Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2014, 23:16   #45
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Po zajęciach z prowokowanej walki z kolegami, kursie reakcji na zagrożenie atakiem zombie i praktykach odrąbywania głów, Robin nadal roztrzęsiony, ruszył prosto do swojego pokoju. Nie oglądał się ani na innych psioników, ani na doktor Alreunę, ani nawet na siostrę. Ekipę sprzątającą ominął równie szerokim łukiem, co ona jego, a jedyną serdeczną dłoń, która poklepała go po plecach na znak dodania otuchy, złapał jakby wystraszony tym kontaktem i niemal wściekle odepchnął od siebie. Resztę drogi pokonał biegiem. Byle się schować. Byle nie widzieć już tych wszystkich korytarzy. Tego labiryntu dróg, wyborów i konieczności podjęcia decyzji… Do domu. Do pokoju…

Źle znosił bycie zmuszanym.

***

Leżał w łóżku gdy weszła do środka. Odwrócony tyłem do drzwi, ale przodem do jej łóżka. Nie spał. Oczy miał szeroko otwarte i wpatrzone nienaturalnie wybarwionymi źrenicami w jakiś niematerialny punkt w przestrzeni przed sobą. Powietrze dookoła jego ust zdawało się falować przy każdym wdechu i wydechu. Rzadko to robił. Rzadko się zamykał. To były takie jego “spacerki”...

Właściwości fizyczne fali były przed wielką wojną zagadnieniem omawianym szczegółowo dopiero na studiach wyższych. Sześcioletni jednak, lub jak kto woli piętnastoletni, chłopiec imieniem Robin, wiedział o nich więcej niż ludzie, którzy zjedli zęby zgłębiając ten temat. Mimo, że dla niego była to tylko wiedza wyłącznie praktyczna. Biernie przyswajana jako element otaczającego świata, lub ewentualnie wykorzystywana dla niewinnej zabawy. Skąd zaś miał tę wiedzę? Ano ze zdolności, którą obdarzyło go niebezpieczne gmeranie w genach przez ludzi, którzy poczuli się bogami. Z wpływu jaki umiał wywierać na czwarty wymiar. Na czas.

Tworząc sferę ze zmienionym czasem, tworzy się przestrzeń, w której przesunięciu ulegają wszystkie zasady jakimi kieruje się percepcja ludzkiego ucha, czy oka. Dźwięki i kolory wypaczają się. Zmieniają… To co było niebieskie staje się zielone, to co zielone widać jak czerwone, a to co czerwone… znika. A zamiast tego pojawiają się inne niewidoczne wcześniej kształty. A wszystko to zmienia się jak w kalejdoskopie przy każdej zmianie stopnia spowolnienia, czy przyśpieszenia… Od świetlistych punkcików, w których wieczność trwa tyle co mrugnięcie oka, po wypełnione bezkresną czernią kulki gdzie nie ma nic, bo czas się zatrzymał. Wszechświat jest ciągłym ruchem. Zatrzymasz czas - zatrzymasz ruch. Zatrzymasz ruch - zatrzymasz wszechświat.

Robin oczywiście miał nad tą mocą niezbyt wielką władzę. Na im większą masę miał wpłynąć, tym więcej mu to problemów przysparzało. Nie wspominając już o kontroli nad ruchem takiej sfery. Ale nauczył się z czasem zakładać na oczy takie “okulary”. W których świat był po pierwsze wolniejszy czego czasem bardzo potrzebował, by ogarnąć coś myślami, a czasem szybszy gdy nie chciał przeżywać czegoś zbyt długo. I obserwował. Tak jak teraz. Jak wycięta jak z tęczowego negatywu River leniwie okrąża jego łóżko i mówi:
- Robin?
Zamknął sferę. Chyba był już gotów z nią porozmawiać.

***

Ćwiczenia wychodziły mu marnie. I choć z początku ambitnie się za nie zabierał, bo zawsze jasnym dla niego było, że są nieodzownym elementem bycia lepszym, to nie mógł nie zauważyć tego co szybko okazało się oczywiste. Nie nadążał za innymi. Trudno było powiedzieć, czy winnym był brak talentu, dłuższa rekonwalescencja mięśni, czy może zaprzątające myśli podejrzenia i złość na ludzi. Po prostu pozostawał w tyle. Zarówno za równie potężnym, co szybkim Rosjaninem, niezwykle zwinnej Keiko i nawet River, która celnie wywijała kije treningowym. Peter i Liam byli gwoździami do trumny dla tego treningu. Robin uczynił więc ostatnią rzecz na jaką pozwalała mu młodzieńcza duma. Zaczął olewać ćwiczenia. Nie ukrywając swojego obrażenia na temat nauki sztuk walki. Co żadną miarą nie mogło ujść uwadze mistrza Genga.
- Na zombiaki też się będziesz obrażać chłopcze? - zapytał pod koniec długiej rozgrzewki głosem zupełnie pozbawionym drwiny, a wręcz wyrażającym pewnego rodzaju zatroskanie.
Robin w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
- Nie jestem superbohaterem Novum.
- A co to ma do walki?

Ponowne wzruszenie ramionami. Tym razem nie poparte słowami. Geng nie śpieszył się by przerwać milczenie chłopaka. W milczeniu zresztą tak jak w walce, Robin był co najwyżej początkującym amatorem. W przeciwieństwie do Genga.
- Nic - odparł w końcu niechętnie - Nie nadaję się do tego.
- Tę ocenę -
rzekł Geng przyglądając się jego sylwetce - niestety będziesz musiał zostawić zombiakom. A co do superbohaterów… niewiele wiem w temacie, ale… może to cię zainteresuje?
Mistrz podszedł do konsoli treningowej i zaczął czegoś wyszukiwać. Szło mu to odrobinę powoli. Jak widać nie można być mistrzem w każdej dziedzinie…
Po chwili na ekranie pojawił się filmik prezentujący walczących, a Robin ze zdziwieniem otworzył szerzej usta.
- Oparty głównie na defensywie i częstym używanie łokci i kolan. Podstawą są silne nogi, których warunek spełniasz, silne ramiona, nad którymi będziesz musiał popracować, oraz co najważniejsze instynkt, który… masz, lub nie. To styl do walki zarówno z dużą liczbą przeciwników w kącie 360 stopni, jak i z pojedynczym oponentem. Jego skuteczność bazuje głównie na prawdopodobnych reakcjach przeciwników i z tego powodu nie użyłbym go przeciw zombiakom, a nawet w swojej trenerskiej praktyce nie nazywam tego w ogóle szkołą walki. To sposób samoobrony bardziej odpowiedni dla bójek w barach niż dla pola walki. Ale z drugiej strony… zombiaki działają zwykle jeszcze bardziej odruchowo niż ludzie. Być może warto sprawdzić tę teorię?
Chłopak nadal nie mógł wyjść ze zdziwienia.
- Ale przecież… przecież… przecież to Batman!
- Tak. Syn mi nawet opowiedział fabułę tego filmu. Kiedyś -
tu mistrz Geng zawahał się na bardzo krótką chwilę - Szkoła nazywa się Keysi Fighting Method. A jej twórcę, poznałem osobiście. Próbujemy?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline