Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2014, 20:46   #29
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Bane, Shar, Loviatar, Kossuth, Velsharoon… o ile Khalas szanował bóstwa i ich kapłanów, nigdy nie był przesadnie religijny. Obrał sobie co prawda Bane’a za bóstwo opiekuńcze, ale nie przebywał nigdy w świątyni ponad niezbędne minimum. Żaden kapłan nigdy go nie karcił za to do tej pory.
Czekało go teraz targowanie się z piątką potężnych kapłanów bóstw, które robią gorsze rzeczy niż zsyłanie pecha na tego kto ich urazi. Lepiej mieć to za sobą jak najszybciej. Ruszył najpierw do świątyni Bane’a, znajomy teren i całkiem możliwe, że i tak tu będzie najtrudniej coś wskurać.
Bane był obecnie najsilniejszym i najbardziej wpływowym wyznaniem w enklawie. Przypominały o tym szpalery czarnych zbroi stojących wzdłuż korytarza prowadzącego do komnaty audiencyjnej Cressidy. Niektóre były puste, inne umagicznione, inne… zawierały lojalnych kapłanów tego ponurego bóstwa. Nie wiadomo jednak było które były którymi.
Sama komnata była roświetlona jedynie płonącymi na fioletowo magicznymi pochodniami. A siedząca na obsydianowym tronie drobna kapłanka w ogóle nie pasowała do tego miejsca. Drobniutka i ładniutka blondynka, była całkowitym przeciwieństwem masywnych czarnych zbroi stojących po bokach jej tronu.
-Mistrz… Przykro mi… nie kojarzę twego imienia Czerwony Czarodzieju. Jesteś jednym z tych nowo przybyłych, prawda?- zapytała obojętnym tonem, acz przygladając się bacznie Khalasowi.
Czarodziej skłonił z szacunkiem się przed kapłanką.
- Khalas Madas-Thul, pani. Strażnik Skarbu enklawy, obawiam się, że moja wizyta jest natury innej niż duchowa. Khazarak powierzył mi zajęciem się pobrania opłat od świątyń i ustalenia współpracy między enklawą, a świątyniami.
- Domyślam się, że twoja wizyta nie jest towarzyska. Rzadko zaglądasz do świątyni.- parsknęła sarkastycznie kapłanka.- Choć doceniamy, że nie zapominasz iż jest ktoś potężniejszy o twej magii. Większość twych współbraci jakoś tego faktu nie dostrzega.
- Podejrzewam, że w większości kieruje nimi duma. Nie twierdzę, że u mnie jej brak, ale wiem kiedy kierowanie się nią nie jest wskazane. Czy możemy pomówić w takim razie o interesach?
- Mówmy więc o interesach… Czego enklawa Thay żąda od świątyni Bane’a.- mruknęła ponuro i gniewnie filigranowa kobietka.
Khalas obawiał się iż kapłanka będzie poirytowana konceptem płacenia za co kolwiek. No cóż nie ma innej opcji.
- Złoto oczywiście, ilość do ustalenia. Do tego miktury lecznicze, plus… inne usługi.
-Haracz jednym słowem? Świątynia Bane’a to nie byle kapliczka, nie sądź że damy się podporządkować i pomiatać władzom enklawy.- burknęła kapłanka.- To ile żąda enklawa?
Rozmowa potoczyła się dalej na ustalaniu kwot, ilości i jakości usług. Khalas starał się zachować profesjonalnie, ale też nie agresywnie. Musiał przekonać kapłankę, że nie jest jej wrogiem w tym wszyskim i jego sugestie są lepsze od tego, co może zarządać inny wysłannik Khazaraka, który przyjdzie jeżeli Madasowi się nie uda.
Co jednak nie było łatwe… kapryśna i władcza kapłanka, kwestionowała ilość monet i zwojów oraz innych przedmiotów jakie świątynia musiałaby płacić jako podatek, przypominając iż Świątynia Bane’a jest placówką nastawioną militarnie i to, że oddziały kleryków teraz służą ochronie enklawy powinno być bardziej brane pod uwagę i z tego powodu podatki winny być mniejsze.
Khalas musiał sięgnąć po argument, że świątynia zawdzięcza enklawie sam fakt, że istnieje w obecnym miejscu. Gdyby Thay nie wywalczyło swojej pozycji w tym mieście, Bane nie miałby zbytnich szans się tu zjawić, zważając na terytorialność Lolth. Mimo wszystko zapewnił, że wiął pod uwagę wojsko świątyni, dlatego kwota jest jaka jest. Obiecał również, że podatki od pozostałych świątyń będą adekwatnie różne od tego, który ma płacić świątynia Czarnej Ręki.
- To moi podwładni pomagali odbić to miasto. To kler Bane’a walczył o enklawę na ulicach tego podziemnego pipidówa!- nagle kapłanka wybuchła gniewem.- Więc jeśli ktoś tu jest coś winny, to właśnie enklawa Thay, świątyni Bane’a. Nie na odwrót!
- Nie twierdzę, że świątynia jest komuś coś winna. Ale kapłanko, zadam pytanie. Co było pierwsze w tym mieście? Enklawa Thay, czy Świątynia Bane’a?
- Zadaj sobie lepiej pytanie, kto się będzie martwił utratą tego miejsca. Thay czy kult Bane’a?- mruknęła zwłowieszczo Cressida.- I czy w interesie enklawy nie jest przypakiem lepiej zagwarantowanie sobie większej lolajlności świątyni, czy większych zysków. W końcu… gdy pojawi się większe zagrożenie, ja i moje oddziały możemy udać się z cywilami na powierzchnie, zamiast wspierać siły wojskowe.
- Punkt dla ciebie, pani. Wiem jak wygląda obecnie sytuacja militarna enklawy i jak bardzo polegamy na waszych zdolnościach bojowych. Nie zmienia to jednak faktu, że jesteście tu i macie możliwość zabrania Pajęczycy czegoś spod jej nosa. Thay wam to umożliwia, Czerwoni Magowie walczący razem z wami w obronie enklawy, zapewniają pozycje tego miejsca w mieście. W zamian za to, że Bane ma szansę poszerzyć swoje wpływy do tego małego kawałku Podmroku, chcemy tylko złota, zwoi i mikstur. Jestem pewny Pani, iż widzisz, że nie jest to wygórowana cena, za zagranie Pajęczej Dupie na nosie.
- Drowy nie są godne by dostąpić nawrócenia. To rzucanie pereł przed świnie.- odparła wyniośle Cressida.- Jedyny powód dla którego kult Bane’a jest tutaj, to wyznawcy tacy jak ty.
- Mało ambitne, ale rozumiem. Czy w takim razie zgadzasz się pani, na nasze warunki? Czy jednak chcesz dodać coś od siebie?
- Mało ambitne, mało ambitne?!… mamy ja te ogniste małpy od Kossutha naskakiwać czarnym chudzielcom?- syknęła gniewnie Cressida.- Nie jesteś dumny z przynależności do własnego narodu, nie czujesz dumy z tego że jesteś człowiekiem? Dlaczego mielibyśmy się bratać z tymi kreaturami które dały się wygnać do jaskiń?
- Bo jak inaczej Bane ma władać tymi jaskiniami? Drowy są jedyną rasą Podmroku, która można by przekonać do Bane’a, szczególnie mężczyzni. Zawsze sądziłem, że przeznaczeniem Bane’a jest władać całym Torilem, nie tylko jego powierzchnią.
- Och… doprawdy. Ty wiesz lepiej ode mnie?- zapytała z uśmiechem, który wręcz mroziłby wodę w stągwiach.- Owszem… przeznaczniem Bane’a jest rządzenie całym Torilem, ale na pewno nie zaczniemy rządów od jednego grajdołka w jaskiniach. Drowy zaś to nawet nie nacja. To rozproszone po Podmroku kolejne kupy domów. Nawracanie każdej z nich to strata czasu, lepiej je systematycznie podbijać i wymuszać wiarę siłą.
- Nie moje miejsce kwestionować twojej taktyki pani. Zawsze wolałem korzystać ze srebrnego języka, niż żelaznego ostrza. - uśmiechnął się do kapłanki - Najwyraźniej nie jest to podejście do wszystkich sytuacji. - spojrzał jeszcze raz na Cresside - Mogę ci zadać pytanie, pani?
- Pytaj.- rzekła łaskawie kapłanka.
- Jak bardzo nie chcesz tutaj być?
- Dziwne pytanie. Bynajmniej, jest mi tu dobrze… ale nawracanie czarnych dup nie jest naszym celem. Tylko wzmocnienie wpływów kultu Bane’a w samym Thay. Od czasu tych nieszczęsnych problemów z salamandrami to Kossuth zaczął się rozpychać w naszym królestwie.- rzekła zimnym tonem Cressida.- Więc zgadnij czemu tu jestem?
- Żeby podkopać Kossuthian... a jednak pozwala im pani szerzyć się wśród drowów bez konkurencji. Możesz nie uważać, że twym celem jest nawracanie brudnych elfów. Jednak lepiej będzie przyjrzeć się im, bo nie wiadomo czy któregoś dnia, kościół Kossutha nie wzrośnie w siłę wsparty przez swych podziemnych sojuszników.
- Nie wzrośnie… już ja o to zadbam.- uśmiechnęła się złowieszczo Cressida.
- Chętnie to zobaczę… ale, zeszliśmy z tematu. Czy mam twoją zgodę na te ustalenia?
- Nie. Oczywiście że nie. Żądam mniejszych podatków, w zamian za to… możemy zwiększyć przydział patroli i udział w straży. A ty dopilnujesz, aby twoi to przyjęli. W końcu i tobie przyszły sukces Bane’a leży na sercu, prawda?- zapytała retorycznie kapłanka.
- Brzmi… uczciwie. Miło mi, że doszliśmy do jakiegoś konsensusu. Khazarak jak sądzę, będzie zadowolony z tego. - Khalas się skłonił - Jeżeli to wszystko pani, to opuszczę cię. Zostały mi jeszcze pozostałe świątynie.
-Oczywiście.- stwierdziła uprzejmie kapłanka.- Możesz już odejść.
Pownie się kłaniając Czerwony Mag opóścił swiątynię.
- Jedno z głowy… zostały cztery. - powiedział do siebie, po czym ruszył do kolejnej świątyni.*

Świątynia Shar nie była aż tak monumentalna jak budowla Bane’a. Niemniej panujący w niej półmrok i przyczajone w ciemnościach sylwetki mnichów Ciemnego Księżyca sprawiały, że Khalas nie czuł się tu swojsko i bezpiecznie. W końcu… wypadki chodzą po ludziach. A tu sporo wysokich schodów. Gabinet był urządzony dość klasycznie, poza jednym symbolem Shar duż za plecami siedzącej Sirai nie było tu innych akcentów religijnych. Sama szata kapłanki, obcisła i przypominająca bardziej szatę czarodziejki, sprawiała że Siraja wydawała się osobą bardziej przyjazną niż Cressida. Co oczywiście było niewątpliwie celowym zabiegiem z jej strony.
- Khalas Madas -Thul… jak miło że odwiedziłeś nasz przybytek. Czyżby arcykapłanka Cressida zawiodła twe nadzieje?- zapytała na powitanie.
- Aby zawieść moje nadzieje, musiałbym je mieć. Na razie zapowiada się pozytywnie, ale poczekam co uzna Khazark. - spojrzał na kapłankę- Zakładam, pani, że wiesz po co przybyłem?
- Niech zgadnę.. Szlachetny Ming żąda haraczu za ochronę świątyni. Nieprawdaż?- spytała Siraja uśmiechając się ironicznie.- A ty przyszedłeś go negocjować. Zakładam, że Cressida już ci zalazła za skórę?
- Była bardzo… oporna i pewna swych racji. Być może źle oceniłem jej charakter i metodę negocjacji. Czy ty pani masz jakieś sugestie co do naszych ustaleń?
- Niespecjalnie. Bardziej interesujesz mnie ty. Jak się czuje tak utaletnowany i bystry czarodziej na zbyt niskim jak na jego potencjał… stanowisku?- zapytała zaciekawiona Siraja.
“- Och jest okropnie, nie ma nocy żebym nie zalewał się łzami do snu. Mam ochotę spalić całą enklawę z khazarakiem na czele, aby tylko poczuć się lepiej.”- Mniej więcej takie, ociekające sarkazmem myśli przeszły po głowie Khalasowi. Przyzwoitość, oraz instynkt samozachowawczy go powstrzymały.
- “Zbyt niskim stanowisku”? A na jakim byś mnie widziała pani?
- Ambitny człowiek sam wybiera sobie cele, nieprawdaż?- zapytał wręcz słodszym niż miód tonem głosu kapłanka. Po czym wzruszyła ramionami udając “neutralne stanowisko”.- Kościół Shar nie wtrąca się w politykę wewnętrzną kasty czarodziejów.-
Co było wierutnym i bezczelnym kłamstwem.
- Jestem pewny. Tak czy inaczej, ambitny człowiek nie zaczyna też na szczycie. Gdzie ambicja dla tego co ma już wszystko? - uśmiechnął się do kapłanki - Wybacz pani, ale będę musiał pomęczyć pozostałe świątynie, więc czy możemy zająć się interesami?
- Znam twoją propozycję. Uznaję ją za na tyle dobrą, by nie targować się o nią. Co jeszcze chciałbyś omówić względem niej?- zapytała kapłanka.
- Sumienność? Mam nadzieję, że świątynia Shar nie będzie próbowała migać się od tego… układu? - kolejny uśmiech.
- A czemuż by miała. Co nas obchodzi wasza chciwość i krótkowzroczność. Miejcie swoje monety i zwoje i eliksiry.- uśmiechnęła się w odpowiedzi Siraja.
- Och wiesz pani jak to jest. Wolniejszy miesiąc, wierni mniej dali na tacę, brakowało składników lub fiolek na eliksir, stwierdzicie, że jesteście zbyt ważni, aby płacić. Takie sprawy. - Khalas skłonił się kapłance - Ale oczywiście, coś takiego nigdy by się nie zdażyło tutaj.
- To jednak mój problem, nie twój jeśli nie starczy mi monet na trybut.- zaśmiała się cicho Siraja, po czym nachyliła się ku Khalasowi z zimnym uśmieszkiem na ustach.- Jesteśmy sługami jednej z pierwszych bogiń Torilu. Mój Kościół istniał zanim pojawiły się elfy, Thay, czy ten nowicjusz Bane. Jesteśmy ważniejsi… niemniej potrafimy być pobłażliwi użytecznych istot i organizaci. Nie martw się drogi Khalasie, dostaniecie wasze pieniążki. To w końcu tylko trochę złota.
- Złoto ma swoją własną władzę. Nawet najbardziej bogobojni ludzie spalą świątynią do ziemi, jeżeli dostatecznie dużo złota zaświeci im przed oczyma. Skoro skończyliśmy pani, to muszę odejść. Zostały mi jeszcze trzy świątynie do obskoczenia.
-Oczywiście.- uśmiechnęła się Siraja.
Ponownie się skłaniając Khalas opuścił świątynię. Zostały mu trzy, ale na ten dzień miał dość bawienia się z kapłanami. Później odwiedzi pozostałe świątynie, Kossutha i Loviatar załatwi najpierw. Z tego co słyszał w świątyni Velsharoonanowy kapłan jest czerwonym czarodziejem, więc powinno pójść gładko.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline