelnej muzyki. Nie było przemówienia rozpoczynającego Wielki Bal. Zamiast niego na środek sali wystąpiła Naczelna Czarodziejka Godeep, która uśmiechając się zagadkowo, objęła wzrokiem wszystkich zgromadzonych w sali gości, pozwalając im nasycić oczy swoim wyglądem.

A potem zaczęła tańczyć.

W jednej chwili wszystkie światła zgasły, a salę balową wypełniły kłęby pachnącej dymem pary, zaś w muzykę wplotły się dźwięki osobliwych syków, jakby woda stykała się z czymś rozgrzanym do granic możliwości… Zdezorientowanych widzów owiał gorący podmuch, a po chwili posadzka w centrum sali zaczęła migotać i zmieniać kształt, a sama tancerka ruszyła w szybkim staccato kroków do wtóru przyspieszających i potężniejących uderzeń bębnów, jakby stąpała po rozżażonej powierzchni… ale czy na pewno to było tylko przedstawienie? Stojący najbliżej poczuli wyraźnie, jak ich pantofelki zaczynają grzęznąć w rozpływającym się kamieniu. Postać tancerki otulił migoczący krwawą łuną blask, a po chwili… czy to tylko poblask ognia zabarwił suknię tańczącej drowki, czy też zaczęła ona się tlić? Gorący podmuch przybrał na sile, bijąc wyraźnie od wirującej w kręgu widzów drowki, której ruchy stawały się coraz wolniejsze i wolniejsze, gdy wzbierająca na środku sali magma usiłowała skrępować jej ciało...


Kiedy pyszna suknia tancerki stała się istnym wulkanem? Tego oglądający pokaz nie potrafili powiedzieć… ale momentu, w którym jej suknia i ciało zapłonęły, nie przegapił nikt ze zgromadzonych. Zwłaszcza, że do wtóru triumfalnego crescendo muzyki zabrzmiało chóralne westchnienie widzów, gwałtownie cofających się od gorąca owych płomieni… To nie była iluzja. Naczelna Czarodziejka Godeep płonęła żywym ogniem, zamieniając się w pełną gracji i majestatu ognistą istotę,


uwalniając się z krępujących ją okowów kamiennej sukni… i ciała.
W tej postaci kontynuowała swój taniec, w miarę uspokajania się muzyki pozwalając płomeniom przygasać i niknąć, by za chwilę rozpalić je na nowo do wtóru hipnotyzujących crescend. Wyzwolona od ograniczeń, wabiła teraz i kusiła niczym sukkub, to przypadając do płonącej posadzki, to znów frywolnie ocierając się w tańcu o pozornie przypadkowych gości. Nie byli oni jednak do końca przypadkowi… wybierała tych, przed którymi jej wtopieni pomiędzy elitę Miasta uczniowie postawili magiczne bariery… by ogień jej ciała nie podpalił kunsztownych balowych kreacji.
W końcu płomienie przygasły, ukazując ciało okryte jedynie resztką gasnącego ognia.


Posadzka ustabilizowała się i stygła w akompaniamencie cichych trzasków, a miriady drobnych ogników rozpłynęły się po sali, rozświetlając ją na nowo migotliwym, ciepłym blaskiem. A ona sama tańczyła niczym w transie, aż w końcu płomienie tworzące jej kusą sukienkę uleciały w górę, jeszcze na chwilę po raz ostatni otulając jej sylwetkę i rozpalając włosy,


nim w końcu znikły zupełnie, pozostawiając Maerinidię Godeep zupełnie nagą, otuloną jedynie długimi puklami poczerniałych w ogniu, jedwabistych włosów, które opadały niemal szczelną kurtyną z opuszczonej głowy.

Tancerka zamarła bez ruchu w tym samym momencie, w którym ucichły ostatnie dźwięki magicznej muzyki. Trwała tak, bez ruchu i bez słowa, gdy rozbrzmiała i przebrzmiała burzliwa fala oklasków. Dla wszystkich stało się jasne, że wpatrzona płonącym wzrokiem w swą Matronę jeszcze na coś czeka, że to jeszcze nie koniec… i nie pomylili się.
Shryinda wstała i łaskawie wyciągnęła rękę do swej podwładnej, przyzywając ją do siebie. A wtedy oczom gości ukazała się migotliwa linia, cienka niczym pajęcza nić, łącząca diamentową bransoletkę na nadgarstku Matki Opiekunki z bliźniaczą obrożą, obejmującą łabędzią szyję nagiej poza tym Naczelnej Czarodziejki Godeep.


A jednak nie było w tej chwili w całej sali ani jednej drowki, która miałaby w tej chwili więcej godności, niż podchodząca z wysoko uniesioną głową do swej Pani, Maerinidia Godeep.
Ucieleśnienie pożądania.

Bawiąca się w Wielkiej Sali szlachta z początku nie zwróciła uwagi na powracające władczynie. A przynajmniej dopóty, dopóki ktoś nie zauważył prowadzonej na smyczy przez Matronę Godeep jej Naczelnej Czarodziejki. Zupełnie nagiej. Ów pierwszy spostrzegawczy drow szepnął o tym stojącemu obok, a ten przekazał tę wieść dalej i dalej… i tak oto cisza opanowywała salę, gwar zwykłych rozmów cichł, a wszelkie oczy śledziły tę, która za zamkniętymi drzwiami, w obecności Matron i najważniejszych przedstawicieli wszystkich Domów z tak wysoka spadła tak nisko…
A potem szmer szeptów urósł i spotężniał, gdy zgromadzeni goście zaczęli zastanawiać się, co takiego właściwie się stało.


Minął dobry dzwon, może więcej, nim Shryinda Godeep znudziła się ukazywaniem wdzięków swojej Naczelnej Czarodziejki całej niemal szlachcie miasta. W końcu jednak lekkim ruchem nadgarstka przyzwała ją do siebie i szepnęła coś na ucho, równocześnie zdejmując jej z szyi diamentową obrożę. Ta tylko skinęła w odpowiedzi głową i musnąwszy ustami końcówki palców Matrony, oddaliła się, by pojawić się chwilę później, już nieco osłaniając swoją nagość, choć jej strój w niczym nie przypominał balowej kreacji


i dumnie schodząc pomiędzy gości.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 10-11-2014 o 19:12.
Viviaen jest offline