Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2014, 00:43   #20
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Dolina Lodowego Wichru, Lonelywood
16 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Czwarty dzień wędrówki; poranek po Ognistej Nocy


Poranek - równie dziwny co i noc - minął szybko na jedzeniu, modłach i przygotowaniach do drogi. Nieco konsternacji w grupie wprowadziło odnalezienie pod drzewem juków i jucznych siodeł ściągniętych z mułów (jak co wieczór) na popas. Jednak słowo się rzekło, kobyłka u płotu - a raczej brak mułów u płotu... no i przyrodnicze ewenementy wprowadziły taki zamęt, że przecież nikt się takimi drobiazgami nie przejmował. A nawet jeśli, to Lena nalegała by odzyskać mienie Termalaine, a nikt nie miał ochoty słuchać jej natchnionych pouczeń. Zresztą, tak jak rzekł krasnolud, zryte kopytami poszycie tworzyło bardziej niż wyraźny ślad ucieczki mułów, toteż poszukiwania nie zapowiadały się na ani szczególnie uciążliwe, ani czasochłonne. W końcu zwierzaki nie mogły długo utrzymywać takiego tempa. Powinni je szybko znaleźć... no, jeżeli - rzecz jasna - coś ich przez noc w lesie nie zeżarło.

Godzina wędrówki przez las zdawała się przybliżać drużynę do zaginionych wierzchowców, lecz im dłużej wszyscy szli, tym bardziej niespokojni się stawali. Lonelywood był cichy - upiornie cichy. Nie śpiewał żaden ptak, w poszyciu nie szeleściły nie tylko gryzonie, ale i nawet robactwo. Konie szły z położonymi po sobie uszami, węsząc niespokojnie. Behemot kulił się za Sargą, a Homunkulonibus schował się w plecaku i stanowczo odmówił zarówno wyjścia, jak i konwersacji. Znalezienie martwych wilków - a raczej zmasakrowanych na miazgę ciał, które jedynie po łapach i ogonach można było rozpoznać jako tych groźnych północnych drapieżników - nie poprawiło atmosfery. Co ciekawe, ciała nie były nawet nadgryzione; napastnik zostawił i futro, i wszystkie części ciała.

Drużyna wędrowała czujnie. Dwa słońca wspinały się po niebie, nie dając niestety więcej ciepła niż jedno, toteż - mimo ciepłej pory roku - podróżnych raz po raz owiewał lodowaty wiatr, od którego Dolina wzięła swą nazwę. Wreszcie w oddali zamajaczyła spora polana i brązowe zady pasących się na niej mułów. Zwłaszcza jeden był charakterystyczny, z szarawą plamą w kształcie jabłka (tak przynajmniej twierdził Sarga, bo - na ten przykład - Tundarowi przypominała bardziej krowi placek).

- Tuście mi są! - zawołał radośnie gnom, któremu od wędrówki nogi wchodziły już do tyłka (jak na złość zlękniony pies wolał chować się za swoim panem niż go wieźć).

Muły odwróciły się w stronę swoich tymczasowych właścicieli. Tyle że zamiast poczciwych miękkich pysków miały wydłużone, łyse, niby to wilcze czaszki z potężnymi szablastymi kłami i nieco zbyt głęboko osadzonymi oczami. Jak na komendę dziwaczne istoty rzuciły się do ataku, wydając z siebie dźwięk przypominający piszczenie zarzynanej świni.

 
Sayane jest offline