Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2014, 13:34   #113
Suchoklates
 
Reputacja: 1 Suchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skał
Fenrir obserwował egzekucję z uśmiechem. Różnił się on jednak znacząco od tego, który zazwyczaj zdobił jego oblicze. Należał on do osoby, która obserwowała coś, co przypominało jej o przeszłości, i jakkolwiek to w tej sytuacji nie brzmi, całkiem miłej. Wyprostował się, kiedy kapitan skierował się w jego stronę. Szaleniec czy nie, czerwonowłosy na swój pokraczny sposób polubił tego człowieka.
-Pani e strategu, będzie mi Pan potrzebny. – zaśmiał się kapitan, opierając miecz o ramię. – Chodź do mojego gabinetu, mam dla Ciebie ważne zadanie. Jak sądzisz, powinienem je przydzielić właśnie tobie? - zapytał czerwonookiego.
-Jeśli jest to coś, co ma być zrobione dobrze i nie dotyczy to czyszczenia kuwety Berserkera, to tak. W przeciwnym razie mój Jednoręki współlokator się lepiej nada. - Odrzekł ten wesoło, ruszając za Shiraseiem.
Dobrze powiedziane, u siebie wyjaśnię ci o co chodzi. -stwierdził idąc przed Fenrirem w stronę bocznych drzwi do rezydencji. - Jak ci się w ogóle tu u nas podoba? Może jak się stąd wyrwiemy zostaniesz z nami na stałe?
-Podobają mi się zasady jakimi utrzymujesz tę bandę w ryzach. - Oznajmił mając na myśli egzekucje, którą oglądał przed chwilą. - Wygląda na to, że Twoja grupa lubi podejmować się niecodziennych zadań. Czemu nie, brzmi zabawnie.. - Dodał w odpowiedzi na drugie pytanie. Chociaż szczerze wątpił, aby udało się stąd im wyrwać. A przynajmniej nie tak łatwo, jakby chciał tego Shirasei.
- Czemu wszedłeś do wieży? -zapytał niespodziewanie czarnowłosy, odwracając się tak gwałtownie, że Fenrir wpadł na niego i obaj spojrzeli sobie w oczy.
-Chciałem coś zmienić, jak prawie każdy. - Oznajmił wilk wzruszając lekko ramionami. Nie pozwolił, aby w jego odpowiedzi pojawiła się choćby chwila zawahania, a w chłodnych oczach próżno było się doszukiwać zwątpienia. -Powody regularnych są tak bardzo uzależnione od światów z których pochodzą, że gdyby je porównać, niektóre z nich lepiej zachować dla siebie... żeby nie spalić się ze wstydu. - dokończył pół-żartem nieco nie pasującym do poważnego wyrazu twarzy.
- Świetnie powiedziane! -ucieszył się kapitan, po czym już w milczeniu doprowadził czerwonowłosego do swego gabinetu. Wkroczył do środka, zapraszając go za sobą. -Chcesz coś do picia, panie strategu? -zagadnął, otwierając nieźle wyposażony barek.
-A co gospodarz może polecić? - Fenrir raczej nie miał okazji ani powodu, aby zapoznawać się z różnymi rodzajami trunków. Nie chciał jednak odmówić wiedząc z obserwacji, że wielu ludzi lubi pić lub jeść przy omawianiu ważnych spraw. Nazwałby to swego rodzaju śmiesznym nawykiem, który pomagał budować zaufanie. Truciciele mieli zgoła inne zdanie na ten temat.
- Nigdy o to nie pytaj. -zaśmiał się Shirasei rzucając Fenrirowi piwo. - Gospodarz zawsze poleca to, czego stracić mu najmniej żal. - stwierdził, odstawiając ogromny miecz pod ścianą, i odkorkowując butelkę. Wilk uważał, że to zależy od charakteru gospodarza, jednak powstrzymał się komentarza i skwitował to nikłym uśmiechem, otwierając przy tym piwo i słuchając dalszych słów przywódcy bandy wyrzutków -Dobra ale dość takich pogadanek, chce żebyś coś dla mnie zrobił. A dokładniej przyczynił się do śmierci paru osób. Zainteresowany?
Upił kilka łyków i spojrzał zaciekawionym wzrokiem na Shiraseia. - Zamieniam się w słuch. - odrzekł wiedząc, że i tak nie ma wielkiego wyboru. Nie był tu przecież na wakacjach.
-Z tego co mówią mi moi zaufani szpiedzy Flint chce wypowiedzieć nam otwarta wojnę. No i ma u siebie latarnika. -stwierdził, siadając ciężko na krześle. -Oczywiście chętnie zmierzę się z nim w polu i zetrę tych zasranych idiotów w pył. Jednak on kiedy zacznie przegrywać, prędzej zabije swoja latarnie niż mi ją odda. -stwierdził, gdy jego oczy błysnęły groźnie. -Dla tego kiedy on ruszy na fort gdzie dowodzi Das i Dan my wyślemy kilku ludzi po latarnię. Ale to oznacza, że tamci którzy zostaną w forcie zginą. Mała strata, Dasowi i Danowi kazałem się ulotnić, reszta idiotów mnie nie obchodzi. Ale mamy tam sporo sprzętu, nie chce by Flint go dostał. Dla tego chce, żebyś też się tam udał… no i wysadził cały magazyn ze sprzętem. -zakończył formułowanie prośby szerokim uśmiechem.
Pan Strateg wysłuchał “prośby” w milczeniu, mrużąc tylko nieco oczy, gdy Shirasei przeszedł do części, która dotyczyła jego. Przystawił butelkę do ust i upił kilka kolejnych łyków, aby następnie podsumować to wszystko cichym westchnięciem. - Da się zrobić. - Odrzekł tylko, choć w jego spojrzeniu czaiło się coś… innego. Ni to niezadowolenie, ni strach - ot, chyba wydawało się zawierać lekki wyrzut w stronę dowodzącego twierdzą, ale również zrozumienie. Na swój sposób oznaczało to mniej więcej tyle, że sam niejako spisany jest na straty. Tak przynajmniej wynikało z czytania między wierszami.
W rzeczywistości nie bardzo mu to przeszkadzało, jednak skoro zdecydował się pobawić w tę całą szopkę, to wypadało dobrze w niej wypaść. Zresztą, takie zadanie było testem jego umiejętności. Gdyby wypadł dobrze Pan Kapitan zapewne dołączyłby go do jego śmiesznego składu. Pytanie - czy sam Fenrir aka Set, chciał je dobrze wykonać? -Jak się tam dostanę? - Zapytał.
-Delish cie zawiezie. Weźmiecie jeden z łazików. Nasz wspaniały i dzielny tarczownik, powie wszystkim, że przyszliście w zastępstwo moich ulubionych władców piasku, a ty w tym czasie zajmiesz się hangarem. Banalne, co? -uśmiechnął się Shirasei, upijając większy łyk piwa.
-Oho, Szeryf? - Obecność blondyna zmieniała nieco postać rzeczy. - W takim razie będzie to śmiesznie łatwe… O ile Pan Delish nie będzie miał nic przeciwko wysadzeniu własnych ludzi. Nie chcę kwestionować jego lojalności wobec Ciebie, ale widziałem już wielu, którzy zdecydowali się zbuntować ze względu na własne poczucie moralności.
-Ludzi nie wysadzicie...tylko skład z bronią. Ludzi zabije Flint. -zaśmiał się Shirasei. -Delish jest lojalny...jeżeli nie wobec mnie to wobec naszych szefów. Zresztą nie ma wyboru. Musi współpracować z nami, innej nadziei dla niego w tej wieży nie ma. -dodał dość tajemniczo przywódca tej bandy.
-Wybacz, chodziło mi o to że wysadzenie składu pełnego broni i amunicji może być... nieco bardziej widowiskowe niż się spodziewamy. Zresztą przy dobrym wykorzystaniu środków, to dobry sposób, aby pozbyć się następnych właścicieli fortu. - Oznajmił lekko zamyślony, nie jednak nad jak najefektywniejszym wykonaniem swojego zadania, ale nad kwestią Delisha. Od razu wiedział, że coś jest na rzeczy, a teraz zaczęła go zżerać czysta ciekawość. Z pewnością pogada sobie z Szeryfem w drodze. No - przynajmniej spróbuje.
-Kogo chcesz wysłać po latarnię? - zapytał nagle, odbiegając nieco od tematu.
-To chyba juz nie twój interes prawda? -zapytał szorstko Shirasei. -Latarnia to nie twój porblem.
-W takim razie… kiedy mam wyruszyć? - kontynuował czerwonowłosy, zupełnie niezrażony odpowiedzią kapitana.
-Najlepiej jeszcze dziś...dogadaj się z Delishem, on w końcu z tobą jedzie. -odparł kapitan, opróżniając butelkę do połowy. -Tylko nie spierdol roboty Set, inaczej przestaniesz być moim ulubionym strategiem.
-Jak sobie życzysz. Od razu się do niego udam. - Oznajmił, obracając się i kierując się w stronę wyjścia. Następne słowa kapitana wywołały na jego twarzy charakterystyczny uśmiech. - O to się nie musisz martwić.. - rzekł nim wyszedł z gabinetu, aby odwiedzić Pana Szeryfa.

Wejście Fenrira do biura Delisha poprzedziło ciche pukanie. Czerwonowłosy pozbył się gdzieś po drodze butelki z piwem. - Słyszałeś o naszym zadaniu? - zapytał na wstępie tarczownika, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym nie miał jeszcze okazji przebywać.
Delish objął jako gabinet jeden z dawnych pokoików gościnnych. Niewiele się tu zmieniło, ale widać było że mężczyzna lubi porządek. Ciężka zbroja wisiała na stojaku, a tarcza oparta była obok o ścianę. Dokumenty na biurku były poukładane, a w miejscu panował nienaganny porządek.
-Tak. - odparł krótko blondyn. -Mamy jechać i...wysadzić skład broni. -ostatnie zdanie z trudem przeszło mu przez gardło.
-No właśnie… - Mruknął jego gość, zbliżając się powoli do stojaka. - Nie wydajesz się być zadowolony. - stwierdził , oglądając z zainteresowaniem zbroję - Nie zgadzasz się z taktyką Kapitana?
-To czy się zgadzam czy nie to moja sprawa. Rozkaz to rozkaz. Póki Shirasei dowodzi, należy wykonywać zadania. -odparł blond włosy tarczownik.
-Póki dowodzi lub dopóki jego pracodawcy trzymają Ci nóż przy szyi? - spytał dziwnie beztrosko, przechodząc do oglądania tarczy. - Ślepe wykonywanie rozkazów w niczym Ci już nie pomoże. Wątpię żeby wasi pracodawcy porzucili Was tu przez pomyłkę, powinieneś już dawno się tego domyślić. No chyba że... - odwrócił się i z serdecznym uśmiechem podszedł do biurka za którym siedział blondyn. Oparł dłonie o jego blat i lekko się nachylając kontynuował - Twoim prawdziwym zadaniem jest upewnić się, że ta gromada się stąd nie wydostanie. - odsunął się nie czekając na odpowiedź, chociaż będąc nią żywo zainteresowany. Sięgnął ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął złoty zegarek. Zmarszczył brwi sprawdzając godzinę, jakby zaraz miał się gdzieś spóźnić.
-To jak? Ruszamy? Pan Kapitan dał mi jasno do zrozumienia, co się ze mną stanie jeśli nie wykonam dobrze roboty. - oznajmił zmartwionym głosem, jakby wszystko co mówił przed chwilą nie miało miejsca.
Delish patrzył w plecy Fenrira, milcząc przy tym. Dopiero po chwili wstał i ruszył w stronę swej zbroi. -Tak zaraz wyruszamy. Przygotuj wszystko co Ci potrzebne...chce to załatwić szybko. -stwierdził, zbytnio siląc się na obojętność, by była ona prawdziwa. -Im szybciej wykonamy to zadanie, tym prawdopodobniejsze, że szybciej wrócimy do domu. - dodał, bardziej do siebie, niż do Fenrira.
Czerwonowłosy nie miał pojęcia czy Delish jest podwójny agentem czy desperatem kurczowo trzymającym się skrawka nadziei. Miał jednak ochotę się tego dowiedzieć, chociaż bez zbędnego pośpiechu. - Jestem gotowy, więc poczekam przed gabinetem. - zakomunikował i wyszedł na zewnątrz.
 
Suchoklates jest offline