Skaveny. Ponowne ich pojawienie zwiastować mogło tylko jedno. Rzeź. Ustawiony za barykadą Thorgun, trzymał w dłoniach swoją wierną Miruchnę i Detlefową rusznicę. Lodzia, tak ją nazwał w myślach. A potem rozpętało się piekło. Z ciemności do ich uszu dochodziły odgłosy. Dziesiątki, a może setki istot zbliżało się i tylko śmierć mogła je powstrzymać. Miruchna wypalił w ciemność, a zaraz po niej Lodzia. Krzyk, który przypominał pisk, dał znać że któryś z tych skurwysynów dostał.
-Jeden zero dla Thorguna.. - uśmiechnął się strzelec pod nosem i zaczął przeładowywać obie bronie.
Trup ścielił się gęsto. Jego towarzysze walczyli dzielnie, a pot spływał obficie z czoła Thorguna, który z dokładną precyzją ładował obie bronie. Czas dla niego zwolnił, ziarenka prochy zdawały się wolniej przesypywać do lufy Miruchny, a pędząca ku nim zagłada jakby zwolniła na chwilę. Wszystko to jednak wróciło do normy w momencie gdy jakieś szczurek wyskoczył na strzelca. Ten nie wiele myśląc przywalił mu z Lodzi w twarz. Zęby posypały się na ziemię, a przeciwnik odurzony mocnym uderzeniem upadł na ziemię, tak że złamał nogę. Kolejne Bum rozległo się w sali, gdy Miruchna dobiła nieszczęsnego skurwiela.
-Dwa zero.. - mruknął ponownie do siebie weteran wielu bitw, nie zdając sobie sprawy, że ta może być ostatnia.
Czy to głupota, a może zbytnia pewność siebie, która zamieniła się w pychę? A może po prostu sytuacja, w której strzelec musiał sięgnąć po topór i sztylet sprawiła, że wdał się w walkę na ostrza ze skavenem. Efekt był tego taki, że Thorgun krwawił zewsząd. Dziesiątki ran, maluczkich i pojedynczo nie groźnych, skumulowane doprowadziły Thorguna na skraj śmierci. Rozcięcie na plecach, kolejna blizna na twarzy i strzelec nim padł na ziemię, brocząc krwią spojrzał błagalnie na Thorina. Uśmiech jednak z twarzy krasnoluda nie znikał. Skaveny zostały po raz kolejne pokonane.
***
Przez kolejne dni Thorgun dochodził do siebie i pomagał towarzyszom. Zarówno manierka jak i bukłak, w którym znajdował się bimber, zostały napełnione wodą. Nie chciał dopuścić do kolejnej sytuacji, kiedy będzie zdychał jak pies z pragnienia. Ergan został znaleziony. Na skraju śmierci, wyczerpany. Drużyna ponownie znów zaczęła się jednoczyć. Detlef dał rozkaz do wymarszu. Pokryty zaschniętą krwią, strzelec wyglądał jak chodząca śmierć. Śmierć, w której dłoniach znajdowały się zabójcze bronie. Nie myślał już o tym czy przeżyje, czy o tym co dalej będzie z nimi. Chciał cieszyć się każdym dniem, w którym dane było mu oddychać. Nabił fajkę i zapalił, z uśmiechem na twarzy.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |