Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-11-2014, 12:21   #111
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Ryo skupiła się najpierw na lecącym gdzieś swoim torem papierosem Księcia. Dziewczyna ostatecznie go zgasiła siłą woli i zmieniła w dym. Co jak co, pracodawca S-Drowa wydawał się jej bardziej lekkomyślny niż to sobie wcześniej wyobrażała, że ot tak rzucając głupimi petami zostawia za sobą ślady i prosi się o ułatwienie zadania odnalezienia Księcia ewentualnym skrytobójcom lub zwiadowcom Shirasei’a i innych stronnictw albo ryzykuje przyprószenie ognia.
Piromanka nie klęknęła przed Księciem. Właściwie nie do końca tak wyobrażała sobie rozmówcę, ale zarazem otrzymała odpowiedź, dlaczego jegomość się nie pokazywał. Nie miała zwyczaju klękać przed kimkolwiek. Po prostu ukłoniła się lekko i uprzejmie, tak jak się witano w jej świecie, ale bez gestów poddańczych.
Nokolem zapytał o herbatę. Ryo przypomniała sobie wtenczas, że ma kubek od miko. Nie chciała jednak go przyjąć w podarunku. Kapłanka wydawała się jej podejrzana, dziwnie się zachowywała i nie wzbudziła w niej zaufania; też nie wiadomo, co mogła wbudować w ten kubek. Może zaklęła go jakimś paskudnym czarem albo był swego rodzaju nadajnikiem. Ryo postanowiła go porzucić na rzecz jakiejś manierki. Już wie, co kupi pierwsze, jak się wydostanie z tego pieprzonego piętra.
- Panie Nokolemie, chętnie zareflektuję her!-
Ryo wyciągnęła zatem kubek miko, ale “niezdarnie” naczynie wysunęło się z jej palców i rozbiło się o podłogę.
- A niech to - odparła teatralnym głosem lekko zaprawianym wesołością, jak gdyby skrycie cieszyła się z pozbycia prezentu od nielubianej teściowej. - ale ze mnie niezdara. Proszę wybaczyć, po podróży bardzo przydałaby się herbata.
Jednocześnie jednak zamierzała mieć oko na Nokolema. Myślą wpłynęła na cienie, by te niezwykle dyskretnie i posłusznie obserwowały poczynania lokaja. Nowo odkryte moce uważała za coraz bardziej przydatne, nawet bardziej niż te z ognia.
- Witaj Książę - przywitała również niepełnosprawnego blondyna. - Czyli wiedziałeś o naszej obecności na tym piętrze. Wiem, że spotkałeś się przynajmniej z czwórką przybłęd - rozpoczęła rozmowę po swojemu. - i że ponoć się nie dogadaliście. O co poszło?
Nokolem rozlał herbatę do małych filiżanek podając każdemu. Jedynie Bestia zdawał się nie wiedzieć do czego to służy, tępo patrząc na postawiony na komodzie kubeczek. Zaraz potem lokaj zabrał się do sprzątania potłuczonego kubka, nucąc cicho pod nosem.
- No Witam. - mruknął w końcu Książe, odpalając kolejnego papierosa. - Ano spotkałem tych twoich kumpli dziewczynko. - mruknął, gdy pierwsza fala dymu opuściła jego nozdrza. - Aczkolwiek to nie twoja sprawa z kim się kłócę i o co. -odparł rozsiadając się na fotelu. - Aczkolwiek moją sprawą jest to, że zdajesz sie o nich troszczyć. A przynajmniej tak mówi S. Co cie z nimi łączy? -zapytał unosząc brew.
- Chyba sam sobie odpowiedziałeś na to pytanie - odpowiedziała spokojnie Ryo, ani nie przejmując się reakcją S-Drowa ani Księcia, jak i tym, że nazwano ją dziewczynką. - Nie interesuje mnie, co z kim gdzie jak lubisz robić. Jak masz jakąś konkretną sprawę do nas, to wyłóż proszę konkrety. Moją sprawą jest to, żeby wydostać siebie i innych z tego piętra, a nie mam specjalnie ochoty tracić czas na głupoty i użeranie się z tobą, Księciu - wyłożyła spokojnie, acz zarazem dość dobitnie, byleby niezbyt agresywnie. - A więc pora na konkrety. Słyszałam od S-a, że masz plan. Może byś go wyjawił?
- S mówił że wtajemniczył was w podstawy. -stwierdził blondyn zaciągając się papierosem. - Reszty nie chce gadać kilka razy… gdy twoim znajomi wylezą z tej dziury, o ile w ogóle to zrobią, a potem ustosunkują się co do współpracy, wtedy wszystko wyjaśnię. Na razie lepiej powiedz co czyni cie na tyle wartościową, by był sens i Ciebie ratować?
Ryo na to pytanie uśmiechnęła się z pobłażliwością. Wystawiła lewą rękę niezbyt daleko przed siebie, żeby nie kusić S-Drowa, by ją odrąbać swoim mieczem.
- Pomogłam S-ow przetrwać te kilka dni w samym sercu piaskowej burzy - wystawiła wskazujący palec, jednocześnie chowając kciuk. - Potrafię współpracować - poszedł środkowy. - dostrzegać mocne i słabe strony innych - serdeczny. - nie znam się na ogrodnictwie, ale machać ekipą i zorganizować łopaty umiem - po czym ukłonił się mały paluszek, który wtem skrzyknął swych większych braci, by szybko zwinęli się w piąstkę i się w niej schowali. - Ale ustalmy coś sobie, Książę - po chwili uśmiech zrzedł z twarzy Ryo, po czym wzięła głębszy wdech i kontynuowała wypowiedź poważniejszym tonem.
Wyszło na to, że Ryo nie jest tak prosto zastraszyć, a S-Drow najwyraźniej tego stanu rzeczy nie zmieniał, bo waliła bardziej z grubej rury.
- Chcesz, byśmy ci pomogli w realizacji planu - dziewczyna spojrzała mimochodem na kopcący się papieros w ustach blondyna, po czym z powrotem wpatrywała się w samego blondyna. - więc w jakimś stopniu uważasz nas za przydatnych - zauważyła. - oczekujesz, że moi kamraci stamtąd wylezą - wskazała na wielką dziurę w podłodze. - Aczkolwiek… skąd pewność, że to oni tam wleźli? Czemu mam tobie zaufać, jeśli moi kamraci ci nie zaufali? No i… jeśli pytasz się o ratowanie mnie itepe… Co masz dokładniej na myśli?
- Matko S-Drow kogo ty tu sprowadziłeś...miele tym ozorem strasznie… -mruknął blondyn czochrając się po włosach. Rycerz zaś spuścił wzrok w przepraszającym geście. Do rozmowy jednak niespodziewanie włączył się Nokolem.
- Rozumiem Panienkę, sam bym miał wiele pytań w tej sytuacji. Myślę, że na kilka możemy odpowiedzieć. -stwierdził kładąc dłoń na oparciu fotela Księcia.
- Wiemy że tam są, bo obserwowałem budynek. Weszli do niego, lecz nie wyszli, a pojawiła się ta dziura. Wniosek dość prosty.
- Zreszta mój ojciec mi o niej mówił… -mruknął Książe. - Nic tam nie zdziałają, skończy im się ząrcie i chęci to wrócą, i tak podziwam że wytrzymali tam już tydzień. Są albo uparci, albo głupi. -dodał wypuszczając nosem strugi dymu. - A co do ratowania to S-Drow chyba mówił. Jeżeli uda się nam wezwać pomoc, to nie mam zamiaru latać po wszystkich z narażeniem życia. Kto będzie w pobliżu zabiera się z z nami, kto nie niech spada. -mruknął.
- Ty w ciągu tygodnia nie potrafiłeś zejść tam na dół - Ryo wskazała na schody prowadzące na dół. - a chcesz lecieć z S-em na cholernie mocno zabezpieczony zamek, obstawiony dziesiątkami zbrojonych gości z Shirasei’em na czele - dziewczynie zaczęła się udzielać silna irytacja. Książę coraz bardziej działał jej na nerwy, jak Student z pierwszego piętra. Miała ochotę spopielić tego gościa żywcem na miejscu. Zapewne zrobiłaby to, gdyby nawet nie S-Drow, a to, że Książę był potrzebny jako źródło informacji. - Matko S, jakim cudem żeś z nim tyle wytrzymał? - zwróciła się do jego ochroniarza.
Po czym zwyczajnie zwróciła się z prośbą do swojego kompana, popijając przed tym nieco herbaty. Nie lubiła zbyt długo siedzieć w miejscu i nic nie robić.
- Den, pójdziesz z Bestią do Flinta, ale zanim to jeszcze, Nokolem mógłby przekazać wam plan zamku - zwróciła się do szermierza i jego przedziwnego towarzysza. - Ja zaś mogę wam przekazać plan fortu Piaskowych i parę adnotacji co do niego - w międzyczasie zdołała wyrwać kartkę z jakiegoś poniszczonego, czarnego brulionu, który schowała do ATSa, po czym zaczęła po niej gryzmolić magicznym pisadłem.
- Co ojciec ci mówił na temat tego czegoś tam na dole? - Ryo wykorzystała spore pokłady samokontroli, żeby coś przypadkiem nie wybuchło w pomieszczeniu pod wpływem jej shinso albo żeby książę nie zmienił się w żywą pochodnię, zwracając się tak, jakby żadna kłótnia nie zaszła między nimi.
- Waż na słowa. -warknął S-Drow wysuwając lekko miecz z pochwy. Denetsu zareagował podobnym gestem, zaś Thak obserwował wszystko z boku strosząc lekko wąsy.
- Nie rządź się kurduplu. -warknął Książe, odrzucając gniewnie papierosa, na podstawiona przez lokaja tacę. - Nie potrzebuje planów żadnego fortu do którego nie idę. -stwierdził bez pardonu spluwając na kartkę po której bazgrała Ryo. -A jeszcze jeden raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, a każe S-Drowi zrobić z tobą porządek. -dodał wyraźnie rozeźlony jakimś elementem wypowiedzi Nightblade.
Nokolem westchnął tylko smutnym tonem cofając się o dwa kroki. Nim zas Ryo zdążyła odpowiedzieć, poczuła dość silne uderzenie włochatej pięści kotołaka na głowie. - Twoja się zamknąć w końcu i spuścić głowa, albo osobiście ja cie zabić. -warknął kot, po czym lekko przyklęknął przed Księciem. - Ja za nią przepraszać...piaskowi zrobić z niej swoją dziwkę, zapewne mogło zaszkodzić to jej...psychika. - dodał, z kamiennym wyrazem twarzy wpatrując się w ziemię. Jedcznoeście jednak nie schował pazurów, ustawiając je tak by Ryo wyraźnie widziała to ostrzeżenie. Thak chyba naprawdę nie wahałby się chlasnąć jej po gardle, gdyby próbowała wszczynać kolejne kłótnie.
Wiedźma milczała przez chwilę, ale tylko dlatego, bo Thak walnął solidnie w głowę. Jego cios miał chyba jakieś magiczne działanie. Nie sprawiło co prawda, że Ryo zaczęła jaśnie Księcia traktować z jakąś tam godnością, ale zapewne przez niego napłynęło trochę oleju do małej główki. Dziewczyna pomasowała sobie łepetynę, czochrając przy okazji włosy.
Blondyn był bufonem, idiotą, chamem i furiatem, a do tego jeszcze robił z igły widły. Ryo nie dziwiła się, czemu miał mało sojuszników i czemu jej towarzysze uciekli, nie nawiązując współpracy z nim. Książę miał ze strony Ryo ostatnią szansę na normalną rozmowę. Jeśli ją przetraci, Ryo nie zamierzała oszczędzić blondyna ani jego narwanego ochroniarza; Thaka zresztą też.
Do Księcia rzekła zdecydowanym głosem, odrzucając zwitek papieru w kąt. Jej twarz na pozór nie wyrażała gniewu, acz Denetsu jak znał dziewczynę, to wiedział, że cierpliwość Ryo w każdej chwili może się skończyć. I miał tym razem rację. Spojrzenie też nie wyrażało aprobaty.
- Przepraszam, Książę, jeśli cię przypadkiem uraziłam. Acz mam kilka próśb. Uspokój się, uspokój S-a, przestań warczeć, zacznijmy normalnie rozmawiać i sensownie działać - Ryo nie ukorzyła się przed nim. Na jej obliczu malowało się zdenerwowanie. Denetsu nie opuścił gardy, zresztą Nightblade nie zamierzała mu tego zabraniać. Było to nieme ultimatum, że albo spokój albo śmierć (pytanie tylko czyja). Tym samym też momencie Ryo zmieniła zdanie co do oddawania latarników w ręce blondyna - nie da swoich w łapy tego idioty.
- Panie Nokolem, co znajduje się tam na dole? - zwróciła się do lokaja Księcia, widząc, że prędzej pójdzie się z nim dogadać.
- Obawiam się, że nie mogę tego wyjawić, skoro Książe nie chce o tym mówić. -odparł lokaj, przecierając swój monokl.
- To ty się uspokój dziewczynko. -warknął książę, odbierając od staruszka herbatę, która chyba miała uspokoić blondyna. - Jesteś w moim domu, pijesz moją herbatę i żyjesz dlatego, że mój wierny strażnik i przyjaciel w jednym, postanowił się za tobą wstawić. Więc okazuj mi należyty szacunek, albo będziemy mieli jedną gębę mniej do wyżywienia z naszych zapasów. - wyjaśnił, po czym wtrącił się S-Drow.
- Mówiłem Ci już że za dużo mówisz, a za mało myślisz.
- Wiem, S, że święta nie jestem - rzekła S-Drowowi. Najwyraźniej Ryo miała mniej problemów z przyjęciem krytyki niż Książę. Wzięła głębszy wdech, po czym przemówiła. - Masz rację, Książę. Jestem w twoim domu i nie zamierzam się w nim rządzić.
Myślała nad słowami, które wypowiedział: właściwie Ryo była gotowa w tej chwili podziękować za współpracę, odstawić jego herbatę, której upiła dotychczas zaledwie łyk czy dwa i wyjść razem z Denetsu z tego domu. Nic nie robili konkretnego, tylko musiała bawić się w klakiera i tracić czas. Spojrzała na S-Drowa i na Nokolema. Wydawało się jej, że pierwszy byłby w stanie wymyślić sensowniejszy plan niż Księciu. Ryo upiła nieco herbaty. Musiała uważać na to, co teraz robi. Miała pewien pomysł, a do jego realizacji ważne było nie wyprowadzanie Księcia z równowagi.
- Więc co czynimy? - spytała się Księcia.
- Czekamy. -odparł krótko Książe, podjeżdżając znowu do stołu, gdzie znajdował się talerz z jakimiś kanapkami. Wziął jedną w dłoń i włożył kawałek do ust. - Daje im jeszcze 24 godziny.
- W tym czasie prędzej całe piętro się rozwali niż ktoś stamtąd wyjdzie - mruknęła, pijąc herbatę.
Postanowiła realizować swój plan. Nie zamierzała siedzieć na dupsku tyle czasu i nic nie robić. Już straciła tydzień czasu na nic, a gospodarz też nie szanował Ryo tak jak powinien.
- Proszę o naradę z S-Drowem, Thakiem, Denem i Bestią na osobności - orzekła Ryo, następnie spojrzała na “wybrańców”. - To pilne.
Kotołak uniósł swoją gęsta brew ze zdziwieniem, a Książe słysząc to zachichotał cicho. - Co jest, S-Drow, zdradzasz mnie? -zażartował, klepiąc zbrojnego po plecach.
Rycerz jednak nie wyglądał na rozbawionego, pokręcił jedynie energicznie głową. - To była by plama na mym honorze. -odparł blondynowi. Ten który poruszał się na wóżku uśmiechnął się i zwrócił do lokaja. - Nokolem, pokaż naszym gościom jakiś cichy kącik do narady. -zaśmiał się wyraźnie rozbawiony. Staruszek ukłonił się grzecznie i ruszył w stronę, najbliższego wolnego pokoju, by wskazać wszystkim drogę.
Ryo również nie wyglądała na rozbawioną. Była poważnie stremowana. Nie wiedziała, jak S-Drow i reszta chałastry przyjmą jej propozycję, która mogła odbiegać od zamysłów Księcia. Miała opinię szaleńca nawet we własnej akademii, a jej szalone pomysły miewały różne skutki uboczne i też nie zawsze na nich korzystnie wychodziła. Postanowiła jednak zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę i powołać zebranie.
Rozsiadła się na jednym z dostępnych krzeseł. Poprosiła i poczekała na to, by wszyscy usiedli, w tym czasie w umyśle Ryo rozgrywała się potężna burza myśli. Kiedy zaś spełnili prośbę małej wiedźmy, widać było, że może to być ciężka batalia dyskusyjna.
- Chciałam z wami porozmawiać na osobności - zaczęła. - Nie chciałabym, by Książę pomyślał, że coś knujemy za jego plecami. Mam pewien zamysł, jednak obawiam się, że mógłby się Księciu nie spodobać i oburzyłby się, a to wywołałoby awanturę. Mogłoby to się również nie spodobać wam. A w tej sytuacji, w której wszyscy jesteśmy awantura to ostatnie, co jest tu potrzebne.
Po chwili dodała: - Przepraszam, narobiłam kłopotów i rozgadałam się niepotrzebnie. Przejdę do rzeczy. Pierwsza sprawa: nie będziemy czekać 24 godzin na to, że moi stamtąd wyjdą. Piętro nie rozpada się z przyczyn naturalnych, więc trudno powiedzieć, kiedy nastąpi koniec tego wszystkiego, więc czym prędzej się stąd wydostaniemy tym lepiej. Jeśli jesteśmy przy moich, S... - nabrała powietrza, jakby miał być to ostatni dech w jej życiu, po czym kontynuowała dalej pewnie. - Opowiedz mi całe zajście, które zaszło między Księciem i moimi towarzyszami. Proszę, byś był ze mną szczery. Znam swoich i ja wiem, że bez powodu nie stało się to, co się stało - spojrzała prosto w oczy zbrojnego, zgodnie z jego niewypowiedzianą prośbą. - To ważne.
- Jeżeli Książe mówi że będziemy czekać, to tak zrobimy. - odparł hardo zbrojny. - Powiedziałem wcześniej wszystko co najważniejsze. Chcieliśmy ich zatrzymać, bowiem byli wśród nich latarnicy, nie zgodzili się i zaatakowali. Jednego pokonałem, reszta uciekła. -odparł sucho.
- I dobrze zrobili. Bronili się, uciekli, i mieli powód, by tak uczynić. Czemu moi ludzie mieli nastawiać kark za faceta, którego nawet nie znali - spytała nieoczekiwanie Ryo takim pewniejszym tonem. - za faceta, którego oni nigdy nie obchodzili; za faceta, który się dla nich nigdy nie narażał, a który to chciał ich wykorzystać? - na ramieniu Denetsu położyła pewnie rękę. - Powiedz mi, S, czym według ciebie różni się przyjaciel od sługi lub więźnia?
- Stwierdziliśmy jasno, że jeżeli nie pomogą z własnej woli, zostaną do tego zmuszeni. -odparł S-Drow. - Nie jesteśmy w sytuacji do nawiązywania przyjaźni. Liczy sie tylko realizacja celu. -odparł powoli wstając z miejsca. - Nie wiem do czego piejesz i nie obchodzi mnie to, ale jeżeli chcesz wszczynać przeciwko Księciu bunt, wiedz, że nikt kto cie w tej sali poprze, nie opuści żywy tego miejsca.- stwierdził prostując się, na swoją pełną wysokość.
- Ty szukasz buntu przeciwko Księciu, ja szukam wyjścia z sytuacji - odparła z tumiwisizmem Ryo, która niezbyt wzruszyła się postawą S-Drowa, prawdopodobnie nawet ją nudziła. - Ty szukasz wrogów Księcia na każdym kroku, ja nie szukam poparcia ani poklasku.
Ze zbrojnym rozmawiało się jej beznadziejnie, ciągle tylko wyprowadzał ją z równowagi i pieprzył coś bez sensu. Ryo straciła zainteresowanie rozmową z S-Drowem.
Odezwała się do Thaka:
- Thak, byłeś raz, dwa razy w forcie Shirasei’a. Co wiesz o Shirasei’u i jego współpracownikach?
- A co ja dostać za informacje? Ja nie wiedzieć czy ty i rycerz się dogadać. A ja bardziej ufać jego siła niż twoja. -stwierdził kotołak unosząc swoją krzaczastą brew. Nie było dziwne, że te osobnik zawsze wybierał opcję bardziej dla niego korzystną.
S-Drow dalej stał wyprostowany podejrzliwie łypiąc to na Ryo, to na resztę zgromadzonych.
- Źle do tego podchodzicie - odpowiedziała Ryo Thakowi i S-Drowowi. - Wszyscy mamy ten sam cel: chcemy dostać się do zamku i chcemy wydostać się z tego piętra, więc powinniśmy razem współpracować, bo tak będzie najkorzystniej dla nas wszystkich. W takiej sytuacji powinniśmy niesnaski odstawić na bok, uwielbiać się nie musimy, ale dogadać się jakoś powi, bo inaczej sami ześlemy się na zgubę - wyjaśniła. - Sęk w tym, że chcecie wszystko załatwiać siłą i na siłę. Chcecie siłą zmusić moich kamratów do współpracy z wami, chcecie siłą targnąć na zamek, o którym nic nie wiemy i na ludzi, o których nic nie wiemy. W pierwszym przypadku dojdzie do bitwy, bo tamci nie zgodzą się na współpracę po tym, jak potraktował ich Książę i S-Drow, znowu będziecie się bić, a w następnych przypadkach dojdzi do walki z wiatrakami, a wszystkie skończą się porażką. Nie wszystkie sprawy załatwia się siłą, zrozumcie to w końcu. Moim atrybutem jest shinso, bo jestem shinsoistą, to oczywiste chyba - wyjaśniła.
S -Drow przechylił lekko głowę na bok. - Ty wprowadzasz nerwową atmosferę, zbytnio się rządzisz. -stwierdził krótko szermierz. - I nie umiesz słuchać. Wmawiasz sobie, że chcemy zrobić wszystko na siłę, a nasz plan walke uwzględnia dopiero na samym końcu, wtedy gdy będzie ona nieunikniona. Twoje oczy są otwarte, uszy gotowe na chwytanie dźwięków, a mimo to nie potrafisz widzieć i słyszeć. -stwierdził zbrojny, powolnym krokiem idąc w strone Ryo. - Chcesz komplikowac rzeczy, kiedy czas na to nie pozwala. Chcesz tworzyc cos zawiłego gdy prostoty nie spodziewa sie wróg. Byłabys beznadziejnym generałem i zapewne jeszcze gorszym szpiegiem. -prychnął rycerz. - Dla tego przynajmniej nie boje się tego, że jesteś człowiekiem Shiraseiego. Nigdy nie wysłałby kogoś tak nierozgarniętego na przeszpiegi. - wojak, dawno się tak nie rozgarnął. - Zarzucasz nam, że budujemy konflikt. Lecz to ja wyciągnąłem do was rękę, byście uciekli z nami. Gdybym chciał wojny ,zabiłbym cie już wtedy gdy spotkaliśmy ich. -powiedział wskazując na Denetsu i Bestie. - By kontynuować nasz plan. Więc uszanuj fakt, że ofiarowałem ci dar życia, i słuchaj się nas. A będziesz miała największą szansę by uciec z tego piekła. -zakończył krzyżując ramiona na pancernej piersi. - Jeżeli zas dalej będziesz próbowała mącić wodę, stanę ci się faktycznym wrogiem. -dodał jeszcze po chwili namysłu.
Ryo nie pokazywała po sobie po prostu żadnej reakcji. Z kamiennym obliczem spoglądała na resztę towarzystwa. Panowała chwila ciszy między nią a zbrojnym. Następnie spojrzała na S-Drowa. Westchnęła, pokręcając głową i rzekła:
- Es, przepraszam, być może cię nie zrozumiałam. Naprawdę bardzo doceniam to, że uratowałeś życie mi i moim towarzyszom, jestem za to bardzo wdzięczna. Jak pomogę, to pomogę. Ale ty martwisz się o Księcia, ja martwię się o swoich. Nie znam szczegółowego przebiegu spotkania między tobą i Księciem a moimi kamratami, a szczegóły są bardzo istotne i dużo rzeczy zmieniają - wyjaśniła. - jeśli wynikła z tego jakaś gruba awantura, to pewnie nie będą chcieli dołączyć i pewnie będą oporować. A ja nie chciałabym, by ktokolwiek tu ze sobą walczył, awanturował bądź używał siły wobec moich - westchnęła, zrobiła pauzę w wypowiedzi, po czym rzekła tak spokojnym, tak pozbawionym agresji tonem, jak tylko mogła, spoglądając prosto na S-Drowa. - Nie chcę tu niczego mącić, nie chcę mieć w nikim tu wroga - rozłożyła ramiona w bezradnym geście. - Uznajmy, że mnie przekonałeś i wbiłeś mi kilka spraw do łba. Jednak nad paroma rzeczami nadal się zastanawiam. Potrzebuję spytać się Księcia, by je wyjaśnił - rzekła S-Drowowi.
- A więc pytaj. O szczegóły możesz zapytać swoich towarzyszy gdy wrócą, to oni rozpoczęli wtedy walkę. -stwierdził wojownik, po czym odwrócił się sztywno i wyszedł z pokoju. Chyba uznał “naradę” za zakończoną.

* * *

- To była niezwykle burzliwa, interesująca dyskusja - zaraportowała Księciu na dzień dobry. - Acz parę kwestii potrzebuje wyjaśnienia. Parę pytań zaś potrzebuje odpowiedzi. A wszystko to znajduje się u ciebie, Książę. Jak zrozumiałam, idziemy do domu twojego ojca, więc pytanie, czy Książę ma gdzieś plan tego zamku czy można zasypywać pytaniami? Chociaż, i tak mamy sporo czasu - dodała.
- Jeżeli uznam za stosowne plany wam przedstawić, to to zrobię. -odparł jak zawsze lekko opryskliwie książę.
- Czemu nie uznajesz za stosowne przedstawić je wtedy, gdy jest na to i czas i dogodne okoliczności, których może potem nie być? - Ryo jak na złość Księciowi uniosła jedną brew. Jeszcze brakowało jej tego, by wybuchnąć szyderczym śmiechem. - Chcesz robić komuś tu na złość czy co? - odwdzięczyła mu się tą samą ilością sarkazmu i opryskliwości, którą została uraczona. Po czym dodała bardziej uprzejmie:
- Inna sprawa to taka, że zrozumiałam, że mamy użyć wieży latarniczej, która jest w zamku, więc pytanie, z kim chciałbyś się skontaktować? Jeśli nie odpali nic z wieżą, to zostają portale dla rankerów. A twój ojciec przecie był rankerem. Czy mają oni jakieś swoje klucze do tego wszystkiego czy co?
- Przed chwilą robiłaś sobie tajne zebranie, S-Drow zresztą wszystko mi zaraportował. Tym samym pogrzebałaś sobie jakiekolwiek resztki zaufania którymi mogłem cię darzyć. -prychnął blondyn. - Ciesz się, że nie kazałem cie jeszcze skuć i gdzieś zamknąć.
- Cieszę się. A skoro mamy być wdzięczni i przekazywać sobie wieści pocztą pantoflową… - odparła Ryo, spoglądając wprost na Księcia. - S-Drow mi też mówił, że chciałeś wcześniej pojmać moich towarzyszy. Niby mam ci pomagać w planie, a traktujesz mnie od początku wizyty jak intruza. Chcesz traktować moich towarzyszy jako instrumenty do operacji, mimo wcześniejszej sytuacji - spojrzała prosto w oczy blondyna. - Rościsz sobie ode mnie zaufanie, gdy ty sam również mi nie dajesz powodu, bym ci zaufała.
Ryo nie zamierzała nic zdradzać Księciowi na swój temat. Jeśli każe ją zakuć, bardzo proszę. Nie mógł dać jej prawdopodobnie lepszej drogi ucieczki od niego i jego miejsca, by działać później na własną rękę. A jeśli będzie chciał zabić, to cóż… Też jakoś to będzie.
- Nie ufasz nam, ale zaprosiłeś nas do swojej posiadłości - zauważyła, zerkając naokoło. - Wpuściłeś nas w progi - wskazała rękami na całe pomieszczenie. - ale nie wypuścisz, bo uważasz, że zdradzimy twą pozycję. Ale wszyscy zdają się wiedzieć, że jesteś latarnikiem. Brakuje tylko tego, żeby ktoś wyśledził twojego sługę czy przyjaciela, a potem wysłał sprawnego zwiadowcę czy skrytobójcę - uśmiechnęła się sardonicznie i kpiąco, splotła palce, przechyliła lekko główkę, a uśmiech nie opuszczał jej twarzy. - Powinieneś dziękować S-Drowowi. Ciesz się, że tak się tobą opiekuje, inaczej źle by z tobą było - dodała wesołym tonem, jakby kompletnie niezrażona tym nabzdyczeniem Księcia. Jej głos nagle się zmienił na zimniejszy.
- Nie chcesz nic mi mówić, to nie mów, ale najbardziej na złość to akurat mi nie robisz - wzruszyła ramionami, a po chwili wyprostowała kark. - Dlatego ci nie ufam i nie chciałam robić narady z tobą. Bo tylko się fochasz, jak coś wytknę czy choćby spytam - powstała, by odejść od Księcia. - Jeszcze byś się niepomiernie oburzył podczas narady albo nie wiadomo co zrobił.
- Aż dziw że ktoś tak tępy przeszedł przez pierwsze piętro. - prychnął blondyn, odpalając papierosa. - Nigdy nie mówiłem o partnerstwie, od początku przedstawiłem sprawę jasno. Ja tu dowodzę, wy jesteście narzędziami do wykonania celu. Będziecie posłuszni, to wszyscy stąd wyjdziemy i nie będziemy musieli się więcej oglądać. Będziesz wtykać nos w nieswoje sprawy i zachowywać się jak byś wiedziała o co tu chodzi, to albo sami stąd się wyrwiemy albo wszyscy zdechniemy. Ja tu trzymam wszystkie asy w ręku dziewczynko. -warknął jeszcze, wypuszczając dym przez nos. - Ja znam kordynaty do rankerów, którzy będa mogli nam pomóc, plany zamku, oraz ja mam przy sobie jedyną osobę, która jest w stanie kupić tyle czasu by zdążyli nas uratować. Więc siedź na dupie i rób co mówię, ale osobiście dopilnuje by ci to piętro spadło na łeb.
- Dlaczego ty przeszedłeś przez pierwsze piętro i drugie? - Ryo nie okazała nawet złości, ale Księciu zrobił sobie z dziewczyny ostatecznie wroga.
- Bo wiem kiedy słuchać się osób, które akurat są w lepszej sytuacji niż ja. Lepiej też się tego naucz jeżeli chcesz się wspiąć na szczyt. Widziałem wyższe piętra. Tam tacy jak ty szybko zdychają. Robisz sobie wrogów w najgorszych możliwych miejscach. -dodał, gdy kolejna porcja dymu opuściła jego płuca. - Zdradzasz Shirasei’ego, robiąc sobie z niego przeciwnika, a teraz chcesz mieć wroga w osobie, dla której go zdradziłaś. Zastanów się, co robisz albo od razu sobie żyły potnij. Zaoszczędzisz sobie przynajmniej bólu i niepewności. -dodał, ruszając na swym wózku w stronę salonowego barku.
- Skoro S-Drow mówił ci o całej naradzie, to pewnie wspomniał ci, że wrogów tu mieć nie chcę - Ryo uniosła brew. “Ale już sobie właśnie jednego zrobiłeś”, dodała w myślach. - Nie moja wina, że cały czas warczysz. Nie zamierzam niczego sobie tnąć - “Co najwyżej tobie łeb utnę i będzie święty spokój”, dodała w myślach, spoglądając na Księcia, któremu nie ufała. - Wiem, że masz te wszystkie asy w rękawie. Wszystko pięknie, fajnie. Pytanie, czy wszystko potoczy się tak ładnie jak według twoich założeń - spojrzała na Księcia, który przetrzepywał zawartość barku.
- Jeżeli nawet nie, to i tak nic z tym nie zrobisz, co sprowadza nas do punktu że masz się słuchać. -stwierdził wyjmując z barku butelkę wina, która odkorkował zębami. Upił łyk trunku i dodał. - A gdyby S mi o tym nie powiedział, to nigdy bym się tego nie domyślił. -prychnął jeszcze, powoli wracając w stronę swego miejsca przy stole. Nokolem jak i zbrojny obserwowali ich z boku, obaj milczący. Aczkolwiek to staruszek wydawał się zawiedziony drogą, w którą idzie rozmowa.
- To najpierw zacznij panować nad własnymi nerwami, nie zachowuj się jak frustrat i cham na wózku, i schowaj sobie głęboko swoje wielkopańskie fochy - odparła Ryo nie podnosząc głosu.
Po tych słowach Ryo zamiast dalej atakować Księcia czy jego klakierów, jak to uczyniła poprzednia grupka, po prostu opuściła pokój, olewając totalnie jaśnie pana. Nie słuchała już tego, co miał jej odpowiedzieć Książę czy jakkolwiek zareagować. Jeśli S-Drow spróbowałby ją zaatakować, będzie się bronić. Nie byli przyjaciółmi, więc nie musiała mieć szczególnych skrupułów, by pozbawić życia Księcia, Nokolema i S-Drowa, gdy to byłoby możliwe. Jej wataha była dla niej ważniejsza. Mimo że S uratował jej życie raz-dwa razy, nie oznaczało tego, że zamierzała skakać wokół Księcia, bo on tak chciał.
Mówiło się w wielu światach, że z debilami się nie dyskutuje, bo jeszcze sprowadzą do własnego poziomu i pokonają doświadczeniem, i to chyba doskonale przekładało się na Księcia. Nie rozumiała, co S-Drowa i Nokolema trzymało przy tym kretynie. Wcześniej im współczuła, ale teraz nagle uświadomiła sobie, że jej to totalnie lata. To była ich decyzja męczyć się z kretynem.
Zamierzała poczekać na swoich i robić swoje. Nie zamierzała już zdradzać nikomu swoich planów ani zamiarów.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 10-11-2014 o 14:08.
Ryo jest offline  
Stary 11-11-2014, 19:12   #112
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Laboratorium


Podkulenie ogona i ucieczka nie wchodziły w grę, nie po to spędziła ostatnich kilka dni na usuwaniu gruzu ryzykując przygniecenie kawałem zbrojonego betonu, by teraz zrezygnować i zawrócić nie dowiadując się niczego. Owszem miała pewne obawy, wszyscy przecież wiedzą do czego służą tajne laboratoria. Robi się w nich eksperymenty. Zazwyczaj bogato wyposażone w zęby, pazury i macki, a do tego śmiertelnie niebezpieczne, szczególnie dla ich twórców, niefrasobliwych geniuszy, których błędy doprowadzają do uwolnienia bestii. Jeśli i tu było coś takiego, od dawna musiało słyszeć jak przedziera się coraz bliżej i bliżej, czekając z niecierpliwością złaknione posiłku. Była na to przygotowana. Cofnęła się zanim cokolwiek zdążyłoby zaatakować gotowa dźgać elektryczną włócznią przez wąski otwór i pokonać napastnika.
Jednak nic ani nikt nie przyszedł by przywitać ją od progu. Odczekała chwilę nasłuchując jak wtedy gdy w domu polowała na zbłąkane owady, z tą jedynie różnicą że nie spodziewała się usłyszeć nieostrożnego trzepotu skrzydeł ćmy, a raczej chrzęst szkła i tynku pod czyjąś stopą.
Upewniwszy się że panująca w pomieszczeniu cisza nie kryje przykrych niespodzianek, przeczołgała się do środka i zaczęła badać otoczenie. W pierwszej kolejności ciała naukowców. Czy aby na pewno nie było na nich śladów zębów?

W mdłym świetle myszka obserwowała ciała dwóch najbliższych przedstawicieli zawodu wymagającego niemałej inteligencji. Ich ciała były mocno wychudzone, ale brakło na nich śladów zębów czy wyjedzonych wnętrzności. Jeden miał podcięte żyły. Sądząc po stanie w jakim był, głodował tu dość długo, aż w końcu tracąc nadzieję odebrał sobie życie. Drugi zresztą chyba uczynił tak samo, bowiem w tyle jego czaszki ziała spora dziura. Pistolet który uczynił to zniszczenie Razija znalazła na poplamionej zaschnięta krwią ziemi, niedaleko ciała.

Zwiadowczyni poskrobała się pazurkami po blond czuprynie, coś jej tu nie pasowało. Wyglądało jakby pracownicy placówki odebrali sobie życia nie mogąc dłużej znieść uwięzienia i dręczącego ich głodu… ale dlaczego wciąż tu byli? Czemu nie oczyścili przejścia tak jak ona to zrobiła, albo nie zginęli próbując? Z pewnością byli mądrzejsi od niej, raczej nie silniejsi z osobna, ale współpracując na pewno daliby radę poruszyć każdy kawał gruzu. Nawet jeśli bali się przygniecenia to nie powinno było ich powstrzymać, szansa przetrwania nawet mała zawsze jest lepsza od pewnej śmierci. Tymczasem leżeli wychudzeni w kałużach dawno skrzepłej krwi. Być może później natknie się na coś co pozwoli jej zrozumieć ich postępowanie. Podniosła pistolet, zatknęła go sobie za pas i ruszyła w głąb pomieszczenia przyglądając się poszczególnym sprzętom, ciałom i śladom jakie pozostawili naukowcy.
Sporo ciał które mijała należało do osób które zginęły wskutek wstrząsu. Były poprzyganiatane kamieniami, czy przebite rurami. Jedno było nawet spalone, a leżące dookoła szczątki próbówek, dawały jasny obraz sytuacji. Widać tąpnięcie przyszło w momencie gdy biedak testował coś mocno wybuchowego.

Idąc tak myszka usłyszała nagle ciche pikanie. Błyskawicznie dostrzegła źródło i skoczyła odruchowo za jeden ze stołów. Na suficie znajdowało się jakieś urządzenie, które cicho piszcząc obracało się w lewo i prawo, “obserwując” kawałek terenu. Gdy wizjer przesuwał się po ciele naukowca, które leżało na środku przejścia, na chwilę na urządzonku zapalała się czerwona lampka.
Nie mając pojęcia z czym ma do czynienia Razija zdecydowała się przejść obok urządzenia kiedy to odwróci wzrok i nie będzie na nią patrzeć. Przylgnęła do ściany i przesunęła się w martwy punkt pod urządzeniem. Stąd dostrzegła, że na dalszej ścieżce jest więcej takich urządzeń. Ponadto do jej okrągłych uszek dotarły nieprzyjemne odgłosy. Dźwięk czegoś rytmicznie opadającego na ziemię, czegoś ciężkiego i bardzo przypominającego kroki.

Widząc że cała droga przed nią jest naszpikowana tymi dziwnymi obracającymi się, mrygającymi i pikającymi ustrojstwami Razija postanowiła je unieszkodliwić, nie zdołałaby bowiem zbadać laboratorium tak dokładnie jak chciała gdyby musiała na każdym kroku na nie uważać. Wyciągnęła łapki do góry żeby chwycić mechanizm i oderwać go od sufitu, a potem wycofała się na poprzednią pozycję za stołem. Zamierzała zaczekać tam aż, cokolwiek co powodowało hałas wkroczy w jej pole widzenia, niejako przy okazji dowiadując się jak na to coś reagują czujniki.

Skryta za przewróconym stołem myszka obserwowała drogę, z której dochodziły coraz głośniejsze łupnięcia. Po chwili w ciemości począł majaczyć wysoki i masywny kształt. Gdy światła czujników przesuwały się po nim, błyskały na czerwono, tak samo jak w wypadku martwego ciała naukowca. Była to maszyna o zbliżonej do ludzkiej formie, golem jak to określano w wielu światach. Jego ciało pokrywała gruba warstwa pancerza, a malutka głowa osadzona była głęboko między wielkimi ramionami. Zamiast prawej dłoni miał wmontowany olbrzymi topór, na ruchomym przegubie. Takie zamontowanie broni dawało o wiele większą swobodę w jej stosowaniu. Oczy Golema świeciły podobnie do urządzeń zamontowanych na ścianach. Rozglądał się on czujnie, powoli zbliżając się w stronę gdzie ukrywała się Razija.


To nie robot zabił naukowców, ale myszowata nie była naiwna, topór zamiast ręki i gruby pancerz dobitnie świadczyły o przeznaczeniu konstrukta i nie było nim z pewnością oprowadzanie gości po laboratorium. No cóż, będzie musiała sobie jakoś z tym poradzić. Skoncentrowała się, a jej futerko przebiegła fala migotliwego światła, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła, zwiadowczyni skupiła energię shinsoo wokół swego ciała uznając, że w starciu z metalowym wojownikiem każda dodatkowa ochrona może okazać się na wagę złota. Wciąż nie ujawniając swojej pozycji starała się dostrzec jakiś słaby punkt w jego budowie, odstający przewód, luki w pancerzu pozwalające poruszać się stawom, oczy które mogłaby rozbić, cokolwiek co zdołałaby wykorzystać. A kiedy robot już prawie odkrył jej pozycję cisnęła oderwanym z sufitu kawałkiem elektronicznego złomu w kont pomieszczenia by odwrócić jego uwagę i przywołała swoją najlepszą przyjaciółkę, ciemność.

Robot nie miał wielu słabych punktów. Co prawda jego stawy były mniej chronione niż reszta ciała, ze względów technicznych, jednak żądne obwody czy łącza nie wychylały się spod pancerza. Był to fachowo wykonany strażnik, który miał pełnić swoje obowiązki. Gdy Myszka cisnęła kawałkiem w kąt, gigant odwrócił się, ukazując jej plecy. Na nich znajdowała się klapka, zapewne służąca pomocą w procesie naprawczym. Jednak teraz była ona zaśrubowana czterema grubymi nitami, chociaż możliwe, że łatwiej będzie ją przebić niż resztę pancerza.
Gdy tylko przywołała mrok, golem odwrócił się, a jego oczy błysnęły mocniej, jak gdyby wyczuł to nienormalne natężenie shinso.

Razija przystąpiła do działania, postanowiła wykorzystać jedyny słabszy punkt pancerza jaki zdołała dostrzec. Zdjęła przewieszony przez ramię karabin i pod osłoną mroku zaczęła okrążać robota żeby strzelić mu w plecy. Celowanie nie było jej mocną stroną, ale przy odpowiednio małej odległości nie miało to znaczenia. „Jeśli kula nie zdoła przebić się przez blachę to szabla tym bardziej.”- pomyślała.
Mysz czuła na sobie wzrok golema, co znaczyło, że mimo mroku dostrzegał ją. Jednak była dla niego zbyt szybka. Nim jego ociężałe cialsko zdążyło się obrócić, Razija niemal siedziała mu na plecach, z lufa karabinu przystawioną do blachy. Nacisnęła spust, a kula z hukiem opuściła bezpieczne schronienie magazynku i udała się na podróż po wnętrzu robota. Z dziury która wyrwała w klapie sączył się dym, jednak trudno było ocenić efekty ataku. Golemy nie słynęły z pokazywania bólu.
Ramię golema obróciło się nagle, tak jak żadna ludzka kończyna nie byłaby wstanie. Metalowe paluchy chciały zacisnąć się na myszce, ale ta odbiła się stopami od dłoni wroga, i zgrabnym saltem wylądowała na ziemi za nim.

Nie miała pojęcia jakie szkody poczyniła w mechanicznym ciele robota, może uszkodziła coś ważnego i chwile działania maszyny są już policzone, a może wręcz przeciwnie nic nie zdziałała swoim atakiem. Tak czy siak zamierzała powtórzyć manewr jeszcze raz zanim ewentualnie zmieni taktykę. Fakt iż golem widzi jej poczynania uznała za interesujący, ale nieszczególnie się nim przejęła. Byłoby nie do pomyślenia gdyby nie trafiała od czasu do czasu na istotę zdolną przeniknąć wzrokiem magiczną ciemność, poza tym wyłączenie wizji nie było jedynym atutem Chmury Mroku. Korzystając z faktu że znowu miała przed sobą plecy przeciwnika, z wyraźnie widocznym w nich otworem, wycelowała i nacisnęła spust. Tym razem wylot lufy od blachy dzieliło około pół metra. Nie mogła pozwolić by sięgnęły jej mechaniczne paluchy.

Kula przeszyła mrok, jednak tym razem nie dotarła do klapy. Nie wprawione w obsłudze karabinów dłonie myszowatej, nie wytrzymały odrzutu, przez co pocisk zboczył z trasy. Kula uderzyła w szeroki bark golema, odbijając się od niego z cichym brzdękiem.
W łokciu wroga coś kliknęło, a ten odskoczył na bok, niczym wieko opakowania z cukierkami. Jednak zamiast słodkości, ze środka wyleciała sporej wielkości, metalowa kula, rozpędzona niczym przy wystrzale z armaty.
Razija zdążyła przeturlać się w bok, pozwalając by pocisk wyleciał z chmury mroku, przebijając się przez kilka komputerów. Widać golem, miał zabić intruzów bez względu na koszta.

Przeklinając cicho zwiadowczyni stanęła na równe nogi. Naiwnie myślała że jest dość silna by utrzymać broń dostatecznie nieruchomo, ale najwyraźniej była w stanie umieścić pocisk tam gdzie chciała tylko opierając lufę o cel. Robot radził sobie z tym o wiele lepiej, gdyby nie jej nadzwyczajnie spotęgowany shinsoo refleks skończyłaby z dziurą w brzuchu. Nie bardzo wiedząc co właściwie robi i czy ma to jakikolwiek sens puściła karabin, chwyciła rękojeści szabli i ruszyła wyjmując ostrza już w biegu. Jej celem było jedno z biurek. Wskoczyła na nie i użyła jako odskoczni wybijając się w stronę golema. Używając połączonej siły rozpędu, mięśni i ciężaru swojego ciała skierowała czubki szabli w jarzące się czerwienią oczy maszyny w widowiskowej próbie penetracji stalowej czaszki.

Ostrza wbiły się w czerwone punkciki, A metaliczne skrzypienie wydarło się z gardła golema, gdy ten uniósł łapska by na ślepo chcieć łupnąć nimi w Razije. Jednak ta na czas zniknęła za sprawą Dark Teleportu, przez co strażnik przygrzmocił piąchami w swoją własną łepetynę. Był to cios na tyle silny, że opadł on na ziemię, a kilka kabli, które wyskoczyły z jego czaszki, rzucało niespokojne iskry na wszystkie strony.
Widok ten wywołał uśmiech na mysim pyszczku.
-Nie jesteś z byt bystry co?- zapytała przyglądając się wyładowaniom. Kolejny przeciwnik z głowy, była z siebie dumna, mimo to miała nadzieję że więcej podobnych tworów nie spotka.

Zyskawszy pewność że strażnik już się nie podniesie podjęła przerwaną wędrówkę, unieszkodliwiając po drodze kamery tak jak to zrobiła z pierwszą.
 
Agape jest offline  
Stary 13-11-2014, 13:34   #113
 
Suchoklates's Avatar
 
Reputacja: 1 Suchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skał
Fenrir obserwował egzekucję z uśmiechem. Różnił się on jednak znacząco od tego, który zazwyczaj zdobił jego oblicze. Należał on do osoby, która obserwowała coś, co przypominało jej o przeszłości, i jakkolwiek to w tej sytuacji nie brzmi, całkiem miłej. Wyprostował się, kiedy kapitan skierował się w jego stronę. Szaleniec czy nie, czerwonowłosy na swój pokraczny sposób polubił tego człowieka.
-Pani e strategu, będzie mi Pan potrzebny. – zaśmiał się kapitan, opierając miecz o ramię. – Chodź do mojego gabinetu, mam dla Ciebie ważne zadanie. Jak sądzisz, powinienem je przydzielić właśnie tobie? - zapytał czerwonookiego.
-Jeśli jest to coś, co ma być zrobione dobrze i nie dotyczy to czyszczenia kuwety Berserkera, to tak. W przeciwnym razie mój Jednoręki współlokator się lepiej nada. - Odrzekł ten wesoło, ruszając za Shiraseiem.
Dobrze powiedziane, u siebie wyjaśnię ci o co chodzi. -stwierdził idąc przed Fenrirem w stronę bocznych drzwi do rezydencji. - Jak ci się w ogóle tu u nas podoba? Może jak się stąd wyrwiemy zostaniesz z nami na stałe?
-Podobają mi się zasady jakimi utrzymujesz tę bandę w ryzach. - Oznajmił mając na myśli egzekucje, którą oglądał przed chwilą. - Wygląda na to, że Twoja grupa lubi podejmować się niecodziennych zadań. Czemu nie, brzmi zabawnie.. - Dodał w odpowiedzi na drugie pytanie. Chociaż szczerze wątpił, aby udało się stąd im wyrwać. A przynajmniej nie tak łatwo, jakby chciał tego Shirasei.
- Czemu wszedłeś do wieży? -zapytał niespodziewanie czarnowłosy, odwracając się tak gwałtownie, że Fenrir wpadł na niego i obaj spojrzeli sobie w oczy.
-Chciałem coś zmienić, jak prawie każdy. - Oznajmił wilk wzruszając lekko ramionami. Nie pozwolił, aby w jego odpowiedzi pojawiła się choćby chwila zawahania, a w chłodnych oczach próżno było się doszukiwać zwątpienia. -Powody regularnych są tak bardzo uzależnione od światów z których pochodzą, że gdyby je porównać, niektóre z nich lepiej zachować dla siebie... żeby nie spalić się ze wstydu. - dokończył pół-żartem nieco nie pasującym do poważnego wyrazu twarzy.
- Świetnie powiedziane! -ucieszył się kapitan, po czym już w milczeniu doprowadził czerwonowłosego do swego gabinetu. Wkroczył do środka, zapraszając go za sobą. -Chcesz coś do picia, panie strategu? -zagadnął, otwierając nieźle wyposażony barek.
-A co gospodarz może polecić? - Fenrir raczej nie miał okazji ani powodu, aby zapoznawać się z różnymi rodzajami trunków. Nie chciał jednak odmówić wiedząc z obserwacji, że wielu ludzi lubi pić lub jeść przy omawianiu ważnych spraw. Nazwałby to swego rodzaju śmiesznym nawykiem, który pomagał budować zaufanie. Truciciele mieli zgoła inne zdanie na ten temat.
- Nigdy o to nie pytaj. -zaśmiał się Shirasei rzucając Fenrirowi piwo. - Gospodarz zawsze poleca to, czego stracić mu najmniej żal. - stwierdził, odstawiając ogromny miecz pod ścianą, i odkorkowując butelkę. Wilk uważał, że to zależy od charakteru gospodarza, jednak powstrzymał się komentarza i skwitował to nikłym uśmiechem, otwierając przy tym piwo i słuchając dalszych słów przywódcy bandy wyrzutków -Dobra ale dość takich pogadanek, chce żebyś coś dla mnie zrobił. A dokładniej przyczynił się do śmierci paru osób. Zainteresowany?
Upił kilka łyków i spojrzał zaciekawionym wzrokiem na Shiraseia. - Zamieniam się w słuch. - odrzekł wiedząc, że i tak nie ma wielkiego wyboru. Nie był tu przecież na wakacjach.
-Z tego co mówią mi moi zaufani szpiedzy Flint chce wypowiedzieć nam otwarta wojnę. No i ma u siebie latarnika. -stwierdził, siadając ciężko na krześle. -Oczywiście chętnie zmierzę się z nim w polu i zetrę tych zasranych idiotów w pył. Jednak on kiedy zacznie przegrywać, prędzej zabije swoja latarnie niż mi ją odda. -stwierdził, gdy jego oczy błysnęły groźnie. -Dla tego kiedy on ruszy na fort gdzie dowodzi Das i Dan my wyślemy kilku ludzi po latarnię. Ale to oznacza, że tamci którzy zostaną w forcie zginą. Mała strata, Dasowi i Danowi kazałem się ulotnić, reszta idiotów mnie nie obchodzi. Ale mamy tam sporo sprzętu, nie chce by Flint go dostał. Dla tego chce, żebyś też się tam udał… no i wysadził cały magazyn ze sprzętem. -zakończył formułowanie prośby szerokim uśmiechem.
Pan Strateg wysłuchał “prośby” w milczeniu, mrużąc tylko nieco oczy, gdy Shirasei przeszedł do części, która dotyczyła jego. Przystawił butelkę do ust i upił kilka kolejnych łyków, aby następnie podsumować to wszystko cichym westchnięciem. - Da się zrobić. - Odrzekł tylko, choć w jego spojrzeniu czaiło się coś… innego. Ni to niezadowolenie, ni strach - ot, chyba wydawało się zawierać lekki wyrzut w stronę dowodzącego twierdzą, ale również zrozumienie. Na swój sposób oznaczało to mniej więcej tyle, że sam niejako spisany jest na straty. Tak przynajmniej wynikało z czytania między wierszami.
W rzeczywistości nie bardzo mu to przeszkadzało, jednak skoro zdecydował się pobawić w tę całą szopkę, to wypadało dobrze w niej wypaść. Zresztą, takie zadanie było testem jego umiejętności. Gdyby wypadł dobrze Pan Kapitan zapewne dołączyłby go do jego śmiesznego składu. Pytanie - czy sam Fenrir aka Set, chciał je dobrze wykonać? -Jak się tam dostanę? - Zapytał.
-Delish cie zawiezie. Weźmiecie jeden z łazików. Nasz wspaniały i dzielny tarczownik, powie wszystkim, że przyszliście w zastępstwo moich ulubionych władców piasku, a ty w tym czasie zajmiesz się hangarem. Banalne, co? -uśmiechnął się Shirasei, upijając większy łyk piwa.
-Oho, Szeryf? - Obecność blondyna zmieniała nieco postać rzeczy. - W takim razie będzie to śmiesznie łatwe… O ile Pan Delish nie będzie miał nic przeciwko wysadzeniu własnych ludzi. Nie chcę kwestionować jego lojalności wobec Ciebie, ale widziałem już wielu, którzy zdecydowali się zbuntować ze względu na własne poczucie moralności.
-Ludzi nie wysadzicie...tylko skład z bronią. Ludzi zabije Flint. -zaśmiał się Shirasei. -Delish jest lojalny...jeżeli nie wobec mnie to wobec naszych szefów. Zresztą nie ma wyboru. Musi współpracować z nami, innej nadziei dla niego w tej wieży nie ma. -dodał dość tajemniczo przywódca tej bandy.
-Wybacz, chodziło mi o to że wysadzenie składu pełnego broni i amunicji może być... nieco bardziej widowiskowe niż się spodziewamy. Zresztą przy dobrym wykorzystaniu środków, to dobry sposób, aby pozbyć się następnych właścicieli fortu. - Oznajmił lekko zamyślony, nie jednak nad jak najefektywniejszym wykonaniem swojego zadania, ale nad kwestią Delisha. Od razu wiedział, że coś jest na rzeczy, a teraz zaczęła go zżerać czysta ciekawość. Z pewnością pogada sobie z Szeryfem w drodze. No - przynajmniej spróbuje.
-Kogo chcesz wysłać po latarnię? - zapytał nagle, odbiegając nieco od tematu.
-To chyba juz nie twój interes prawda? -zapytał szorstko Shirasei. -Latarnia to nie twój porblem.
-W takim razie… kiedy mam wyruszyć? - kontynuował czerwonowłosy, zupełnie niezrażony odpowiedzią kapitana.
-Najlepiej jeszcze dziś...dogadaj się z Delishem, on w końcu z tobą jedzie. -odparł kapitan, opróżniając butelkę do połowy. -Tylko nie spierdol roboty Set, inaczej przestaniesz być moim ulubionym strategiem.
-Jak sobie życzysz. Od razu się do niego udam. - Oznajmił, obracając się i kierując się w stronę wyjścia. Następne słowa kapitana wywołały na jego twarzy charakterystyczny uśmiech. - O to się nie musisz martwić.. - rzekł nim wyszedł z gabinetu, aby odwiedzić Pana Szeryfa.

Wejście Fenrira do biura Delisha poprzedziło ciche pukanie. Czerwonowłosy pozbył się gdzieś po drodze butelki z piwem. - Słyszałeś o naszym zadaniu? - zapytał na wstępie tarczownika, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym nie miał jeszcze okazji przebywać.
Delish objął jako gabinet jeden z dawnych pokoików gościnnych. Niewiele się tu zmieniło, ale widać było że mężczyzna lubi porządek. Ciężka zbroja wisiała na stojaku, a tarcza oparta była obok o ścianę. Dokumenty na biurku były poukładane, a w miejscu panował nienaganny porządek.
-Tak. - odparł krótko blondyn. -Mamy jechać i...wysadzić skład broni. -ostatnie zdanie z trudem przeszło mu przez gardło.
-No właśnie… - Mruknął jego gość, zbliżając się powoli do stojaka. - Nie wydajesz się być zadowolony. - stwierdził , oglądając z zainteresowaniem zbroję - Nie zgadzasz się z taktyką Kapitana?
-To czy się zgadzam czy nie to moja sprawa. Rozkaz to rozkaz. Póki Shirasei dowodzi, należy wykonywać zadania. -odparł blond włosy tarczownik.
-Póki dowodzi lub dopóki jego pracodawcy trzymają Ci nóż przy szyi? - spytał dziwnie beztrosko, przechodząc do oglądania tarczy. - Ślepe wykonywanie rozkazów w niczym Ci już nie pomoże. Wątpię żeby wasi pracodawcy porzucili Was tu przez pomyłkę, powinieneś już dawno się tego domyślić. No chyba że... - odwrócił się i z serdecznym uśmiechem podszedł do biurka za którym siedział blondyn. Oparł dłonie o jego blat i lekko się nachylając kontynuował - Twoim prawdziwym zadaniem jest upewnić się, że ta gromada się stąd nie wydostanie. - odsunął się nie czekając na odpowiedź, chociaż będąc nią żywo zainteresowany. Sięgnął ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął złoty zegarek. Zmarszczył brwi sprawdzając godzinę, jakby zaraz miał się gdzieś spóźnić.
-To jak? Ruszamy? Pan Kapitan dał mi jasno do zrozumienia, co się ze mną stanie jeśli nie wykonam dobrze roboty. - oznajmił zmartwionym głosem, jakby wszystko co mówił przed chwilą nie miało miejsca.
Delish patrzył w plecy Fenrira, milcząc przy tym. Dopiero po chwili wstał i ruszył w stronę swej zbroi. -Tak zaraz wyruszamy. Przygotuj wszystko co Ci potrzebne...chce to załatwić szybko. -stwierdził, zbytnio siląc się na obojętność, by była ona prawdziwa. -Im szybciej wykonamy to zadanie, tym prawdopodobniejsze, że szybciej wrócimy do domu. - dodał, bardziej do siebie, niż do Fenrira.
Czerwonowłosy nie miał pojęcia czy Delish jest podwójny agentem czy desperatem kurczowo trzymającym się skrawka nadziei. Miał jednak ochotę się tego dowiedzieć, chociaż bez zbędnego pośpiechu. - Jestem gotowy, więc poczekam przed gabinetem. - zakomunikował i wyszedł na zewnątrz.
 
Suchoklates jest offline  
Stary 06-02-2015, 15:46   #114
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
O Myszy która uratowała świat


Razija poruszała się poprzez zniszczone ukryte laboratorium. Miała jeden cel – dotrzeć do tajnej broni o której powiedział jej nieznajomy inżynier. Tylko czy człowiek na skraju śmierci mógł myśleć logicznie? Trzymać swe wspomnienia w takiej formie by dokładnie przekazać je innym? To miało niedługo się okazać. Dziewczyna widziała jeszcze kilka golemów strażniczych, jednak były one nieaktywne. Ciągłe wstrząsy i wyładowania energii musiały je powyłączać, a niektóre skończyły pod ciężkim kawałkiem zbrojonego betonu. Tak wiec dalsza droga ograniczała się tylko do unikania kamer – do których to myszka miała negatywny stosunek.
Znalezienie docelowego miejsca nie było trudno. Ogromna metalowa klatka, której nawet wstrząsy nie były wstanie ruszyć z miejsca. Wystarczyło nacisnąć jeden guzik, by z sykiem drzwi uniosły się ku górze. W środku było zaś coś, czego Razija się nie spodziewała.


Basen wypełniony dziwaczną cieczą, a w nim zaś kobieta. Mimo ze tkwiła w jednej pozycji – z palcami zaciśniętymi na skroniach, wydawała się żywa. Czarny przylegający do ciała strój, był mokry od zielonkawej cieczy, ale widać było delikatne ruchy ciała pod nim. Malutkie usta poruszały się bez przerwy, jak gdyby dziewczyna bezgłośnie prowadziła niekończący się dialog. Jej oczy skryte były zaś pod ciężką opaską z nieznanego myszy materiały. Kable z opaski wchodziły w czaszkę jak i kręgosłup zanurzonej w cieczy osobniczki. Razija czuła niezwykły niepokój ale i ciekawość.
Dotknęła lekko pazurkami ciała kobiety i wtedy nastąpił błysk. Całe piętro na chwilę zostało zalane białym światłem, a wraz z nim wszyscy którzy znajdowali się na nim. Ci skryci w jaskiniach, Ci za murami fortu, Ci którzy akurat byli w trakcie walki, nawet grupa ukryta w świątyni czasu.
Biały blask oślepił każdego na kilka sekund… a kiedy wróciła im zdolność widzenia, wszyscy znajdowali się w nowym, nieznanym miejscu. Nie było dookoła tych samych osób, co wcześniej, z ziemi wstawały nieznane im osoby. Jednak było cos co napełniało serce radością.
Wszyscy byli w wielkim mieście, które żyło. Po ulicach pędziły energetyczne samochody, a ludzie i inne stwory patrzyły dziwnie na nagle przeteleportowanych regularnych.
Uciekli i przeżyli – mimo, że nigdy nie będzie im dane poznać swej wybawicielki.

Tower of God piętro 2&3 The End.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172