Wątek: Tacy jak ty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2007, 18:12   #534
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
No i dlaczego nie postąpili tak jak im powiedziałem?
Moje czary są dosyć potężne, ale nie aż tak abym był w stanie rozwiązać sprawę samodzielnie. Potrzebowałem ich pomocy - tymczasem każde z nich miało własny pomysł jak rozwiązać nasz problem. Na efekty takiego postępowania nie trzeba było czekać zbyt długo.

Nie czekając na nic, kiedy tylko moje czary zaczęły przestawać działać schowałem się za kupą kamieni, osłaniając się w ten sposób przed łucznikami (i dobrotliwa rada kocura, nie była mi naprawdę potrzebna do tego żebym wpadł na ten pomysł). Stamtąd w skupieniu zobaczyłem, jak Tari ginie z ręki (ekhem... raczej "z kła") paskudnie wielkiego węża. Wąż w sumie też zginął i przynajmniej taki był pożytek z tej akcji.
Na swój sposób zrobiło mi się tak jakoś dziwnie - nie znałem tego uczucia i nie potrafiłem go określić. Ważne było to, że pomóc już jej nie mogłem - a ona sama zawiodła nas swoją bezmyślną walką.Tym niemniej, nie było to uczucie przyjemne, i racjonalne tłumaczenie sobie bezsensownego postępowania naszej Ex-Elfki przynosiło mi niewielką ulgę.

Nagle nade mną pojawiła się wyjątkowo obleśna wywerna z równie obleśnym jeźdźcem na swoim grzbiecie. Zerwałem się i schowałem za kamieniem, mając nadzieję, że mnie nie zauważy - ale nie, widocznie dysponowała całkiem niezłym wzrokiem, jak na tak ułomne stworzenie, bo, nie dość, że mnie zauważyła, to okrążyła mnie z drugiej strony, szykując sobie na mnie zęby. Szybko zdałem sobie sprawę, że bardziej konwencjonalne czary nie przyniosą tu wielkiego efektu i, że muszę zastosować magię, która jest tak odstręczająca, że ukrywałem ją dotąd przed moimi towarzyszami w obawie przed ich niezrozumieniem.
Jednak nadzwyczajne sytuacje wymagają nadzwyczajnych środków - jak ktoś kiedyś rzekł był.

Przestałem chować się za kamieniem; skierowałem zaś dłoń ku jeźdźcowi i krzyknąłem:
- Flamme haema exsecrare - na końcu inkantacji zacisnąłem dłonie w pięści. Czar, tak jak powinien objął swoim zasięgiem kilku naszych wrogów, a nie tylko tego na którym go skoncentrowałem. Krew żyłach naszych milusińskich, poczęła gotować się, słychać wręcz było jej ponury bulgot, powodujący mdłości u każdej, mniej przystosowanej do takich widoków jednostki. Swoją drogą, pamiętając przygodę z utopcem, miałem nadzieję, że Avalanche nie weźmie sobie tego widoku do serca.
Jeździec który trzymał się do tej pory kurczowo swej wywerny spadł z wrzaskiem (czy raczej - charkotem), a jego ciało zrobiło się krwiście czerwone, po chwili wybuchając i znacząc okolicę barwną krwawą, gorącą posoką i flakami. Wokół zapanował mdły smród palonego ludzkiego mięsa.
Nie zważając na to, że wywerna, (która nie miała już pasażera, a dzięki umiejętnie rzuconemu przeze mnie czarowi przeżyła) upaćkana była cała krwią swojego poprzedniego właściciela, wziąłem potężny rozpęd po czym wskoczyłem jej na grzbiet. Moja umiejętność czytania w myślach takich słabych umysłów jak ona pozwalała mi w prosty sposób przejąć nad nią kontrolę.

Teraz jednak zająłem się swoim szkieletem. Rzuciłem mu na dół swój drogocenny sztylet; złapał go zwinnie w swoje kościste łapki. I tak jak mu kazałem pobiegł do zezwłoka Tari, po czym w malowniczy sposób odciął (a może w tym przypadku trzeba by było powiedzieć: upitolił) dwa miecze które przyrośnięte były do jej ciała.
Oczywiście, że to było obrzydliwe. Ale zwiększało to nasze szanse na przeżycie. Miałem nadzieję, że Tari - gdziekolwiek teraz była, nie będzie mi miała za bardzo tego za złe. Zresztą, nawet gdyby miała...
Tak uzbrojony Szkielet wyruszył ku naszym, jeszcze żywym, wrogom.

Ja zaś złapałem mocno łeb wywerny na której leciałem, po czym skierowałem ją ku Grocie. Nie był to najwygodniejszy środek transportu - telepało, a jej szorstkie łuski wbijały mi się w tyłek, ale teraz lot ponad polem bitwy był na pewno o wiele bezpieczniejszy niż przedzieranie się przezeń pieszo. Lecąc zobaczyłem kłopoty Astrala - ciągle trzymając się jedną ręką wywerny, w akrobatyczny sposób wyczarowałem kulę ognia która uderzyła w jednego z łuczników przymierzającego się się do zrobienia z irbisa kociej wyprawki.
Z lepszym humorem, po uczynieniu tego dobrego uczynku, kopnąłem mój latający środek transportu w boki, a ten, skrzecząc przeraźliwie, wystrzelił do przodu, niczym wystrzelony z procy.
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline