Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2014, 00:10   #172
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Porwanie Mary nastąpiło niespodziewanie. Pamiętał o dwóch latających kształtach, które dojrzeli z daleka, ale nie sądził że zaatakują akurat teraz i to najmniejszą zdobycz w okolicy. Rozumiałby, gdyby stwór zaatakował Burra, ten zdawał się doskonałym obiadem. Jak to karczmarz i niziołek. Nie znał zbyt wielu przedstawicieli tej rasy, ale większość zdawała się dość korpulentna. Dopiero po chwili, kiedy miał mgnienie oka na dokładniejsze przyjrzenie się napastnikowi, zrozumiał czemu niedobita dziewczyna była lepszym łupem. Perypom, może Peryton, nie był pewien jak szamani zwali te bestie, ale nie były przyjemne. Porywały człekokształtnych wszelkiej maści, a potem hodowały je w swoich gniazdach by potem wyrwać i zjeść jeszcze bijące serca. To stąd się ponoć brał ich dziwny cień. Grzmot ruszył biegiem w stronę Mary, ale w ostatniej chwili powstrzymał się od skoku. Gdyby ją złapał, prawdopodobnie zostałaby rozerwana między dłońmi goliata a szponami latającego jelenia. Zamiast tego, sięgnął po sieć, miał zamiar złapać skrzydlatego oprawcę i ściągnąć go bezpiecznie na ziemię. Z tym z kolei ubiegł go jednak niziołek, zdawało się że miał głowę na karku i umiał dobrze wykorzystać znaleźne flaszki. Jakaś substancja skleiła mocno skrzydła, stwora, chociaż jedynie na chwilę. To starczyło, by opadł na ziemię.


W czasie, gdy goliat koncentrował się na niedoszłym porywaczu magiczki, z innej strony zaatakował kolejny potwór, pozbawiając Burra... jedynie czapki na całe szczęście. Nim zdążył narobić większych szkód, spotkał się z siecią wyrzuconą przez Grzmota. Fakt, że dziwna krzyżówka zaryła nosem w śnieg po rozminięciu się z głową karczmarza, mocno ułatwiła tą sprawę.


Nieco wyżej, stojący na górskiej ścieżce Burro w spanikowanym stanie umysłu rejestrował wszystko jakby w zwolnionym tempie. Najpierw poklejona maszkara spadła na ziemię. W pierwszym odruchu chciał przyskoczyć do Mary i odciągnąć ją, no ale drugie bydle spikowało na niego.
- Oddawaj czapkę! - wrzasnął, kiedy już otworzył oczy i upewnił się że żyje. Sporo, sporo więcej szczęścia niż rozumu. Pierwszy latający renifer, którego zdążył już ochrzcić jako Rudolf, w zastraszającym tempie pozbywał się gluta z siebie, drugi wygrzebywał się z zaspy. Niziołkowi przemknął przez myśl cytat z czytanego lata temu eposu “Jam to, nie chwaląc się sprawił!” ale szybko otrząsnął się i sięgnął do woreczka ze sztuczkami. Jeszcze nie wyszli z lasu. Wymamrotał formułę, zamachał rekami i kolorowe wstęgi poleciały w stronę pooblepianego jeszcze stwora. Na nieszczęście czar nie zadziałał na jeleniolota; na szczęście na zrzuconego z grzbietu wroga Strzygę też nie.



Shando, ze spanikowanym koniem pod sobą, gdy tylko zobaczył, że ludzki cień zwiastuje niechybne niebezpieczeństwo złapał kuszę i zaczął energicznie kręcić korbą, napinając stalowe łuczysko. Kto, wie, może czarodziej był skupiony na wrogu, może nieuważny, a może zadziałała klątwa Wishmakerów - tak więc drugiego potwora przegapił. Położył bełt i zwrócił broń ku pierzastemu wrogowi gdy zauważył nowe zagrożenie - bestie polowały w parze! Skierował kuszę ku drugiemu z ptaków-nieptaków i zwolnił cięciwę z orzecha. Niełatwo jednak było strzelać siedząc na nerwowym rumaku, toteż bełt nieszkodliwie utkwił w śniegu gdzieś daleko za drugim ptaszydłem. Var również zabrał się za drugiego “ptaka”, który wyraźnie szykował się do kolejnego ataku. Szybki wymach i mniejszy przeciwnik został przyszpilony do ziemi ciężką siecią. Jeleniowaty ryknął i szarpnął mocno próbując rozerwać sieć - na szczęście przędza trzymała mocno. Potwór z nienawiścią spojrzał na Grzmota - a goliat ujrzał w jego oczach błysk całkiem ludzkiej inteligencji - i podjął próbę wyswobodzenia się z sieci. Kalumovugia trzymał mocno trzymetrowy sznur, lecz miał poczucie, że mniejszy ze stworów niewiele ustępuje mu siłą i należy go zabić najszybciej jak to tylko możliwe.
Na szczęście istocie nie udało się rozerwać sieci (choć wydawało się, że jest to tylko kwestią czasu), toteż goliat chwycił swój potężny korbacz i z całej siły walnął latającą ćwiartkę renifera w pysk. Chrupnęło i na pysku pojawiło się malownicze wgniecenie, jednak istota nadal żyła, choć Var mógłby przysiąc, że cios o takiej sile powinien zgruchotać jej czaszkę. Raniona istota ryknęła i korzystając z bliskości przeciwnika zamachnęła się na Vara rogami. Na szczęście dla goliatha ptasior zaplątał się w sieć jeszcze bardziej i rymnął pyskiem w śnieg. Mężczyzna nie czekał i ponowił morderczy zamach korbaczem. Trzasnęły ułamane łopaty wieńczące czaszkę potwora i kości ramion - czy co tam ten potwór miał - lecz mimo to bestia nadal trzymała się na nogach, a nienawistny bulgot raz po raz wydobywał się jej z gardła. Szarpnęła się jeszcze raz i w końcu sieć - osłabiona poprzednimi próbami i zapewne też kolcami korbacza - puściła. Potwór ryknął - a Var przydzwonił mu w łeb kolejny raz. Bryznęły kości i szarobiała breja mózgu, po czym dziwaczna parodia renifera zwaliła się bez życia na zbroczony własną krwią śnieg.



Bestia była martwa, Var z kolei zmęczony. Nic dziwnego, te uderzenia, których użył, by zatłuc latającego rogacza, każde inne stworzenie jakie znał, posłałoby na deski, większości ludzi starczyłby jeden cios, by już nigdy nie wstać. Tutaj za to musiał się namęczyć i nałupać, całkiem jakby większość uderzenia po jeleniu spływało jak woda po kaczce. - Lothakal lanae lulakamana. - Wydusił z siebie goliat, siadając całym ciężarem, prawie że skacząc tyłkiem, na żebra martwego perytona. - Więcej szczęścia niż rozumu u nas. - Przetłumaczył klanowe powiedzenie, częściowo je upraszczając, żeby reszta też była w stanie je przynajmniej częściowo zrozumieć. Sieć była w opłakanym stanie, ale nie przejmował się tym w tym momencie, dzięki niej, byli wszyscy w jednym kawałku. Niektórzy krwawili jak zarzynane prosię, ale ciągle byli w stanie chodzić. Cieszył się, że reszta towarzyszy była w stanie ubić wspólnym wysiłkiem drugiego stwora.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline