Obren nie raczył odpowiedzieć Klarze. W amoku parł przed siebie, unosząc wysoko siekierę. Zbliżając się do ławy bardziej przypominał rashemeńskiego berserkera, niż myśliwego z Przesieki. Skacowany łotrzyk nie zamierzał wdawać się w walkę z furiatem. Zwinnie przemknął nad ławą, stając za plecami kapłana Tempusa. Podobnie Klara nie zamierzała zasmakować ostrza lśniącej siekiery – wycofała się w stronę paleniska.
-
Zróbcie coś z nim! Kompletnie oszalał! – krzyknęła.
-
Padnij! – krzyknął Rardas. Chwilkę później nad głową myśliwego pomknął talerz. Ostatecznie trafił w podwieszony pod sufitem świecznik.
Sara nie wstając z ziemi odpełzła jak najdalej od Obrena.
Draugdin tylko westchnął ciężko. Toż to nawet walka nie była, a jedynie karczemna bójka. Dopił do końca mleko po czym wycelował ciężkim drewnianym kuflem tak aby trafić mniej więcej w okolice nosa by spowodować zamroczenie i rzucił z całej siły w kierunku zaślepionego szałem olbrzyma. Niestety kufel średnio nadawał się na pocisk i niegroźnie poleciał dobre pół metra od głowy celu.
Krasnolud zareagował najpóźniej. Wiedział jak uspokoić rozjuszonego mężczyznę – potrzebował do tego jednak odrobiny magii zesłanej mu przez Moradina. Wyszeptał krótką modlitwę, której ostatnie słowa nabrały władczości.
Magia zadziałała! Obren po prostu padł na ziemię tam gdzie stał.