Wprawdzie Krzysztof odstrzelił jednego z napastników, ale było to niewiele. Okazało się, że oni nie są jednak bandą idiotów i przynajmniej próbowali się chować. Wprawdzie mógł czekać na okazję, ale wiele wskazywało na to, że się nie doczeka. Robert i Michael powinni sobie poradzić, pytanie tylko co z dzieciakiem. Nie było go ani widać, ani słychać. Snajper obserwował okolicę przez lunetę, szukając jakiegokolwiek celu, lecz zrezygnował, gdy usłyszał rozkaz. To musiał być Misha. Nie widział go, tylko słyszał. Mógł zawsze próbować strzelać, ale wydawało się to stratą czasu.
Krzysztof zeskoczył z drzewa, karabin snajperski oparł o pień, by mu nie przeszkadzał. W prawej ręce trzymał teraz szablę, a w lewej pistolet. Po głosie był wstanie mniej więcej określić kierunek. Zaczął biec w stronę rozkazującego. Liczył na to, że słuch go nie oszuka i trafi na przywódcę tej bandy, albo kogokolwiek komu będzie mógł odrąbać łeb.
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? |